Spanikowane konia, wypchały mnie i Armenka na sam tył, w pore oparłam się skrzydłem o ziemię bo inaczej bym upadła prosto pod kopyta tego mutanta, a tak odskoczyłam na bok z synem.
-Marcella uciekaj- wujek z góry zaatakował mutanta i jednym szybkim ruchem przebił jego łeb na wylot ostrym prętem.
-Wujku uważaj!- krzyknęłam kiedy za nim pojawił się kolejny, wielki mutant, ale zamiast na wujka, zaszarżował na mnie, chwyciłam syna i podleciałam aż po sam sufit, podkuliłam nogi jak najbardziej mogłam, aby podskakując mnie nie złapał. Poczekałam na odpowiedni moment, kiedy wujek zajął się kolejnym mutantem, a wleciałam do tunelu, mając syna dalaj na grzbiecie.
-Leo!- krzyknęłam, i to był zły pomysł, zwróciłam jedynie na siebie uwagę, w oddali, w mroku tunelu zobaczyłam czerwone oczy, a zaraz po tym po jaskini rozniósł się warkot połączony z jękiem i odgłosem ocierających o siebie kości, wmurowało mnie w ziemię, zaniemówiłam ledwie przełykając ślinę, uświadamiając sobie, że to coś idzie na mnie a ja nie mam żadnej drogi ucieczki.
-Tutaj!- krzyknął ktoś za mną, mimo to nie ruszyłam się, ze strachu, i niepewności czy mam się ruszyć czy nie, w końcu ktoś mnie pociągnął za ogon, i skierował do tunelu kilka kroków za mną, musiałam go przegapić wlatując tu tak szybko.
-Leo- zobaczyłam go przed swoimi oczami, wtuliłam się w niego zapominając kompletnie o tym mutancie zaraz za rogiem.
-Nie wiedzą że się oddaliłem, chodź, powinni być niedaleko- pobiegłam jego śladami z synem na grzbiecie.
***
Dołączyliśmy do grupy koni którą prowadziło dwóch łowców, wzięłam opartą o ścianę broń i poszłam za nimi.
-Stójcie- łowcy stanęli, a my razem z nimi, zaczęliśmy nasłuchiwać, nastawiłam uszy, dobiegał do nas ogłos walki, po głosie rozpoznałam, że to mój wujek.
-Zostań z nimi, pomogę mu-powiadziała jedna z klaczy, łowczyć
-Poradzi sobie, sam nie obronię całej tej grupy
-Sami sobie będą musieli poradzić, mają broń, są przygotowani
-Tak, a jak zaatakuje nas mutant to dopiero będziemy mieli tu rzeź, lepiej zostań
-No chyba się nie boisz zostać sam z amatorami
-Nie o to chodzi, dobrze wiesz, mieliśmy ich chronić a nie skazywać na śmierć
-Większość sama się na to skazała
-Och przestań, zostajesz tu czy chcesz czy nie, Tytaj sobie da radę, jest z nas najlepszy
-Nawet najlepszym zdarzają się potknięcia
-Mów tak dalej to na pewno się coś stanie
-Jesteś zbyt przesądny
-Może i jestem, ale przestań w końcu tak gadać!
-A ty się nie wydzieraj, tylko ich zwabisz
-To twoja wina jak tu przylezą
-Yhym...jasne
-Dobra skończ już
-Ja nic nie zaczęłam- parsknęła. Podczas gdy oni się kłócili, ja dojrzałam w ciemnościach coś niepokojącego...nie wydawało praktycznie odgłosów przez co inni go nie słyszeli, jak i nie widzieli a że ja mam w sobie krew niebieskiego konia, to mam lepszy wzrok od innych koni.
-Leo...- szturchnęłam go
-Coś nie tak?
-On tu jest- obejrzałam się raz jeszcze, nadal tam stało, najwyraźniej czekało na odpowiedni moment. Przepchnęłam się między końmi i doszłam do łowców
-Możecie z łaski swojej przestać się kłócić?
-A ty się nie wtrącać?- klacz zmierzyła mnie wzrokiem
-Będę, bo mam takie prawo, mój wujek wami dowodzi a tam jest mutant, więc chyba lepiej abyście zajęli się naszym bezpieczeństwem niż sprzeczaniem się
-Ona ma rację, zawrzyj ten pysk i weź się do roboty- ogier wziął do pyska włócznie, klacz jednakże odeszła od nas
-Co ty robisz?
-A nie widzisz? radźcie sobie sami, mnie już to nie obchodzi, tyle co ja zrobiłam, narażałam życie...nikt tego nie docenił, twój wujek mną się zabawił, nadal mi na nim zależy ale jemu chodzi oczywiście tylko o jedno, a żeby się odwdzięczyć...ha zapomnij, jest draniem...samolubnym draniem!
-Zamknij się, zapomniałaś chyba o kimś- ogier zasłonił jej pysk swoim skrzydłem i popchnął ją lekko w stronę grupy, wyrwała mu się.
-Głuchy byłeś? radźcie sobie sami- zawróciła, akurat poszła w stronę tunelu gdzie czekał ten mutant, i jeszcze poszła bez broni...
Po około minucie rozniósł się jej krzyk i warkot tego potwora
-Ruszamy, szybko- pogonił nas ogier, pobiegliśmy w stronę światła słonecznego, wybiegliśmy na jakąś polanę w środku gór, wielkich, o ośnieżonych szczytach gór.
-Tutaj nie powinny się przedrzeć, nie w tych górach i nie w tych warunkach jakie panują na górze, poczekamy tylko na resztę, jedna z łowczyń zabarykaduje wejście.
Położyliśmy się wszyscy pod ogromnym drzewem iglastym, panowała tu niska temperatura, większość nie była na to przygotowana, już dawno zmienili swoją sierść, z zimowej na letnią, wię położyli się przy sobie, tylko ja z rodziną ułożyliśmy się na uboczu, okryłam ich swoimi skrzydłami.
-A ty Mercy?
-Wiesz że mi nie jest zimno- uśmiechnęłam się lekko
-No tak...zapominam o tym ciągle
-Martwisz się, to normalne skarbie....ehhh oby tylko mój wujek szybko się tutaj zjawił
-Zjawi się zjawi- odezwał się łowca- cicho wszyscy! ktoś biegnie- ogier stanął przy wyjściu, po chwili pojawiła się pozostała czwórka łowców, a za nimi zaraz mój wujek.
-Gdzie reszta?-spytał ten ogier
-Polegli, one najwyraźniej wiedziały co robią, wiedziały że będziemy w tunelu, te mutanty się rozwijają i będzie chyba coraz gorzej
-A Juna gdzie jest? miała być z tobą- wujek podszedł do ogiera
-Miała pretensje o wszystko, głównie o ciebie, zrezygnowała z tego i odeszła od nas...no i ją zaatakował mutant
-Pozostawiłeś ją samej sobie?
-Próbowałem ją zatrzymać, ale się uparła, wyrwała mi się i odbiegła, co miałem zrobić?
-Dobra, mniejsza z tym, i tak ostatnio przestała przykładać się do swojej pracy...Yellow, zamroź proszę cię wejście- wujek zwrócił się do klaczy unipega, wszyscy odeszli na bok a ona pokryła całe wejście lodem, wcześniej, w środku tworząc ostre sople lodu.
-Długo tu nie wytrzymają, musimy coś wymyślić
-Wiem o tym- wujek spojrzał ku górze
-Większość z nas spokojnie może latać nad tymi górami- wzrok wujka powędrował i na mnie- i ty też bratanico
-Że ja?-zdziwiłam się
-Masz w sobie krew niebieskiego konia, wytrzymasz każde warunki, no i dobrze radzić sobie w powietrzu, silne wiatry chyba nie stanowią dla ciebie problemu...
-Chyba nie...nie wiem
-Nie zgadzam się na to, nie będziesz ryzykować- zaprotestował Leo
-Nie ma wyboru, z nas może lecieć tam tylko trójka, a potrzebna jest czwórka, do patrolu
-To tylko patrol Leo, nic mi się nie stanie
-Nie latałaś w takich warunkach
-Mamie mnie uczyła...raczej nic mi nie będzie
-Jednak wolałbym abyś została
-Nic jej nie będzie- podszedł wujek- polecisz narazie ze mną, zobaczymy jak sobie radzisz...
Leon [zima999]^^Dokończ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz