Menu

sobota, 2 kwietnia 2016

Zmiany cz.6 - Od Shanti, Felizy, Ulrike

Od Shanti
Dogoniłam go w porę, łapiąc za grzywę, początkowo się nie zatrzymał, dopiero potem, gdy zorientował się że ciągnie mnie cały czas po ziemi, a ja zapieram się nieustannie kopytami, oczywiście bezskutecznie. Snow był tak silny że mogłam mu stawiać taki sam opór jakby mi stawiało źrebie. W praktyce nigdy bym go nie zatrzymała. Na szczęście mnie zauważył, a ja utrzymałam równowagę i nadal stałam na nogach.
- Snow nie możesz się zabić... - stanęłam mu na przeciwko, korzystając z tego że w końcu się zatrzymał.
- Ale muszę, tylko tak zobaczę tatę, tęsknie za nim i tylko on mnie rozumiał...
- Chciałby żebyś żył.
- Ale skąd możesz to wiedzieć? Widziałaś mojego tatę?
- Po prostu wiem, wracajmy do stada...
- Nie zabraniaj mi zobaczyć się z tatą, pójdę do niego, bo tak chce - wyminął mnie idąc dalej.
- Snow... - próbowałam go zatrzymać, stając mu na drodze. Ciągle odpychał mnie w bok i szedł dalej. Łapałam go za grzywę, wtedy ciągnął mnie kawałek po ziemi, wyrywając mi ją gwałtownie.
- Przestań za mną chodzić - spojrzał na mnie po pewnym czasie, kładąc uszy do tyłu. Zauważyłam ślady po łzach. Czułam się winna, że doprowadziłam go do takiego stanu, nieświadomie, ale jednak.
- Nie możesz się zabić. Jeszcze znajdziesz klacz, która zakocha się też w tobie. Ja jestem starsza, lepiej dogadasz się z młodszą. Ona cię lepiej zrozumie i ty ją, będziecie szczęśliwi. Może nawet...
- Kocham tylko ciebie, ale ty mnie nie kochasz... - ruszył dalej.
I tak weszłam z nim na dość sporą górę, starając się go od tego odciągnąć, namówić żeby wrócił ze mną do stada. Nie udawało mi się to, po raz drugi w życiu czułam się bezsilna, tak jak wtedy gdy straciłam najbliższych, bałam się że dojdzie do najgorszego.
- Snow, posłuchaj, ja wcale nie powiedziałam że się nie zgadzam... - zaczęłam, nie mając już wyjścia, tylko tak mogłam ocalić mu życie. Był już przy krawędzi, gotów do skoku. Nie chciałam mieć nikogo na sumieniu. Zawsze mówiłam co myślę i czuję, nigdy nie sądząc że szczerość może doprowadzić do czegoś takiego, a raczej miłość Snow'a do mnie, której nijak nie odwzajemniałam.
- Dam ci szanse, zostaniemy parą, tylko nie skacz - powiedziałam,  Snow spojrzał na mnie, a potem w dół: - Ja już nic nie rozumiem, to kochasz mnie czy nie?
- Tak... - skłamałam, tuląc się do jego grzywy żeby udowodnić że to prawda, fałszywa prawda. Miałam nawet łzy w oczach, postąpiłam wbrew sobie i własnym przekonaniom, ale uratowałam mu życie. Nie pozwoliłam sobie na płacz, musiałam go stłumić. To moje okazywanie miłości wyglądało tak sztucznie, przynajmniej dla mnie, ale nie dla Snow'a, bo on wtulił się we mnie mocno. Tak mocno jak jeszcze nikt kogo znałam. Przewrócił mnie na ziemie, położył się przy mnie, znów wtulając w moją grzywę, westchnęłam cicho, co ja zrobiłam? Oszukałam go i samą siebie próbowałam przekonać że tak będzie lepiej, może dla Snow'a, bo on nie zorientuje się że to wszystko jest kłamstwem.
- Zrobię dla ciebie wszystko, oddam za ciebie życie jak będzie trzeba, będę cię chronił, bronił, kochał i...
- Może wrócimy już do stada? - spytałam i to dość w porę, bo już dotykał mojej szyi. Może zgodziłam się na nasz związek, ale na nic więcej nie zamierzałam się godzić.
- Zaniosę cię, pewnie jesteś zmęczona.
- Snow nie trze... - nim dokończyłam, znalazłam się już na jego grzbiecie, zszedł z góry dość szybko, prawie spadając w dół. Na szczęście udało nam się znaleźć bezpiecznie na ziemi.
- Ale na pewno mnie kochasz? - spytał na dolę.
- Tak - nie mogłam mu spojrzeć w oczy, ale kłamstwo było lepsze od jego śmierci, którą ja miałabym na sumieniu, bo to przeze mnie by się zabił. Musiałam mu to wybaczyć, że wiele nie rozumie, może nawet nie wiedział żeby pomyśleć też o mnie, co ja czuję. Nie umiałam się zakochiwać na zawołanie, miłość nie wybiera, przychodzi nagle i niespodziewanie.

Od Felizy
Mijał czas i ranny nieco mi się już zagoiły, nie czułam już tak silnie bólu. Dało się go znieść, więc postanowiłam w końcu wstać, miałam już dość leżenia całymi dniami, no dobra, może nie leżenia, a spania i budzenia się tylko wtedy żeby coś zjeść i przyjąć kolejną dawkę ziół, czekając dnia, w którym wszystkie rany się zabliźnią.
Podniosłam się ostrożnie z ziemi, po tym wszystkim mogłam mieć zawroty głowy, podparłam się ściany, po woli dochodząc do siebie. Był to odpowiedni moment, bo ani Zimy w pobliżu, ani jej doradczyni, mogłam być tu sama, gdyby nie fakt że był tu ktoś jeszcze. Nieprzytomny i bezbronny zarazem, do tego mój wróg, numer jeden. Uśmiechnęłam się szyderczo, już nie podpierałam ściany, zbliżyłam się szybkim krokiem do Hiry. A więc nadszedł moment w którym mogłam ją zabić i to z łatwością. Leżała na boku, więc czekało mnie mało włożonego wysiłku, jedynie uderzyć w głowę, kilkakrotnie, albo przytrzymać chrapy, czekając aż się udusi. Wybrałam to drugie wyjście, pochyliłam łeb, otworzyłam pysk, chcąc go zacisnąć na jej, żeby nie tylko przez chrapy, ale też przez pysk nie mogła oddychać. Odsunęła momentalnie głowę, otwierając też oczy.
- Miło cię widzieć - parsknęła ironicznie, wpatrując się we mnie z równie silną nienawiścią jaką ja sama ją darzyłam.
- Mi ciebie także, zwłaszcza że to twój koniec... Będę oglądała z rozkoszą jak umyka z ciebie życie, po woli i w cierpieniu!
- Radziłabym ci być ciszej, na zewnątrz jest ktoś, kogo myślę że znasz - zamknęła znów oczy. Upewniłam się czy mnie nie nabiera, podeszłam do wyjścia, kontem oka patrzyłam też na nią, nie wiadomo czy nawet w takim stanie nie postanowi się podnieść. Wyjrzałam na zewnątrz, widząc Ulrike, przed wyjściem, o dziwo spała i to na stojąco. Przypuszczałam że wzięła sobie za dużo obowiązków na głowę. Opieka nade mną, nad Hirą i nie wiadomo co jeszcze, tej zołzie w ogóle nie powinna zostać udzielona pomoc. Przewróciłam tylko oczami, wycofując się po cichu. Stanęłam nad Hirą, znów otworzyła oczy, a ja uśmiechnęłam się z żądzą zemsty, myśląc już tylko o zamordowaniu jej. Obróciła się gwałtownie na grzbiet, wywijając nogami, cofnęłam się szybko. To kosztowało ją dużo energii, bo po chwili opadła znów na bok.
- To miała być próba obrony? - obeszłam ją na około, zaśmiałam się cicho, by nie zbudzić Ulrike.
- Ehem... - wydała z siebie dość głośny dźwięk.
- Śpi mocno - oznajmiłam śmiejąc się złowrogo, a niech się budzi i tak mnie nie powstrzyma: - Ty też będziesz, tyle że na wieki.
- Więc na co czekasz?! - krzyknęła, wiedziałam że specjalnie. Żeby tylko obudzić doradczyni.
- Chcę widzieć strach w twoich oczach i doświadczyć twojej bezsilności i bólu, jak nie możesz się obronić, ani nic wskórać, jak cierpisz - przecisnęłam jej nagle pysk kopytem, uderzała w nie, niemal zrzucając, ale zaraz jej oddałam tą wolną przednią nogą i tak oparłam swój ciężar na tej, którą postawiłam na jej pysku. Nie mogła krzyknąć, ale wystarczyło że zobaczyłam łzy i usłyszałam niewyraźne jęki, zaśmiałam się, a ona się dusiła, wierzgając. Przytrzymałam ją, drugą nogą, łapiąc też za grzywę, żeby mi się nie wyślizgnęła. Tylnymi nogami zahaczyła o moje tylne, kopiąc, utrzymałam równowagę, mimo że ponawiała cios. Była zbyt słaba.
- Drugi raz nie będziesz ze mną zadzierała, wiesz co zrobię z twoją duszą? Zapewne się domyślasz... - zaśmiałam się. Niespodziewanie udało jej się przesunąć moje tylne nogi na tyle że upadłam, centralnie na brzuch. Poderwałam się od razu, Hira też spróbowała wstać. Chwyciłam ją za grzywę, stanęłam z lekka dęba, tylko po to żeby uderzyć w jej głowę, która z hukiem trafiła w ziemie.
- Wyrwę ci ją! Tak jak zrobiłaś to mojej córce! - chwyciłam ją, najpierw uderzając jej głową kilka razy o ziemie, próbowała się bronić, resztkami sił, które jej pozostały. Jak ta kupa mięsa mogła jeszcze żyć?! W końcu, złapałam jej grzywy, przytrzymałam resztę przednimi kopytami i zaczęłam ciągnąć. Jej krzyk już na pewno zbudził Ulrike, zresztą ta wbiegła już wcześniej do środka. Próbując mnie powstrzymać. Nie zauważyłam jej nawet. Pozwoliłam wypłynąć emocją, tak długo duszonym już w sobie. Nie panowałam już nad sobą, nie wiedziałam też do końca co robię, byłam pochłonięta tylko jednym, żeby doprowadzić do śmierci Hiry, nie ważne w jaki sposób. Ulrike oberwała ode mnie kilkakrotnie, byłam już od jej krwi, nie chciała atakować, broniła się jedynie, ale w końcu to zrobiła, bo nie puściłam ani na moment Hiry. Gdy tylko przewróciła mnie na ziemie, przytrzymała mnie tak że przy każdym szarpnięciu zaczęłam się dusić, zmusiła mnie żebym leżała nieruchomo.
- Shady dość! - wreszcie dotarły do mnie jej słowa.
- Puszczaj mnie! - kopałam ją w brzuch, znosiła to zaciskając z bólu zęby.
- Ogłuchłaś?! - wrzasnęłam.
- Przestań! - uderzyła mnie w głowę. Oddałam jej znacznie mocniej, wykorzystując moment zaskoczenia, jej zaskoczenia, znów była wielce zdziwiona że nie potrafiła się opanować. Ogłuszyłam ją. Podniosłam się, podchodząc do Hiry, ledwo oddychała. Ja także sapałam zmęczona.
- To była twoja ostatnia deska ratunku? Oj, szkoda... - zaśmiałam się, biorąc się za ostateczny cios, gdy nagle poczułam straszliwy ból, powalił mnie aż z nóg i przebił bok na wylot. To było coś ostrego...
- Nie... - wymamrotałam: - Nie tym razem! - już miałam ją uderzyć, byłam tak blisko, że nawet na leżąco, mimo przeszywającego bólu, próbowałam to zrobić, ale ktoś przytrzymał mnie przy ziemi.
- Zabić ją? - wyciągnął ze mnie tą ostrą rzecz, odrzucając ją do tyłu, był to obcy ogier, najprawdopodobniej należał do stada Hiry. Skinęła mu lekko łbem, złapał mnie za grzywę, szarpałam się gdy on skręcał mi po woli kark. Puścił nagle, patrząc na ostrą rzecz, którą pozostawił z tyłu. Było to coś w rodzaju ludzkiej włóczni, tyle że powstało ze zwykłej gałęzi, i nadal tak wyglądało. Była tylko zaostrzona na końcu i wszelkie mniejsze gałązki i liście były z niej pozrywane. Teraz też zdobiła ją, moja krew. Zaczął ją we mnie wbijać, próbowałam ją chwycić, ale tylko skaleczyłam sobie przy tym pysk, a ogier jeszcze nie raz uderzył mnie w niego kopytem.
- Mamusiu! - do środka wbiegła nagle Shadow, złapała ogiera za ogon, ciągnąc go z całych sił, rozpłakała się przy tym. Nie mogła dać mu rady, co było raczej do przewidzenia. Uderzył ją tylnym kopytem, tak że wpadła na ścianę. Szybko się podniosła, podbiegła znów do niego, próbując odepchnąć. Tym razem trafił ją przednią nogą, równie mocno, słyszałam trzaśnięcie. Mała dalej wstała, obcy przestał się już nawet mną zajmować. Shadow zachowywała się tak jakby nie czuła bólu. Ugryzła go nagle, przez co wypuścił z pyska niby włócznie. Chwyciłam ją od razu, ogier to zauważył, przytrzymał ją kopytem, a Shadow złapał w pysk. Odrzucił ją na drugi koniec jaskini, trafiła wprost w ścianę. Kolejny trzask, a klaczka mimo to wstała, ciągnęła już po ziemi złamaną nogę, byłam w szoku. Córka Shady i taka silna?
- Zabić ją? - spytał obcy, ale już bez odpowiedzi, Hira albo straciła przytomność, albo w końcu umarła. Shadow doszła do mnie, położyła się na mnie, osłaniając swoim własnym ciałem.
- Nie zabijaj mojej mamusi... - wymamrotała, patrząc na ogiera swoimi zapłakanymi oczami.
- Głupi bachor - złapał ją znów, podnosząc ponad ziemie. Kopnęłam go w czułe miejsce, puścił, a klaczka spadła wprost na mnie, zadając ból, ale to nie była akurat jej wina. Przytuliłam ją do siebie, czułam że to koniec i chciałam o dziwo się z nią pożegnać, na przeprosiny było za późno. Ogier wbił we mnie w tym momencie niby włócznie i przebił serce...

Od Shanti
Dotrwałam jakoś do rana, spałam tej nocy ze Snow'em, nawet nie wiedząc gdzie się podziała moja córka, ani dokąd on mnie zaprowadził, to nie była nasza stadna jaskinia. Przebudzałam się całą noc, zaniepokojona.
- Chyba nie doszliśmy do tej jaskini co trzeba - obudziłam Snow'a, wczoraj byłam zbyt zmęczona żeby zwrócić mu na to uwagę.
- Chyba tak, wybacz mi to... - ukląkł na przednich nogach, skierowałam uszy do tyłu, nie wiedząc w pierwszej chwili co on robił.
- Przepraszam... - spuścił łeb.
- Snow spokojnie, nic się nie stało.
- Na pewno? Nie zawiodłem cię? Było ciemno i nie widziałem dokąd idę...
- Przecież... A no tak - ja widziałam w ciemnościach, a on nie, chyba że świeciłby księżyc, lecz tej nocy był nów, choć teraz gdy wstał już dawno dzień, nie miało to znaczenia.
- O co chodzi kochanie? - Snow wstał już z ziemi.
- Już o nic, teraz już na prawdę wracajmy do stada, muszę zobaczyć co u Karyme.
- Dlaczego?
- To moja córka, przybrana córka.
- A moja? Jak jestem z tobą to kim ja dla niej jestem?
- To ciężko stwierdzić, przypuszczalnie powinieneś być jej przybranym ojcem, ale... To trochę dziwnie będzie wyglądało, pamiętam czasy w których byłeś jeszcze źrebakiem i ona także była mała, więc... - zamilkłam, nie wiedząc jak to rozwiązać i jak wytłumaczę to córce, czy ona zaakceptuje Snow'a jako... Przybranego ojca? Łatwiej byłoby się z nim rozstać. Wyznać prawdę. Byłoby, gdyby on nie próbowałby odebrać sobie życia, tylko dlatego że go nie kochałam. Miałam to szczęście że jeszcze był młody, a nasza para w tym wypadku była nie oficjalna, bo on nie mógł mieć jeszcze partnerki.
- To jestem jej tatą czy kim?
- Jesteś, ale... Na razie daj jej trochę czasu, musi cię najpierw lepiej poznać...
- Ale przecież my się już poznali i nawet starałem się z nią kiedyś bawić...
- Nie wystarczająco żeby ci zaufała i traktowała jak tatę... Może później wrócimy do tego tematu, co? Chcę żebyśmy byli ze sobą w tajemnicy... Bo, nikt nie zaakceptuje naszej miłości Snow, nie chcę żeby o nas plotkowali, rozumiesz?
- Nie bardzo, przecież się kochamy...
- Dobra, wytłumaczę ci to ob drogę - zależało mi głównie żeby nie mówił o niczym Karyme, ona mogłaby to źle odebrać, odsunąć się ode mnie, a już tak dobre relacje ze sobą miałyśmy. Na prawdę miałam ją za córkę, za prawdziwą córkę, mimo że nie łączyły nas więzy krwi.

Od Ulrike
Ocknęłam się, gdy było już po wszystkim, doznając niezłego szoku. Nie mogłam aż wstać, ani zrobić cokolwiek i tak było za późno. Shady leżała martwa, Shadow łkała przy niej ranna, a Hiry nie było. Został tylko krwawy ślad. Wreszcie po kilkunastu minutach wstałam podchodząc po woli do Shady. Bałam się, strach wręcz przeszywał moje ciało. Zawiodłam, bardzo zawiodłam, niewybaczalnie zawiodłam. Zima mi tego nie wybaczy...
- Shady... - wiedziałam że jest martwa, a jednak łudziłam się że ją obudzę: - Shadow... - próbowałam wydobyć z siebie coś więcej niż imię małej. Spojrzała na mnie, zapłakana, była ranna i miała liczne złamania. Zrobiło mi się słabo. Cofnęłam się do tyłu. Stałam tam tak długo, aż w końcu postanowiłam zabrać stąd Shadow i chociaż ją ocalić. Mała nie protestowała, płakała cicho, milczała.
- Wszystko.... Wszystko będzie... Chyba nie tym razem... - stwierdziłam, kładąc Shadow na ziemi. Poszukałam opatrunków, byłam roztrzęsiona i zdezorientowana.
- Ulrike? Co się stało? - usłyszałam głos Danny'ego, pewnie zauważył mnie z łąki. Oby nie było z nim Zimy, oby jej nie było... Odwróciłam po woli głowę w stronę przywódcy. Moje obawy się spełniły, przywódczyni także z nim była, zasłoniłam Shadow.
- Co z Shady? Dlaczego jesteś tutaj i to z Shadow? - spytała.
- Wszystko dobrze? Pobladłaś - dodał Danny, gdy milczałam, patrząc na nich, nadal w szoku. Zima nagle ruszyła w stronę jaskini, Danny pobiegł za nią, ja także. Próbowałam ją wyprzedzić, zatrzymać. W rezultacie wbiegłam z nimi do środka.
- Shady... - wyszeptała, skuliłam uszy, zaczęłam się wycofywać, ale nie mogłam wyjść, nie chciałam. Zima zbliżyła się do martwej siostry, upadła przed nią. Danny od razu się do niej zbliżył.
- Kochanie, wszystko się ułoży, zobaczysz... - dotknął ją lekko pyskiem, myślałam że zemdlała, ale już po chwili usłyszałam jej gorzki płacz. Sama też się popłakałam.
- Wybacz mi... Nie dopilnowałam jej... Nie wiem nawet co... Co... - głos utkwił mi w gardle. Danny położył się przy Zimie: - Chodźmy stąd... Lepiej żebyś jej nie oglądała... - złapał ją delikatnie za grzywę, wstając po woli. Przywódczyni nie chciała wstać, nie reagowała już na nic, nie dotknęła nawet Shady, tylko płakała, jakby bała się jej dotknąć.
- Zima... - Danny szturchnął ją lekko, spojrzał na mnie niezbyt przyjemnie: - Co tu się stało?
- Ja.. Ja... - zająknęłam się: - Nie wiem... Ona... - cofnęłam się znowu, w połowie będąc już na zewnątrz, walczyłam już sama ze sobą żeby nie uciec. Byłam pewna że po tym się zabije, ale coś powstrzymywało mnie od tego.
- Przysnęłam na zewnątrz... Jak się wybudziłam to... To Shady atakowała już Hirę, niemal ją zabiła... Starałam się ją odciągnąć... - nie wspomniałam nic o atakach Shady na mnie, bo nie musiałam i tak widać było moje ranny na ciele: - W końcu ją przewróciłam i... I... Uderzyłam ją w głowę... Nie wytrzymałam... Chciała mi się wyrwać... A ja... Ja... - nie mogłam wydobyć z siebie oddechu, tak silne emocje mną targały.
- Spokojnie, mów dalej - przerwał mi Danny.
- A wtedy ona... Mnie ogłuszyła... Jak się obudziłam to... To zastałam ten widok i... I Shadow... Leżącą przy... Przy...
- Jak możesz jeszcze pokazywać mi się na oczy?! - Zima niespodziewanie wtrąciła się w rozmowę, zamroziła ziemie, lód pokrył też moje przednie nogi. Przerażona, teraz już chciałam uciec.
- Zima co ty...? - Danny spojrzał na nią, wstała, mierząc mnie wzrokiem.
- Nie daruje ci tego! Słyszysz!? - zamroziła drugą połowę mojego ciała, nie mogłam już się ruszyć, lód zaczął gwałtownie pokrywać całą mnie, zbliżając się do głowy.
- Proszę... - wymamrotałam, zaczęłam czuć, przeszywający ból od kopyt, aż po całe ciało.
- Zima przestań! - Danny szturchnął ją mocno: - Nie ona ją zabiła.
- Nie dopilnowała jej! Zginie tak samo jak ci, którzy się tego dopuścili!
- Co ty wygadujesz?! Mówisz jak nie ty...
- I dobrze! Niech teraz inni cierpią! Tak jak ja! - spłynęły jej łzy z oczu, poczułam jak coś wbija się w moje ciało, czułam przeszywające zimno.
- Wybacz... Wybacz mi chociaż... - błagałam, całe życie czułam się tą złą, dlatego tak bardzo pragnęłam wybaczenia, zwłaszcza w chwili w której miałam umrzeć.
- Nie wybaczę ci, tak jak nikt kogo skrzywdziłaś!
- Przestań! - Danny podniósł na nią głos, nie mógł chyba nic innego zrobić: - Nie jesteś taka...
Ku mojemu zdziwieniu ustąpiła, cofnęła gwałtownie lód, upadłam, kasłając, było mi tak zimno że nie mogłam się poruszyć, ani też odezwać, popadałam w sen.
- Wnoś się stąd, już nie należysz do stada! - krzyknęła w moją stronę. Danny złapał ją, nim podeszła do mnie.


Ciąg dalszy nastąpi



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz