- Chodź... Chodźmy już stąd - klacz złapała mnie za grzywę, prowadząc w dół. Podążyłam za nią, uspokajając się po drodze.
- Domyślam się że już widziałaś ślady... - zaczęła dość tajemniczo, początkowo nie wiedziałam o co jej chodzi.
- Zginęła tu pewna młoda klacz, obiła się najpierw o skały, a potem spadła uderzając w ziemie z całą siłą. Chciałaś skończyć jak ona ? Wiesz jaki ból przeszyłby całe twoje ciało ?
Nie wiedziałam o kim mówi, pewnie nawet nie znałam tej co odważyła się zabić, a może ktoś ją zabił ? Albo był to jakiś niefortunny wypadek. Tego już raczej się nie dowiem chyba że żółtooka zechce mi powiedzieć. Drugi raz nie odważę się na coś takiego, teraz ledwo co bym dała radę, gdyby tylko nie ta klacz byłoby po wszystkim.
- Została zabita - odpowiedziała jakby czytała mi w myślach: - Jesteś pierwsza, której o tym powiedziałam, nikt nie wie, wszyscy myślą że to wypadek i lepiej żeby tak zostało.
Przeszły mnie ciarki na samą myśl o tym wydarzeniu, ciekawość nie dawała mi spokoju i za wszelką cenę chciałam też wiedzieć kto to zrobił, ale nie mogłam zapytać.
- Wolałabym myśleć jak wszyscy i nie wiedzieć tego co się na prawdę wydarzyło... Od zawsze chciałam być zwykłym koniem, ale urodziłam się z mocą, sama mi przekazuje co się wydarzyło co może się wydarzyć; gwiazdy mi przekazują, ich światło przemieszcza się w czasoprzestrzeni i "widzi" wszystko wstecz i do przodu... Nie rozumiesz, prawda ? - spojrzała na mnie, a ja tylko przytaknęłam, zastanawiając się o czym mówi, o jakich gwiazdach i świetle ?
- Tą klacz, którą spotkałaś wcześniej to moja siostra, nie zwracaj na nią uwagi, zachowuje się jak nasza matka, która sama jej to wpoiła, nienawidzi mnie tak jak ona. Nienawidzą mnie przez tą moc jaką posiadam i przez odmienność, nie przypominam nikogo ze swojej rodziny... Ty przynajmniej masz ciotkę i wujka, zatroszczą się o ciebie.
Spojrzałam na nią pytająco, uśmiechnęła się lekko. Doszłyśmy już do jaskini w której nocowało stado, stając przed wejściem do niej.
- Idź do nich, to twoja rodzina, powinnaś teraz wspierać swoją ciotkę... Wszystko się ułoży - odeszła ode mnie idąc w swoją stronę. Obserwowałam ją uważnie, po czym weszłam do środka. Jona spała przy rannym Primero, który też był pogrążony we śnie, a obok nich czuwała jakaś pegazica, miała na dodatek kły, które nieco mnie do niej zniechęcały. To przeze mnie Primero był teraz ranny.
- Jesteś, Jona się o ciebie martwiła - pegazica podeszła do mnie, była nieco wyższa ode mnie i nieco mnie przerażała. Przez te kły jej uśmiech wcale nie wydawał się przyjazny.
- Jestem Malaika - przedstawiła się, ominęłam ją podchodząc do Jony i przyglądając się Primero, był w ciężkim stanie.
Od Primero
Bałem się o źrebaka, Jona wciąż się wszystkim zamartwiała, a teraz jeszcze na dodatek ja byłem ranny, co było dla niej kolejnym ciosem. To mogło zaszkodzić naszemu źrebakowi. A ja mogłem tylko starać się ją pocieszać i wspierać, choć sam nie miałem pewności czy przeżyję. Głowa bolała mnie nawet podczas snu, byłem wciąż na półprzytomny i słyszałem rozmowę Malaiki z córką siostry Jony, słyszałem nawet kiedy weszła. Otworzyłem zaspany oczy, młoda patrzyła na mnie, w jej oczach były łzy.
- Nie martw się, jest coraz lepiej... - powiedziałem, nie znosiłem kłamać. Jona też się obudziła.
- Na reszcie wróciłaś, gdzie byłaś tyle czasu ? - spytała od razu siostrzenicy: - Wybacz. Nie odpowiesz, ale... Najważniejsze że jesteś... - dodała szybko, była jeszcze bardziej zapłakana, wtuliłem się w jej grzywę.
- Kochanie idź się przejść z siostrzenicą, dobrze ci to zrobi. Ja na prawdę czuję się już lepiej, niedługo wstanę i razem w trójkę, albo nawet w czwórkę gdzieś pójdziemy - zerknąłem na Malaike.
- Zostanę przy nim, jak to cię uspokoi - zaproponowała Malaika.
- No... Dobrze... - zgodziła się Jona, przytulając mnie do siebie jeszcze mocniej. Po kilku minutach ukochana podniosła się z ziemi i wraz z siostrzenicą wyszły na zewnątrz.
- Malaika... - szepnąłem, pegazica spojrzała na mnie pytająco.
- Obiecaj że nikomu nie powiesz, można ci zaufać prawda ?
- Tak... Co się stało Primero ?
- Jest źle, głowa strasznie mi pęka i nie wiem czy dam radę dłużej znieść ten ból, boję się że... Że nie przeżyję... - mówiłem nadal szeptem: - Boję się jak Jona to przyjmie... Na pewno nie będzie w stanie wychować tego źrebaka, dlatego... Chciałbym żebyś jej pomogła...
- Nie ma sprawy, tylko że ty nie umierasz, przeżyjesz...
- Skąd ta pewność ?
- Nie mam pewności, tylko nadzieje... Mogę coś ci podać na ból, znam zioła, które mogą ci pomóc. Może w końcu się wyśpisz.
- Brałem już zioła, które przyniosłaś i nic, nadal boli...
Od Jony
Spacerowałam z siostrzenicą, pochłonięta myślami. Jeszcze niedawno nie miałam pojęcia że ta klacz jest córką mojej siostry. A skoro Nicol jej nie chce to ja muszę się nią zaopiekować. Może i jest dorosła, ale nie może w tym stanie zostać sama. Primero też mnie teraz potrzebuje, nie wygląda dobrze, choć twierdzi inaczej, najgorsze że od wczoraj dręczą mnie skurczę i mam powody do niepokoju o źrebaka... Nagle moją uwagę odwróciła siostrzenica, szturchając mnie w bok. Spojrzałam na nią, starała się coś powiedzieć, kiwała wciąż łbem, jakby chciała mi coś pokazać, ale nic tam nie było tylko zwykła trawa, a w oddali góry.
- Nie rozumiem... - przyznałam, siostrzenica miała już w oczach łzy.
- Nie płacz, zgadnę o co ci chodzi, tylko... Daj mi jakąś podpowiedź... - uspokoiłam ją, wskazała na kopyta.
- Chcesz pobiegać ?
Kiwnęła głową że nie, wskazała znów na nogi, a potem na mnie.
- Mam z tobą gdzieś pójść ? - spytałam, tym razem udało mi się strzelić. Młoda ruszyła przodem, a ja za nią. Zastanawiałam się dokąd mnie prowadzi. Po chwili szłyśmy już pomiędzy końmi ze stada. Zaczepiła jedną z klaczy.
- Astra ? Co ty tu... - klacz spostrzegła też mnie, przez co zamilkła patrząc teraz na mnie.
- Tak ma na imię ? - spytałam, siostrzenica kiwnęła głową że tak.
- Tylko skąd ty to wiesz ? - spojrzałam podejrzliwie na klacz.
- To długa historia, nie ważne z resztą... - chciała już odejść, ale ją zatrzymałam.
- Skąd się znacie ? - nie ufałam jej, wyglądała inaczej niż pozostałe konie.
- Przez przypadek się poznałyśmy kiedyś.... Przed wypadkiem...
Siostrzenica zaprzeczyła kiwnięciem głowy, klacz spojrzała na nią dziwnie.
- Więc ?
- Nie muszę ci się tłumaczyć, najważniejsze że znasz jej imię, o to jej pewnie chodziło... O nic więcej... - znów spojrzała na Astrę, ponownie zaprzeczyła.
- O co chodzi ? - wtrąciła się jakaś klacz, wpychając się pomiędzy mnie, a tą fioletową: - Czego chcesz od mojej siostry ? Co ci zrobiła ? Albo.. Jej... - spojrzała na Astrę.
- Nic im nie zrobiłam, nie wtrącaj się - odezwała się żółtooka.
- Może ty mi powiesz, skąd twoja siostra zna moją siostrzenice, skąd zna jej imię ? Nie mogła jej przecież powiedzieć... - przerwałam, nim doszło pomiędzy nimi do sprzeczki.
- Pewnie przez tą swoją moc...
- Katarina ! - żółtooka spojrzała na nią krzywo.
- Niech wiedzą, może przez to cię znienawidzą, zwłaszcza jak będą już wiedzieli że tego nie kontrolujesz, że jesteś niebezpieczna...
- Przestań ! Jak możesz ? Jak możesz tak kłamać ? - klacz spojrzała po koniach, które się nami zainteresowały, wszystkie oczy były wpatrzone w nią.
- Kłamać ? Ja nie kłamie... Tylko ty...
- Nie, to że wyglądam inaczej nie oznacza że mam jakąś moc, nie dadzą się nabrać...
- Znając cię pewnie już to wygadałaś tej kalece, bo przecież nie powie... Prawda Astro ? - Katarina spojrzała na córkę Nicol.
- Nie masz prawa tak o niej mówić - odezwałam się.
- Przecież to prawda, jest kaleką i wszyscy o tym wiedzą...
- Tak trudno o tym nie mówić ? Co by było gdyby ty byłaś kaleką i wszyscy wokół...
- Ja nigdy nią nie będę !
- Nie ma sensu dalej się kłócić. Chodź Astra, nie zwracaj uwagi na takich jak ona, nie powinno jej tu w ogóle być... - ruszyłam przed siebie, przechodząc obok członków stada, siostrzenica szła za mną, kładła po sobie uszy, patrząc na każdego z osobna. Wracaliśmy do jaskini, byłam lekko podenerwowana, ale starałam się uspokoić, łapały mnie coraz silniejsze skurczę. Przed wejściem do jaskini słyszałam głosy Malaiki i Primero, rozmawiali półszeptem.
- Po tym poczujesz się lepiej, a gdybyś nadal czuł ból to przynajmniej będziesz lepiej wyglądał, Jona nie będzie się wtedy tak niepokoiła...
- Mam nadzieje że za szybko nie wróci... Nie może mnie teraz zobaczyć...
- Poszukam jej i jakoś zatrzymam, ale najpierw pomogę ci wysmarować tym głowę...
Wyjrzałam lekko, żeby mnie nie zauważyli. prawie krzyknęłam na widok ukochanego, wszędzie była krew, leciała mu z rany na głowie, w coraz szybszym tępię. Malaika przytrzymywała tą ranę skrzydłem, ale krew przesiąkała przez jej pióra.
- Primero ! - pobiegłam do ukochanego, tak się przejęłam że powaliło mnie z nóg przez coraz silniejsze skurcze.
- Jona... Jona nie ! - Primero aż wstał, Malaika starała się go przytrzymać, ale i tak upadł jak zrobił tylko krok.
- Kochanie nie... Tylko nie to...
Zauważyłam pode mną krew. Byłam przerażona jak nigdy: - Nie... - popłakałam się: - Nie mogę go stracić...
- Nie ! - krzyknęłam gdy skurcze się nasiliły, tak jak podczas porodu.
- Jona wybacz... - Malaika obróciła mnie gwałtownie na grzbiet, ucisnęła mi skrzydłem brzuch, tak mocno że jeszcze bardziej bolało.
- Co robisz ?! Przestań ! - starałam się ją odepchnąć, z bólu aż straciłam przytomność.
Od Astry
Byłam przerażona wraz z wujkiem, nawet nie próbowałam pomóc Jonie, bałam się Malaiki. Czasami robiła takie miny jakby chciała zabić, wiem że to przez te jej kły miałam takie wrażenie.
- Malaika ? Co ty... Co zrobiłaś ?
- Ja tylko uratowałam źrebaka, tego chcieliście, teraz już będzie dobrze o ile Jona porządnie odpocznie i nie będzie w stresie... - przyznała Malaika, sama była wystraszona, cała aż się trzęsła.
- Połóż się, cała pobladłaś... - powiedział Primero.
- Bałam się że coś im zrobię... Nie byłam pewna czy zadziała... Podpatrzyłam to od mrocznych koni i...
- Spokojnie, najważniejsze że się udało.
- Tak... - położyła się na chwilę, po czym wstała: - Polecę po zioła i opatrunki, trzeba w końcu przerwać ten krwotok z twojej głowy, nie możemy się poddać... Musisz żyć Primero... - wyleciała od razu z jaskini. Jona zaraz po tym się ocknęła.
- Primero ? Co się stało ?
- Odpocznij, musisz dużo odpoczywać. Nie przejmuj się mną, najlepiej niech siostrzenica cię gdzieś zabierze, w jakieś spokojniejsze miejsce.
- Nie zostawię cię... - Jona podeszła kładąc się blisko Primero, przytuliła się do niego po czym usnęła z wyczerpania. Wyszłam na zewnątrz, skorzystałam z okazji żeby znaleźć tą klacz o żółtych oczach. Nie chciałam tego co się wydarzyło, miałam wtedy tylko nadzieje że mi pomoże, chciałam ją namówić jakoś żeby opowiedziała o swojej mocy Jonie, a ona już zapyta ją co się wydarzy zamiast mnie, ciocia nie zmarnowałaby takiej szansy. Chciałam mieć tą pewność, czy Primero przeżyje czy źrebie Jony narodzi się zdrowe o ile w ogóle ? Najważniejsze było jednak dla mnie co stało się z moją matką, gdzie teraz jest ? Czy jest cała ? Czy kiedykolwiek się pogodzimy, czy zaakceptuje moje kalectwo i moją porażkę ? Ciągle byłam w niepewności, traciłam nadzieje.
Znalazłam klacz, leżała samotnie przy wodospadzie, obejrzała się za siebie słysząc że idę.
- To ty.. Czego ode mnie jeszcze chcesz ? - odwróciła się do mnie tyłem: - Dlaczego mnie dręczysz ? Pomogłam ci, uratowałam ci życie... Nie wydałam cię nawet przed ciotką że chciałaś się zabić, a ty chciałaś żeby koniecznie się dowiedziała o mojej mocy, dlaczego ?
Chciałabym jej odpowiedzieć, wyjaśnić wszystko, ale nie mogłam, nie umiałam też tego pokazać.
- Co ja ci takiego zrobiłam ? - spytała, patrząc na mnie. Cofnęłam się do tyłu. Miałam w oczach łzy, dlaczego nie mogłam niczego powiedzieć ? Dlaczego to mnie akurat spotkało ?
- Odejdź Astra, nie chcę tu nikogo... I tak jestem skazana na samotne życie.
Zaprzeczyłam kiwając głową. Szturchnęłam ją żeby na mnie spojrzała, powtórzyłam ruch głową, wcześniej go nie widziała, bo nadal leżała do mnie tyłem.
- Wracaj do swojej rodziny - podniosła się z ziemi, idąc w swoją stronę, powędrowałam za nią. Przez całą drogę ignorowała mnie. Nie odpuściłam, myśląc nad tym jak się z nią porozumieć, tylko ona mogła mi pomóc w odnalezieniu matki, tak, postanowiłam ją ponownie zobaczyć.
Ciąg dalszy nastąpi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz