- Wracaj Mercy... - szepnąłem, martwiłem się o nią coraz bardziej, może i była odporna na zimno, ale mogła sobie nie poradzić z urwistym wiatrem.
Zapadła noc, jakoś wepchnąłem się na siłę między konie, wraz z Armenem, wciąż pilnowałem żeby się nie przeziębił. Mieliśmy zasnąć, żebyśmy byli gotowi do dalszej wędrówki, ale nie zamierzałem spać, do puki Marcella nie wróci. Niespodziewanie łowcy wyszli na przód grupy z bronią w pyskach, ci co się obudzili stanęli gwałtownie z ziemi. Ja także, uważając przy tym by nie zbudzić syna.
- Spokojnie... To nie mutanty, tylko mroczne konie - odezwał się jeden z łowców.
- Tak, to tylko mroczne konie, na pewno nic nam nie zrobią - powiedziałem ironicznie.
- Tato, gdzie mama? - spytał Armen, który teraz już się obudził, bo zrobiło się głośno, nic dziwnego jak wszyscy zaczęli coś mówić między sobą i siać panikę.
- Jeszcze nie wróciła... Ale wujek twojej mamy jest z nią, nic jej z nim nie grozi - sam chciałem wierzyć w te słowa. Po części ufałem Tytanowi, ale nie mogłem pojąć po co narażał Marcelle na niebezpieczeństwo.
- Czego tu chcecie? - zapytał groźnie łowca, za nim stanęło kilka koni z grupy, tych amatorów, jak to nazwała łowczyni co się wtedy pokłóciła z łowcą. Ja także zamierzałem walczyć. Przecisnąłem się tak że stanąłem obok łowcy.
- Chcą pomóc, im także zagrażają mutanty - przez kilka mrocznych koni przebiła się Selma. Byłem zdumiony że w ogóle przeżyła.
- Znają kilka tuneli, przez które można łatwo i szybko przejść w dane miejsca, są ukryte w miejscach, o których wy nawet nie macie pojęcia.
- Chyba sobie kpisz, to mroczne konie, nie mówiąc że ty także nim jesteś! - zaprotestowałem.
- Nikogo nie będziemy zabijać, chcemy tak jak wy uwolnić się od tych potworów - odezwał się mroczny ogier.
- Zawrzyjmy sojusz, my wam pomożemy, nie zabijając nikogo z was, a wy pozwolicie nam dołączyć do was. Same korzyści - dodała mroczna klacz.
- Oczywiście do czasu aż uwolnimy się od tych...
- Mutantów - dokończył za kolejnego mrocznego konia łowca.
- Zaczekajmy na Tytana - odezwała się któraś z łowczyń. Selma tymczasem wróciła sama do grupy, a mroczne konie zaczekały przed łowcami. Niektóre z nich zaczęły posilać się zwłokami.
- Po coś ty ich tu przyprowadziła?! - podszedłem do Selmy, która stanęła gdzieś na uboczu.
- Przydadzą się do walki...
- Zabiją nas! A mutanty jeszcze dokończą dzieła!
- Nic się nie stanie...
Parsknąłem: - Ty tak uważasz, ja wiem że nie wolno im ufać.
- Nie miałam wyjścia! Uratowali mnie, więc musiałam im pomóc inaczej by mnie zabili, uważasz że im ufam? Nie... Przez takich jak wy sama siebie znienawidziłam za to kim jestem... Inaczej nie udawałabym zwykłej klaczy, nie nosiłam tego! - wskazała na medalion, szarpiąc go nogą, ale nie udało jej się go zerwać, chyba nawet nie zamierzała tego zrobić. Odbiegła ode mnie, właściwie nie zastanawiałem się gdzie, bo usłyszałem trzepot skrzydeł. Odwróciłem się i zobaczyłem Marcelle wraz z resztą pegazów. Od razu do niej podbiegłem, przytulając się mocno. Odepchnęła mnie lekko skrzydłem, ale zaprotestowałem, wtulając się w nią jeszcze mocniej: - Nigdy nie znikaj na tak długo, zwłaszcza w tym koszmarnym miejscu, coś mogło ci się stać...
- Później się poprzytulacie, teraz mamy ważniejsze sprawy do omówienia - wtrącił się Tytan odpychając nas od siebie, pewnie dlatego wcześniej Mercy chciała zaczekać z czułościami.
- Nic mi nie jest Leo... - dodała szybko.
- Musimy się wynosić, bo większość tu zamarznie, droga będzie dość trudna, bo będziemy zmuszeni iść środkiem gór, czeka nas mnóstwo szczytów do pokonania... - Tytan zwrócił się do wszystkich, potem patrząc na łowce, który stał obok niego.
- Drugim wyjściem są mroczne konie, które ponoć znają bezpieczne tunele, przez które można się stąd wydostać, możemy im zaufać, ale z ryzykiem że nas zdradzą, albo wprowadzą w pułapkę - powiedział łowca: - Są tutaj, rozmawiałem z nimi, cały czas czekają, a dwoje z nas mają ich na oku, w razie niespodziewanego ataku...
- Posilili się zwłokami koni, to chyba jasne że nie zawahają się zabić kogoś z nas - dodałem. Absolutnie nie chciałem pozwolić by mroczne konie do nas dołączyły.
- Ale czy opłaca nam się was atakować, sami jesteśmy w takiej samej sytuacji jak wy! - wtrącił się jednej z mrocznych koni, podeszła do nas cała grupa. A ja odruchowo znów osłoniłem Marcelle.
- Co robimy wujku? - spytała Mercy, Tytana.
Marcella (loveklaudia) dokończ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz