Menu

czwartek, 6 sierpnia 2015

Serce cz.5 - Od Jony, Primero, Astry, Malaiki

Od Jony
"Po za siostrą i matką nie miałam nikogo" dokończyłam w myślach nie umiejąc powiedzieć o tym ukochanemu. Jak tylko wspominałam o mamie ściskało mnie w sercu i nie mogłam złapać tchu, nadal przeżywałam jej śmierć. Dlatego też porzuciłam córkę, ile razy ja już chciałam po nią wrócić... Ale nie mogłam.
Oddalałam się coraz bardziej od ukochanego, nie próbował mnie dogonić, pewnie uznał że lepiej będzie jak zostanę sama. Czasami rozumieliśmy się bez słów, a teraz właśnie była ta chwila.

Po jakimś czasie jednak wrócił, kładąc się obok mnie.
- Jak się czujesz ? - spytał.
- Dobrze... - westchnęłam, nadal byłam przygnębiona.
- Och, Jona... Czasami chciałbym wiedzieć co cię dręczy. Mam coś dla ciebie.
- Co ? Co takiego ? - spojrzałam na niego, wcześniej będąc zapatrzona w dal. Podał mi gałąź pełną soczystych owoców. Sam był pobrudzony ich sokiem.
- Gdzie je znalazłeś ?
- A nie daleko. Jak się rozdzieliliśmy poszedłem się przejść. Pamiętasz że mieliśmy spytać tą klacz czy...
- Tak tak - zajadałam się już owocami. Primero wiedział co dobre, były przepyszne. Nagle ukochany wstał, patrząc na coś za mną, odwróciłam się za siebie. W naszą stronę biegła ta klacz. Również wstałam. Siwa próbowała nam coś powiedzieć, wywijała głową na różne strony.
- Mamy iść za tobą ? - zapytał Primero, przytaknęła. Pobiegliśmy więc za nią. Gdy byliśmy coraz bliżej celu tym bardziej zwalniała. W końcu wraz z Primero usłyszeliśmy że ktoś tu się kręci. Klacz była cała roztrzęsiona, miała w oczach łzy i wciąż oglądała się za siebie czy idziemy za nią.
- Zostawcie mnie ! Puszczajcie ! - krzyknęła jakaś klacz, wydawało mi się że to...
- Nicol ! - w końcu wypatrzyłam ją wśród drzew, jak próbowała uciec przed tymi ogierami. Przewrócili ją, nie miałam odwagi pobiec, bałam się o źrebaka. Próbując ratować siostrę mogłam go stracić...
- Primero zrób coś ! - krzyknęłam zrozpaczona.
- Biegnij po przywódców ja ich powstrzymam - Primero ruszył na ogiery, ich było kilka, a on sam.
- Ale...
Klacz popchnęła mnie pędząc do stada, ruszyłam za nią. Biegłam coraz to szybciej, wyprzedziłam już młodą. Nigdy tak się nie bałam o ukochanego, jak mogłam mu pozwolić na takie poświęcenie...

Od Primero
Ogiery rzuciły się na mnie z pełną siłą. Uderzyłem grzbietem o ziemie, szarpiąc się i próbując bronić przed każdym ich ciosem.
- Puść ! - siostra Jony wyrywała się teraz już tylko jednemu z nich, który zdążył ją złapać.
- Wrócisz teraz do nas ! Drugi raz nie uda ci się uciec ! - popchnął ją na ziemie. Zerwałem się gwałtownie z ziemi, starając się coś wskórać. Przewrócili mnie jeszcze z większym hukiem niż poprzednio. Jeden z nich zaczął mnie dusić, nie mogłem się im wyrwać, bo reszta przygniotła mnie swoimi cielskami do ziemi. Ogier puścił nagle, zmieniając zdanie co do mojej śmierci. Zaczął kopać mnie w głowę. Ból był niesamowity, bałem się że za chwilę pęknie mi czaszka, albo stracę przytomność. Niespodziewanie wszyscy rzucili się do ucieczki. Długo leżałem na ziemi, zdezorientowany, zupełnie nie świadomy co się wokół mnie dzieje. Czułem tylko dotyk ukochanej i jej łzy na sobie. Traciłem po woli przytomność.

Od Astry
Mama podeszła do mnie, przytulając mnie do siebie. Nie obchodziła jej rozpacz tamtej klaczy, znaczy Jony, ani zamieszanie, które spowodowało stado.
- Udało ci się, wiedziałam że ci się uda - powiedziała zadowolona: - Szkoda tylko że tak późno... - przerwała widząc że spuściłam głowę. Nic się przecież nie udało, nikomu nic nie powiedziałam, jak miałam to zrobić ? Mimo tych wszystkich starań i tak nie udało mi się niczego przekazać.
- Oni nam pomogą, prawda ? - mama spojrzała na mnie poważnie, zmieniając też ton.
- Słyszysz co do ciebie mówię ?! Odpowiedź ! - krzyknęła, szarpiąc mnie za grzywę, popłakałam się. I nie wiem co bym dalej zrobiłam gdyby nie pojawiła się Jona.
- Nicol, zostaw ją... - powiedziała przez łzy.
- Jona ? - mama odwróciła się zaskoczona: - To na prawdę ty ? Co się stało ?
- Nie udawaj że nie wiesz, widziałaś że... Że Primero...
- Ten ogier ? Po co się nim martwisz ? Grunt że mi, ani tobie nic nie jest.
- To mój partner ! Wiesz co będzie jak go stracę... Wzięli go teraz do jaskini, a ja... ja powinnam być przy nim... Ale przyszłam tu do ciebie ! A ty... Ty... - Jona mówiła już półgłosem.
- Co ja ?! To moja wina że ten twój ukochany wpakował się prosto pod kopyta tamtych ?!
- Myślałam że będziesz wdzięczna... On... On cię uratował, a ty...
- Ale on był głupi, sądził że poradzi sobie z tymi ogierami, najwidoczniej jest takim niedorajdą jak moja córka... - mama spojrzała na mnie krzywo: - A ty się jeszcze o niego martwisz, sam jest sobie winien !
Jona spojrzała wrogo na moją mamę: - Żałuje że się o ciebie martwiłam... Bardzo tego żałuje... - powiedziała przez zaciśnięte ze złości zęby po czym odbiegła.
- Uciekaj ! Gdzie byłaś kiedy to mój ukochany umierał ?! No gdzie ?!
Cofnęłam się do tyłu, nie wiedziałam co mam zrobić. Mama wbiła we mnie wzrok, już chciała coś powiedzieć, ale zamilkła, jak tylko otworzyłam pysk żeby pokazać jej co mi zrobili. Podeszłam do niej po woli, stała jak wryta.
- Dałaś się im złapać ?! - nagle mnie uderzyła, aż przewróciłam się na ziemie, patrząc na nią ze strachem.
- Zawiodłaś mnie ! Na dodatek... Teraz jesteś do niczego ! - wrzasnęła uderzając mnie w pysk: - Zawsze muszę wszystko robić sama ! Obiecałaś że sobie poradzisz głupia ! - kopnęła mnie jeszcze parę razy gwałtownie.
Kiedy skończyła mnie bić, oddaliła się w stronę stada. Podniosłam się ciężko, nie mogąc powstrzymać płaczu. Poszłam za nią, łudząc się że mi wybaczy. Odepchnęła mnie od razu od siebie.
- Idź stąd ! Nie potrzebuje kaleki ! - popchnęła mnie jeszcze raz. Cała aż drżałam na ciele, z rozpaczy. Gdybym mogła krzyczałabym rozpaczliwie, wołałabym za nią. Widziałam już tylko jak rozmawia z przywódcami. Uciekłam, łzy cisnęły mi się do oczu, co chwilę na coś wpadałam, nie widząc już przez nie gdzie biegnę.

Od Malaiki
Zatrzymałam się widząc tą obcą, którą podobno napadły te ogiery. Przez przypadek podsłuchałam jej rozmowę z przywódcami. Inne konie też kręciły się wokół, zwłaszcza nasz zastępca i doradczyni, którzy sprawdzali czy nigdzie nie ma tych obcych.
- Musicie mi pomóc... Te ogiery które pojawiły się na waszym terytorium są tylko częścią grupy, która więzi klacze, jest ich mnóstwo. Przetrzymują klacze i łapią wciąż nowe by rodziły im źrebaki, a potem znęcają się nad małymi, zwłaszcza nad klaczkami, ogierki z reguły wychowują na takich samych drani jak oni. Byłam tam dosłownie kilka dni, 2 lata temu... Uratował mnie partner płacąc za to życiem... Od tego czasu klacze dostarczały mi po kryjomu swoje źrebaki, a ja musiałam się nimi zajmować, albo szukać dla nich nowego domu. Wysłałam więc córkę żeby szukała dla nich pomocy, ale ta kaleka na nic się nie przydała... Proszę was o pomoc i wasze stado... - wyjaśniła szybko. Byłam zaskoczona i jednocześnie zaciekawiona całą tą sytuacją, nigdy o czymś takim nie słyszałam.
- Jak liczna jest ta grupa ? - spytał Danny.
- Jest ich stu, to same ogiery, niektórzy posiadają jakieś moce...
- Nas jest zbyt mało żeby ich atakować, ale jak...
- Wiedziałam ! Nikt nigdy nie chce pomóc !
- Czekaj ! - krzyknęła za nią Zima, ale obca była już daleko. Przywódcy zauważyli mnie po chwili, zrobiło mi się głupio, odwróciłam się szybko idąc pospiesznie w swoją stronę. Po kilku krokach wzbiłam się w powietrze lecąc sprawdzić co z Primero.

Od Jony
Leżałam przy Primero, cała we łzach. Wciąż myślałam nad słowami siostry, jak mogła być aż tak nie czuła. Sama miała partnera... I jeszcze te pretensje że nie byłam przy niej gdy umierał. Przecież to ona odeszła, zostawiła mnie wraz z matką. Nic jej nie obchodziło co się z nami stanie i nadal najwidoczniej nie obchodzi.
- Co z nim ? - odezwała się Malaika, wchodząc do jaskini. Nie miałam ochoty z nią rozmawiać.
- Będzie dobrze, zobaczysz... Primero jest silny - zatrzymała się przy mnie.
- Idź stąd, chce być sama.
- Mogę jakoś pomóc ?
- Tak, możesz. Zostawiając nas w spokoju ! - krzyknęłam, byłam wzburzona przez ostatnie wydarzenia, pewnie stąd ta złość. Malaika nic sobie z tego nie zrobiła, bo nadal stała przy mnie, patrząc na mojego ukochanego.
- Przyniosę jakieś zioła, na pewno się przydadzą jak już się ocknie.
- Poradzę sobie sama...
- Lepiej bądź przy nim, na pewno cię potrzebuje. Tak po za tym pewnie od kogoś innego przyjęłabyś pomoc, prawda ? - Malaika wyszła, a ja tylko mogłam jej przyznać rację. Potrzebowałam pomocy, Primero musiał żyć, miałam tylko jego, bo jak widać nawet siostra się o mnie nie troszczy.

Minęło kilka godzin, Malaika czuwała wciąż przy nas i próbowała ze mną rozmawiać, a może i nawet się zaprzyjaźnić. Nadal żywiłam do niej niechęć, choć w głębi serca potrzebowałam żeby ktoś tu teraz ze mną był. Primero coś mamrotał przez sen, każde jego słowo, nie wyraźne, ale jednak słowo, wywoływało u mnie poruszenie. A gdy otworzył oczy miałam ochotę się w niego wtulić tak mocno jakbym już nigdy nie miałam go puścić. Musiałam się jednak pohamować, ze względu na jego stan.
- Jona... - wymamrotał cicho.
- Jestem tu, cały czas obok... Jak się czujesz ?
- Wiem... Wiem że przy mnie czuwasz... - uśmiechnął się słabo: - Będzie dobrze... To... To kwestia kilku dni... - zamknął na chwilę oczy, łapiąc oddech. Gdy znów otworzył oczy spojrzał na zioła leżące obok niego. Podałam mu je, jak tylko je zjadł, zasnął.
- Nie wiem czy wiesz, ale tamta obca to moja siostra, ma na imię Nicol... Zastanawiam się czy tu została... - odezwałam się do Malaiki.
- Mówisz poważnie ? - Malaika opowiedziała mi nagle o wszystkim co podsłuchała podczas rozmowy Nicol z przywódcami. Zaczęłam wszystko rozumieć, to o tym miała powiedzieć jej córka. Tylko gdzie ona teraz była ? Zupełnie o niej zapomniałam, pewnie Nicol zabrała ją ze sobą.
- Uciekła wraz z tą klaczą co nie dawno dołączyła ? - upewniłam się.
- Była sama.
- Jesteś pewna ? - na moje pytanie Malaika przytaknęła, zaniepokoiłam się, zwłaszcza że siostra podobno wspomniała o swojej córce mówiąc o niej "kaleka", więc musiała wiedzieć i ją zostawić...


W nocy


Od Astry
Obudziłam się gdzieś w trawie obok gór. Po chwili przypomniałam sobie co tu robię. Wstałam po woli, rozglądając się wokół, otaczał mnie mrok i cisza. Była noc, piękna noc, wokół pełno gwiazd, księżyc w pełni i do tego to ciepło w powietrzu. Wyraźnie się czuło że to nadal lato. Zawróciłam. Łudziłam się że mama gdzieś tu będzie, że mi wybaczy tą porażkę. Potrzebowałam jej, a przede wszystkim jej wsparcia, nie potrafiłam sobie poradzić z tym że jestem kaleką. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Wróciłam do jaskini, mojej matki tam nie było. Nie miałam nawet jak spytać czy odeszła czy może jednak dołączyła do stada. Musiałam się wszystkiego domyślić. Ruszyłam w stronę łąki, ob drogę rozbolała mnie głowa, widziałam przed oczami obraz mojej matki, ale byłam świadoma że jej tu nie ma, że to tylko wspomnienie. "Zawiodłaś mnie !" "Obiecałaś że sobie poradzisz głupia !" "Idź stąd ! Nie potrzebuje kaleki !" słyszałam nawet jej słowa, przebijające się przez moje myśli. Błądziłam po łące. Słowa się nasilały, myślałam że zwariuje. Szłam już na oślep, przymykając oczy przez coraz silniejszy ból głowy i starając się zignorować głos matki. Wpadłam nagle na kogoś, niemal przewracając się wraz z tym kimś.
- Uważaj jak chodzisz ! - odezwała się do mnie jakaś klacz ze stada, znałam ją tylko z widzenia, to właśnie na nią wpadłam.
- Chwila, to ty, ta niemowa... - nieznajoma zorientowała się w porę. Chciałam od niej odbiec, ale stanęła mi na drodze nim to zrobiłam.
- Ale ślepa to ty nie jesteś ? - spytała, pokiwałam tylko głową że nie.
- Dziwne że mnie w takim razie nie zauważyłaś... To prawda że te ogiery co ostatnio napadły jakąś obcą, no a potem Primero został ranny, mniejsza o to... To oni ci to zrobili że nie możesz teraz mówić ? - wypytywała, przytaknęłam, starając się ponownie ją ominąć. Jej oczy utknęły na mnie
- Bolało ? - znów zapytała i znów jej odpowiedziałam w nadziei że da mi odejść.
- A jak pijesz wodę ? Zamaczasz pysk i co ? Skoro nie masz języka... - zastanowiła się chwilę.
- Otwórz psyk, muszę to zobaczyć... - dodała szybko. Zrobiłam co mi kazała, żeby tylko w końcu się odczepiła. Klacz wzdrygnęła się patrząc na mnie dziwnie.
- Po co przyjęli cię do stada ? Po co im taka sierota co nie mówi ? - obeszła mnie na około, cofnęłam się do tyłu mając już w oczach łzy.
- Przyjęcie do stada kaleki to chyba gorsze niż takiego mrocznego konia... - powiedziała, spłynęła mi łza po policzku, nie chciałam tego. Zawsze byłam silna, a teraz rozpaczałam przez jakieś słowa...
- Na twoim miejscu bym odeszła, nikt cię tu nie chce - klacz w końcu sobie poszła. Ruszyłam galopem w stronę gór. Ta klacz, moja matka, na pewno też znajdzie się ktoś następny, tylko utwierdzali mnie w przekonaniu że teraz jestem nikim i pisana jest mi tylko śmierć, bo co to za życie być niemową ?

Stanęłam na przeciwko szczytu górskiego. W swoim życiu nie miałam jeszcze okazji się wspinać, to był mój zarazem pierwszy jak i ostatni raz. Wskoczyłam na zbocze góry, zesuwając się kawałek, zaczęłam wbijać kopyta w sypkie podłoże, pnąc się do góry. Doszłam do ścieżki, która przebiegała wokół góry, prowadziła aż na szczyt.
Jak zaczęło świtać byłam już prawie u szczytu. Zauważyłam wtedy że jedno najbardziej strome zbocze tej góry jest pobrudzone krwią, starą zeschniętą krwią i na dodatek przy ostrym kamieniu wyrastającym z ziemi jest uczepiony kęp końskich włosów. Przeszedł mnie aż dreszcz, ktoś tutaj musiał zginąć... Mimo wszystko szłam dalej ku celowi. Na szczycie szalała wichura, rozwiewała mi grzywę i ogon na wszystkie strony. Podeszłam do krawędzi, widok stąd był niesamowity, spojrzałam jednak w dół. Wystawiłam jedną z nóg poza krawędź, robiąc krok w przód. Bałam się jak nigdy, nie byłam pewna czy na pewno to zrobię, czy jestem w stanie teraz skoczyć. Wszelkie wątpliwości rozwiały myśli o tym jak potraktowała mnie matka, jak bardzo ją zawiodłam, jak ona bardzo mnie znienawidziła. Gdy już byłam gotowa do skoku, nagle ktoś szarpnął mnie za grzywę. Tak mocno że aż przewrócił na grzbiet, pierwsze co zobaczyłam to świecące oczy, były żółte, wydobywały się z nich pasma światła rozpływające się jak mgła. Sama klacz wyglądała niecodziennie, ale ją także znałam z widzenia.
- Czekałam tu na ciebie Astra - odezwała się do mnie, nie wiem jak i skąd, ale znała moje imię, a nikt ze stada go nie poznał. To był dla mnie niezły szok, jednocześnie nadal byłam zdezorientowana.
- Wiedziałam że tu będziesz, wiem też co przeszłaś i kim jesteś, ale to dzięki mocy, której i tak nikomu nie zdradzisz, bo nie możesz... - dodała, jej oczy zgasły, wystarczyło że na chwilę je zamknęła.


Ciąg dalszy nastąpi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz