Menu

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Zmiany cz.11 - Od Rosity, Karyme, Shanti, Szafira, Zimy

Od Rosity
Karyme w końcu dała za wygraną, wiedziałam że nie na długo. Pewnie jak tylko nacieszy się siostrą, znów będzie próbowała mnie pocieszyć. Przez te kilka dni nie mogłam zaprzeczyć że brakowało mi przyjaciółki i jej wsparcia. Szafir nie był taki żeby kogoś pocieszać, a rodzina miała własne problemy, w sumie te same, z mamą co i ja. Trzymałam jednak od tego wszystkiego dystans, tylko bardziej bym ich dobijała. Chciałam żeby ten koszmar się skończył. Ale nie, mama była coraz bardziej chłodna i obojętna wobec nas. Dziś wzięłam się nieco w garść i poszłam do niej, właściwie na siłę, bo nie wierzyłam że coś wskóram. Akurat była sama w jaskini, w tym samym miejscu co zwykle, czasami wychodziła na patrole, czasami, a ostatnio coraz to rzadziej.
- Mamo... - stanęłam w wejściu, czułam całą sobą jej obojętność i złość, tłumioną głęboko w sobie. Chciała żeby poszła, ignorowała mnie, ale wiedziała że tu jestem.
- Mamo, może... Porozmawiamy... - zrobiłam krok ku niej: - Mamo proszę... Proszę, spójrz chociaż na mnie... Odezwij się!
- Zostaw mnie samą - odwróciła się przodem do ściany, wzdychając ciężko, przeszkadzałam jej i to bolało, zwłaszcza że to czułam.
- Nie musi tak być... Ja mam już dość, słyszysz? Mam dość, dlaczego nas wszystkich odtrącasz? Jesteśmy rodziną...
- Tak jest lepiej, wyjdź stąd.
- Może chodźmy na łąkę... - złapałam ją za grzywę, wyszarpała mi się gwałtownie.
- Nie masz co robić?! Wyjdź stąd! Zostaw mnie samą! - poderwała się z ziemi, odpychając mnie od siebie. Cofnęłam się do tyłu, widziałam jak mięśnie mamy drżą, pewnie dlatego że była słaba, bo nie jadła zbyt dużo. Stanęły mi łzy w oczach.
- Nie daję już rady... Wiem co czujesz... - nie mogłam ich powstrzymać, wyleciało mi kilka z oczu, kiedy wzrok mamy był niewzruszony, zupełnie obojętny. Między czasie wróciła pod ścianę i się położyła.
- Ciocia Shady... Już nie wróci... Postaraj się pogodzić z jej śmiercią, musisz... - wstrzymałam się od płaczu: - Proszę... - wiedziałam że to na nic, nic do niej nie docierało. Wycofałam się na zewnątrz, stając chwilę pod jaskinią i zastanawiając się czy by nie spróbować jeszcze raz. W końcu jednak odeszłam tam gdzie poniosły mnie oczy, znów kompletnie załamana i bezsilna.

Wracałam nocą, było lato, więc było też w miarę widno. Przeszłam przez pustą łąkę, no prawie, gdybym nie zauważyła Tori leżącej w trawie. Zdziwiłam się i to mocno, przecież się nią opiekowali, zwłaszcza z Mają dużo razy ją widziałam. Podeszłam do siostry, przy jej pysku zauważyłam krew.
- Tori... - szturchnęłam ją lekko.
- Tori! - tym razem zrobiłam to mocniej. Musiałam ją szarpnąć żeby się ocknęła.
- Co ty wyprawiasz?! - wrzasnęła na mnie: - Nagle sobie o mnie przypomniałaś, co?! - szarpnęła mnie za grzywę, niemal mnie przewróciła.
- Ale jak cię prosiłam, żebyś coś zrobiła to nie! - krzyknęła nie dając mi dojść do głosu: - Jesteś do niczego!
- Przestań już! - przerwałam jej w końcu, zakrztusiła się, wykasłując krew.
- Co ci jest? - spytałam, ale Tori nadal nie przechodziło, rozejrzałam się wokół, nikogo tu nie było.
- Chodźmy do jaskini... Tata ci pomoże, albo Elliot... Ja nie bardzo wiem jak... - chciałam jej pomóc wstać, już nawet złapałam jej grzywy, ale mnie ugryzła, raniąc w bok. Zabolało tak że chciałam odruchowo jej oddać, ale ona była chora, jeszcze bym pogorszyła jej stan. Już od ocknięcia chciała się na mnie wyżyć, pewnie z powodu naszej mamy.
- Nienawidzę cię... - wymamrotała, głowa opadła jej bezwładnie na ziemie: - Masz wszystko gdzieś...
- Nie... Ja.. - chciałam się przyznać, ale nie przed Tori, nie mogłam jej powiedzieć że nie mogę sobie z tym wszystkim poradzić.
- Pójdę po Elliot'a... - poszłam w stronę jaskini.
- Nie ma go, taty i Majki też, już od dwóch, trzech dni... - wymajaczyła Tori: - A mama... Zostawiła mnie tu... - uspokoiła się już nieco, przechodząc z gniewu do rozpaczy: - Przeszła obok mnie, prosiłam żeby mi pomogła, a ona... Poszła dalej, jakby nigdy nic...
Położyłam po sobie uszy, zbliżając się do siostry, tym razem pozwoliła sobie pomóc. Poszłyśmy razem do jaskini, jednak nie za długo tolerowała moją obecność, kiedy wyczułam że zaczynam jej przeszkadzać, poszłam sobie, zostawiając ją w pobliżu cioci Florencji. Wyszłam na łąkę. Spacerowałam jeszcze długo, w końcu zasypiając gdzieś w pobliżu lasu. Postanowiłam się już nie wtrącać, bycie samemu było mniej bolesne... Rozmyślałam już nawet nad odejściem, nie wiedziałam jak pomóc rodzinie, w ogóle gdzie wszyscy po zniknęli? Została tylko mama i Tori... Czyżby coś się stało?

Tkwiłam tu jeszcze przez kilka miesięcy, zdaje się że trzy. Byłam już dorosła, mogłam odejść ze stada, ale wahałam się... Nie było łatwo zostawić rodziny, zwłaszcza że tata i Elliot wrócili... Ale gdzie Maja?
Zwykle wędrowałam po wyspie aż do nocy, albo nawet i kilka dni spędzałam po za domem. Nie umiałam odejść i praktycznie nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Ale nie dziś. Dzisiaj wyjątkowo zostałam w stadzie, krążyłam po łące próbując się dowiedzieć co z siostrą. Spotkałam Elliot'a, był rozgniewany i chyba nawet wracał z jaskini.
- Elliot... - zaczepiłam go niepewnie: - Co się stało z Mają? Nie wróciliście razem?
- Zaginęła już dawno, byłem z tatą ją szukać przez 3 miesiące i nic.
- Jak to? - skierowałam uszy do tyłu. Czułam się winna że nic nie zrobiłam, że nawet nie zainteresowałam się zniknięciem siostry, właściwie gdyby nie Tori nie zauważyłabym tego...
- Wybacz... Mogłam wam pomóc, ale... Nie wiem co mam robić... Chodzi o mamę...
- Lepiej o niej nie wspominaj - odszedł ode mnie, westchnęłam, kładąc już zupełnie uszy po sobie. Jak dostrzegłam rodziców, oddaliłam się nie znacznie, wolałam trzymać się od matki z daleka, zamierzałam zaczekać na tatę, aż będzie sam, ale na to się nie zapowiadało.

Od Karyme
Azura była bardzo żywiołowym źrebakiem, trzeba było ją mieć stale na oku. Dlatego przez te kilka miesięcy spędzała czas z rodzicami, Snow się z nią często wygłupiał, bawiła się też z innymi źrebakami pod okiem rodziców, bo nie raz przychodziły jej na myśl dość niebezpieczne pomysły. A ja tylko czekałam aż będę mogła zająć się siostrą, miała mi pomóc nieco rozweselić Rosite. Rosita znikała coraz to częściej, coraz rzadziej się spotykałyśmy i gdyby nie rodzina i Szafir byłam dość samotna, bo najlepsza w poznawaniu kogoś nowego nie byłam.
W końcu nadszedł bardzo upalny dzień i mama chcąc nie chcąc musiała zostać w jaskini, Snow dotrzymywał jej towarzystwa, a że Shadow jakoś nie bardzo dogadywała się z Azurą, została z nimi i mogłam sama zająć się siostrą. Najpierw poszłyśmy nad wodospad nieco się schłodzić.
- Pójdziemy w jakieś ciekawe miejsce? - spytała Azura, pijąc dość szybko: - A może się pobawimy?
- Poznasz moją przyjaciółkę, co ty na to?
- Jest źrebakiem? Kiedy będę się mogła iść pobawić? Popluskamy się we wodzie? - Azura wskoczyła już do wody.
- Może zwolnij nieco - zaśmiałam się, opryskała mnie wodą.
- Chodź Karyme, powygłupiamy się... Tak jak z tatą, go nie trzeba tyle razy prosić... - zaczęła ganiać po płyciźnie, bałam się że wejdzie zbyt głęboko. Wskoczyłam do niej, o dziwo popłynęła w stronę spadającej wody.
- Mama już cię nauczyła pływać?
- Aha... - przepłynęła na około mnie kilka razy, zaczęło mi się kręcić w głowie jak tak na nią patrzyłam: - Ile ty masz energii?
- Mama mówi że nieskończenie wiele - wyskoczyła z wody, otrzepała się nieco: - Tata ledwo zipie po tych naszych zabawach, a wtedy muszę namawiać mamę i odwrotnie... Kiedy poznam inne źrebaki?
- Już niedługo, może nawet jutro, ale dzisiaj pomożesz mi rozweselić przyjaciółkę, dobrze?
- Jasne... Idziemy już do niej?
- Najpierw musimy ją znaleźć.
- Zabawa w chowanego, ale fajnie... - odbiegła zdążyłam tylko powiedzieć: - Azu... - a zniknęła mi z oczu.
- Zaczekaj! - pobiegłam jej śladem, wtopiła się w wysokie, soczyste, zielone trawy. A mama mnie ostrzegała żeby jednak Shadow mi pomogła pilnować siostry, bo ta jest nieco zwariowana i dzika, i ma mnóstwo energii. Rzeczywiście... Azura taka była. Wreszcie ją dogoniłam stała już obok jakieś klaczy.
- To ona? - spytała.
- Nie, ale miło że się starasz... - odpowiedziałam, na szczęście klacz się nami nie zainteresowała, tylko zerknęła.
- To szukamy dalej, na pewno zgadnę... - znów odbiegła, a ja za nią.
- Może najpierw powiem ci jak wygląda...
- Zepsujesz niespodziankę - zawołała, przyspieszyłam nieco, gdyby nie ten upał było by łatwiej. Na szczęście Azura wpadła na Szafira, który ją zatrzymał i nie chciał przepuścić, mimo że siostra starała się go wyminąć.
- Miałaś racje, urocza, zwłaszcza jak się złości - zaśmiał się z lekka widząc minę Azury.
- To nie jest śmieszne, przepuść mnie! - naskoczyła na Szafira uderzając o niego.
- Już ledwo za nią nadążam - wysapałam: - Azura to... Szafir, mój przyjaciel.
- Nie lubię go... - odwróciła się do niego tyłem, a do mnie przodem, przestając się już przepychać, Szafir znów się zaśmiał, spojrzałam na niego porozumiewawczo żeby przestał.
- Już dobrze, przepraszam mała, w co się bawicie? - schylił się nad Azurą, odwróciła się do niego przodem i cofnęła parę kroków, tak że mogła spojrzeć mu w oczy.
- W szukanie kogoś.
- A kogo szukacie?
- Przyjaciółkę Karyme, nie wiem jak wygląda, ale chciałam zgadnąć...
- W stadzie jest tyle klaczy że będzie to trudne mała.
- Ja lubię wyzwania - stanęła dumnie: - I nie jestem wcale taka mała!
- Już ją lubię - spojrzał na mnie Szafir.
- Wiesz gdzie jest Rosita?
- Nie? Nie ma chyba sensu jej szukać...
- Pomożesz... - zbliżyłam się do Szafira szepcząc: - Zwłaszcza pilnować mi siostry, nie może ani na chwilę usiedzieć w miejscu.
- Ja mam niańczyć... No dobra, chyba będzie fajnie, nigdy tego w sumie nie robiłem... No i popatrz, kto już nam się oddalił - Szafir wskazał na Azurę, która była już daleko.
- Azura zaczekaj! - zawołałam za siostrą, słysząc przy tym śmiech Szafira.

Od Rosity
Zawędrowałam na ubocze, w oddali dostrzegłam mamę, musiała oddalić się od taty, albo się z nim pokłócić, wolałam nie sprawdzać co się stało. Zamierzałam poszukać Maji, zupełnie sama, choć nie wierzyłam że uda mi się ją znaleźć, ale miałam czas... Przynajmniej odpocznę od problemów...
- To może ona? - zaskoczył mnie głos z tyłu, obejrzałam się za siebie.
- Tak, tym razem zgadłaś... - powiedziała do klaczki Karyme.
- Ale ile koni zaczepiała po drodze - dopowiedział Szafir.
- Kim ona jest? - spytałam.
- To właśnie moja siostra, Azura.
- A ty jesteś Rosita? - odezwała się mała: - A tam to kto? - zrobiła już kilka kroków w stronę mojej matki, zatrzymałam ją szybko: - Nie ważne...
- Kto to? - czułam że nie odpuści i tak będzie musiała się dowiedzieć, więc jej odpowiedziałam: - Moja mama, przywódczyni, lepiej żebyś jej nie przeszkadzała... - popchnęłam ją lekko, chciałam już stąd pójść.
- Czemu z nią nie porozmawiasz? - spytała Karyme.
- Ostatnio jak próbowałam to chciała żebym ją zostawiła w spokoju... Więc niech tak będzie - odeszłam od nich, wiedząc że pójdą za mną.
- Powygłupiamy się z Azurą, będzie jak dawniej, zabawimy się trochę - zaproponowała Karyme, a raczej była pewna że się zgodzę. Przytaknęłam lekko, chyba nie miałam wyjścia, bo i tak by mnie namawiała do skutku.
- To ja już nie będę wam przeszkadzał - Szafir odszedł od nas, najwidoczniej się zmówili, bo Karyme, ani Azure to nie zaskoczyło.
- Berek - mała trąciła mnie dość mocno pyskiem i uciekła.
- No cóż, gonisz... - Karyme też już pobiegła, ruszyłam za nimi niezbyt chętnie. Zgubiłam je w oddali. Karyme dość szybko zawróciła, bo już po kilku minutach.
- Nie ma jej... - powiedziała spanikowana: - Musimy ją znaleźć, wiesz ile ona ma energii? Mogłyśmy wymyślić inną zabawę - Karyme pociągnęła mnie za grzywę, przebiegła kawałek, w końcu puszczając, kiedy zrozumiała że nie nadążam.
- Jak coś jej się stanie to... To...
- Spokojnie, znajdziemy ją - przyspieszyłam. Ani się obejrzałyśmy a byłyśmy już za granicą Zatopi, ale nie terytorium. Rozdzieliłyśmy się obie. Znalazłam ślady małej, musiała wejść w niezłe błoto, bo zostawiła go sporo w kształcie odcisków małych kopyt.
- Azura! - zawołałam, dostrzegłam ją przy rzece. Miała bardzo rwący nurt, a mała przypatrywała się jej z ciekawością. Zamoczyła przednie nogi, nadal obserwując wodę.
- Zostań na brzegu! - dobiegałam już do niej. Nie posłuchała, wskoczyła centralnie do wody, byłam na tyle blisko że odbiłam się od ziemi, lądując w rzece. Nurt popchnął mnie do Azury, złapałam ją, próbując walczyć z pędzącą wodą. Nie czułam dna, a mała pluskała tak nogami, że nie widziałam przez chlustającą wodę, prawie że niczego przed sobą. Trzymałam jej grzywę w pysku, nie mogłam nic jej powiedzieć, bo ryzykowałabym że ją puszczę. Tak nagle uderzyłam o coś, puściłam Azurę, ogłuszyło mnie na tyle że opadłam na dno, a nurt porwał mnie dalej. Ciało przeszył ból. Nałykałam się wody, przed utratą przytomności, zastanawiałam się czemu nie użyłam mocy, uratowałabym nas obie, a teraz było już za późno...

Od Karyme
To była dosłownie ostatnia chwila, widziałam Rositę, Azurę i wszystko to co się wydarzyło. Nim dobiegłam zdążyłam już tylko złapać siostrę, zamrażając z wierzchu wodę, by móc do niej dotrzeć. Lód szybko pękł, ale Azura była już bezpieczna, wyciągnęłam ją z wody, stałyśmy na brzegu. Przerażona wpatrywałam się we wodę, w krew przyjaciółki, którą widziałam przez chwilę na jej powierzchni. Rosita zniknęła pod wodą, była ranna i to najpewniej mocno po tak silnym ciosie. Pobiegłam wokół brzegu rzeki. Pędziłam już z łzami w oczach, nie było jej, nigdzie jej nie było, a ja nie mogłam wskoczyć do rzeki, bo skończyłabym jak ona. Nurt był zbyt silny.

W nocy doszłam na sam koniec rzeki, wpływała ona do ogromnego stawu, zalałam się łzami. Obejrzałam zewsząd wodę, ani śladu po przyjaciółce. Wracając, znów szłam obok rzeki, naiwnie wierząc, że zobaczę Rosite wynurzającą się z wody, a wtedy pomogę jej dostać się na brzeg, ale jej nie zobaczyłam.
- Przepraszam Karyme... - podeszła do mnie Azura, musiała iść moimi śladami.
- Ja... Ja nie wiedziałam że tak... Tak się stanie... Chciałam tylko popływać w tej długiej wodzie...
- To rzeka... - wyłkałam. Azura lepiej się trzymała ode mnie.
- Czemu byłaś tak głupia żeby próbować w niej pływać?! - wrzasnęłam przez łzy: - Przecież widziałaś jak ta woda pędzi!
- Ale... Myślałam że sobie poradzę... To tylko woda...
- To wszystko... - ugryzłam się w język, nie mogłam tak na nią krzyczeć, co by powiedziała mama? Azura jest jeszcze mała, powinnam być bardziej odpowiedzialna, to wszystko moja wina...
- Chodźmy do domu... - popchnęłam siostrę. Bałam się, okropnie się bałam co teraz będzie, jak sobie poradzę, jak powiem o tym wszystkim...

Od Shanti
Niepokoiłam się już trochę. Obie córki jeszcze nie wróciły, a stado już dawno zebrało się w środku. Nie było też Rosity, więc pomyślałam że poszły gdzieś w trójkę, choć Karyme powinna być bardziej odpowiedzialna i nie uczyć małej żeby oddalała się od domu. Ufałam córce, lecz wiedziałam że mogła popełnić błąd. Wyszłam na zewnątrz, przechodząc kawałek, natknęłam się na nie obie, Azura na mój widok od razu pobiegła się przytulić.
- Karyme, gdzie.. - zamilkłam widząc minę i łzy Karyme, cała się trzęsła, wzrok wbiła kompletnie w ziemie.
- Karyme, co... Co się stało? - przestraszyłam się podchodząc do córki, z Azurą.
- To moja wina mamo... Byłam nieostrożna i Rosite porwała rzeka... - odezwała się mała.
- Ona... Ona... nie... - dodała Karyme, zaczęła szlochać, przytuliłam ją do siebie.
- Już dobrze, wszystko będzie dobrze...
- Kiedy Rosita...
- Nie żyje tak? - spojrzałam w oczy córce, przytaknęła, z trudem łapiąc powietrze. Azura też się popłakała, przytuliłam od razu małą do siebie.
- To nie twoja wina skarbie, to był wypadek, czasami tak się zdarza...
- Ja chciałam tylko popływać... - usprawiedliwiała się Azura.
- Już dobrze.
Karyme jeszcze bardziej zaniosła się płaczem, położyła się na ziemi, skuliła się na niej.
- Jak ja o tym powiem... Jak... - wymajaczyła, położyłam się przy niej wraz z drugą córką, nie wiedziałam którą pocieszać i wspierać, musiałam obie, a to łatwe nie było, bo większą więź czułam z Azurą, może dlatego że była moją prawdziwą córką.
- Chodźmy do jaskini - złapałem lekko grzywę Karyme. Mimo że pociągnęłam nie ruszyła się.
- Za chwilę wrócę... - postanowiłam odprowadzić małą do taty, jak już zostawiłam ją ze Snow'em, wróciłam do Karyme. Leżałam przy niej tak długo, aż w końcu zasnęła. Przez cały czas martwiąc się o Azure. Nie wiedziałam jak to wpłynie na jej psychikę, niedawno co się urodziła...

Od Szafira
- Szafir... - usłyszałem głos Karyme, jeszcze spałem, a ona mnie budziła, na dodatek takim dziwnym głosem, że chcąc nie chcąc otworzyłem oczy.
- Co ci... Co jest? - jak ją zobaczyłem całą opłakaną to już nie musiałem się nawet zastanawiać.
- Co się stało? - spytałem gdy milczała.
- Ja... Nie mogę...
- Czego nie możesz?
- Nie mogę ci tego... Tego powiedzieć... - spłynęła jej łza po policzku.
- Coś z twoją siostrą? - zgadywałem, kiwnęła że nie: - Z mamą? - pytałem dalej, znów nie.
- Z Snow'em?
Nie.
- Z Shadow?
Nie, więc to musiało oznaczać... Czego sam wolałbym uniknąć...
- Z Rositą? - dodałem ciszej.
Tym razem popłakała się bardziej, wtuliła się we mnie. Gdyby nie pojawienie się Shanti, nadal by tak mnie tuliła, a tak odsunęła się szybko, na widok matki.
- Musimy powiedzieć o tym jej rodzicom...
- Karyme, pójdę z wami - zaproponowałem, było mi jakoś tak ciężko, ale ani łzy nie zamierzałem uronić, przecież byłem ogierem, ja miałbym płakać? Musiałem być wsparciem dla Karyme.

Od Karyme
Stado wyszło z jaskini, a w środku została tylko Zima. Mama była z przodu, ja nieco z tyłu. Szafir stał przy wejściu. Mama postanowiła że lepiej go do tego nie mieszać.
- Zima - mama też szturchnęła moją kuzynkę, żeby ją obudzić, jak tylko otworzyła oczy spojrzała na nas. Przeszedł mnie dreszcz po grzbiecie, gdyby nie grzywa, widziałaby moje łzy.
- Wczoraj... Wydarzyła się tragedia... - mówiła dalej mama. Zima odwróciła już od nas wzrok. Mama spojrzała na mnie, nie byłam w stanie wydobyć z siebie słowa, utknęło mi w gardle, a napięcie wciąż rosło.
- Karyme idź do Szafira, ja o wszystkim powiem... - powiedziała do mnie.
- Nie... Nie mogę... - wymamrotałam. Mama położyła po sobie uszy: - Chyba będzie lepiej jak pójdziemy do Danny'ego, on także powinien o tym usłyszeć, oboje musicie...
- Mów co się stało, przekaże mu, zaraz tu wróci - powiedziała, zupełnie bez emocji.
- Ale... - mama westchnęła, prosiłam w duchu aby mieć to już z głowy, spojrzałam nawet prosząco na mamę. Po dłuższej chwili zaczęła mówić: - Moja córka, Azura... Wpadła wczoraj do rwącej rzeki i... Rosita w ostatniej chwili ją uratowała, ale uderzyła o skałę, straciła przytomność i... - mama spojrzała na mnie, łzy już mi wypłynęły z oczu: - Zginęła...
Zima przytaknęła i nic, to wszystko na ile było ją stać.
- Rosita nie żyję! - krzyknęłam zrozpaczona. Zima spojrzała na mnie wbijając we mnie wzrok. Cofnęłam się do tyłu. Poderwała się z ziemi, odeszłam w bok, gdy przywódczyni wyszła gwałtownie z jaskini. Mama poszła za nią.
- Zostaw mnie! - usłyszałam krzyk kuzynki, a potem też mamy tyle że z bólu, wbiegłam na zewnątrz.
- Mamo... - cofnęłam lód, który przebił jej nogę i który wywołała sama Zima. Dobrze że mama zdążyła tą nogą zasłonić brzuch. Przywódczyni już nie było.
- Nic... - mama zacisnęła zęby: - Nic mi nie jest...
Rana nie wyglądała dobrze, spanikowałam. Zaczęłam wołać desperacko o pomoc.
- Spokojnie Karyme... Nic mi nie będzie, może lepiej pobiegnij za Zimą...
- Mamo... Jesteś ranna...
- Dojdę do stada i tam mi pomogą, biegnij za nią... - mama poszła w stronę łąki kulejąc. Nie mogłam jej tak zostawić, dlatego dopiero po paru namowach i jak już ktoś zaczął pomagać mamie, pognałam w ślad za Zimą. Zrobiłam to tylko dla mamy, tego co zrobiła moja kuzynka na pewno jej nie wybaczę.
- Oszalałaś?! Jak mogłaś zaatakować moją mamę?! - krzyknęłam, doganiając Zimę. Upadła na ziemie, jak już do niej dobiegłam.
- Zostaw mnie... - wymajaczyła.
- Dlaczego ją zraniłaś?! Co ona ci zrobiła?!
- Chcę być sama, nie rozumiesz?!
- To nie wina mojej mamy że Rosita...
- Przestań! Nie wspominaj o niej, nigdy więcej! - Zima poderwała się z ziemi, szybko jednak upadając: - Tak jak by jej nigdy nie było... - wymamrotała odwracając ode mnie głowę. Rozpłakała się, ale pomimo tego uznałam że jest "bez serca". Zawróciłam gwałtownie do stada, nie mogłam jej zrozumieć, nawet nie chciałam. Najlepiej trzymać się od niej z daleka. Po drodze minęłam się z przywódcą.

Od Zimy
Nie mogłam uwierzyć że zaatakowałam Shanti, ale już nie panowałam nad sobą. Marzyłam już chyba tylko o śmierci. Jak tylko Danny do mnie dobiegł, nie odezwałam się ani słowem, nie zwracałam uwagi na to co mówił. Podniosłam się i powolnym krokiem wróciłam do jaskini, z zamiarem nie wychodzenia z niej już nigdy. Usilnie próbowałam zapomnieć, o tym co usłyszałam, to nie mogła być prawda. Nie mogłam stracić dwóch córek na raz. To musiało być kłamstwo... Albo jakiś koszmar.
- Zima... - Danny w końcu mnie szarpnął.
- Zostaw mnie, nie chcę nikogo widzieć... - wyrwałam się mu, poczułam przy tym ból, byłam już tak chuda i słaba że chyba złamałam sobie żebro. Przy oddychaniu czułam już nawet jak się rusza, a mimo tego przeszywającego bólu udawałam że nic nie czuję.
- To co robisz jest chore, skończ z tym...
- Więc mnie zabij! - krzyknęłam. Danny wyszedł z jaskini, popatrzyłam tylko w jego stronę z łzami w oczach. Oparłam głowę o ścianę, mocno do niej przyciskając. Do końca już nawet nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Jak mogłam mu tak powiedzieć? Ale stało się...

Ciąg dalszy nastąpi


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz