- A wulkany ? Może tam będzie twoja siostra... - przerwała ciszę Wicha. Tymczasem ja i Danny, rozglądaliśmy się za horyzont, badając wzrokiem rozległe łąki sąsiadujące z Zatopią.
- Tam jeszcze nie byliśmy... - stwierdziłam, zawracając. Wszyscy byliśmy już zmęczeni, zwłaszcza że dzisiaj doskwierał nam upał.
- W końcu się znajdzie, musi tu gdzieś być - powiedział Danny. Przy wulkanach był dopiero skwar, powietrze było tak suche i zatrute dymem że ledwo co mogliśmy oddychać. Ziemia co chwilę drżała pod naszymi kopytami, a z wulkanów spływała świeża magma, w tak wolnym tempie że raczej nam nie groziła. Obserwowałam głównie szczyty kraterów, na jednym z nich zobaczyłam sylwetkę konia. Przyjrzałam się uważnie, jak dostrzegłam że to moja siostra od razu mimo zmęczenia popędziłam w jej stronę.
- Shady stój ! - krzyknęłam, myśląc że chce skoczyć. Siostra nie zareagowała, wciąż patrząc w dół, w głąb krateru. Przyglądała się jakby ktoś tam był.
- Zima zaczekaj ! - Danny złapał mnie nagle, odpychając w bok, tuż obok nas spadło kilka głazów, które pochodziły z pękniętej części krateru.
- Chodźmy tędy - Danny poszedł wzdłuż wulkanu prowadząc mnie na bardziej stabilne zboczę, którym mogliśmy się dostać na samą górę. Shady kręciła się nadal wokół krawędzi, nadal obserwowała, tam musiało coś być. Wreszcie wraz z Danny'm byliśmy już obok niej, złapałam ją od razu odsuwając od krawędzi. Przez chwilę zauważyłam że coś pływało w lawie wewnątrz wulkanu. Puściłam siostrę, sprawdzając co to, Danny też się zbliżył. Okazało się że to ciała dwóch koni, leżały na skale, która pływała w lawie i była już cała zwęglona. Zwłoki paliły się żywmy ogniem, lawa co jakiś czas na nie buchała. Wyglądali znajomo, miałam jednak nadzieje że zginęły tam obce konie. Zamyśliłam się przez to, przyglądając się martwym.
- Zima... Shady znów uciekła... - szturchnął mnie Danny, ruszyłam od razu za nim. Shady zdążyła zbiec w dół. Była już daleko jak zeszliśmy z wulkanu. Mimo to pobiegliśmy jej śladami, urwały się w lesie, w samym środku lasu.
- Chwila... A gdzie Wicha ? - przestraszyłam się, przypominając sobie dopiero teraz o przyjaciółce.
- Pewnie tam została...
- A co jeśli coś jej się stało, powietrze nad wulkanami nie jest zbyt zdrowe, mogła nawet zemdleć - przerwałam, zawracając, zatrzymałam się gdy Danny poszedł za mną.
- Mógłbyś znaleźć moją siostrę, boję się o nią... A ja tym czasem poszukam Wichy, szybko do was dołączymy.
- Nie mogę cię puścić tam samą - Danny wskazał na wulkany.
- Poradzę sobie, proszę znajdź Shady, wiesz że ona jest nie przewidywalna... - ruszyłam już biegiem.
- Wicha ! - zawołałam, gdy już dobiegłam na miejsce, odpowiedziała mi jedynie głucha cisza. Poszłam śladem skąd przyszła nasza trójka. Usłyszałam nagle krzyk i to wcale nie Wichy, a mojej siostry. Od razu ruszyłam w stronę jej głosu. Shady leżała na ziemi, a obok niej stał ten taranowaty ogier, na jego szyi zauważyłam nową rzecz, medalion.
- Kogo teraz zabijemy ? Może twoją siostrę, właśnie przyszła... - zaśmiał się.
- Zostaw ją ! - spojrzałam na niego wrogo.
- Dlaczego ? Uwielbia moje towarzystwo, specjalnie dla mnie uciekła, prawda ? - wtulił się w grzywę Shady, krzyknęła odsuwając się gwałtownie.
- Mówiłam ci żebyś ją zostawił ! - nie czekałam już zbyt długo i użyłam mocy, ogier stał jak gdyby nigdy nic. Mimo że już dawno pokryłam go do połowy lodem. Nagle go wchłonął, podszedł do mnie z uśmiechem na pysku.
- I co teraz zrobisz ? - spojrzał na mnie kpiąco, nie spuszczałam z niego wzroku, nie dałam poznać że zaskoczył mnie tym co zrobił, a nawet przestraszył.
- No właśnie... - stanął nagle dęba, zamiast ciosu obiął mnie przednimi nogami. Czułam jak tracę siły, on je wchłaniał, wraz z moją mocą. Upadłam bezwładnie na ziemie, nie mogłam się ruszyć, ledwo oddychałam, momentalnie zrobiłam się tak senna że z trudem jeszcze nie zamknęłam oczu. Były do połowy przymknięte, ale widziały każdy krok tego ogiera, krążył nade mną.
- Jak widać nie doceniłaś swojego wroga. Zdradzę ci tajemnice, to ja zabiłem te wszystkie konie, które znaleźliście, to miała być zasadzka, na ciebie. Chciałem głownie zaszkodzić twojej siostrzyczce, wiem że jest nienormalna. Wiedziałem że jak zobaczysz tego martwego ogiera, tak bardzo podobnego do tego izabelowatego z którym coś tam cię łączy, z resztą nie wnikam, to z szału zaatakujesz siostrę, pogłębiając jej chorobę. A teraz...
- Po co to robisz ? - wymamrotałam, sama ledwo słyszałam swój głos.
- Pewnego dnia zapragnąłem sobie zagarnąć to co wy macie, moce, wyspę i wasze stado, po twojej śmierci ten twój ukochany się nie pozbiera, a wtedy wszystko będzie moje, a jak nie... To go zabiję korzystając z twojej mocy... - ogier uśmiechnął się szyderczo, musiał pochłonąć też inne moce, bo nagle wszystko wokół stanęło w płomieniach, zaczęłam się dusić, kłębiącym się dymem. Pewnie dlatego że wcześniej nawdychałam się tego zadymionego powietrza przy wulkanach. Nie mogłam znieść większej ilości dymu... Płomienie zbliżały się do mnie, wywołując w moich oczach panikę, a na pysku ogiera coraz większe zadowolenie był w pełni szczęścia, cieszył się jak wariat. Jeszcze chwilę i zaczęłabym palić się żywcem. I wtedy niespodziewanie za wrogiem pojawiła się Shady, podeszła ukradkiem, zupełnie nie zauważona. Stanęła dęba uderzając ogiera w głowę. Ogłuszyła go przez chwilę, przewrócił się aż na ziemie, a ogień zniknął jak gdyby go nie było. Traciłam już po woli przytomność, siostra stała nade mną. Jakby zastanawiała się co się stało.
- Zima... Wstań, szybko, musimy uciekać... - znienacka pojawiła się Wicha, starając się mnie podnieść. Zamknęłam oczy żeby otworzyć je po dwóch minutach i to z trudem, nie mogłam już chwilami oddychać.
- Danny ! - krzyknęła Wicha, oglądając się do tyłu. Słyszałam coraz głośniejszy tętent kopyt, już po chwili Danny był przy mnie.
- Co on ci zrobił ? - spytał przejęty.
- Medalion... - zdołałam wymamrotać, zakasłałam, a Danny zerwał gwałtownie medalion noszony przez tamtego ogiera. Taranowaty się przez to ocknął. Danny uniósł się na tylnych nogach rzucając na ziemie medalion, uderzył w niego z impetem.
- Nie ! - ogier zerwał się na równe nogi. Po drugim ciosie Danny'ego medalion rozpadł się na drobne kawałki. Obcy stał jak wryty, nie minęła sekunda, a natychmiast rzucił się do ucieczki. Danny pognał za nim, jednak szybko się zatrzymał, widząc że nic mi się nie poprawiło, sama byłam zdezorientowana, przecież Danny zniszczył medalion, a w nim przecież zamknęły się wszystkie moce, które powinny się były teraz wydostać, przynajmniej tak przepuszczałam.
- Oby Criss to szybko wyjaśnił... - Danny zabrał kawałki magicznej rzeczy w pysk, po czym wziął mnie na grzbiet z pomocą Wichy. Straciłam już całkiem przytomność. Nigdy nie czułam się aż tak bezsilna. Nie miałam pojęcia co mnie teraz czeka. Śmierć, a może wieczny sen lub utrata mocy ? Tylko że ona była nieodłączną częścią mnie i wraz z nią umrę i ja, szybciej czy później...
Znalazłam się w czarnej otchłani. Niczego tu nie było z wyjątkiem niekończącej się ciemności. To musiał być sen, lecz nie byłam tego pewna, zwłaszcza przez światło, które znikąd pojawiło się w ciemności. Usłyszałam przez moment niewyraźny głos Danny'ego, a potem Criss'a:
- Ten kryształ pozwala pochłonąć moc na jakiś czas, ale nie odbiera mocy... - ulżyło mi słysząc te słowa.
- Niestety potrafi osłabić do tego stopnia że można nawet umrzeć, ale skoro go zniszczyłeś nie powinno jej to grozić - dokończył. Teraz już nie mogłam być spokojna, bałam się że byłam na granicy śmierci i życia.
- Obyś miał rację, nie mogę jej stracić... Musi być coś co by jej pomogło... - głos Danny'ego nagle się urwał. Nic już nie słyszałam. Poszłam w stronę światła, nie miałam innego wyboru, nie mogłam tkwić wiecznie tutaj. Pierwsze co zobaczyłam to Nadie, czekała na mnie na samym końcu. Uśmiechnęła się jakoś dziwnie. Rozglądałam się dookoła, obie byłyśmy w tym momencie na łące, takiej samej jak na Zatopi tyle że nikogo i nic tu nie było po za tą łąką i moją przyrodnią siostrą.
- Umarłam ? - spytałam już kompletnie zmieszana, chciałam wiedzieć i to od razu.
- Nie, to tylko jeden z takich proroczych snów. Miło cię widzieć siostro... - uśmiechnęła się do mnie sztucznie, zupełnie tak jak ja do niej gdy przybyła na Zatopie.
- Ja...
- Nic już nie mów, gdybyś mnie nie zabiła nie miałabyś stada, ani ukochanego...
- Danny by mnie nie zostawił, nawet jakbym była zwykłą klaczą.
- No nie wiem, może bym się mu spodobała.
- Myślisz że wolałby ciebie ?! - zaśmiałam się nerwowo. Nadia była jakaś dziwna, jakby nie ona.
- Cieszę się że wkrótce to twoje źrebaki będą cierpiały.
- O czym ty mówisz ? - domyśliłam się że ma na myśli tą truciznę, o której mówiła mi Wicha.
- O tym co nieuniknione. Twoje źrebaki będą cierpiały za to co zrobiłaś mi i Shady...
- One nie są niczemu winne, po za tym nie jestem w ciąży i... Nie zrobiłam nic Shady...
- Wybiłaś jej stado, oczywiście nie sama, przez ciebie zachorowała, a ostatnio nawet ją pobiłaś, tylko dlatego że...
- Przestań ! Nie chce tego słuchać ! - cofnęłam się do tyłu, łzy same napływały mi do oczu, ale powstrzymywałam je jak mogłam. Przed Nadią, nawet tą martwą Nadią nie okazałabym nigdy słabości. Podeszła do mnie, a na jej ciele pojawiły się ranny te co miała po upadku. Przeraziłam się na ten widok, zwłaszcza że miała złamane kark i wystawały z niej kość. Była w tym momencie chodzącymi zwłokami.
Obudziłam się gwałtownie, była już noc. Danny leżał przy mnie, spał, nie chciałam go budzić. Pewnie dopiero co zasnął. Wszystko momentalnie mi przeszło. Czułam się jak nowo narodzona.
- To był tylko sen... - szepnęłam sama do siebie, wstając ostrożnie, żeby nie zbudzić ukochanego. Szukałam wzrokiem siostry i Wichy, nie było ich, ale słyszałam jakieś głosy na zewnątrz. Wyszłam szybko, zastając Wichę z Shady, coś do niej mówiła, ale teraz natychmiast zamilkła.
- Zima ! - Wicha prawie natychmiast ucieszyła się na mój widok: - Obudziłaś się... Byłaś nieprzytomna z kilka dni - uświadomiła mi przyjaciółka, nie spodziewałam się tego zupełnie.
- Co z tym ogierem...
- Znajdę go i mnie popamięta - zaskoczył mnie z tyłu Danny, przytulił mnie mocno do siebie.
- Najgorsze już za nami... - przyznał ukochany, wtuliłam się w jego grzywę.
- Na prawdę ? Byłam nieprzytomna kilka dni ? - dopytywałam, wydawało mi się że minęło zaledwie kilka godzin, a nie dni.
- Ja, ja nie wiem od czego zacząć, ale... - przerwała nam Wicha, oboje spojrzeliśmy na nią.
- Twoja siostra uroiła sobie ciąże - powiedziała, Shady spojrzała na nas przez ułamek sekundy, po czym osłoniła brzuch. W oddali za nią dostrzegłam tego taranowatego ogiera, gdy zauważył od razu zniknął między drzewami.
Danny (loveklaudia) dokończ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz