Menu

sobota, 9 kwietnia 2016

Zmiany cz.8 - Od Ery, Szafira, Rosity, Shanti, Karyme

Od Ery
W końcu natknęłam się na przywódce, ale tak się spieszył że przyjęcie mnie i Nev do stada, odbyło się w ekspresowym tempie. Na dodatek dowiedziałam się że mała już wcześniej do niego należała. Byłam nieco zmieszana, wpatrując się jak przywódca znika w oddali. Jakby coś się stało, choć miałam nadzieje że nie. Ruszyłam w stronę stada, przechodząc między końmi dostrzegłam Westro samego. Zmieniłam kierunek, podchodząc do niego. To była doskonała okazja do rozmowy.
- Westro, możemy porozmawiać? - odezwałam się pierwsza.
- Era?
- Tak... Masz czas?
- Mam. Chodzi ci pewnie o Eris, jak się domyślam? - poprowadził mnie nieco na ubocze. Przytaknęłam.
- Zwierzyłam się jej, ze wszystkiego, a ona... Uciekła... Nie rozumiem jej reakcji. Nic złego nie powiedziałam...
- A co dokładnie powiedziałaś? - przerwał mi Westro. Powtórzyłam mu to samo co Eris, opowiadając do czego zmusił nas, czyli mnie i Edwina, Zorro i jak się to potoczyło, mówiąc też co zrobił z moimi rodzicami, choć starałam się nie wgłębiać w temat ich śmierci, bo już zaczynało kłuć mnie boleśnie w sercu, a w oczach mimowolnie pojawiły się łzy. Szybko się otrząsnęłam. Z całej tej historii nie wiedziałam tylko jednego, jak dostałam się tutaj, nad wodospad i gdzie podział się Edwin. Najwidoczniej znów zniknął...
- To wszystko jasne. Eris bardzo przeżyła śmierć rodziców i chyba nadal ją przeżywa. Z tego co widzę...
- Ale ja nie mówiłam o naszych prawdziwych rodzicach... - przerwałam, nie mogąc przez chwilę złapać oddechu: - Tylko o moich przybranych... rodzicach...
- W porządku? - spytał Westro, miałam już pochyloną nisko głowę i zaciśnięte zęby, po chwili jednak mi przeszło, gdy na powrót przestałam o tym myśleć.
- Już tak... Jak ja mam dotrzeć do siostry? Nie ufa mi i nie chce mnie znać - westchnęłam lekko.
- Myślę że wcale tak nie jest, po prostu to dla niej trudne. Ty jesteś zupełnie inna niż Eris... Oczywiście z charakteru.
- Porozmawiasz z nią? Chciałabym wiedzieć czemu mnie odtrąca...
- Lepiej żebyś sama spróbowała z nią porozmawiać, mogę cię do niej zaprowadzić. Widziałem jak pobiegła w stronę lasu.
Najpierw chciałam się zgodzić i to od razu, jednak coś mi mówiło że lepiej sobie darować. Jeszcze wyniknie z tego nieprzyjemna sytuacja, a ja musiałam sobie na jakiś czas odpuścić przeżywanie zbyt silnych emocji, za wiele się wydarzyło. Najpierw musiałam to przełknąć, jak wszystko inne, jakoś przeżyć, pomimo że strata bliskich bardziej boli niż chore serce...
- Zaprowadzić cię do niej? - przerwał ciszę Westro.
- Nie... Może później, ale nie teraz - odeszłam od niego, zatrzymałam się stosunkowo niedaleko i zaczęłam zwyczajnie się paść, myślami będąc już przy Nevadzie, potrzebowałam się czymś zająć.

Od Szafira
Ależ ja byłem niecierpliwy, wciąż tylko się wierciłem, choć musiałem to robić ostrożnie, żeby sobie nie zaszkodzić. Najchętniej bawiłbym się przez kilka dni i nocy i to bez przerwy, tyle miałem niespożytej energii.
- Karyme powiedź coś, co tak milczysz? - szturchnąłem koleżankę, zapatrzoną w dal. Jak ona mogła tak spokojnie leżeć i wpatrywać się w coś, to było nudne...
- Karyme, tu ziemia! - wykrzyknąłem, przestraszyła się aż, podskakując na leżąco.
- Co? - spojrzała na mnie.
- Poróbmy coś ciekawego...
- Zaczekajmy na Rosite, ona coś wymyśli.
- Tylko ja i Rosita coś wymyślamy, a ty?
- Ja?
- No, nie masz pomysłów na zabawę?
- Nie... Ale...
- Umrę z nudów... - położyłem łeb na ziemi. Wszelkie żarty już mi się skończyły, a i pomysły także. Bawiliśmy się chyba we wszystko, do czego nie potrzebowaliśmy się ruszać. A było tyle zabaw, przy których nie siedzi się w jednym miejscu.
- Może pogadamy?
- Tylko dorośli rozmawiają i rozmawiają, ja chcę się bawić... - marudziłem, nie znosiłem takiej bezczynności, no ile można leżeć? Miałem wrażenie jakby minęło kilka lat, a to było tylko kilka dni.
- Rosita wróciła - Karyme wstała, widząc ją już w oddali, ale wcale nie skręciła w naszą stronę.
- Albo i nie - dodałem i westchnąłem sobie przy tym: - Nuda...
- Popytam ją co z jej mamą - no i poszła. Zostałem sam, wpatrując się jak Karyme biegnie w stronę Rosity i coś tam do siebie mówią, były za daleko bym słyszał.

Od Rosity
Tata nie pozwolił mi iść szukać mamy, jednak zamierzałam i tak ją znaleźć. Martwiłam się tak jak wszyscy. Byłam już w połowie drogi do lasu, ale wtem podbiegła do mnie Karyme.
- Co z twoją mamą? - spytała wyraźnie przejęta, w sumie też należała do naszej rodziny, tyle że dalekiej.
- Nie wiem... Zniknęła, chyba uciekła, pójdę jej szukać.
- Pójdziemy...
- Nie, ty zostaniesz - mówiąc to wiedziałam że się sprzeciwi.
- Jak to? Nie trzymamy się już razem? - zawiodła się na mnie, ale ja martwiłam się że może jej się coś stać z mojego powodu. Już Szafir musiał cierpieć przez mój pomysł żeby ratować jego rodziców... Przeze mnie mógł nawet widzieć ich śmierć i właściwie sam też zginąć.
- Ty zostaniesz tutaj, w razie czego...
- Nie ma tak, chcę pójść z tobą, przyjaźnimy się i ja ci zawsze pomogę - uparła się Karyme.
- A kto zostanie z Szafirem? - to była zwykła wymówka, nic mu nie groziło, a pilnować też go nie musiałyśmy. Powiedziałabym jej wprost, dlaczego wolę by została, ale Karyme znając ją pomyślałaby że uważam ją za gorszą, a tak nie było.
- Poradzi sobie, chodźmy poszukać twojej mamy.
- Sama pójdę...
- Dlaczego? Nie będę cię przecież spowalniała, a i nie boję się jak kiedyś, przecież wiesz...
- Ale... - zastanowiłam się chwilę: - Shadow... Musisz się nią zająć, bo ja miałam, tata mi kazał i... Zapomniałam przez to wszystko, pomożesz mi, zajmiesz się nią? - skłamałam, nie lubiłam tego, ale czasami to było łatwiejsze rozwiązanie.
- Akurat - nie uwierzyła.
- Mówię serio, jakieś kilkanaście minut temu mi o tym powiedział... - chciałam ją jakoś przekonać, ale czułam że nadal mi nie wierzy i jeszcze ten niepokój, jakby się domyślała.
- Uważasz że sobie nie poradzę?
- Nie, tylko...
- Pewnie tak, zawsze byłam gorsza...
- Nie Karyme... Boję się że coś ci się może stać... Tak jak Szafirowi... - przyznałam: - Mam niestety szczęście do pakowania się w kłopoty...
- Czyli że tak, myślisz że sobie nie poradzę...
- Wcale tak nie myślę, mi też może się coś stać, nie chcę żeby i tobie się coś stało...
- Ile razy się już oddalałyśmy i nic się nie działo, a teraz nagle miałby się coś stać? Chodźmy - poszła już przodem, zdziwiłam się nieco, wcześniej to ja musiałam ją namawiać na wyprawy, a ona sama się bała, a teraz rolę się odwróciły. Poszłam za nią już w milczeniu, wypatrując czy nic nam nie grozi, mama bardzo mnie ostatnio przestraszyła, mówiąc że jestem zbyt pewna siebie. Zdawało się że teraz Karyme będzie tą pewną, ale nie, jak tylko przekroczyłyśmy granice, przestała iść na przodzie, dotrzymując mi kroku.

Od Shanti
Snow prowadził mnie w różne miejsca, nie dał mi nawet na chwilę odetchnąć.
- Ślicznie tu... Bardzo... Ale wracajmy już do stada - nalegałam, myślałam o Karyme, będzie się pewnie niepokoić że tak zniknęłam.
- Tam jeszcze nie byliśmy... - pobiegł w swoją stronę.
- Snow - dogoniłam go, zatrzymując ledwo, bo jak wybiegłam mu na przeciwko niemal mnie stratował.
- Wracajmy już do domu, muszę zobaczyć co u Karyme.
- Córki?
- Tak, dokładnie, chodźmy... - złapałam go już za grzywę, na szczęście pozwolił mi się prowadzić. Szybko wróciliśmy, rozglądałam się już za córką, w pewnym momencie zauważając też Shadow.
- Snow... Znasz swoją siostrę? - zatrzymałam się, a mój przyszły partner wraz ze mną.
- Ja nie mam przecież siostry... Tata umarł i...
- Przyrodnią siostrę, tą którą urodziła twoja matka. Ma na imię Shadow.
- To ta siostra jest ogierkiem? - przekrzywił łeb, nieco przymykając jedno oko. Wyglądał dość zabawnie, zwłaszcza że pochylił też jedno ucho w bok. Prawie bym się zaśmiała.
- Jest tam i to klaczka... - przewróciłam w rozbawieniu oczami idąc w kierunku Shadow.
- To właśnie twoja siostra Snow - zatrzymałam się przed nią.
- Trochę taka... Niepodobna... - znów przekrzywił łeb przyglądając się małej, kiedy ona w ogóle na nas nie spojrzała.
- Shadow, to twój przyrodni brat Snow - zwróciłam się też do niej: - Shadow... - szturchnęłam ją lekko, z rozbawienia przechodząc do strachu, bałam się że mała będzie wariować jak jej matka.
- Cześć Shadow, Shanti mówi że jestem twoim bratem, a ty moją siostrą... - dodał Snow. Klaczka w dalszym ciągu nie reagowała, wpatrywała się w ziemie, jakby nas nie słyszała.
- Też mnie nie lubi... - stwierdził Snow.
- Zaczekaj... - położyłam się obok niej: - Shadow coś ci się stało? - spytałam, wreszcie zareagowała, pokiwała głową że nie. Miała na ciele dużo opatrunków, ale wolałam nie przeczyć.
- Więc co ci jest?
- Mamusia... - wymamrotała.
- Coś jej się stało?
- Umarła...
- Nie prawda! - krzyknął nagle Snow tupiąc w ziemie, mała aż schowała się za moją grzywą.
- To bzdura, ona żyję i siedzi sobie w jaskini - powiedział niezbyt przyjemnym tonem.
- Snow, spokojnie.
- Ona kłamie!
- Snow! - krzyknęłam na niego żeby przestał.
- Mama nie mogła umrzeć... - zauważyłam w jego oczach łzy, szybko się odwrócił: - Ja chciałem się z nią pogodzić przecież...
- Snow... - wstałam, podchodząc do niego: - Przykro mi... Nie strasz więcej tak siostry... - położyłam głowę na jego grzbiecie.
- Powiedź że mama jeszcze żyję...
- Nie wiem... Może... Zobaczymy, pójdziemy do stada i wszystkiego się dowiemy, to kilka kroków stąd, chodź...

Od Rosity
Dogoniłyśmy tatę, obawiałam się jego reakcji, ale mimo to podbiegłam do niego z Karyme. Zdziwił się na nasz widok, westchnął, idąc dalej.
- Trzymajcie się blisko mnie - powiedział, przytaknęłam.
- Mama się znajdzie, prawda tato? - spytałam.
- Mam nadzieje. Tylko ty poszłaś jej szukać z Karyme, czy ktoś jeszcze?
- Tylko my... Chyba... - spojrzałam na Karyme, zdawała się też nie wiedzieć: - No i wcześniej Elliot, ale o tym już wiesz tato...

Od Karyme
Mijały godziny, szliśmy już tak długo że ledwo przebierałam nogami. Zmęczona wlekłam się wciąż za Danny'm, idąc obok Rosity. Próbowała jeszcze przyspieszać, bo szłyśmy coraz wolniej, za to ja nie miałam na to sił. Danny się od nas oddalał.
- Karyme - usłyszałam jakiś głos w oddali.
- Karyme, córeczko... - znów ten sam głos, obejrzałam się do tyłu. Jakieś kilkanaście kroków od nas pędziła niebieska klacz. Nie poznałam jej od razu, zwolniłam kroku, Rosita też mnie już wyprzedziła. Zatrzymałam się, obca była coraz mniej obca. Chyba ją znałam i chyba to była...
- Moja mała... - przytuliła mnie do siebie: - Tęskniłam za tobą...
- Mama? - odezwałam się zaszokowana.
- Tak, mój skarbie... Nie chciałam cię oddawać... Ten ogier zmusił mnie do tego...
- Ale...
- Inaczej by mnie zabił, wiesz? Mnie i ciebie...
- Ona kłamie - niespodziewanie odezwała się Rosita, nie zauważyłam kiedy zawróciła. Mama osłoniła mnie przed nią, albo raczej przed Danny'm, który także tu wrócił.
- Kim jesteś? - spytał przywódca mojej matki.
- Karyme idziemy... - szepnęła, ignorując jego słowa, popchnęła mnie kopytem cofając się przy tym o krok: - Idziemy... - odwróciła się szybko, teraz już przesuwając mnie po ziemi pyskiem.
- Stój - Danny złapał ją za grzywę.
- Uciekaj Karyme! - krzyknęła mama, wyszarpując się i atakując Rosite, Danny odepchnął ją od niej, a wtedy mama, korzystając z chwili, złapała mnie za grzywę, wrzucając na grzbiet i uciekła.
- Karyme! - Rosita próbowała za mną pobiec jak tylko się podniosła, ale przywódca ją zatrzymał.
- Mamo... Mamo stój! - chciałam zeskoczyć, ale pędziła tak szybko, bałam się...


Ciąg dalszy nastąpi



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz