Od Nevady
Otoczył mnie mrok, z którego wyłaniały się świecące oczy, oczy pumy, ciotka mi je kiedyś pokazywała. Puma czekała w swojej kryjówce, przypatrując się mi. Przymykałam oczy, bojąc się je zamknąć, może właśnie na to czekała.
- Głupcy - dobiegł mnie głos z tyłu: - Hira nie mogła tak łatwo zginąć... - ten ktoś podniósł mnie z ziemi, biorąc na grzbiet, puma wycofała się po woli.
- Ciekawe co zrobią jak będą i mnie musieli słychać, Hira na pewno mi się odwdzięczy że cię ratuje mała, prawda? Że uratuje też ją... Jeśli będzie trzeba... - ogier odwrócił w moją stronę głowę. Zaniósł mnie nad wodospad, obmył mnie wodą i zostawił, ukrytą w gęstej trawie.
- Tylko mi tu nie umieraj, jasne? - trącił mnie kopytem, zabolało trochę: - Masz zwrócić na siebie uwagę jak tylko pojawi się tu jakiś koń, jasne? Zajmą się tobą - schylił nade mną głowę, patrzył tak na mnie przez chwilę, po czym odszedł.
Teraz
Od Ulrike
Wystarczyło że doszłam do siebie, a wyruszyłam od razu w drogę. O nic nie prosiłam, może udałoby mi się tu zostać, z przywódczynią bym się pewnie nie dogadała, ale z przywódcą... Nie wiadomo, lecz było mi to obojętne. Przeszłam przez las, w międzyczasie mając wrażenie jakby ktoś mnie śledził. Miałam już dość wrażeń jak na jeden dzień. Nie byłam wcale zaskoczona, kiedy ktoś wyskoczył za drzew i uderzył w mój bok, przewracając mnie boleśnie. Następnie stanął dęba i już miał mnie wymierzyć mi cios w głowę, ale złapał go ktoś z tyłu. Tylko po co? I tak planowałam znów się zabić, nie było sensu bym dłużej żyła.
- Co robisz? - ogier odwrócił się do... Eris?
- Ulrike, tak? - zwróciła się do mnie, odsuwając tego ogiera, o dziwo jej ustąpił.
- Oszalałaś?! Mieliśmy ją porwać, a nie rozmawiać!
- Nic jej nie zrobimy, nie pozwolę na to... Nie jestem taka...
- A to że ten wariat zabije ci rodziców cię nie obchodzi? Ja nie chcę stracić bliskiej osoby...
- Jakiej bliskiej osoby?
- Nie mogę ci powiedzieć, bo on ją zabije... Nie powinienem wspominać... - odwrócił się do mnie gwałtownie, spodziewał się że ucieknę? Mi już było wszystko obojętne.
- Możecie mnie do niego zaprowadzić - wtrąciłam.
- Jak to? Myślałam że...
- Nie pytaj o nic, tylko rób co musisz! - krzyknęłam, ogier złapał mnie za grzywę podnosząc: - W takim razie chodźmy...
Ruszyłam z nim, zatrzymując łzy w oczach.
- Nie musisz tego robić, nie chcę żeby cię skrzywdził... On jest...
- Wiem jaki on jest, znam go więcej niż ty! - zwróciłam się do Eris.
- Ruszajmy, czym szybciej tym lepiej, pamiętaj, mamy czas do zmroku - ogier przyspieszył, spuściłam łeb, ponownie, siłą powstrzymując się od płaczu. Nie mogłam pogodzić się z tak wielką porażką. Doprowadziłam do śmierci Shady, a mogłam lepiej pozwolić zabić jej obcą. Hira nie była ze stada. Nie była tak ważna by ją ratować. Z resztą to ona zabiła Felize, może Shady też coś kiedyś zrobiła?
Od Zimy
- Ona i tak cierpiała... - mówił Danny, raz na niego słuchałam, innym razem pogrążałam się w myślach. Czułam silny ból, ból po stracie i gniew, którego nie mogłam uspokoić do puki mordercy mojej siostry wciąż żyją.
- Ulrike już odeszła? - spytałam ukochanego, mówiąc bardziej do ziemi, niż do niego. Mimo że leżałam przy siostrze, nie mogłam się przemóc by się do niej wtulić. Nie chciałam znów czuć tego zimnego, sztywnego, obolałego i pozbawionego życia ciała. Chciałam żeby znów żyła, żeby była znów taka radosna jak kiedyś gdy byłyśmy małe. Za czasów kiedy jeszcze miałyśmy tatę.
- Chyba tak, sam nie wiem czy powinnaś była ją wyrzucać...
- To jej wina! Jej i tych którzy zabili mi siostrę! - poderwałam się z ziemi, wychodząc gwałtownie z jaskini, na zewnątrz znów się popłakałam, wtuliłam się w Danny'ego jak tylko wyszedł za mną. Coś we mnie pękło, wiedziałam że to koniec, nie zniosę więcej. Nie chciałam więcej cierpieć, sprzeciwiałam się temu, nie miałam zamiaru wylać choćby jednej łzy. Już dość...
Od Ery
Doszliśmy na miejsce, nie chciałam skrzywdzić tej klaczy przyprowadzając ją tutaj. Ten ogier, który ją chciał, był niepoczytalny. Z drugiej strony byli moi rodzice, musiałam ich uratować...
- Wróciliśmy! - zawołał Edwin. Ulrike nie uniosła ani przez chwilę głowy, ciągle tak szła i stała tutaj także, ze spuszczonym łbem i wbitym wzrokiem w ziemie.
- Jesteś tutaj?! - dodał równie głośno, wreszcie za drzew wyszedł ten ogier, cały od krwi, poczułam ukłucie w sercu, byłam pewna że to krew moich rodziców, ale skąd ta pewność, przecież on nie mógł... Nie...
- Ulrike?... Daliście radę ją porwać? - spytał, wyraźnie zaszokowany, podszedł nawet do klaczy aby ją obejrzeć.
- Rób sobie ze mną co chcesz... - wymamrotała.
- Gdzie moi rodzice? - spytałam.
- Rodzice? A... Mówisz o tych tam... Myślałem że wam się nie uda, a że oni byli uciążliwi, zabiłem ich - powiedział to takim chłodnym tonem, jakby mówił o zwykłej rzeczy. Poczułam przeszywający ból, podeszłam w miejsce wskazane przez tego ogiera, nie mogłam w to uwierzyć, ale potem ich zobaczyłam. Upadłam momentalnie na ziemie, nie umiejąc złapać oddechu.
- Era... - Edwin ruszył w moją stronę, ogier stanął mu na drodze: - Dokąd to? Rusz się, a ona zginie...
Od Ulrike
Za drzew wyłoniło się więcej koni. Era leżała już nieprzytomna na ziemi. O tym że nie była Eris, tylko jej siostrą bliźniaczką dowiedziałam się ob drogę, gdy mi o tym napomniała.
- Nie masz nawet grama sumienia?! - wrzasnęłam na Zorro, mierząc go wzrokiem. Był jak potwór zabijający wszystkich wokół i nie liczący się z nikim.
- A ty?! Oszukałaś mnie! Teraz będę mógł sobie wziąć to czego od dawna chciałem, a ty mi pomożesz inaczej klacz, którą kochasz podzieli los swoich rodziców - spojrzał na Edwina.
- Po co to wszystko? Możesz to zrobić bez pomocy, nie będę protestować - stwierdziłam patrząc mu prosto w oczy: - Jestem nikim, możesz sobie mną pomiatać, robić co ci się żywnie podoba, a im, daj odejść..
- Mam ci wierzyć? Nie jestem głupi!
- Mówię serio... - stanęłam obok niego, czekając aż coś zrobi, obojętnie co, chciałam się poświęcić, chociaż uratuje życia tych dwojga, tyle już pozbawiłam wcześniej żyć.
- Niech będzie, oszczędzę ją jak zabijesz Hire, gdyby oni mi nie pomogli to bym już tu nie stał - wskazał na konie chowające się wśród drzew.
- Mogła cię zabić.. - wtrąciłam, Zorro dał mi w pysk, upadłam na ziemie, wszedł na mnie.
- Ruszaj! - krzyknął do Edwina.
- Zrobisz to samo co z rodzicami Ery!
- Nie zrobię, ich zabiłem, bo mogli mi zaszkodzić! A co ona zrobi?! Jest słaba i bezużyteczna!
- Mylisz się...
- Ruszaj, bo zaraz sam zobaczysz na własnych oczach jej śmierć! - wrzasnął, przyciskając jednocześnie mnie do ziemi.
- Opisz mi wygląd tej klaczy...
- Nie Zorro, pomyśl tylko... Po co ci ta walka? Masz mnie, o to ci chodziło! Masz wszystko czego pragniesz, po co zemsta? - wtrąciłam się, Zorro popatrzył na mnie.
- Hira wkrótce umrze, jest półżywa... Daj im spokój, dali ci to czego pragnąłeś od zawsze... - kontynuowałam.
- Ciebie... - zbliżył do mnie swój pysk, nie protestowałam. Czekając aż pozwoli im odejść, wkrótce tak się stało. A mnie czekało piekło, jakie miał mi zgotować Zorro. Teraz mógł robić ze mną co zechce, dosłownie wszystko na co ma ochotę. A ja już dawno przegrałam z życiem...
Od Zimy
Zostałam w jaskini, jak tylko wynieśli ciało Shady. Nie chciałam tam być, jak zostawiają ją w górach w jednej z grot. Nie mogłabym dłużej oglądać jej zmasakrowanego ciała. Poprosiłam tylko Danny'ego żeby poszedł wraz z pozostałymi.
- Mamo... Mogę wejść? - Tori stanęła w wejściu.
- Zostaw mnie samą... - prosiłam.
- Ale...
- Nie słyszysz co powiedziałam?! Chcę być sama! - krzyknęłam na nią z łzami w oczach. Wyszła szybko na zewnątrz, nie chciałam jej ranić, ale nie mogłam wytrzymać. Najchętniej uciekłabym od wszystkich, choć pewnie nie umiałabym bez nich żyć, za wiele dla mnie znaczyli. Gdyby nie to uciekłabym, żeby tylko nie cierpieć gdy odchodzą. Nie chciałam tego czuć, nie chciałam więcej tego przeżywać...
Od Rosity
Śmiałyśmy się z kolejnego żartu Szafira, Karyme i ja. Wtem zaczepiła mnie Tori, brutalnie przewracając na drugi bok.
- Głupia jesteś?! Z czego się śmiejesz?! Że ciocia umarła, a mama teraz to przeżywa?! - krzyknęła na mnie, płakała zarazem, z tego co widziałam, wracała chyba z jaskini. Niestety, mówiła prawdę.
- Ciocia Shady... Nie żyję? - wymamrotałam, nie miałam o niczym pojęcia.
- Pytasz jakbyś nie wiedziała, dlaczego się śmiałaś?!
- Oszalałaś Tori? - odezwała się Karyme.
- Ty się lepiej nie odzywaj! - Tori zmierzyła ją wzrokiem, nie lubiła jej równie mocno jak mnie, a to tylko dlatego że przyjaźniłam się z Karyme.
- Jesteś tak głupia żeby...
- Nie śmiałam się z tego! Tylko... Szafir opowiedział nam żart i... Co z mamą? - podniosłam się z ziemi.
- Nie chcę nikogo widzieć... Nawet mnie, a przez kogo to?! Przez ciebie! - Tori mnie uderzyła, wiedziałam że to zrobi, ale nie reagowałam, tylko po to żeby zobaczył to Elliot, który, jak chciał przypadek, stał z tyłu, w naszym pobliżu.
- Tori co ty robisz? - Elliot od razu do nas podszedł: - To nie jej wina...
- Nie?! Gdyby nie ona mama nie znalazła by cioci! Przecież ta gówniara tyle razy była po za domem, a mama z tatą musieli jej szukać, bo biedactwu by się coś stało... - powiedziała ironicznie Tori.
- To ty jesteś słaba, nie ja! - wykrzyknęłam.
- Rosita, Tori, przestańcie obie! - Elliot stanął między nas.
- Chodźmy Szafir... - zwróciła się do naszego kolegi Karyme.
- Niby jak? Muszę leżeć - szepnął, oboje patrzyli na naszą trójkę. Karyme ze strachem, a Szafir z zainteresowaniem.
- Dlaczego ona mnie tak nienawidzi? Nic jej nie zrobiłam!
- Nie zrobiłaś?! A to co spotkało mamę...
- Powiedziałem dość! - przerwał jej Elliot: - Chodź, porozmawiamy... - zabrał stąd Tori, prawie spadła na ziemie, gdyby Elliot jej w porę nie złapał, resztę drogi musiała przejść oparta o niego.
- To właśnie moja głupia siostra, Majka i Elliot są w porządku - powiedziałam Szafirowi.
- Ja tam nie mam rodzeństwa, a ty Karyme?
- Ja też nie...
Od Shanti
Snow był uroczy na swój sposób, zrywał dla mnie kwiaty, każdy jeden i wkładał mi je w grzywę. Miałam ją już puchatą od tych kwiatów, ich płatki gilgotały mnie po pysku i szyi.
- O zobacz... - Snow pochylił się nad kamieniem, z początku nie wiedziałam o co mu chodzi, dopiero gdy uniósł łeb, zobaczyłam na jego chrapach biedronkę.
- Gdzie ona jest? - zrobił zeza, próbując ją wypatrzyć, ale ona była już na jego pysku.
- Tutaj Snow... - dotknęłam go, chcąc mu pokazać, w rezultacie dotknęliśmy się pyskami, cały się zarumienił, a ja? Było mi głupio, ale też zrobiło się ciepło, to było dziwne uczucie, w końcu byłam niebieską klaczą, nam nie robi się ciepło od tak. Czy ja... Nie to by było, co najmniej dziwne. Dlaczego więc tak chciałam się o niego troszczyć? I tak drżałam o jego życie? Interesowałam się nim, obserwowałam, tylko wcześniej nie zwracałam na te moje dziwactwa uwagi. Czy ja? Czy jednak go kochałam? Może tylko rozsądek podpowiadał mi żebyśmy nie byli razem, bo ja jestem o wiele starsza, a on o wiele młodszy. Sama nie byłam już pewna co czuję. Wczoraj wydawało mi się że nic dla mnie nie znaczy, że nie jest tym jedynym, ale dzisiaj...
- Śliczna co? - Snow spojrzał na biedronkę, która latała nad nami, wylądowała na moim uchu. Uśmiechnęłam się lekko: - Chyba mam już dość tych ozdób.
- Tata mówił że klacze uwielbiają kwiaty, moja mama... - Snow nagle przerwał.
- Co?
- Moja mama... - wypowiedział zamyślony: - Lubiła kwiaty, tak jak ty?
- Być może - otrzepałam się z kwiatów, zostawiając sobie w grzywie tylko jeden, biały, który rozróżniał się na tle niebieskiej sierści.
Od Nevady
Widziałam jak konie przychodzą ugasić pragnienie i odchodzą, problem w tym że nie miałam sił, krzyczeć. Bolał mnie żołądek i wciąż brało mnie na wymioty. Może ta trawa, którą jadłam nie była trawą, ciotka kiedyś mówiła że gdzieś tam u nas taka rośnie roślina, która wygląda, a nie jest trawą. Mówiła też że jak się ją zje to się umiera. A ja nie chciałam umrzeć... Przyszły kolejne konie, a dokładnie to ogier z drugiej strony wodospadu, dotychczas, wszyscy przychodzili z łąki, a on nie. Miał na grzbiecie klacz, położył ją przy wodzie.
- Tu będziesz bezpieczna, wybacz mi... - cofnął się, wciąż patrząc na nią, potem odbiegł. Wpatrywałam się w nią, przymkniętymi oczami, co chwilę jakoś dziwnie oddychała, a potem jej oddech wracał do normy. Wreszcie się obudziła, obracając z boku na brzuch, patrząc na wodospad, rozglądając się. Podniosła się z ziemi.
- Zabił ich... - powiedziała do swojego odbicia, trochę dziwne że ci dorośli rozmawiają ze sobą, ja tego nie próbowałam. Klaczy spłynęła pojedyncza łza, zgięła głowę zaciskając zęby. Jakby ją coś bolało. Zaczęła iść w moim kierunku, miałam nadzieje że mnie tu wypatrzyła, nic z tego. Szła wprost na mnie, za chwilę miała mnie zdeptać, zamknęłam oczy. Klacz położyła na mnie kopyto, po czym od razu je wycofała. Otworzyłam oczy, a ona była już nade mną pochylona.
- Długo tu tak leżysz maleńka? - spytała, do tego nazwała mnie tak, a nie inaczej, uśmiechnęłam się lekko: - Będziesz moją mamą? - pytając z nadzieją.
- A co z twoimi prawdziwymi rodzicami?
- Porzucili mnie dawno temu, to co? Zgodzisz się? Proszę... - mówiłam bardzo cicho, na tyle na ile pozwalały mi siły, ona mnie słyszała, bo była blisko.
- Coś cię boli?
- Yhym... brzuch... Zjadłam jakąś trawę i się zaczęło, a wcześniej nic nie jadłam...
- Nie znam się na tym... Ale, tu blisko jest stado... - zabrała mnie ostrożnie na grzbiet. Wzdrygnęła się, po paru krokach.
- Mamusiu?
- To, nic - szła dalej, widziałam już w oddali stado. To samo, do którego chciałam należeć.
- Jestem Era, a ty mała, jak masz na imię?
- Nev... Znaczy Nevada, ale wolę Nev... - byłam pewna że mnie przygarnie, pozwoliła nazwać się mamą, nie zaprzeczyła. Z tej radości aż brzuch przestał mnie boleć. Nim doszłyśmy do stada, zwymiotowałam już całkiem, brudząc bok klaczy. W oczach pojawiły się łzy, teraz na pewno mnie znielubi. Widziałam jej minę, spłynęła mi łza po policzku.
- Już... Już przestało boleć... - wymamrotałam starając się ratować sytuacje.
- Chyba najpierw zawrócimy nad wodospad - odwróciła się, idąc z powrotem. Na miejscu zanurzyła się we wodzie wraz ze mną, tak głęboko, że znalazłam się w połowie pod wodą. Era złapała mnie za grzywę. Podpłynęłyśmy pod spadającą wodę.
- Nie jesteś na mnie zła? - spytałam.
- Nic się nie stało, lepiej się teraz czujesz?
- Tak... Tylko, jestem głodna...
Od Rosity
Myślałam ciągle o mamie, nie mogłam się skupić na tym co mówią Karyme i Szafir, właściwie nie powinnam być tutaj z nimi, a przy mamie, o ile nie potraktuje mnie jak Tori, ale ja miałam przewagę, bo mogłam wyczuć to co mama czuję, tylko trochę się bałam tych jej emocji... Po części je przeżywałam, na tym to polegało. Odczuwałam emocje innych, na sobie, wiedząc że należą do konkretnej osoby. Czym silniejsze tym bardziej na mnie oddziaływały. Ale zawsze, byłam świadoma że nie należą one do mnie.
- Słuchasz nas? - szturchnęła mnie Karyme.
- Tak jakoś kiepsko, muszę sprawdzić co z mamą.
- Może pójdę z tobą, twoja mama jest moją kuzynką, więc...
- Lepiej nie teraz... - podniosłam się idąc do jaskini. Nie przeżywałam aż tak śmierci cioci, Shady nie była mi aż tak bliska, to przez jej chorobę, nie potrafiłam się z nią dogadać, bardziej byłam przywiązana do cioci Florencji. Jednak czym byłam bliżej jaskini tym było mi ciężej na sercu. Nie mogłam sobie nawet wyobrazić że ciocia nie żyję. Weszłam po woli do środka, nie widząc nigdzie mamy, ani nikogo.
- Mamo? - rozejrzałam się raz jeszcze, nie było jej: - Mamo! - krzyknęłam, wyskakując z jaskini, szukałam na ziemi śladów, poczułam że była twarda. Mama chyba ją nieco zamroziła, żeby tych śladów nie zostawiać. Pobiegłam na łąkę, szukając rodzeństwa, tata jeszcze nie wrócił.
- Elliot - zaczepiłam brata: - Mama... Mama zniknęła - wysapałam, pędziłam tutaj ile tylko mogłam.
- Jak to zniknęła?
- Nie ma jej w jaskini.
- Może jest z tatą...
- Ale jak Tori do niej szła, to wracała z jaskini od mamy...
- Jak to nie ma mamy? - wtrąciła się też Tori, była w pobliżu, równie wystraszona jak ja, z naszej trójki tylko Elliot był spokojniejszy.
- Znajdę ją, wy powiadomcie tatę - wyruszył. Chciałam pójść z nim, ale Tori mnie złapała, o dziwo nie chciała tym razem mi nic zrobić.
- Proszę... Znajdź tatę, albo Majkę, ja nie dam teraz rady... - położyła się, ledwo co stała, pierwszy raz się tak do mnie zwróciła i miała takie, a nie inne nastawienie. Zaraz jednak miało się zmienić, czym dłużej tu stałam tym gorzej. Pobiegłam przed siebie, nie wiedziałam gdzie mam szukać taty, ale musiałam jakoś go znaleźć.
Od Shadow
Bardzo cierpiałam, marząc tylko o tym by przytulić się do mamy. Wspomnieniami byłam przy niej, od kiedy się urodziłam starała się dać mi dużo miłości. Czasami zachowywała się dziwacznie, gdybym nie spotkała innych dorosłych, myślałabym do tej pory że to normalne zachowanie. Wybaczałam jej kiedy przypadkiem mnie skrzywdziła, bardzo tego żałowała, nawet płakała gdy to zrobiła, a ja pocieszałam ją wtedy. Tata był okropny, bił mamę, zadawał jej rany i zmuszał żebym i ja zadawała jej ból inaczej groził że ją zabije. Mama wybaczała mi to, dużo ze mną rozmawiała, opowiadała wciąż o siostrze, abym do niej uciekła. Przygotowywała mnie do tego, nie potrafiłam się z nią rozstać, potem jakoś się pogodziłam... Ale jak mama wróciła znów chciałam być blisko niej, bardzo się zmieniła... Ale i tak bardzo ją kochałam... Walczyłam, błagałam żeby ten okropny ogier jej nie zabił...
- Shadow... - usłyszałam jej głos, myślałam że tylko we własnej głowie, ale potem poczułam coś, coś jak dotyk: - Nie płacz skarbie. Wszystko się ułoży...
- Mamusiu... - zaczęłam ją dostrzegać, pojawiała się po woli. Leżała blisko mnie, uśmiechnęłam się przez łzy, tuląc się do jej boku: - Zostań... - nie wiem dlaczego, ale przeczuwałam że nie będzie tu przez cały czas, że zniknie, tak jak się pojawiła.
- Wiesz że nie mogę, skarbie... - poczułam jej łzę, spadającą na moją sierść: - To szczególna więź kochanie... Chciałam cię zobaczyć, tamta klacz to nie byłam ja, to było tylko moje ciało, w którym ona zamieszkała, myślałam że mnie zastąpi...
- Jak to... To to ty...
- Umarłam wtedy, w... Wiesz kiedy, prawda?
Oczy na powrót zrobiły mi się mokre.
- Nie Shadow, nie płacz, nie płacz córeczko... Tam gdzie jestem, jest mi dobrze, jestem szczęśliwa, ale nie do końca... Widzę jak cierpisz i jak cierpi moja siostra...
- Więc zostań z nami...
- Chciałabym tu wrócić, ale nie mogę... Muszę już wracać...
- Nie mamo, nie idź, proszę... - popłakałam się jeszcze bardziej: - Nie odchodź... Nie... - zadrżałam cała, próbowałam złapać jej grzywy, ale była przeźroczysta, nie uchwytna, a jeszcze przed chwilą mogłabym to zrobić.
- Shadow bądź silna, proszę... Nie możesz przeżywać tego co ja... - jej głos cichł, jakby była coraz dalej i dalej, ostatnie słowa ledwo co usłyszałam. Mama zniknęła.
- Mamo! - krzyknęłam w głos, stado aż na mnie spojrzało: - Mamusiu... - wyłkałam: - Wróć do mnie... Wróć... - wtuliłam głowę w własną sierść, w miejsce gdzie spadła łza mamy, nadal było mokre, a moje łzy zmieszały się z tą jedną łzą mamy...
Od Ery
Pomogłam Nev, wreszcie coś zjadła. Wspólnie doszłyśmy do stada i tam miałyśmy dołączyć. Nie mogłam nigdzie znaleźć przywódców, żaden z koni ich nie widział. Wędrowałam po stadzie tak długo aż natknęłam się na siostrę.
- Era... - podeszła do mnie: - Co to za mała?
- To moja mama... A... Dlaczego wyglądacie tak samo? - powiedziała szybko Nev, rozweseliła się od razu, od kiedy pozwoliłam jej na tą, jak uważałam zabawę, ale chyba brała to na poważnie, że ja jestem... A raczej mam być jej matką. Przez całą drogę tutaj, uśmiechała się co chwilę, idąc za mną z wielką chęcią.
- To twoja córka?
- Nie... Znalazłam ją i przyprowadziłam do stada.
- Ale zamierzasz ją przygarnąć?
Spojrzałam na Nevade, nie miałam pojęcia co zrobić: - Zobaczymy...
- Przepraszam za tamto, ja... Ja nie byłam gotowa, na coś takiego...
- Nie jestem pamiętliwa, już dawno o tym zapomniałam - uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie, a ona miała nadal tą swoją poważną minę... Chwilami nie wiedziałam czy w ogóle chcę żebym ja tu była.
- Jak tam Westro? - zmieniłam temat.
- Dobrze...
- Mamo, pokażesz mi źrebaki? - wtrąciła się Nev.
- Źrebaki... - rozejrzałam się.
- Są tam - wskazała Eris, w miejsce, bawiących się brzdąców. Nev nie czekając, pobiegła w ich kierunku, na początku zatrzymując się na uboczu, ale jedno źrebie samo do niej podeszło i już po chwili się z nimi bawiła. Poszłam gdzieś z Eris, to ona prowadziła, ja słabo znałam wyspę.
- Wiesz gdzie mogą być przywódcy?
- Nie wiem... Ale ostatnio wydarzyła się tragedia...
- Wiem coś o tym... - zabolało mnie serce, na samą myśl o rodzicach, wypłynęła też łza, którą starałam się zatrzymać.
- Era?
- Moi rodzice... Zorro ich zabił, a obiecał...
- Co obiecał? Jaki Zorro? Ten który odszedł ze stada? - zatrzymała się, a kiedy jej o wszystkim opowiedziałam, milczała tak długo, aż w końcu ode mnie odeszła.
- Eris... - chciała za nią pójść, ale się powstrzymałam, ona chyba nie chciała żebym za nią poszła. Zwierzyłam się jej, tak jak siostrze. A ona znów mnie odtrąciła. Zabolało równie mocno. I sprawiło że podjęłam decyzje, przygarnę Nev i zastąpię jej matkę, tak jak mi pewna para zastąpiła rodziców i uratowała życie...
Ciąg dalszy nastąpi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz