- Gdzie jesteś?! - krzyknęłam zatrzymując się wyczerpana, nie było sensu dalej się wysilać, klacz, która chciała żebym jej nie zostawiła, sama to zrobiła, nawet nie zawróciła. Najwidoczniej nie obchodziło jej co się ze mną stanie. Szukała naiwnej... Położyłam się na ziemi, łapiąc oddech, poczułam nieprzyjemny skurcz, może byłoby nawet lepiej gdybym poroniła, ten demon wtedy nigdy nie przyszedł by na świat. Nie umiałam go jednak nienawidzić, serce wciąż uparcie mi powtarzało że to moje źrebie, moje i Danny'ego, wiedziałam że on kocha je bardziej ode mnie, choć nawet nie wie jakie się urodzi. Będzie je chronił, nawet przede mną. Odpoczęłam chwilę, nie mogłam tak po prostu się poddać i czekać tu na te ogiery. Podniosłam się zawracając. Z każdym krokiem byłam coraz czujniejsza, z łatwością by mnie złapali, gdyby wiedzieli że tu jestem. Wyłapywałam każdy dźwięk, co nie było takie łatwe, bo było ich tu mnóstwo od szmerów do stuknięć kopytami. Nagle obejrzałam się za siebie słysząc jak ktoś pędzi w moją stronę. To była ta klacz.
- A jednak postanowiłaś zawrócić... - odwróciłam od niej wzrok.
- Wybacz, spanikowałam, nie wiedziałam że zostałaś w tyle - tłumaczyła się. Obie mówiłyśmy szeptem, nikt nie mógł nas usłyszeć, bo źle by się to skończyło.
- Za Danny'm też ciężko było ci biec? Zgubiłyśmy się i to przez ciebie...
- Jak to? Przecież ty też masz oczy i też powinnaś patrzeć dokąd biegniesz - parsknęła, zmierzyłam ją wzrokiem.
- A nie? - dodała po chwili.
- Nie widzisz w jakim jestem stanie? Liczyłam że nie możesz się pomylić i ich zgubić, biegłaś przodem, więc myślałam że mnie naprowadzisz, skoro nie mogłam biec szybciej.
- To nie moja wina, jestem przerażona, chcę stąd wyjść, wszystko co tu widzę przyprawia mnie o dreszcze, a ciebie nawet widok ciała tego martwego źrebaka nie ruszył...
- Widziałam gorsze rzeczy, chodźmy już - przyspieszyłam, mimo że teraz powinnam się oszczędzać przez te skurcze, które nie ustępowały.
- Oni nas pozabijają, albo co gorsza zrobią to samo co z tamtymi klaczami... - popłakała się, spojrzałam na nią w milczeniu, cała się trzęsła, a w jej oczach można było dostrzec przerażenie.
- Spokojnie, nie pokazuj po sobie strachu, to słabość...
- A ty się nie boisz?
- Boję, najbardziej boje się o moich bliskich... - przyznałam.
- Ja... - przerwałam jej, wystarczył jeden gest głowy by się ukryła, a ja razem z nią, ktoś tu szedł i nie był całkiem sam.
- Jak tylko zrobicie coś tej małej to pożałujecie! - krzyknęła Shady, kilka ogierów ją prowadziło, ją i Eris, która była z tyłu.
- Co ty nie powiesz? - jeden z ogierów kopnął w Eris tak że się przewróciła z hukiem uderzając o ziemie. Shady niemal się wyszarpała, gdyby tylko te ogiery nie zareagowały tak szybko. Chciałam wybiec z kryjówki, ale klacz złapała mnie za grzywę, ciągnąc mnie gwałtownie w swoją stronę, nawet nie wiedziałam że ma taką siłę.
- Nie udawaj że ci na niej zależy, robisz to tylko dla tego izabelowatego, bo cię o to prosił, prawda? - powiedział stojący obok mojej siostry ogier.
- Chronię ją, bo mi na niej zależy, obojętnie co byście nie mówili i tak nic tego nie zmieni... - mówiła.
- Akurat, wiele słyszałem o tobie i wiem jaka jesteś. Co byś powiedziała na wymianę, jej życie za życie twojej siostry? - wskazał na przerażoną Eris, która nadal leżała na ziemi.
- Nie ma jej tutaj, nie złapaliście jej...
- A gdyby tu była, a może nawet jest - ogier spojrzał w stronę naszej kryjówki, którą stanowiła ściana połączona z wejściem do tego korytarza w którym znajdowali się wrogowie. Spróbowałam użyć mocy, wysilałam się na darmo, bo coś tutaj blokowało ją nawet bardziej niż ten naszyjnik, którego udało mi się pozbyć. Kilka ogierów ruszyło już w naszą stronę.
- Uciekajmy! - krzyknęła spanikowana klacz, ciągnąc mnie za sobą, zaparłam się, nie mogłam zostawić Shady, ani Eris z tymi draniami. Nagle oberwało mi się w głowę, upadłam przed wyjściem, tak że Shady mnie zobaczyła. Klacz uciekła, obejrzała się tylko raz do tyłu, jakby się wahała po czym przyspieszyła.
- Nie! - siostra szarpnęła się gwałtownie, gdy znów mnie uderzyli.
- Kogo uratujesz Shady? Swoją siostrę czy tego bachora? - ogier zaczął krążyć wokół Shady, która nadal była przytrzymywana przez ogiery: - Wybieraj! - krzyknął gdy milczała. Spoglądała raz na mnie, a raz na Eris.
- Która ma żyć? - ponowił pytanie: - Jeśli nie wybierzesz to obie zabijemy!
Spojrzałam na Eris, nie chciałam by teraz ją zabili, nie miała nikogo na sumieniu jak ja, nikogo nie skrzywdziła, ma przed sobą więcej życia niż ja, mimo że sama nie mam go wcale mało i na dodatek noszę w sobie źrebaka... Właśnie, źrebaka, które jest demonem.
- Zabijcie mnie... - spojrzałam na nich z nienawiścią, bałam się, ale ukryłam to w sobie. Ogiery zbliżyły się do mnie zostawiając małą.
- Nie! - zaprzeczyła Shady.
- Więc, kto ma zginąć? - spytał wolno, podkreślając ostatnie słowo ogier, Shady wskazała łbem na Eris. Zaprotestowałam, podnosząc się gwałtownie i szarpiąc się wrogą. Kilka ogierów otoczyło klaczkę, Eris nie potrafiła wydobyć z siebie choćby jednego słowa, a oni zaczęli ją brutalnie bić, każdy cios przyjmowała w milczeniu. Miałam w oczach łzy z tej bezsilności że nie mogę nic zrobić, mimo że próbowałam jakoś ich powstrzymać. Byli ode mnie silniejsi, było ich więcej, a ja na dodatek byłam osłabiona. Zebrałam sobie w jednej chwili resztkę sił. W końcu szarpnęłam się tak mocno że aż wyrwali mi sporą kępę włosów z grzywy, nie spodziewając się nawet że się uwolnię, ale przynajmniej byłam w stanie dobiec do Eris. Odepchnęłam jednego z ogierów, przepychając się i już potem osłoniłam Eris stając tak że znalazła się pode mną i nie mogli już do niej dotrzeć. Nogi trzęsły mi się z wysiłku i bólu. Zmierzyłam wzrokiem ogiery, najpierw wydawali się zdziwieni, po chwili wybuchli śmiechem.
- Żałosne. I tak jej nie uratujesz - powiedział jeden z nich.
- Zobaczymy, nie ruszę się stąd... - spojrzałam kontem oka na Eris, zdążyli już ją tak pobić że ledwo oddychała: - Możecie mnie nawet zabić.
- Zima nie rób tego! Ty musisz żyć, oni i tak ją zabiją, zrozum... - odezwała się siostra, spojrzałam na nią krzywo. Położyła po sobie uszy.
- Czemu nie zabijecie mnie? Jestem nic nie warta - Shady zwróciła się do ogierów.
- Skończcie to, zabierzcie je, a źrebie zabijemy w inny sposób - zdecydował ogier, który wcześniej zadawał te pytania mojej siostrze.
- Nie zabijecie jej! - zaparłam się gdy chcieli mnie odciągnąć od Eris. Przesuwali mnie po ziemi, starałam się cofnąć, siłowałam się z nimi, a wszystko na darmo.
- Eris uciekaj! - krzyknęłam, choć wiedziałam że nie da rady wstać i się podnieść. Odciągnęli mnie już całkiem od niej. Zostawili ją samą, gdyby ktoś tu był mógłby ją zabrać i próbować uciec, Danny na pewno już dawno by ją obronił, albo chociażby ta klacz mogła zawrócić i pomóc. Nikt jednak się nie pojawił, a ogiery zdążyły już ją zabrać, a nas prowadzili, popychając co chwilę, abyśmy szły w stronę ciemnego pomieszczenia.
- Zawiodłaś mnie... - szepnęłam do siostry, spuściła głowę.
- Ruszajcie się! - popchnęli nas jeszcze mocniej, prawie upadłam. Oglądałam się wciąż do tyłu, okazało się że klaczkę zanoszą tam gdzie my podążałyśmy.
- Spójrzcie, kogo znalazłem - powiedział jakiś ogier, niespodziewanie obok nas znalazła się ta klacz, była cała we łzach i ranach.
- Chciałam sprowadzić pomoc... - zaczęła się tłumaczyć.
- Jasne, chciałaś się ratować - kiedy to powiedziałam, zaprzeczyła kiwnięciem głowy, nie wierzyłam jej. Jak tylko weszliśmy zobaczyłam Danny'ego, uwięzili go w korytarzu prowadzącym do tego pomieszczenia, w którego wejściu umieścili jakieś kraty, przez które nic co nie jest wielkości myszy by się nie przecisnęło.
- Danny! - krzyknęłam, odwracając jego uwagę, oberwało mi się za to, prosto w pysk. Danny podbiegł do krat uderzając w nie kilka razy, ani drgnęły.
- Zostawcie ją! - krzyknął.
- Rozpalcie ogień, a je zwiążcie, wszystkie trzy... - kazał ogier, który najwidoczniej był tu szefem. Pozostali rzucili nas na ziemie, próbowałam się im wyrwać, jeden z nich użył mocy, oplatając nas łańcuchem, który pojawił się praktycznie znikąd. Związał nam nogi tak mocno że łańcuch wbijał się w nie i zaczęła się pojawiać krew.
- Niedługo się zabawimy - drugi z ogierów wywołał ogień, jego płomienie buchnęły wprost przed nami.
- Przyniesiemy inne źrebaki, nie będziemy marnować czasu na tego jednego, skoro może na raz zginąć kilka - dwa ogiery odeszły z grupy.
- Wybacz Danny, starałam się uciec, ale mnie złapali, a potem... - siostra spojrzała na mnie.
- Gdzie Eris? Chyba jej nie zabiją?! - krzyknął na nią Danny. Kiwnęła tylko głową że tak, za to ja zaczęłam odczuwać silne skurcze, jakich jeszcze nie czułam, krzyknęłam aż, zalał mnie nagły pot, sapałam nie mogąc złapać oddechu. Kilka z ogierów zwróciło na mnie uwagę, ale potem zajęli się sobą.
- Zima nie... Nie możesz teraz poronić! - Danny znów rzucił się na kraty, mimo starań nie mógł się wydostać. Z narastającego bólu traciłam już przytomność. Zemdlałam, budząc się dużo później, obudziły mnie wrzaski źrebaków. Jak otworzyłam oczy już kilka z nich paliło się w ogniu, a ogiery wrzucały kolejne. Wszystkie były klaczkami. Leżałam w krwi, ale mimo to nie poroniłam. Nagle dobiegł do mnie krzyk siostry i brzdęk łańcuchów. Nie mogłam uwierzyć że się wydostała, że wytrzymała taki ból. Miała zdarte skórę na nogach aż do kopyt, leżała przez chwilę na boku, widziałam że każdy ruch kończynami sprawia jej ból, przeszywający całe jej ciało. Podniosła się na siłę, prawie upadła. Ruszyła gwałtownie w stronę ogniska, chciałam ją zatrzymać, ale nie zdążyłam jej nawet złapać za ogon. Akurat wrzucili Eris do ognia, nie mogłam na to patrzeć, miałam zamiar zamknąć oczy, z których wypłynęły mi łzy, ale coś mi nie pozwalało. Shady wskoczyła wprost do ognia, nie zawahała się ani razu, byłam w szoku, nie spodziewałam się że zrobi coś takiego. Po kilkunastu sekundach wyskoczyła wraz z Eris, zaczęła ją turlać po ziemi, mimo że sama się paliła i to żywcem, obie krzyczały wniebogłosy. Shady upadła nie mając siły ratować już siebie. Krzyknęłam rozpaczliwie, rzucałam się próbując uwolnić. Ktoś niespodziewanie oblał moją siostrę wodą. Spojrzałam na niego, był to jeden z nich. Reszta nie zauważyła, zabawiając się widokiem umierających w mękach klaczek. Ogier wziął moją siostrę na grzbiet, a Eris poniósł za zniszczoną od ognia grzywę. Zostawił je obie przy mnie i tej klaczy.
- Ty... - zaczęłam.
- Nic nie mów - kazał, uwolnił nas z łańcuchów, nie użył żadnej mocy, męczył się rozplątując je za pomocą pyska. Potem oparł przednie nogi o ścianę, zaczęła się rozsuwać, było tam jakieś tajne przejście.
- Uciekniecie tym korytarzem, zamknę go za wami...
- A Danny? Nie zostawię go.
- To za duże ryzyko, zauważyliby mnie, uciekajcie.
- Nie, bez niego nie pójdę...
- Chociaż my się uratujmy - prosiła rozpaczliwie klacz.
- Proszę bardzo, biegnij - niemal krzyknęłam, wbijając w nią wzrok.
- Ruszajcie już, uwolnię go i dołączy do was - parsknął ogier, widać było że się zdenerwował, poszedł w stronę korytarza gdzie uwięzili mojego ukochanego. Próbowałam podnieść siostrę, klacz podeszła do mnie, pomagając mi ją nieść, musiałam jeszcze zabrać Eris na grzbiet.
- Ja ją wezmę... - zaproponowała obca.
- Ty już dźwigasz moją siostrę - ruszyłam ledwo.
- Obie ją dźwigamy, jesteś w ciąży.
W końcu dałam się jej namówić i przekazałam jej Eris, ulżyło mi trochę, choć nadal ciężko było mi iść i co chwilę opierałam się o ścianę. Zwalniałam, czekając aż pojawi się Danny, w końcu przybiegł do nas.
- Uciekajcie, a ja... - przerwał, gdy nagle wejście za nami się zamknęło.
- Nie! Tam został Westro i Lakszmi! - Danny uderzył w ścianę.
- Musimy uciekać... Wrócimy tam po nich... - mówiłam ledwo, znów zrobiło mi się słabo. Miałam nadzieje że Westro jeszcze żyję... Lakszmi nie miałam okazji poznać. Danny zabrał ostrożnie Shady, teraz sam ją niósł.
- Oprzyj się o mnie - spojrzał na mnie.
- Dam radę sama...
- Wiem że nie, nie mamy czasu, szybko!
W końcu go posłuchałam, szliśmy najszybciej jak to było możliwe. W oddali usłyszałam krzyk tamtego ogiera co nam pomógł, wszystko wskazywało na to że go zabili. Klacz aż się zatrzęsła. Po kilkunastu minutach wydostaliśmy się na zewnątrz. Danny od razu pobiegł szukać opatrunków, musieliśmy działać szybko żeby uratować Shady i Eris. Przytrzymałam krwawiące rany siostry, sprawiłam jej ból, ale musiałam jakoś powstrzymać krwawienie, Eris na szczęście miała tylko oparzenia, z których krew nie sączyła się tak szybko i w tak dużej ilości.
- A ty na co czekasz? - zorientowałam się że ta klacz też tu została.
- Nie pójdę tam, wolę się stąd nie ruszać... - powiedziała półgłosem, nie miała nawet odwagi spojrzeć na Shady czy Eris.
- Jak zwykle do niczego się nie nadajesz - powiedziałam w nerwach, co jej tutaj groziło, przecież stamtąd uciekliśmy. Mogłaby się ruszyć i pomóc. To Góry Śmierci, tutaj znalezienie opatrunków graniczyło z cudem.
- Wiedziałam... Jesteś taka jak inni... - rozpłakała się.
- Przestań, płacz w niczym nie pomoże.
- Próbowałam z tym walczyć, ale nie mogę, nie potrafię...
- Z czym?
- Z tym lękiem przed krwią, zwłokami, śmiercią to... To mnie przerasta... - wymamrotała: - Nie wytrzymam tu dłużej...
- Uspokój się
- Jak mam się uspokoić?! Jestem cała pomazana krwią! Widziałam jak ich zabijają, słyszałam jak krzyczą... Kazałaś mi wejść do wody w której pływało ciało zniekształconego źrebaka! - krzyczała, upadając i płacząc coraz to bardziej, jeszcze nie widziałam żeby ktoś się aż tak trząsł. Danny właśnie przyszedł, z jakąś mazią zawiniętą w materiał. Nie wyglądała zbyt zachęcająco
- To im pomoże szybciej niż normalne opatrunki - wyjaśnił, pomogłam mu trochę rozsmarowywać dziwną maź, wchłonęła się w ranny Shady powstrzymując krwawienie, ale nadal była w złym stanie, potem zajęliśmy się Eris. Danny spoglądał co chwilę na tą klacz, która nadal się nie uspokoiła. Po wszystkim podszedł do niej.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze - powiedział.
- Nie będzie... - wymamrotała.
- Musi, postaram się żebyśmy wszyscy wyszli z tego cało - Danny w tym momencie spojrzał również na mnie.
- Przeszłaś już dość sporo, jak na ten twój lęk - wtrąciłam się.
- Przecież uciekłam, zostawiając się tam - przypomniała, a jednak miałam racje że uciekła, a nie jak wtedy twierdziła że pobiegła szukać pomocy.
- Zostań tu z Zimą...
- Tak ma na imię ? - przerwała.
- Tak...
- Ja jestem Anippe...
- Zostańcie tutaj, a ja wrócę po Westro i Lakszmi - Danny już chciał zawrócić, ale stanęłam mu na drodze.
- Pójdę z tobą, nie zostawię cię samego - upierałam się.
Danny (loveklaudia) dokończ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz