-Ale kiedy by miała niby w nią zajść?- spytała Wicha, patrząc najpierw na Shady a potem na mnie
-W stadzie jest od niedawna, równie dobrze może być już w 5 miesiącu ciąży...a gdyby tak powiązać fakty, to ten tarantowaty ogier mógł być jej partnerem...
-W sumie...- Zima zamyśliła się- da radę jakoś to sprawdzić Danny?
-Mogą to zrobić duchy ale to trochę niebezpieczne, bo jeśli ma tego źrebaka, to istnieje ryzyko, że coś mu się stanie...
-Zaryzykujmy...Wicha, jak myślisz?
-No nie wiem...nie chcę aby cierpiało źrebię, jeśli je ma...
-Warto spróbować, Danny powiedział że istnieje ryzyko, a nie że jest ryzyko...
-No..to chyba można tak zrobić
-No dobra, to się odsuńcie- Zima i Wicha cofnęły się kilka kroków dalej, podszedłem do Shady- Trochę zaboli, ale długo nie potrwa- upewniłem ją, kiedy duchy zaczęły się zbierać, i już chciały w nią wejść, Shady naglę krzyknęła
-Nie! nie zabijecie mojego źrebaka! nie! nie!- chwyciłem ją za grzywę, miała obłęd w oczach
-Nikt ci nie chce zabić źrebaka- powiedziałem przez zaciśnięte zęby, w końcu trzymałem ją za grzywę i to prawie przy samej ziemi
-Nie!- Shady nieragowała na nic, nie miałem wyboru i uderzyłem ją w głowę, odrazu straciła przytomność a nie było to silne uderzenie, obejrzałem się za siebie
-Danny...- Zima i Shady patrzyły na mnie dziwnie
-Nic jej nie będzie, musiałem- więcej już nic nie powiedziały, duchy weszły w ciało Shady, widać było że jest opętana, jej ciało w niektórych miejscach drgało, oczy choć zamknięte, chodziły we wszystkie strony, było to widać przez zamknięte powieki, w końcu duchy wyszły z jej ciała, w tym samym momencie obudziła się Shady
-I jak?- spytałem
-To połowa ciąży, jak nie lepiej- powiedział jeden z duchów
-I co? jest w ciąży?- spytała Wicha
-Tak, to połowa ciąży, jak nie lepiej- obejrzałem się
-No to super...- Wicha podeszła do Shady, Zima stanęła obok mnie
-Może jak urodzi to wyzdrowieje...
-W cuda wierzysz?- spytałem
-Może jej się poprawi...nic nie wiadomo...
-Ja wiem tyle, że jak urodzi a nadal będzie nienormalna, to zabieramy jej źrebaka- postanowiłem, Shady spojrzała na mnie, w oczach miała złość jak i strach, naglę wstała gwałtownie, jakby ktoś albo coś ją podniosło, ale przecież duchów tutaj już dawno nie było.
Shady ruszyła pędem w stronę gór, Zima pierwsza za nią ruszyła, zaraz po niej ja i Wicha, Shady zgubiliśmy kiedy skręciła na sąsiednią wyspę, jeszcze tam pobiegliśmy, ale po niej nie było już ani śladu
-Szlag by trafił- uderzyłem kopytem o ziemię
-Danny spokojnie- uspakajała mnie Zima
-Nie obraź się Zima, ale powoli mam dość twojej siostry, ty mało jesz, chodzisz zestresowana, jeszcze ten wypadek...ciągle się za nią uganiamy, w końcu mi się wykończysz
-A co ty byś zrobił gdyby to twoja siostra taka była?- Zima spojrzała mi prosto w oczy, widziałem jej łzy, nie odezwałem się, bo w sumie nie widziałem co odpowiedzieć, w milczeniu poszliśmy dalej jej szukać, przez całą drogę była napięta atmosfera, ja i Zima nie odzywaliśmy się do siebie, rozmawiała tylko z Wichą.
3 godziny później
Świtało, wszyscy byliśmy wykończeni, obeszliśmy całą Zatopię, drugą sąsiednią wyspę, ale nasze tereny, kiedy nie znaleźliśmy Shady, weszliśmy na obce tereny, wiedzieliśmy że niedaleko jest już inne stado, i że jak na nie wejdziemy, to możemy tego pożałować.
-Zatrzymajmy się na chwilę i odpocznijmy- stanąłem, Zima obejrzała się za mną, ale nie posłuchała mnie i poszła dalej
-Zima, Danny ma rację, ty ledwo się trzymasz na nogach, po ostatnich wydarzeniach, nie powinnaś się przemęczać- ukochana posłuchała dopiero swojej przyjaciółki, położyliśmy się pod dużym dębem
-Zima, nadal się gniewasz?- szturchnąłem ją
-Domyśl się- nawet na mnie nie spojrzała, w jej głosie wyczółem żal, być może nie powinienem jej tego mówić, ale to było tylko i jedynie, prawda
-Czyli tak, no ale nie będziesz chyba cały czas się gniewać...- milczała- kochanie...przepraszam- zblizyłem się do niej
-Za...?
-Nie chciałem tak powiedzieć o twojej siostrze, ale zrozum że ja martwię się o ciebie, kocham cię i nie chcę aby coś ci się stało
-Rozumiem, ale ty musisz też zrozumieć mnie
-Rozumiem, to twoja siostra i masz prawo się o nią martwić, ale myśl też o sobie
-Wiem że masz rację, ale to moja...jedyna siostra
-No ale już się nie gniewasz?
-Nie...nie potrafiłabym się na ciebie dłużej gniewać0 uśmiechnęła się do mnie, odwzajemniłem to i lekko przytuliłem do siebie.
2 godziny później
Cała nasza trójka przysnęła, po około 2 godzinach się przebudziłem, Wicha też już nie spała
-Długo nie śpisz?- spytałem
-Może z kilkakaście minut
-Nikt się nie kręcił w pobliżu nas?
-Nie zauważyłam...
-To dobrze, dobra, budzę Zimę i dziemy dalej- wstałem, schyliłem się nad ukochaną i zagilgotałem ją za uszami, poruszyła nimi a kiedy się obudziła, potrzepała głową, otworzyła oczy i spojrzała na mnie
-Co jest?- spytała zaspana, rozejrzała się dookoła
-Musimy iść dalej, dobrze się spało?
-Tak...- podniosła się- też to czujecie?- spytała naglę
-Nieeee- nie wiedziałem w tym momencie o co jej chodzi, co niby czuła?
-Tak pachnie...krew- obejrzała się za siebie- krew Shady- Zima pobiegła naglę w las
-Czekaj, że co?!- ruszyłem za nią, ale Zima przyśpieszyła kiedy usłyszała krzyki, zgubiłem ją kiedy wbiegła do lasu z niewielkimi drzewami, gęsto posadzonymi obok siebie, Zima jeszcze się tutaj mieściła, bo byłs mniejsza i drobniejsza niż ja, a ja zatrzymałem się pomiędzy dwoma drzewkami
-Dogoniłeś ją?!- krzyknęła Wicha
-Nie...ale pomóż mi!- krzyknąłem, nieźle się zaklinowałem, powoli brakowało mi tchu, Wicha przybiegła, stanęła obok mnie
-Żebra całe?- spytała
-Chyba tak....ehhh pomóż mi stąd wyjść
-No dobrze...a jak? mam złamać te drzewka?
-Jakbyś dała radę, to tak- wciągnąłem nieco brzuch aby powiększyć przestrzeń między drzewkiem a moim ciałem, Wicha stanęła tyłem i zaczęła uderzać w drzewko
-Jeszcze ze dwa razy- powiedziałem widząc że drzewko ledwo się trzyma, Wicha udrzyła raz jeszcze, w końcu udało jej się mnie wydostać, poczułem ulgę ale na moim ciele pozostał ślad, drzewka optarły mnie tak, że po bokach leciała mi krew, zdarłem sobie skórę
-Trzeba by było to oczyścić-Wicha spojrzała na rany
-Nie tam, małe obtarcia, nic mi nie będzie-poszedłem dalej, Wicha łatwo się przemiszczała w tym lasku, ona bez problemu mieściła się między przerwami drzewek, ja musiałem wybierać takie przejścia, gdzie mogłem się zmieścić, wyjście z lasu zajęło nam około 4 godziny.
4 godziny później
Wyszliśmy z lasku, już wcześniej zobaczyłem ślady krwi, była na drzewach i ziemi, po za lasem też ona była, ale nie mogłem wyczuć czyja to jest, krew musiała być zmieszana, więc prawdopodobnie obie są ranne...
Kłusowaliśmy w stronę dużych gór, cały czas kierowaliśmy sie śladami krwi i kopyt odbitych w ziemi, tutaj trawy nie było, tylko czarny i suchy piach.
Dobiegliśmy do gór, ja i Wicha zaczeliśmy się wspinać, tutaj już ewidentnie wyczułem Zimę, musiała tutaj być i to na 100%
-Danny uważaj!- krzyknęła naglę Wicha, w ostatniej chwili odskoczyłem przed zarywającą się ścieszką, pękała tuż pod moimi kopytami
-Dzięki- spojrzałem na nią, przeskoczyliśmy dziórę i kontynówaliśmy wspinaczkę, naglę, przez ułamek sekundy, widziałem Zimę
-Zima!- krzyknąłem
-Danny?!
-Tak to ja kochanie- przyśpieszyłem
-Danny czekaj!-krzyknęła Wicha, zapomniałem o niej, zostawiłem ją w tyle, usłyszałem jakiś chałas, odwróciłem się
-Wicha uważaj! na bok!- skrzyknąłem widząc spadające głazy, Wicha spojrzała w górę i odrazu przyśpieszyła, ale jeden z kamieni wpadł jej pod kopyto i się przewróciła, pobiegłem w niej stronę
-Przysuń się do ściany!- krzyknąłem patrząc zarazem w górę, osłoniłem ją swoim ciałem, wręcz przylepiłem się do tej ściany, głazy spadły w dół, kilka z nich, niewielkich, uderzyło o mój grzbiet.
-Jesteś cała?- spytałem kiedy to wszystko się skończyło?
-Tak...chyba tak, a ty?- spytała wstając
-Tylko trochę poobijany...chociaż ty cała- obejrzałem ją raz jeszcze, miała kilka niewielkich ran, jednak dostała kilkoma głazami
-Chodźmy już może...
-Mam nadzieję że nie będzie więcej niespodzianek- westchnąłem
Zima [ zima999 ] ^^Dokończ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz