Menu

sobota, 16 kwietnia 2016

Samotność cz.51- Od Marcelli/Leona

-Leo!- krzyknęłam na niego
-No co? niech wszyscy wiedzą z kim mają doczynienia- parsknął patrząc wrogo na Selme
-Mogłam się tego spodziewać- spojrzałam na niego oburzona. Konie stąd zaczęły atakować Selme, nie tylko słowami ale niektóre nawet ją kopały i podgryzały.
-Dość!- krzyk wujka prawie że nas ogłuszył, wleciał między konie i odepchnął je skrzydłami, tym samym osłaniając Selme
-Wiedziałeś że to mroczny koń?!- krzyknął jakiś ogier
-Wiedziałem, a co? nie pasuje ci coś? to ja będę decydował kto tu może być a kto nie, zrozumiano?! to ja tutaj rząde
-Tylko głupi by jej zaufał- jeden z ogierów prawie że przebił się przez skrzydła wuja, chcąc zaatakował Selme.
-Połamać cię mam?!- wujek przewrócił go na ziemię i otworzył pysk odsłaniając swoje kły, wszyscy momentalnie się wycofali.
-Zadowolony z siebie jesteś?
-Przynajmniej wszyscy wiedzą kto jest w śród nas
-Leo, zapominasz się czasami, mój wujek nie jest głupi, jakby wiedział że Selma jest niebezpieczna to by jej tutaj nie trzymał
-Równie dobrze może ukrywać
-Och błagam cię- ruszyłam w stronę Selmy
-Chwila, a ty gdzie?
-Do Selmy, nie widać
-Nie pójdziesz do niej
-Leo, bardzo cię proszę, nie mów mi co mam robić
-Rzuci się na ciebie- złapał za moją grzywę
-Leo przestań! stoi przy niej mój wujek, co mi ma niby zrobić- wyszarpałam mu grzywę stawiając na swoim, podeszłam do Selmy.
-Przepraszam cię za niego, ale taki już jest, przyniosłam ci twój naszyjnik- podałam jej go, natychmiast go założyła znów zamieniając się w zwykłą klacz.
-Leon- zawołał go mój wuj, z wyraźnym gniewem w głosie
-Tak?- spytał jakby nigdy nic
-To był ostatni raz, rozumiesz- wujek przewrócił Leona na grzbiet i przycisnął kopytem jego gardło
-Wujku nie!- podbiegłam wpychając skrzydło między Leona a wujka, odepchnęłam go.
-Selma chodź- wujek chwycił jej grzywę i delikatnie pociągnął za sobą, oboje gdzieś odeszli
-Przesadziłeś trochę, nie powinieneś tak robić, to było do przewidzenia że zdenerwujesz tylko mojego wujka
-Twój wujek zwariował postanawiając trzymać tu kogoś takiego
-Zrozum że ona się na prawdę nam przyda, wykożystajmy to że jest mrocznym koniem, w walce z tym czymś ona będzie miała większe szanse niż my, pomyśl czasami inaczej, weź pod uwagę te dobre strony a nie tylko te złe
-Ehhh no dobra...przepraszam
-Nie przepraszaj mnie, tylko przeproś Selme, bo to jej się należą przeprosiny nie mi, ja już wyjątkowo dużo razy ci przebaczałam i dużo razy słyszałam słowo przepraszam, inni też na to jedno słowo zasługują.
-No dobra, jak przyjdzie to ją przeproszę, a pójdziesz z...
-Nie, nie pójdę z tobą, chyba do tego ci potrzebna nie jestem, pójdziesz sam i ją przeprosisz, tylko nie powiedz znowu czegoś głupiego, dobrze? obiecujesz mi to?
-Tak, obiecuję
-To trzymam się za słowo...już chyba zapomniałeś co mi obiecywałeś, mam ci odświeżyć pamieć?
-Nie...
-No więc trzymaj się danego słowa, i nie rzucaj go na wiatr
-Ja chcę już do domu, niedługo tu zwarjuję
-Nie zmieniaj tematu, jak się postarasz trochę bardziej to niedługo wszyscy będziemy już wolni.
Naszą rozmowę przerwał alarm, przystkie czerwone lampki zaczęły migać.
-Przedostali się!- krzyknąłem jeden z łowców, a reszta z grupy wujka stanęła mi metalowych dźwiach, zastawili je. Momentalnie wszystko ucichło, alarm i głosy łowców.
-Wszyscy cisza, rozmawiamy tylko szeptem, nie unosimy głosu, uważać pod nogi, nie wywołujcie hałasu, to je albo obudzi albo podminuje.
Zgasili nawet światło, świeciły się tylko małe lampki, które dawały tylko tyle, że widzieliśmy gdzie idziemy.
-Armen chodź do nas- szepnęłam, syn podbiegł i schował się pod moim skrzydłem, nasłuchiwaliśmy, było je słychać, te poruszające się truchła, ich jęki, powarkiwanie nawet jak siebie atakują. Łowcy obstawili dźwi, zabezpiezyli kilkoma metalowymi rurami, mój wujek także im towarzyszył, trzymał coś w pyski, niewielki woreczek na sznurku.
-Na mój znak, otworzycie- powiedział, przytaknęli mu, delikatnie zdjęli zabezpieczenia.
-Uwaga...już- dźwi się otworzyły, zobaczyliśmy je, kilka z nich ruszyło w naszą stronę, wtedy wuj rzucił woreczek z którego wysypały się małe metalowe kulki, po tym odrazu dźwi się zamknęły z hukiem, usłyszeliśmy tylko wybuchy, jęki i rozrywanie ciał, kiedy wszystko ucichło, dźwi znów się otworzyły, zasłoniłam aż synowi oczy, wszędzie tam była krew i rozerwane ciała tych potworów.
-Idźcie spać, jutro czeka was ostatni trening, po nim wszyscy wyruszamy, jeśli ktoś nadal nie będzie przygotowany, jego sprawa, wtedy pierwszy zginie...


                                                          Leon [ zima999 ] ^^Dokończ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz