Zapowiadał się spokojny dzień. Odpoczywałam, o dziwo zabrakło mi obowiązków i nie miałam co robić. Nic tak jakby się nie działo. A więc wylegiwałam się nad wodospadem, nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Inni mieli rodziny, znajomych, czy tam przyjaciół, a mnie wciąż dręczyła samotność, ale nie mogłam narzekać. To co przeżyłam z Zorro było sto razy gorsze niż to. Tu miałam dobrze. Westchnęłam lekko, czasami dziwie się samej sobie, kiedy jest spokój powinnam się cieszyć, a nie czekać aż coś się wydarzy. Jak już się wydarzy to i na to będę narzekać. Przewróciłam się na drugi bok, przymykając oczy, nie chciało mi się szczególnie spać, ale się nudziłam. Wpadłam na pomysł by się nieco potarzać, to dobrze mi zrobi. Nim zaczęłam usłyszałam z tyłu coraz wyraźniejszą rozmowę, ktoś się zbliżał.
- Spokojnie, znajdzie się...
- A jeśli nie? Może nie powinniśmy tu zostać, tylko sami szukać? Nie chcę by znów jej się coś stało...
Obejrzałam się do tyłu, w moim kierunku zmierzali przywódcy, Zima miała zapłakane i niewyspane oczy, zresztą nie wyglądała najlepiej, udawała że nic jej nie jest i choć wcześniej musiało jej to wychodzić, to teraz widać było po niej że jest chora.
- Lepiej abyśmy zostali tutaj.
- Ulrike? - przywódczyni dopiero teraz mnie zauważyła, podniosłam się z ziemi.
- Nie mam już więcej zajęć, więc odpoczywam. To chyba nie jest nic złego? - nie patrzyła na mnie zbyt przyjemnie, stąd to tłumaczenie się.
- Czemu nie szukasz razem z innymi Maji? - oburzyła się, niemal krzyknęła na mnie.
- Co? Nic o tym nie wiem - stłumiłam złość, komuś innemu już dawno bym odpyskowałam. Chciała mi robić wyrzuty, a nic nawet nie wspomniała o zaginięciu córki, bo to ja chyba...
- Powinnaś wiedzieć że nie ma jej od dłuższego czasu - zauważył Danny. Właśnie to miałam na myśli.
- Ja... Musiałam to przeoczyć... Nie ważne, pójdę jej szukać, jak reszta - odeszłam pospiesznie, zwykle takie rzeczy nie umykały mojej uwadze. Sama donosiłam Zimie, czy też obojgu przywódców, jak ktoś znikał ze stada, jak w przypadku Karyme, tyle że ona, z tego co wiem to sama odeszła. Może i lepiej...
A tak narzekałam na nudę, teraz czekało mnie coś czego nie lubiłam, wędrowanie po obcych terenach. Pewnie i tak nie uda mi się znaleźć Maji, mogła być dosłownie wszędzie, dziwne... Chyba nie zostawiłaby syna samego? Musiał ją ktoś porwać, a to zapowiadało kłopoty...
Od Rosity
Obudziłam się przed Pedro, chciałam trochę od niego odpocząć, tak więc wyszłam po cichu z jaskini. Na pewno by mnie nie odstąpił na krok, gdyby się obudził, chciał być blisko, a ja miałam akurat ochotę pospacerować w samotności. Wczoraj wyznałam mu to co mnie dręczyło, nie było mi z tym lekko i wciąż miałam wątpliwości czy dobrze zrobiłam. Byłam z lekka rozdarta, nigdy nie myślałam że się zakocham, pragnęłam wolności. Lecz teraz nie czułam się wolna...
Gdzieś w pobliżu łąki, zobaczyłam małą niebieską plamę na tle trawy. Pewnie Azura, podeszłam do niej.
- Co tu robisz? - spytałam.
- Nic, idź sobie! - odwróciła się tyłem do mnie.
- Powiedź, co się stało? - zapytałam znowu, czułam że za chwilę wybuchnie i wtedy prawdopodobnie wszystko mi zdradzi.
- Nic!
- Coś z Karyme?
- Karyme przecież nie ma! Odeszła sobie! I na dodatek wcale nie jest moją siostrą! Nienawidzę jej... - parsknęła, roniąc przy tym kilka łez.
- Nie mów tak...
- Kiedy ona mi nic nie powiedziała... Wszyscy mnie okłamują! Wszyscy! - podniosła się z ziemi.
- Gdzie poszła? - spytałam zaskoczona.
- Odeszła ze stada... Mówiła że kiedyś wróci, pewnie wcale nie wróci! - pochyliła nerwowo głowę, po chwili spojrzała na mnie ze smutkiem: - Tęsknie za nią...
Najpierw zniknęła Maja, teraz Karyme, zastanawiałam się kto jeszcze, musiałam którąś z nich znaleźć, najlepiej obie.
- Poszukamy jej - nie byłam pewna czy to dobry pomysł zabierać ze sobą Azurę, ale nie chciałam iść sama, za bardzo bym się bała, a też nie chciałam zwlekać, wszystko przez ten dziwny sen...
- Niech sobie nie myśli że mi zależy - mała odwróciła się znów obrażona.
- Chyba jednak ci zależy, prawda? - zbliżyłam się z boku.
- No dobrze, chodźmy... Ale... Zabierasz mnie ze sobą? - zdziwiła się.
- Tak... - nie wspomniałam jej że oprócz Karyme, będziemy też szukać mojej siostry.
Od Shanti
- Twoja córka nie ma chyba zamiaru wrócić - zauważyła Nirmeri. Snow też nie wracał, martwiłam się o nich.
- Ma trudny charakter... - przyznałam: - Czasami ciężko mi do niej dotrzeć.
- Zabawne, własne źrebie, a radzisz sobie z nim gorzej niż z obcymi - westchnęła.
- Czenzi... Zapomniałam o niej... - rozejrzałam się szybko, przez problemy ubzdurałam sobie że jest z nią Safira, ale Safira poszła gdzieś z Szafirem, więc Czenzi została sama i chyba właśnie mi uciekła. Wystraszyłam się nie na żarty.
- Iloma źrebakami się zajmujesz? - Nirmeri była najwyraźniej zaskoczona, nie miałam jednak czasu na dyskusje.
- Mam prośbę... Znalazłabyś ją, ona nie powinna być sama...
- Dlaczego?
- Później ci wyjaśnię, tylko bądź delikatna... - opisałam jej jeszcze wygląd klaczki, po czym poszła jej szukać, przytakując mi. Miałam się nią zająć, tylko że nie wyrabiałam, do tego brak nogi...
- Shanti, widziałaś gdzieś Rosite? - podszedł do mnie Szafir.
- Nie... - odwróciłam do niego głowę, wcześniej patrzyłam na znikającą za horyzontem Nirmeri: - Gdzie...
- Dlaczego jesteś sama? - przerwał mi.
- Nie ważne, nic mi się nie stanie, mógłbyś pomóc Nirmeri, nie mam pojęcia czy sobie poradzi... I...
- Ale w czym? - znów wszedł mi w słowo.
- W szukaniu Czenzi.
- Dobra.... Nie ważne, spieszę się... Z Damu jest źle i chyba... No wiesz, umiera... Chciała zobaczyć się z Rositą, ale jej nigdzie nie ma, nawet nie jest z Pedro, a to dziwne, on też jej szuka - powiedział szybko.
- Kim jest Damu?
- Ta mroczna klacz z tymi źrebakami... Muszę lecieć - odbiegł ode mnie. Na dość długo zostałam sama, obserwowałam stado i martwiłam się o córkę, o Czenzi i Snow'a, do tego jeszcze Karyme, żałowałam że ją puściłam, co się z nią teraz działo? Żeby tylko nie zrobiła sobie krzywdy...
Od Azury
Zbliżałyśmy się do granic, wahałam się nieco czy iść, a co z mamą? E tam, poradzi sobie, to będzie kara za to że mnie okłamała. Zresztą ona wcale mnie nie potrzebuje, wszyscy jej wokół pomagają, a ja... Woli ode mnie Saf, albo teraz tą Czenzi. Parsknęłam, Rosita obejrzała się za mną, a no tak zostałam z tyłu. Przyspieszyłam szybko, by dorównać jej kroku. Czas szybko mijał, mimo że specjalnie dużo nie mówiłyśmy, a po Karyme ani śladu. Jak już zapadał zmrok, Rosita zatrzymała się obok jakieś jamy w lesie, chciałam iść dalej, ale po paru krokach zrezygnowałam.
- Przenocujemy tutaj - oznajmiła, chyba czekała aż wejdę do środka, bo wtedy sama dopiero weszła. Położyłam się przy ścianie, strasznie tu było wilgotno. Rosita ułożyła się w moim pobliżu.
- Nie będziemy się rozdzielać, dobrze? Samej mogłoby ci się coś stać - odezwała się do mnie.
- Wiem wiem - postanowiłam zasnąć, co takim łatwym nie było. To już nie był bezpieczny dom i jakoś tu było strasznie. Gdzieś głęboko w ciemnościach kapała woda i dochodził dziwny świst powietrza. Po jakimś czasie też inne dźwięki.
- Co to? - spytałam nagle, wystraszona.
- Najpewniej wiatr...
- Chodźmy sprawdzić - podeszłam do niej. Podniosła się z ziemi i poszłyśmy, trzymałam się z tyłu. Na końcu tej dosyć obszernej jamy było mnóstwo małych otworów, o różnych kształtach, to przez nie dźwięk wiatru się zmieniał. Ale na zewnątrz właśnie przez te otwory było widać coś jeszcze, Rosita już zawróciła, oglądając się za mną, pewnie nie widziała tyle co ja w ciemnościach. Tam był jakiś koń, przebiegł obok drzew, może Karyme? Wybiegłam na zewnątrz, byłam pewna że to Karyme.
- Karyme! - zawołałam, a w moją stronę zaczął biec jakiś ogier. Rosita złapała mnie za grzywę, wciągając do jamy i zablokowała wyjście roślinami.
- Co...
- Ciii... Bądź cicho... - szepnęła, przesuwając mnie do siebie. Ten ktoś zaczął się do nas przedzierać. Rosita wywołała kolejne rośliny, splatające tamte, które zdołał już zniszczyć. Poprowadziła mnie w głąb jamy. Szukała spanikowana jakiegoś wyjścia, słyszałam stukoty kopyt. Obcy się do nas zbliżał.
- Nie podchodź! - osłoniła mnie, widziałam jak nogi jej drżały.
- Co tutaj robicie? Zupełnie same? - uśmiechnął się dziwnie.
- Zostaw nas w spokoju - cofnęła się, a ja musiałam razem z nią.
- Nie bój się, nic wam nie zrobię - podszedł do nas, Rosita wycofała się ze mną aż do ściany, musiałam odskoczyć, by mnie nie przygniotła.
- Idź sobie! - krzyknęłam na niego: - Nie słyszałeś?! - podeszłam, zupełnie się nie bałam, bo niby czego?
- Ależ pyskata... Co tu robicie? Spytam raz i chcę odpowiedzi.
- Szukamy Karyme - odpowiedziałam mu.
- Nie znam takiej mała.
- Nie jestem mała! - wrzasnęłam, jak ja nienawidzę jak mnie tak nazywają. Zaczął się śmiać, a ja tupnęłam kopytami, parskając przy tym.
- Urocza jak się denerwuje, prawda? - zwrócił się do Rosity, robiąc kolejny krok w jej stronę.
- Czego chcesz?
- Przejdę do sedna, jesteście na moim terytorium i zastanawiam się co tu robicie - zerknął na mnie: - Mam też ochotę, na małe co nieco... - dotknął ją, a ona kopnęła go momentalnie.
- Spokojnie, nie jestem potworem - w końcu sam się odsunął: - Możecie sobie zostać, ale nie zbliżajcie się do stada - następne co powiedział to szeptem: - Tak na prawdę nie jest moje... - i wyszedł.
- Idziemy stąd, szybko - złapała mnie za grzywę, wybiegłyśmy z jamy, prawie zaraz za tamtym ogierem.
- Ale.. Ale dlaczego? - próbowałam się wyszarpać, trudno mi było za nią nadążyć.
Od Rosity
Poznałam go, on był jednym z ogierów, należącym do stada Bilberry'ego. Nie mogłam tu być chwili dłużej, panika wzięła górę i już nawet nie wiedziałam dokąd uciekam.
- Rosita stój! - krzyknęła Azura, chyba zbyt szybko biegłam i nie powinnam jej tak szarpać za sobą. Nim się opanowałam, siostra Karyme sama mi się wyrwała i zgubiłam ją po drodze. Wszędzie było ciemno, nie mogłam jej dostrzec. Strach podpowiadał mi by uciekać i ledwo co nad nim panowałam.
- Azura! - zawołałam szeptem: - Wracaj... - rozejrzałam się, gdy nagle poczułam kogoś dotyk na grzbiecie, obejrzałam się gwałtownie, niemal dostałam zawału.
- Spokojnie... - o dziwo to była Ignis, jej oczy świeciły w ciemnościach. Przez jej obecność uspokoiłam się na siłę, Azura już dość widziała jak panikuje.
- Azura! - zawołałam, prawie normalnie, jednak głos nieco mi się ściszył.
- Nie radziłabym... Tu wszędzie roi się od koni z wrogiego stada.
- Muszę ją znaleźć...
- Trzeba było jej nie zabierać i w ogóle nie oddalać się od stada, twój błąd.
- Przestań, pomóż mi jej szukać.
- Sama jej szukaj, ty ją zgubiłaś. A ja tu zaczekam.
Zapadło milczenie, nie mogłam się ruszyć z miejsca, wciąż miałam przed oczami ten koszmar.
- No dalej, boisz się? - przerwała ciszę Ignis: - A, już rozumiem... Bilberry się zabawił twoim kosztem...
- Nie... - starałam się zaprzeczyć.
- Nie udawaj. Miałaś dużo szczęścia, zwykle klacze z którymi się zabawia nie wychodzą z tego cało, albo umierają z powodu obrażeń, albo zostają kalekami do końca życia... On lubi zadawać przy tym ból...
Zadrżałam cała, nie umiałam się opanować, nawet oddychałam szybciej i czułam jak wali mi serce, po woli zalewał mnie pot, a ona jeszcze chodziła na około mnie.
- Zawsze coś uszkodzi, nie jestem pewna czy będziesz mogła mieć źrebaki...
- Przestań... Proszę... - skuliłam mocno uszy. Miałam już mokre oczy od łez.
- Strach... On uwielbia kiedy jego ofiary się boją, żadna mu się jeszcze nie przeciwstawiła... Weź się w garść, chcesz być słaba? - zmierzyła mnie wzrokiem. Cofnęłam się do tyłu, po chwili oglądając się przestraszona, miałam wrażenie jakby on miał się pojawić, tak jak w moich koszmarach, ale to nie był sen...
- Wiem jaki to ból, to poniżające, najgorsze co może stracić klacz, próbujesz to ukryć, a i tak masz wrażenie że wszyscy wiedzą... - zaśmiała się nerwowo, spoglądając na mnie: - Długo zawdzięczałam najgorszemu to co najlepsze... - zbliżyła się do mnie.
- On też...
- To było dawno temu, go jeszcze nie było na świecie, tylko... - przerwała, a ja byłam zbyt wstrząśnięta żeby teraz myśleć, więc początkowo nie zwróciłam uwagi na sens jej słów.
- Będziesz mi winna drugą przysługę, uciekaj sama przyprowadzę tą małą - zawróciła, nie oglądając się, pobiegłam dalej, w strachu pędząc obok lasu, nie miałam odwagi by w niego wbiec, tam mogliby mnie złapać...
Ciąg dalszy nastąpi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz