Menu

niedziela, 30 sierpnia 2015

Spotkanie cz.26 - Od Zimy/Danny'ego

Cała droga do wodospadu upłynęła nam w milczeniu. Rozmyślałam wciąż o problemach, o źrebaku, siostrze, stanie Zatopi, zwłaszcza łąk, przez ostatnie moje niezapanowanie nad mocą ledwo wyrastała na nich trawa. Moje myśli nagle zakłócił szum wodospadu, byliśmy już na miejscu. Tutaj jak zawsze było pięknie i przyjemnie dla ucha. Przez odgłos spadającej wody, uspokoiłam się nieco, wyciszając i skupiając się na piciu z jeziorka, Danny chyba też był spokojniejszy. Oboje staliśmy obok siebie gasząc pragnienie. Spoglądając na niego przypomniałam sobie te piękne chwile, które razem przeżyliśmy, te pierwsze kłótnie, które nas poróżniły, ale nie zdołały rozdzielić, nadal trwaliśmy razem w miłości, a ja z każdym dniem kochałam go coraz mocniej.
- Szkoda że nie możemy się cieszyć z tej ciąży - westchnęłam przerywając ciszę, nie umiałam jednak długo skupić się na czymś innym, znów zaczynały zaprzątać mi głowę myśli o tym źrebaku.
- Zima... - Danny spojrzał na mnie.
- Wiem, nie mieliśmy o tym rozmawiać, ale... Nie rozumiesz i nigdy nie zrozumiesz jak to jest nosić w sobie źrebie, które będzie demonem... Nie wiesz co to za ból wiedząc że od chwili narodzin będzie złe... - odeszłam kawałek, zaledwie na kilka kroków, nie chciałam znów się kłócić, nie powinnam nawet o tym wspominać, bo rozmowę odłożyliśmy na później. Spuściłam głowę, patrząc przygnębiona w swoje odbicie. 
- To jakie będzie zależeć będzie od nas, wychowamy je jak należy - Danny podszedł do mnie. Chciałabym mieć nadzieje tak jak on, ale przeczuwałam że to źrebie przyniesie nam mnóstwo kłopotów. 


Kilka godzin później, w nocy


Wracaliśmy do stada, mimo wszystko miło upłynął nam ten dzień, spędziliśmy trochę czasu razem, rozmawiając o wszystkim i o niczym, nie wspomniałam już więcej o źrebaku, ani żadnym z problemów, choć nadal się tym wszystkim zamartwiałam. Wchodząc do jaskini natknęliśmy się od razu na Anippe.
- Dowiedziałam się że jesteście tu przywódcami i... muszę wiedzieć czy... Czy przyjmiecie mnie do stada? - powiedziała niepewnie.
- Oczywiście że tak, ty i Lakszmi należycie już oficjalnie do stada - powiedział Danny, po chwili podszedł do nas Criss przedstawiając nam znalezione źrebie. Była to klaczka, mała pegazica o imieniu Marcella, przyjęliśmy ją do stada. Po czym od razu wraz z resztą koni ułożyliśmy się do snu, nie miałam już na nic dzisiaj siły. Gdy już prawie zasypiałam przypomniałam sobie o Shady, musiałam sprawdzić co z nią. Podniosłam się ciężko, starając się nie przeszkadzać ukochanemu, ale i tak otworzył oczy.
- Dokąd idziesz? - spytał od razu nieco zaspany.
- Sprawdzić co z Shady - podeszłam już do siostry, Danny obrócił się na bok. Shady spała, więc nie chciałam jej budzić, obejrzałam tylko jej rany, które wyglądały już lepiej. Zerknęłam też na inne konie, niektórzy już dawno zasnęli, inni rozmawiali jeszcze przez chwilę. Zauważyłam że Eris nie śpi, leżała patrząc w wyjście. Jej oparzenia na ciele nie były aż tak groźne, mogła normalnie chodzić po jaskini czy łące, ale i tak cierpiała i musiała dużo odpoczywać.
- Nie jesteś z Westro? - spytałam podchodząc do małej.
- Jest teraz ze swoją siostrzenicą, opiekuje się nim... - powiedziała nawet nie patrząc na mnie.
- Więc dlaczego do nich nie dołączysz?
- Nie należę do ich rodziny i...
- Westro bardzo cię lubi, Lakszmi też się nie pogniewa jeśli będziesz spała z nimi, idź do nich.
- Nie chcę się wpraszać.
- No dobrze, nie będę cię zmuszała, ale posłuchaj mojej rady - wróciłam już do Danny'ego, Eris obejrzała się za mną. Danny już spał, wtuliłam się w niego. Leżałam tak kilka minut, aż usłyszałam kroki, stuknięcia kopyt przerywały głuchą ciszę, która tu panowała. Był to Westro, sam przyszedł do Eris kładąc się obok niej, szeptali coś między sobą. Uśmiechnęłam się lekko na ten widok. Wkrótce zasnęli, całe stado było już pogrążone we śnie. Tylko ja męczyłam się przez pół nocy, nim usnęłam. I tak nie było dane mi wypocząć. Miałam koszmary, wciąż śniły mi się narodziny tego demona, w każdym śnie zabijał całą naszą rodzinę, przebudzałam się cała zalana potem, po czym ponownie zasypiałam łudząc się że odpocznę.


Następnego dnia


Pierwszy wstał Danny, ja byłam za bardzo zmęczona by teraz iść wraz z nim na łąkę. Chciałam się jeszcze chwilę zdrzemnąć, nawet nie otworzyłam oczu, choć od dawna już nie spałam. Słyszałam jak wychodził, a razem z nim reszta stada. To musiał być późny ranek, skoro wszyscy już wstawali.
- Zaczekaj mała... - usłyszałam głos Shady, otworzyłam na chwilę zaspane oczy. Zdziwiłam się gdy zatrzymała Eris, która wychodziła właśnie wraz z Westro i Lakszmi. Mogła ją tylko zawołać, bo w tym stanie musiała leżeć.
- Możemy porozmawiać? Ale same... - spojrzała na ogierka, a potem na Lakszmi.
- W razie czego będziemy na łące - odpowiedziała za Eris Lakszmi, kiedy klaczka milczała już dłuższą chwilę. Shady zaczekała aż wyjdą, Eris przebierała nerwowo nogami, chyba się stresowała przy mojej siostrze.
- Jak się czujesz? - spytała Shady.
- Dobrze, już prawie nie czuje bólu... - Eris spoglądała co chwilę na wyjście. 
- Wiem że to przeze mnie, mam nadzieje że mi wybaczyłaś... Ja... Nie mogłabym stracić siostry, jest dla mnie najważniejsza i... - westchnęła: - Wiem że mnie to nie usprawiedliwia...
- Nie mam ci tego za złe... Dziękuje że, że mnie uratowałaś... Mogę już iść? 
- Zaczekaj jeszcze chwilę... Chciałam ci coś zaproponować... - Shady odwróciła się z trudem na brzuch, zaciskając z bólu zęby: - Podejdź...
- Ale...
- Nic ci nie zrobię, chyba się nie boisz?
- Nie... - Eris zrobiła kilka kroków w stronę mojej siostry. Shady przytuliła ją do siebie nagle, Eris była równie zdziwiona jak ja.
- Chciałabym zostać twoją nową mamą - powiedziała nie puszczając jej, klaczka nie próbowała ani się wyrwać, ani odwzajemnić gestu.
- Zgadzasz się żebym zastąpiłam ci matkę? - Shady spojrzała w oczy Eris, która błądziła wzrokiem po ziemi.
- Ja... Ja nie chce nowych rodziców... - przyznała mała.
- Daj mi szanse, chciałabym naprawić swoje błędy - prosiła siostra. 
- Kiedy ja nie chce! - Eris wybiegła nagle na zewnątrz z łzami w oczach. Shady ułożyła się z powrotem na boku, wyglądała na załamaną. Chciałam z nią porozmawiać, ale wolałam żeby nie wiedziała że ją podsłuchałam. Poleżałam jeszcze chwilę, siostra zdążyła przez ten czas zasnąć. Wychodząc, gdy przechodziłam obok niej spostrzegłam że uroniła kilka łez. Nie chciałam już jej budzić. Na zewnątrz natknęłam się na Danny'ego, miał dla mnie niespodziankę, przez którą zapomniałam mu o tym powiedzieć...


Nastał taki okres czasu że nic szczególnego się nie działo, w końcu mieliśmy choć przez te kilka miesięcy spokoju, jedyne co to opiekowałam się Shady, która z dnia na dzień czuła się coraz lepiej. Spotkałam się też z przyjaciółką, obie się za sobą stęskniłyśmy, a Danny odwiedził siostrę. W te kilka dni po powrocie do stada wróciłam wraz z Danny'm do naszych obowiązków. Znów całe dnie patrolowaliśmy teren, skupiałam się tylko na tym i innych rzeczach, którymi musieliśmy się zająć. Mogłam dzięki temu odciągnąć myśli od problemów, które mnie dręczyły. W ostatnich miesiącach ciąży Danny kazał mi odpoczywać, a sam zajął się stadem. Miałam dość leżenia w jaskini, co z tego że była tu ze mną Shady i Wicha, Florencja też od czasu do czasu mnie odwiedzała. Mimo to nie potrafiłam się na niczym innym skupić jak na coraz głębszym zamartwianiu się o źrebaka. Dni porodu zaczęły się nieubłaganie zbliżać. Nawet nie wiedziałam kiedy minęło aż tyle czasu...


11 miesięcy później


Obudził mnie gwałtowny skurcz, nie mogłam przez chwilę złapać oddechu, ból aż mnie sparaliżował. Wszyscy wokół spali, nic dziwnego na zewnątrz panował jeszcze mrok, a niebo przepełnione było gwiazdami. Po kilkunastu sekundach udało mi się nabrać powietrza do płuc, zaczęłam od razu budzić Danny'ego. Szturchnęłam go tylko raz, bo znów dopadł mnie przeszywający ból, krzyknęłam aż, budząc połowę stada.
- Zima... - Danny poderwał się z ziemi, zwijałam się już z bólu, starałam się być silna, mimo wszystko i tak wszyscy widzieli w jak beznadziejnej sytuacji teraz jestem. Wolałabym rodzić w osobności, ale nie wyczułam wcześniej tego momentu, a teraz było za późno. Poród musiał odbyć się tutaj.
- To już? - spytał Danny, kiwnęłam tylko głową, zaciskając zęby. Danny kazał na szczęście wszystkim wyjść, tylko on został. Przytulił się do mnie lekko, trzymałam go za grzywę, nie mogąc teraz tego odwzajemnić. Instynkt podpowiadał mi co dalej robić. Musiałam postarać się ułatwić przyjście źrebakowi na świat, to był ogromny wysiłek, dla nas obojga. Mimo to źrebie jakby nie chciało ze mną współpracować. Po kilku godzinach w końcu się udało. Podniosłam lekko głowę, chciałam obejrzeć tego źrebaka, niespodziewanie zaczął się drugi poród, z bólu prawie kopnęłam nowo narodzone źrebie. Danny szybko je zabrał. Byłam tak wyczerpana że myślałam że umrę, nie przeżyje drugi raz tego samego. Ku mojemu zdziwieniu drugie źrebie urodziło się niemal natychmiast, bo po kilku minutach. Jak spojrzałam na nie kontem oka nie mając już siły unieść głowy, uśmiechnęło się jakoś dziwnie, to chyba musiał być ten demon. Nagle przed oczami zrobiło mi się ciemno, momentalnie straciłam przytomność.

Odzyskując przytomność nie pamiętałam za bardzo porodu. Jeden źrebak leżał przy mnie, a drugi wędrował po jaskini wraz z Danny'm, wkrótce oboje podeszli też do nas.
- Jak się czujesz? - spytał troskliwie ukochany. Przyjrzałam się obu źrebakom. To które stało już na nogach było demonem, byłam tego pewna, te oczy i wyraz pyska na to wskazywały, natomiast drugie wyglądało na słabe i chore. Oba różniły się od siebie wyglądem, choć były to bliźniaki. Milczałam dłuższą chwilę, miałam mieszane uczucia, nie mogłam znieść tego że urodziłam jedno chore źrebie, a drugie zawładnięte przez demona.
- Zima... Co ci jest? - Danny położył się przy mnie, miałam już w oczach łzy. Wtuliłam się w niego. Nagle ten demon położył się obok mnie, odsunęłam się natychmiast przytulając do siebie drugie źrebie, chciałam je ochronić.
- Co robisz? - zdziwił się Danny.
- Wybacz, ale nie mogę, nie chcę tego źrebaka, to demon, przez niego... - przyjrzałam się źrebięciu, które tuliłam do siebie: - Przez niego nasza córeczka jest chora..
- To niczyja wina że taka się urodziła. Mówiłem ci już...
- Więc dlaczego on jest zdrowy? - przerwałam, patrząc wrogo na drugiego źrebaka, cofnęło się do tyłu.
- To nie ma nic z tym, nie słuchałbym słów tych ogierów, nie wspomnieli nic że będziemy mieli bliźniaki.
- Spójrz na niego, to demon! - nie wierzyłam w to że tego jeszcze nie dostrzegł, w końcu to Danny zna się na duchach, nie ja.
- To nasze źrebie, tak samo jak córka!
- Nie... Ono przyniesie na nas tylko nieszczęście, albo nawet tą klątwę... - gdy to mówiłam dostrzegłam w oczach źrebaka, będącego tym demonem łzy.
- Tak?! A przypomnieć ci kto jest za to odpowiedzialny?! Źrebie nie jest niczemu winne!
Odwróciłam się gwałtownie tyłem do ukochanego, byłam wściekła, ale jednocześnie bardzo mnie zranił. Danny odszedł na kilka kroków zdenerwowany. Słyszałam jak pociesza tamtego źrebaka i namyśla się nad imieniem. Sama postanowiłam nazwać córkę. Nic jednak nie przychodziło mi do głowy, bałam się że ten demon skłóci nas jeszcze bardziej i to zajmowało moje myśli. Wciąż spoglądałam ukradkiem w ich stronę. Zaczęłam na leżąco karmić córkę, bo nie umiała jeszcze chodzić, była tak słaba, że ledwo czułam że ssie mleko na dodatek miała na półprzymknięte oczy, w których zgromadziła się ropa. Odziedziczyła ich kolor po tacie.
- Tori, nazwę cię Tori - przyszło mi na myśl, gdy tak coraz bardziej przyglądałam się córce. Nawet nie zauważyłam że Danny stoi obok wraz z tym drugim źrebakiem...


Danny (loveklaudia) dokończ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz