Tej nocy ciężko mi było zasnąć. Jaki ja byłem głupi, wyskakując z tą informacją tak prosto z mostu, w ogóle nie powinienem o tym wspominać. Jedynie czekać aż sama się zwierzy, o ile by zechciała. Rose skrzywdził ogier, Bilberry, to musiało być traumatyczne przeżycie dla jakiejkolwiek klaczy, dla mnie także, w końcu bolało że ktoś skrzywdził w ten sposób klacz, którą kocham, a ja co? Zabrakło mi wyobraźni? Pięknie Pedro, znowu wszystko schrzaniłeś.
Westchnąłem, patrząc na idącego w moją stronę konia, przed chwilą byłem pewny że wszyscy śpią.
- Pedro... - odezwała się.
- Karyme - zrobiłem to co ona, wymieniłem jej imię, po czym wbiłem wzrok w ziemie, chciałem zasugerować jej że nie mam ochoty na rozmowę, chyba jednak źle sprecyzowałem ten gest.
- Spotkałeś już Rosite?
- Tak - odpowiedziałem niechętnie, ignorując rozmówczynie, niech sobie pójdzie i zostawi mnie samego..
- I? Dlaczego jesteś tutaj?
- A ty dlaczego pytasz? To ciebie nie dotyczy... - zirytowany spojrzałem na nią.
- Przyjaźnie się z Rositą, dobrze ją znam... Tak przynajmniej mi się wydaje, nie chciałbyś dowiedzieć się czegoś o naszym dzieciństwie?
- Nie rozumiem twojej propozycji - tym razem mój wzrok był podejrzliwy, czyżby Karyme chciała się do mnie zbliżyć? Nie zamierzałem się bawić na dwa fronty, ani patrzyć na inne klacze tak jak na Rosite, ona była jedyna. Tylko do niej czułem to głębokie uczucie, które sprawiało że byłem szczęśliwy, przy jej boku, jak mnie dotykała, jak do mnie mówiła, jak po prostu była obok. Rozmarzony zacząłem patrzeć na gwiazdy.
- Pedro... - Karyme mnie szturchnęła, miała zimny psyk.
- Co chcesz?
- Boję się iść sama...
- Dokąd? Nie możesz iść spać jak inni?
- Mogłabym, ale zgubiłam klaczkę, którą się opiekuje, a w nocy jest niebezpiecznie...
- Chodźmy - podniosłem się z ziemi, w sumie i tak nie mogłem spać. Jutro dołączę do stada, może warto poznać kogoś jeszcze, oprócz Rosy.
Od Karyme
To była tylko wymówka, chciałam go poznać. Byłam po prostu ciekawa. Szafir opisał go w dosyć brutalny sposób, ciekawe czy Pedro był taki zły, czy po prostu Szafir był zazdrosny. A to by oznaczało... Że nie zależało mu na mnie... Kto by chciał być z morderczynią, nawet najlepsza przyjaciółka się ode mnie oddaliła. Mogłam tylko liczyć na mamę, a i ją, bałam się że stracę.
- Będzie łatwiej jak powiesz jak wyglądała ta klaczka - powiedział Pedro, zamyśliłam się i nie byłam pewna czy mówił coś wcześniej. Opisałam mu wygląd Czenzi. Przez resztę nocy rozmawialiśmy i szukaliśmy małej. Bez skutku, pewnie uciekła gdy walczyłam z Damu. O ile można było nazwać to walką.
Od Rosity
Leżałam na ziemi, z głową opartą o ścianę jaskini, nie mogłam spać, przez to jak się zachowałam. To było żałosne, powinnam zapomnieć o tym co mnie spotkało. Teraz gdy wreszcie byłam pewna że Pedro żyję, że wrócił. Powinnam się cieszyć i tylko na tym się skupić. A nie potrafiłam...
Podniosłam się z ziemi ostrożnie, by nikogo nie zbudzić. Od razu zauważyłam też, że brakuje mojej siostry, Maji. Może wyszła na spacer? Sama chciałam się przejść, być może na siebie wpadniemy, oby nie zaginęła tak jak wtedy... Nie, na pewno wszystko w porządku, skoro rodzice tu są i śpią spokojnie.
Zawędrowałam do lasu, do drugiej jaskini, zaglądając do Damu. Spała, tym razem z rodzeństwem. Nie było mowy bym ją teraz obudziła, a chciałam z kimś porozmawiać. Może Karyme? Gdyby nie to co zrobiła... Nadal bym jej ufała, nie chciałam jej nie ufać, ale nie dała mi wyboru. Pospacerowałam więc chwilę w samotności, przechadzając się pomiędzy drzewami. Gdy wyszłam z lasu, zobaczyłam w ciemności jakąś sylwetkę. Przeszedł mnie strach, pierwsze co przyszło mi na myśl to syn Zorro. Uciekłam stamtąd w mgnieniu oka, wracając do jaskini. Potem już nie odważyłam się wyjść, mimo pewności że to najpewniej były omamy, które już wcześniej przecież miewałam.
Z samego rana pobiegłam szukać Pedro. Nie chciałam z niego zrezygnować przez moje lęki. Musiałam je jakoś pokonać. Kiedy zobaczyłam go jak śpi na uboczu łąki, od razu wyczułam że jest załamany, męczył się przez sen. Dotknęłam go delikatnie, otworzył oczy, aż sama się zdziwiłam, ale to było instynktowne, że właśnie w ten, a nie inny sposób go obudzę.
- Jak spałeś? - uśmiechnęłam się lekko.
- Niezbyt... Przepraszam za wczoraj.
- Za co?
- Za to co ci powiedziałem, nie powinienem był... Naruszać... - zawahał się, patrząc na mnie.
- Mojego słabego punktu? - dokończyłam za niego.
- Mniej więcej... - zestresowany podniósł się z ziemi.
- Nie ważne, przedstawię ci moją rodzinę, chodźmy, przy okazji dołączysz do stada, bo... Zostajesz?
- Chyba znasz odpowiedź... - pochylił głowę, zerwał z ziemi kwiat wkładając mi go w grzywę: - Zawszę będę przy tobie, bez względu na wszystko.
Patrzyłam na niego zmieszana. Po czym cała zarumieniona uśmiechnęłam się lekko. Otarłam swoim bokiem głowy o jego, cofając następnie głowę, byśmy mogli spojrzeć sobie w oczy.
- A ja... - przerwałam, widząc przed oczami syna Zorro, krzyknęłam przerażona, cofając się gwałtownie do tyłu, chciałam biec, ale złapał mnie za grzywę i przytulił do siebie. Już miałam się wyrywać, kiedy zorientowałam się że znów mi się przewidziało, byłam przy Pedro; przy Pedro, nie przy tym ogierze, który mnie skrzywdził.
- Przepraszam... Nie chciałem...
- Ale co? Co nie chciałeś? - spytałam zdezorientowana, dlaczego czuł się winny?
- Przestraszyłem cię...
- Nie... To tylko... To nie ty mnie przestraszyłeś - spuściłam głowę: - Chodźmy już - poszłam w stronę stada, upewniając się że ruszył za mną. Byłam na siebie zła, nie mogę się tak zachowywać, nie przy nim. Przecież go kocham... Nie mogę go stracić.
Od Shanti
Safira pozytywnie mnie zaskoczyła, zareagowała całkiem spokojnie na mój widok, nawet mnie pocieszała, a gdy powiedziałam jej że wszystko w porządku, że ze Snow'em znajdziemy rozwiązanie bym mogła znów chodzić, zaoferowała że nam pomoże. Od wczoraj mnie nie zostawiła ani na moment.
Byłyśmy na łące, skubałam trawę, Safira pasła się obok. Czasami zazdrościłam innym koniom, że mogą chodzić, a przez to swobodnie się przemieszczać gdzie tylko chcieli. A ja potrzebowałam wciąż pomocy. Snow musiał mnie nieść, a ja mogłam tylko leżeć.
- Saf, może pobawisz się z źrebakami? - spytałam małej.
- Chcę być z tobą mamo. Będzie ci smutno samej.
- Mam Snow'a... - spojrzałam na ukochanego.
- Ale czym nas więcej tym lepiej, prawda? - Safira uśmiechnęła się do mnie, podając mi kępkę trawy. Była okazalsza, niż ta, która rosła tuż przy mnie. Wzięłam ją od niej, uśmiechając się lekko, była taka rozkoszna.
- Wiem, może pójdę po Azurę, ona zawsze narzeka że nie może być z tobą, mamo - Safira chciała już pójść, ale zdążyłam zatrzymać ją słowami.
- Zostaw ją samą... Trochę źle odebrała to co się stało.
- To może ją pocieszę?
- Nie wiem czy to dobry pomysł, lepiej zostań tu z nami - poznałam się już na córce, na pewno nie chciała by ktoś ją pocieszał, a na pewno nie Safira. Choć sama chciałam to zrobić, ale jak? Kiedy nie mogłam do niej pójść. Po namyśle jednak...
- Snow mógłbyś? - na mój znak, podniósł mnie z ziemi.
- Safira zostań tutaj, dobrze? Za chwilę wrócimy.
- A dokąd idziemy? - spytał Snow, szepnęłam mu na ucho i wyruszyliśmy poszukać Azury.
Zobaczyłam ją samą, ukrytą wśród wysokich traw. W oczach pojawiły mi się łzy na widok córki. Zapłakanej i śpiącej, miała mokrą sierść w okolicy oczu, była skulona na ziemi, i chyba się stamtąd nie ruszała od jakiegoś czasu. Stwierdziłam to po jej nieco zatartych już śladach kopyt, prowadzących tutaj.
- Azura... - ledwo wydobyłam z siebie głos, Snow położył mnie obok córki i sam stanął po jej boku.
- Córeczko - szturchnęłam ją lekko, potem mocniej, aż ją wybudziłam. Widząc jej zapłakane oczy i tą przygnębiającą minę, jakby wszystko straciło sens, nie umiałam powstrzymać samotnej łzy, wypływającej mi z oka.
- Nie masz czym się martwić skarbie, wszystko będzie dobrze - przytuliłam ją do siebie, wyrwała się gwałtownie, stając na przeciwko mnie.
- Kiedy ja nie chcę matki kaleki! Nie chcę... - popłakała się na nowo, zerwała się do biegu, ale Snow zablokował jej drogę.
- Az nie mów tak - zwrócił jej uwagę.
- Ten co to zrobił powinien był zdechnąć w najgorszy sposób! - krzyknęła, aż przestraszyłam się jej słów, była jeszcze źrebakiem, a już tak się wyrażała.
- Azura...
- Albo... Albo niech sam zobaczy jak to jest!
- Azura dość! - uniosłam na nią głos, już nie mogłam wytrzymać, mało problemów narobiła Karyme? Bałam się po tym wszystkim co zrobiła. Mogłam się założyć że gdyby Rosita umarła, to wyrzuciliby moją najstarszą córkę ze stada i nic nie mogłabym na to poradzić...
- Przepraszam mamusiu... - wtuliła się we mnie mocno, w tym momencie byłam w szoku, nie spodziewałam się zupełnie że tak się zachowa. Byłam pewna że zacznie się buntować, że znów się pokłócimy.
- Będę cię chroniła i już nikt nigdy więcej nie zrobi ci krzywdy... Tata też będzie, prawda? - spojrzała kontem oka na Snow'a.
- Tak córeczko - uśmiechnął się słabo, po czym przykucnął przy nas i przytuliliśmy się do siebie całą trójką.
Od Karyme
Zawiodłam i jeszcze było mi to obojętne. Obojętne co się stanie z tą Czenzi, myślami byłam przy rodzinie i Rosicie. Bez niej nie było już tak samo, jednak po tym co zrobiłam, wolałam trzymać się z daleka.
- Czenzi! - krzyknęłam, i tak przecież musiałam ją znaleźć. Nie mogę zostawić źrebaka, za którego wzięłam odpowiedzialność, na pastwę losu. Choć taka nachodziła mnie ochota. Usłyszałam czyjeś kroki, odwróciłam głowę, widząc obcego konia, instynktownie użyłam mocy. I już po chwili stał się lodową bryłą. Cofnęłam szybko lód, ale było już za późno, zamroziłam go od środka. Przeżyłam szok, zdając sobie sprawę jak łatwo mi idzie zabijanie i że nie mam żadnych wyrzutów sumienia. Potraktowałam to jakby nic się nie stało i poszłam szukać dalej Czenzi. Zastanawiałam się co się ze mną dzieje, dlaczego nie czuje się winna, przecież zabiłam konia, co prawda obcego, ale zabiłam. Nie mogę tego traktować jak coś zwyczajnego, ale nie umiałam wzbudzić w sobie poczucia winny, po prostu nie umiałam. I jeszcze na dodatek nachodziły mnie myśli by zabić tamtą mroczną klacz, starałam się je z siebie wyrzucić. Po kilkunastu krokach doszedł jeszcze ból, przez rany od szponów, o których już zapomniałam. Te rany, jeszcze bardziej podsyciły chęć zemsty na Damu. Zawróciłam, z każdym kolejnym krokiem coraz bardziej bolało. Wreszcie znalazłam zioła na ból, które zostawiłam w pobliżu na wszelki wypadek. Jak ostatnio, zjadłam ich sporą ilość, bo tylko wtedy trzymały dłużej, a ból przechodził od razu. Wczoraj działały przez całą noc, byłam wręcz pobudzona i nie mogłam spać.
Od Pedro
Dołączenie do stada poszło gładko. Poznawanie rodziny Rosy, już gorzej, zwłaszcza że każdy zachowywał się jakby coś się stało lub czymś się martwił. Starałem się do wszystkich uśmiechać i być miłym, choć nigdy nie stroniłem specjalnie od towarzystwa. Dla Rosity jednak postanowiłem zrobić dobre wrażenie na jej rodzinie. Było mi trochę głupio że nie zapamiętałem wszystkich imion. I nie powiedziałem zbyt wiele, w sumie nie musiałem, bo Rosa mówiła za mnie. Na szczęście szybko się wymigałem od dalszych rozmów. Mówiąc im że dziś chciałbym odwiedzić zmarłego ojca, bo akurat dziś ma urodziny. Rosita jakby wiedziała że skłamałem, ale po za spojrzeniem na mnie, nie zdradziła tego niczym innym. Odetchnąłem nieco oddalając się od wszystkich, chyba już się poznali że między mną a Rosą coś jest. Ciężko by było tego nie zauważyć, ciągłe spojrzenia i posyłane uśmiechy, niekiedy dostrzegłem lekkie rumieńce gdy o mnie mówiła. Tylko gdy skłamałem to była jakby na mnie zła, po prostu ignorowała mnie od tego momentu. Zamyślony położyłem się gdzieś na uboczu, tam gdzie mnie nie będą widzieli. W końcu powinienem być teraz w drodze, tak jak mówiłem.
- Pedro - usłyszałem głos ogiera.
- Tak? - odwróciłem się do niego... Ups.. To chyba jej brat. Pięknie, nakrył mnie na kłamstwie.
- Ech... Po prostu nie czuje się najlepiej na spotkaniach rodzinnych... - zacząłem się tłumaczyć.
- Nie o to chodzi. Masz jej nie skrzywdzić, bo będziesz miał ze mną do czynienia.
- No teraz mnie obraziłeś - parsknąłem, podnosząc się z ziemi.
- Tylko ostrzegam, jeśli byś skrzywdził choć jedną z moich sióstr to srogo tego pożałujesz.
- Rozumiem - powiedziałem już spokojnie, ciężko mi się dogadywało z ogierami, ale to w końcu brat Rosity, powinienem mieć z nim w miarę dobre relacje. Prześledziłem go dyskretnie wzrokiem, ciekaw dokąd się wybiera.
Od Karyme
Wreszcie ją znalazłam, ukryła się w szczelinie skalnej, wręcz wcisnęła w nią, raniąc się przy tym. A jak chciałam ją wyjąć, to próbowała wejść głębiej. Udało mi się złapać ją za grzywę. Ciągnęłam z całych sił, opierała się. Wyrwałam jej przez to wszystko kawałek grzywy.
- Czenzi wyjdź stamtąd - powiedziałam, wypluwając jej włosy: - Wyjdź mała... Nic ci nie zrobię... - zmieniłam nieco ton. Tyle czasu jej szukałam, a teraz jeszcze miałyśmy nie wrócić do stada? Nie mogłam jej tu zostawić, choć bardzo tego chciałam. Po co zaproponowałam opiekę nad nią? Chciałam tym odkupić swoje winny? Żałosne, nigdy sobie nie wybaczę, a to co teraz zrobiłam jeszcze bardziej mnie pogrążyło.
- Wyjdź stamtąd! - zamroziłam podłoże, mała zaczęła krzyczeć i pchać się tam jeszcze bardziej.
- Jeśli nie wyjdziesz to... - zamroziłam jej nogi, słysząc jej jeszcze głośniejszy i przerażający nieco krzyk. Nie byłam pewna czy ją aby to nie zabolało, ale nie przejmowałam się tym.
- Cofnę to jak wyjdziesz, wyjdziesz? - wbiłam w nią wzrok, po serii krzyków i próbowania się uwolnić, przytaknęła, cofnęłam lód, a ona wyszła przede mnie. Cała drżała na ciele, głowę miała spuszczone nisko, a wzrok wbity w ziemie. Jej nogi były obok siebie, jakby chciała się skulić na stojąco. Złagodniałam, kiedy dotarło do mnie jak ją potraktowałam, ale zadziałało.
- Odprowadzę cię do stada, a tam już zajmie się tobą ktoś inny - wzięłam ją na grzbiet idąc drogą powrotną.
- Przepraszam za tamto - dodałam szeptem.
Od Pedro
Kolejna noc w nowym miejscu. Tym razem miała być już przespana, gdyby ktoś mnie nie wybudził kiedy to zasypiałem. Nie umiałem się na tego kogoś gniewać, uśmiechnąłem się tylko lekko.
- Rosa... - spojrzałem na nią rozmarzony.
- Chodźmy do jaskini, już późno.
- Co? Jakiej jaskini?
- Nasze stado sypia w jaskini, tam jest bezpieczniej.
- Mam rozumieć że... Będę spał razem z tobą? - połaskotałem ją lekko po boku, ledwo powstrzymała się od śmiechu. Dlaczego nie chciała się śmiać? I tak jakoś się... Wzdrygała?
- Pedro - odsunęła mi pysk swoim pyskiem.
- Więc?
- Tak... Ale wiesz że jesteśmy przyjaciółmi.
Znowu? Jesteśmy przyjaciółmi? Nie wydaje mi się, nie chcę by tak było, pragnąłem czegoś więcej i ona na pewno też, czułem to całym sobą, że także i ona mnie kocha.
- Wiem... A skąd wiedziałaś że będę tutaj? Mówiłem że wyruszam odwiedzić ojca.
- Kłamałeś, nie powinieneś był... Wiem że się krępowałeś przy moich rodzicach i rodzeństwie...
- I przy tym małym ogierku też - przyznałem: - Nie przywykłem do towarzystwa, mimo że byłem w stadzie Hiry, to w sumie trzymałem dystans do innych koni, jak zawsze... Tylko ty jedyna jesteś wyjątkiem - zbliżyłem do niej głowę, wycofała swoją, uśmiechając się lekko, po czym posmutniała.
- Jak już wspomniałeś o tym ogierku to... Boję się że jego matce, a mojej siostrze coś się stało... Nigdzie jej nie ma.
- To dlatego wszyscy byli tacy dziwni?
- Tak... Chyba tak... - zapadła chwilowa cisza, po czym dodała już nieco weselej: - To jak? Zamierzasz tu spać, czy razem z nami?
- Oczywiście że nie... - przerwałem na moment by dodać: - Nie będę tutaj spał, z daleka od ciebie.
Ciąg dalszy nastąpi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz