Menu

piątek, 26 sierpnia 2016

Pierwsza miłość cz.7- Od Domino/Prakerezy

-Daj jej spokój- odwróciłem się w stronę Dolly
-Oj a gdybyś ty ją widział- prawie się przewracała ze śmiechu, już się nawet dusić zaczęła z tego swojego durnego śmiechu
-Chodźmy stąd może, hmyy??- zwróciłem się do Łzy
-Ej no co wy mi uciekać chcecie?
-Nie masz innego zajęcia? takie nudne jest twoje życie?
-Ej no nudzi mi się, co wy wszyscy bez poczucia humoru?
-Po prostu świetne ono jest, chodźmy- zwróciłem się do Łzy, przytaknęła mi i pomogłem jej wstać
-Nie zwracaj na nią uwagi, chodźmy- zadbałem o to aby się nie odwróciła, żeby nawet nie widziała tej idiotki Dolly która za nami lazła, zakryłem ją swoją szyją i łbem pochylając się lekko nad nią i do siebie przytulając. Dolly w końcu dała sobie spokój i gdzieś poszła, zostałem sam z Prakerezą.
-Łza...- pochyliłem się nad nią stając przed nią
-Co ja narobiłam...
-Nic, to nie twoja wina
-Ale moja siostra...
-Ale twoja siostra jest jeszcze w szoku, nie słuchaj tego co mówi, to nie twoja wina
-A ty? nawet...nawet nie krzyknęłam, a mogłam...
-Nie mam ci tego za złe, przecież cię zastraszyli, a mi i tak by nic nie było
-Ale...- rozpłakała się jeszcze bardziej, zauważyłem że spięła mocno tylne mięśnie, nogi też złączyła i przytuliła ogon do siebie, cała aż drżała płacząc
-Ciii- przytuliłem ją- powiesz...powiesz co ci zrobili?
-Nie..nie ja nie mogę
-Nie ma ich tutaj, nic ci nie zrobią...powiesz?
-Jestem beznadziejna...Domino przepraszam
-Nie przepraszaj i nie jesteś...czy ten ogier...skrzywdził cię?
-On...- załkała
-Zrobił to?
-Próbował...i z moją siostrą też a wtedy ty...ty przybiegłeś...
-Zabiję gnoja...- parsknąłem- nikt cię już nie skrzywdzi, chyba że najpierw mnie pokona- Prakereza naglę cię mocno we mnie wtuliła, pierwszy raz chyba i to tak mocno, czułem na sobie jej łzy, jedna po drugiej jak ląduje na mojej sierści
-Już..ciiii- przytuliłem ją swoim łbem- mam pomysł, co ty na to abyśmy trochę powędrowali po górach, hmyy?
-Nie jestem pewna czy to dobry pomysł
-Oj no nie daj się namawiać, pomogę ci jak będzie trzeba a i więcej odwagi i pewności siebie nabierzesz, góry pomagają..każdemu, no chodź
-No dobrze
-No i super- ucieszyłem się, chciałem aby nabrała więcej pewności siebie, znała swoją wartość...
-Mam pomysł, chcesz wiedzieć jaki?
-Jeszcze jeden?
-Yhym, mam nadzieję że ci się spodoba
-Zależy...
-Co ty na to abym nauczył cię się bronić? wiesz, jak się obronić albo walczyć- Prakereza zwolniła nieco tępa
-Coś nie tak?
-Nie, to znaczy...
-Pomoże ci to
-Kiedy ja nigdy nawet...nie...
-To nic, nauczysz się...zawsze musi być ten pierwszy raz, a może w końcu strach przełamiesz
-Ale wyglądu już nie
-Oj Łza- powiedziałem z troską- wszystkim się podobać nie musisz, mi się podobasz a to chyba najważniejsze, hmy?- schyliłem się lekko się uśmiechając, widziałem jak chowa ten swój uśmiech i jak się rumieni
-Oj urocza jesteś- zaśmiałem się- może się pościgamy, co?- zaproponowałem
-Kto pierwszy do gór?
-Tak, to jak?
-To mnie złap- uśmiechnęła się i pogalopowała przed siebie, ruszyłem za nią próbując dorównać jej tępa, co łatwe nie było, w końcu jak już dobiegłem to Łza na mnie już czekała
-Przepraszam, mogłam się zatrzymać- podeszła kiedy to ja sapałem ze zmęczenia, nie dla mnie taki bieg ale starałem się też tego aż tak nie pokazywać
-Nic się nie stało, ale wygrałaś- szturchnąłem ją lekko, tak zaczepnie
-No...- uśmiechnęła się znów, a ja za każdym razem jak źrebak się cieszyłem w środku
-Teraz coś trudniejszego, tam..na sam szczyt- Prakereza spojrzała w górę, widziałem po niej że się wacha
-I tą trasą- wskazałem łbem, w sumie wybrałem jedną z trudniejszych..gdyby to można było nazwać trasą, nawet ścieszki jako takiej nie było
-Pamiętasz co mówiłem? pokonaj strach- poszedłem przodem- no dawaj, będziesz szła przedemną, jakby co to cię złapię, nie bój się- zachęcałem, udało mi się ją jakoś nakłonić, może łatwe to nie było ale jak mi się już udało to nawet tak źle nie było, a kiedy poprosiła abym jej nie pomagał i nie podtrzymywał, byłem taki dumny i szczęśliwy zarazem
-Chyba wiem gdzie będę cię teraz zabierał- szturchnąłem ją
-Wiesz..nie jest tak źle, plus ten widok- zatrzymała się na chwilę patrząc z góry na Zatopię
-A na samym szczycie jest jeszcze lepszy

Jak już doszliśmy, pierwsze co to Prakereza podeszła od strony gdzie rozchodził się widok na całą Zatopię, był też widać pobliskie wysepki
-Tu jest...
-Pięknie?- dokończyłem za nią, spojrzała na mnie
-Tak..ten widok, powietrze i...cisza
-I można pobyć samemu
-Dokładnie- mówiła nadal rozglądając się po okolicy
-Pierwszy raz tu jesteś, prawda?
-Tak, nie za często wspinam się po górach
-A no to teraz będziemy codziennie tu przychodzić, co ty na to?
-W sumie to...
-Proszę
-No dobrze
-To jak?
-Ale z czym?
-Gotowa na naukę?
-Ale że walki?...
-Oczywiście, chodź nauczę cię jak się bronić
-Domino ale nie jestem pewna czy to...to dobry pomysł
-Bardzo dobry, w końcu jak komuś oddasz to nie zostaniesz całkowicie bezbronna w jego oczach, no dawaj, zaatakuj mnie
-Kiedy ja nie umiem
-To bardzo proste, tylko musisz w to włożyć całą swoją siłę
-Której nie mam...
-Każdy ją ma, mniejszą lub większą ale ma, no dawaj...uderz
-Ale Domino
-Dobra, załóżmy że chcę ci coś zrobić, wyobraź sobie na moim miejscu innego ogiera, podchodzę i chwytam cię za grzywę, co robisz?- spytałem robiąc tak jak powiedziałem, będąc oczywiście delikatnym.

                                                            Prakereza[zima999]^^Dokończ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz