Minęło kilka dobrych miesięcy, okazało się że Rosita żyje, całe szczęście gdyby nie te rany i to że...że domyśliłam się co jej się przytrafiło, sama tego doświadczyłam, może nie byłam aż w takim stanie ale podobnie się czułam, na początku...bo jak dowiedziałam się że jestem w ciąży to żałowałam tylko tego że to było z nim. Mamie się poprawiło, w końcu jest taka jak kiedyś, z czego się bardzo ucieszyłam bo do tej pory Tigran nie mógł nawet poznać swojej babci.
-Maja?- z rozmyśleń wyrwała mnie siostra, odwróciłam łeb w jej stronę
-Tak?
-Ktoś cię szukał, poprosił mnie abym cię przyprowadziła
-Że co? kto?
-Jakiś ogier...
-Gdzie go widziałaś?- poderwałam się na równe nogi, czyli jednak mnie znalazł
-W lesie, coś nie tak?
-Nie zbliżaj się do niego
-Ale czemu...kto to jest?
-Ten co mnie porwał, nie oddalaj się, bardzo cię proszę i nie rozmawiaj z nim
-No dobrze...
-I nie mów nic Elliotowi
-Wiesz, wydaje mi się że powinien się dowiedzieć
-Nie...nie chcę aby on wprowadził zamieszanie do naszej rodziny, pozatym...sama to załatwię
-Chyba nie chcesz do niego pójść?
-Właśnie że chcę, już od dawna się do tego przygotowuję...teraz mam okazję
-Czekaj- zatrzymała mnie- co ty zamierzasz?
-Nie ważne, idź do stada
-No przecież cię nie zostawię
-Tori proszę, nie chcę aby coś ci zrobił
-Ale..
-I nie mów nic nikomu- odbiegłam, w końcu muszę to załatwić, już za długo mnie to dręczy.
Wbiegłm do lasu, zwolniłam tępa spokojnie idąc, rozglądałam się uważnie.
-No proszę, proszę...kogo moje oczy widzą- położył mi swój pysk na moim grzbiecie i powoli przeszedł do szyji, odsunęłam się odpychając go.
-Czego chcesz? po co tutaj przylazłeś?
-Pomyślmy...hmyyy może dlatego że przyszedłem po to co moje
-Zapomnij że oddam ci syna
-A mi nie o niego chodzi, odserwowałem was i wiem że to niemowa, po co mi taki wyrzutek?
-Nawet o tym nie myśl...
-A co? pobijesz mnie?- zaśmiała się chwytając za grzywę i mocno skręcając łeb, krzyknęłam na cały las ale on rzucił mnie na ziemię przygniając moje chrapy do ziemi, zaczęłam się dusić i szamotać
-Przestań się szarpać i drzeć to cię puszczę- przycisnął mocniej, w końcu odpuściłam kiedy poczułam że zaraz stracę przytomność, uniósł mój łeb do góry
-Grzeczna klaczka- zamachnął się, nawet nie wiem kiedy a straciłam przytomność czując tylko jak zabiera mnie na grzbiet.
Przebudziłam się w jakiejś jaskini, zimnej i mokrej jaskini do tego jeszcze ten panujący mrok i zapach krwi.
-Witaj księżniczko- dotknął mojego boku, szarpnęłam się chcąc odsunąć się i wstać, gdyby nie to że mnie związał
-Odpuść sobie te teksty- parsknęłam
-Ej...wcześnie taka nie byłaś
-Wcześniej nie wiedziałam jaki z ciebie drań
-Drań? skądże znowu, po prostu prawdziwy ogier który trzyma swoją klacz krótko
-Prędzej czy później mnie znajdą a ty będziesz miał przechlapane
-Nie znajdę, jesteś bardzoooo daleko od swojego domku
-Nienawidzę cię...
-Co powiedziałaś? bo wybacz, ale nie usłyszałem
-Nie dotykaj mnie!- próbowałam go ugryźć kiedy znów mnie dotknął, jednakże zrobiłam to na ślepo
-Nie zmuszaj mnie abym się zakneblował
-Pożałujesz tego jeszcze!
-Nie wrzeszcz na mnie! co ty sobie myślisz?! jesteś nedzną, słabą klaczą, na mój własny użytek, więc z łaski swojej, zamknij tą morde bo mam dosyć twojego skomlenia- oberwałam w pysk, i to tak że poleciała mi krew, i z pyska i z chrap które rozerwał mi swoim kopytem.
-Jasne czy nie?!- szarpnął mnie za grzywę unosząc mnie praktycznie ponad ziemię
-Yhym..
-Nie słyszę!
-Tak!
-No i grzeczna klaczka- rzucił mnie na ziemię przygniatając mnie jeszcze swoim ciałem
-A może postaramy się o jeszcze jedno źrebię, co? tamto takie nieudane, to może tym razem się nam uda
-Nie dotykaj mnie nawet
-Wiesz co mnie obchodzi twoje zdanie
-To po co pytasz
-To było pytanie retoryczne moja droga, mam się swojej własności pytać o pozwolenie, chyba nie zrozumiałaś co mówiłem przedtem- wstał- zrobisz to po dobroci czy mam cię zmuszać- patrzyłam na niego z nienawiścią, nie zamieżałam się podnosić, nawet jeśli, to nie mogłam z powodu związanym nóg
-Nie próbuj tylko jakiś głupich sztuczek- rozwiązał mnie podnosząc za grzywę
-To jak?
-Jeszcze się czymś zarażę- parsknęłam odwracając łeb
-Za młoda jesteś aby mi tu pyskować- popchnął mnie na ścianę, uderzyłam o nią głową przez co przez chwilę byłam ogłuszona, kiedy już doszłam do siebie, byłam przywiązana do ściany, nogi także miałam unieruchomione, zaczęłam się szarpać.
-Nie! zostaw mnie! proszę....
-Jeszcze ci się spodoba- wskoczył mi na grzbiet, zamknęłam oczy roniąc łzy, zacisnęłam zęby, brzydziłam się go i z każdym razem miałam ochotę mu wbić coś ostrego aby się wykrwawił...
-Skaza!- po jaskini roznósł się krzyk klaczy, jak na zawołanie ze mnie zszedł, z mroku wyłoniła się dojżała klacz, może miała z 10 lat może więcej, miała na sobie kilka blizn, dosyć widocznych, ale nie należała do drobnych, była masywnej budowy a i wielkości dorównywała Skazie. Klacz podeszła do mnie, czułam na sobie jej oddech, obejżała mnie dokładnie
-Odejdź-zwróciła się do niego
-Ale..
-Ogłuchłeś synku? czy mam zrobić to co zawsze?
-No dobra- odszedł, nie spodziewałabym że się posłucha...
-A ty to kolejna naiwna która mu zaufała- szturchnęła mnie dosyć mocno
-Nic mu nie ufałam...sam mnie zmusił do wszystkiego
-Jakbyś miała trochę oleju w głowie to trzymałabyś się stada a nie szwędała i szukała zemsty
-Skąd ty to...
-Wiem? to skomplikowane dla twojej pięknej główki- rozwiązała mnie- nie mam zamiaru cię z tąd ratować bo z własnej głupoty tu jesteś...ale, dzięki mnie może przeżyjesz w miarę dobrym stanie
-Ej poczekaj- zatrzymałam ją kiedy chciała odchodzić, złapałam ją za grzywę ale kiedy tylko spojrzała, puściłam, sam jej wzrok mnie przerażał
-Tak?- spytała łagodnie
-Dziękuję...jestem Maja
-Róża...ale nie przyzwyczajaj się- odeszła, po drodze minęła się ze swoim synkiem, przystanęła na chwilę obok niego coś mówiąc, spojrzała nawet raz w moją stronę, kontem oka ale i tak zauważyłam.
-Chodź- szarpnął mnie, zaparłam się kopytami
-Dwa razy powtarzać nie będę- szarpnąłem mnie mocniej, przesuwając bo skalnym podłożu
-Nienawidzę cię
-Oj jakaś ty kochana- zaśmiał się. Doprowadził mnie do jakiejś małej polanki...tyle że ta polanka była otoczona skałami
-Nakaz od matki...ciesz się że jej przypadłaś do gustu- zbliżył się
-To jak? dokańczamy?- musnął mnie pyskiem po grzbiecie, przeszły mnie aż ciarki, odepchnęłam go ale wtem przyciągnął mnie z powrotem za grzywę, i to mocno do siebie.
-Nie mów że nie chcesz- uśmiechnął się napinając mięśnie i na siłę mnie przytulając. Ugryzłam go w bok próbując znaleźć drogę ucieczki, zaczęłam nawet biegać w kółko ale szybko mnie dopadł i przewrócił.
-Mało mnie obchodzi twoje zdanie- rozejrzał się- i nie próbuj krzyczeć- ściszył głos, podnósł mnie, założył mi coś na pysk, przez co nie mogłam nawet go otworzyć, do tego tak zawiązał linę że nie mogłam się ruszyć w żadnym kierunku, i lina biegła dookoła mnie przyciągając mnie do samej ściany, lina biegła też pod ogonem który przycisnęłam mocno do siebie
-Tym razem może piękna i silna córeczka?- położył swój łeb na moim zadzie, zamknęłam oczy czekając tylko kiedy to się wszystko skończy, chyba podzielę los siostry, ale ona to chociaż źrebaka z tego mieć nie będzie....
***
Horror ten ciągnął się przez kolejne tygodnie, codziennie mi to robił aby być pewnym że na pewno będę w tej ciąży, psychicznie już tego nie wystrzymywałam, czułam się jak jakaś rzecz do zapładniania i robienia źrebaka na zamówienie, najlepiej takie jake on sobie wymarzył, jeszcze ta jego matka, zawsze zganiała na mnie tą krzywdę którą robił mi jej syn, codziennie mi to mówiła, i wiele innych rzeczy które raniły a zapadały w pamięć, zawsze siedziałam i myślałam nad tym co mówi, uświadamiając sobie że to prawda, czułam się w tym momencie jak nikt. Przypomniało mi się też jak bardzo zaniedbywałam siostrę, wtedy kiedy mnie potrzebowała a ja po prostu miałam już dosyć opieki nad nią, bo w końcu na mnie ta opieka i odpowiedzialność spadła...obwiniałam siebie o to że syn nie mówi, zaczęłam żałować tego co kiedyś powiedziałam mamie...tak samo chyba zawsze byłam dla wszystkich za dobra....
Ciąg dalszy nastąpi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz