-Nie zabijesz tego źrebaka- spojrzałem na nią
-Ale...a jak ta klątwa wróci z podwojoną siłą? znów nie dotrzymam obietnicy...
-Nie obchodzi mnie to, moja partnerka i matka mojego źrebaka, nie zabije niewinnej istoty- powiedziałem stanowczo
-Chcesz znów przez to przechodzić, nie lepiej by było poświęcić jedno życie...
-Przestań! urodzisz je, a ja coś wymyślę- odszedłem
-Danny...Danny poczekaj- Zima pobiegła za mną, stanęła mi na drodze
-Co?
-A co jeśli ci się nie uda?
-Pomóc?
-Tak...co wtedy?
-Nie wiem...ale źrebak będzie żył, nie pozwolę ci nawet pomyśleć o tym, aby go zabić...rozumiesz?
-Tak...ale...
-Żadnego ale, nie chcę słyszeć o tym
-Dobrze...
-Idę się przejść
-Pójdę z tobą...
-...Sam- Zima popatrzyła na mnie, widziałem że robią jej sie szklane
oczy od łez, ale zignorowałem to i odszedłem, nie ukrywam że w tym
momencie byłem na nią wściekły, jak mogła to zrobić?
Poszedłem w góry, musiałem ochłonąć i przemyśleć to wszystko, jak pomóc
temu źrebakowi, przecież musi być inny sposób na cofnięcie tej klątwy.
Następnego dnia
Nie wróciłem do stada, postanowiłem przenocować na plaży, musiałem to wszystko przemyśleć, poukładać sobie wszystko, co i jak...a co jeśli nic nie wymyślę? i Zima zabije tego źrebaka, nie przeżyję tego, i...i chyba ją wtedy zostawię, ale zaraz..obiecywałem jej że będziemy na dobre i na złe, ale nie na najgorsze, bo w końcu zabicie źrebaka, i to swojego, jest najgorszą rzeczą jaka może być, i żeby jeszcze matka...nie, to też moje źrebie i ono będzie żyło.
Wstałem i otrzepałem się z piasku, poszedłem na łąkę aby coś zjeść, stado już na niej było, a wśród nich Zima, podszedłem do niej jakby nigdy nic i zacząłem skubać trawę.
-Gdzie byłeś?- odezwała się, ale milczałem
-Danny- szutrchnęła mnie
-Tu i tam...- odezwałem się bez emocji
-Nie traktuj mnie tak...proszę- położyła się o podłożyła swój łeb pod mój pysk, odsunąłem się
-Proszę...
-Postaw się na moim miejscu, co byś zrobiła gdybym to ja miał zabić tego źrebaka? co?
-Ja...
-Byłabyś zła, wściekła...a tu matka która nosi źrebaka przez tyle czasu, chce je zabić, bo nie potrafiła trzymać języka za zębami- powiedziałem oschle i z wyrzutem, patrzyłem jeszcze przez chwilę na Zimę w milczeniu, po chwili wstała i odbiegła, nie zamierzałem jej gonić, niech ochłonie.
Zjadłem i powieżyłem stado Criss'owi i przyjaciółce Zimy, postanowiłem poszukać Zimy, jeszcze mi się w coś wpakuje, zrobi coś źrebakowi...
Po około 2 godzinach
Wołałem i szukałem Zimy na całym terytorium, nigdzie jej nie było, kiedy byłem już przy granicy, usłyszałem krzyki, wręcz wrzaski...i to z gór śmierci, to...głos Zimy, popędziłem odrazu w ich stronę, nawet nie wiem kiedy, a byłem już na miejscu, kiedy zacząłem się wspinać, a było to trudne, usłyszałem dodatkowe krzyki...krzyki Shady, Eris i Westro, przyśpieszyłem, ale kiedy dobiegłem na szczyt góry, z której słyszałem głosy, nikogo tutaj nie było, ani śladu, krzyki także ucichły, jakby ich tutaj w ogóle nie było, rozglądałem się kiedy naglę ktoś albo coś uderzyło mnie w głowę, straciłem przytomność...
Obudziłem się w jakimś ciemnym miejscu, to musiało być gdzieś w górach, było to czuć, z sufitu kapała woda, a po ścianie ciekła małymi strumykami.
-Gdzie ja jestem?- spytałem sam siebie
-Danny?...Danny!!- usłyszałem krzyki źrebaków, obejrzałem się za siebie, Eris i Westro biegli do mnie, Eris była cała, ale u Westro widziałem rany
-Kto ci to zrobił?- spojrzałem na młodego
-Taki jeden ogier...ale ugryzłem go w nogę zanim pobił mnie bardziej...
-Nic cię nie boli?
-Nie...
-Jak się tutaj znaleźliście, jak ja się tutaj znalazłem? gdzie Zima i Shady?
-Nas przywlokły jakieś ogiery, ciebie też jakiś ogłuszył i zaciągnął, my już wtedy tutaj byliśmy...a Shady i Zimę oni gdzieś zabrali...- wytłumaczyła Eris, wstałem i rozejrzałem się po jaskini, szukałem wyjścia, nie było aż tak ciemno aby nic nie widzieć, wyjście było zablokowane, ale przez niewielkie szczeliny wpadało światło, ale nie słoneczne, tylko jakby ognia, to chyba pochodnie...zajrzałem w szczeline, mało co widziałem, jedynie korytarz który kilka metrów dalej zakręcał.
-Coś zrobili Shady i Zimie?
-Chyba je uderzyli...ja nie widziałem dokładnie
-Ja też nie...
-Dobra, spróbuję nas wydostać- przywołałem duchy, te silne, one swoją mocą odsunęły głaz
-Dzięki- spojrzałem na nie i dałem znać że mogą już iść- trzymajcie się blisko mnie- obejrzałem się za siebie, na źrebaki, przytaknęły i poszły za mną.
Korytarz ciągnął się i ciągnął, jakby nie było końca, w końcu doszliśmy do kamiennych schodów, ich stopnie były szerokie więc łatwo było mi się po nich poruszać, nie były też strome.
Na górze już bardziej wiedziałem gdzie iść, zobaczyłem na ziemi krew, ciągnęła się niczym ścieszka, ale ślad się naglę urwał
-Tędy- Westro wskazał głową w lewą stronę
-Na pewno?- spytałem
-Tak, czuję tam zapach krwi- no tak, przecież mroczne konie są wyczulone na zapach krwi, poszliśmy w kierunku wyznaczonym przez Westro
-Ciii- zerknąłem na źrebaki, słyszałem jakieś głosy...głosy Zimy
-Zrób to...proszę- mówiła, nie wiedziałem o co chodzi
-Myślisz że jestem głupi...wiesz jaka będzie kara jeżeli nie posłuchasz i nie zabijesz tego źrebaka?- spytał jakiś ogier, nastała chwila ciszy
-Nie? to ci powiem...będzie z niego wpaniały demonek- zaśmiał się, słyszałem jak Zima płacze
-Więc nie myśl że pobiję cię tak że ono umrze, z tego co wiem to twój ukochany nie pozwoli co zabić tego źrebaka- powiedział, i to były chyba jego ostanie słowa bo słyszałem stukot kopyt, chyba wyszedł, wyjrzałem zza rogu, na dole zauważyłem Zimę
-Zima...- szepnąłem, spojrzała w moją stronę
-Danny...pomóż mi, błagam
-Ciii, poczekaj chwilkę- rozglądałem się za jakimś zejściem, dostrzegłem jakieś, nie wydawało się zbyt bezpieczne, ale jako tako wyglądało, zacząłem schodzić do Zimy....
Zima [ zima999 ] ^^Dokończ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz