Menu

niedziela, 14 sierpnia 2016

Pierwsza miłość cz.5- Od Domino/Prakerezy

Wróciłem z powrotem niosąc w pysku zioła i opatrunki, zerwałem też kilka gałązek z owocami dla Łzy, ale jak doszedłem na miejsce, nie było jej ale aż mi z pyska to wszystko wypadło jak zobaczyłem tą małą, parszywą Dolly
-Co jej zrobiłaś?!- ruszyłem w jej stronę, zatrzymując się dosłownie kilka centymetrów od niej, kiedy nie odpowiedziała a jedynie się głupio zaśmiała, złapałem ją za grzywę podnosząc do góry, rzuciłem ją po tym na ziemię, odsuwając się
-Ty...Kiedyś się mała gówniaro doigrasz- wziąłem wilczycę na grzbiet
-Oj poczekam na ten zaszczyt olbrzymku- zawołała ze śmiechem kiedy odchodziłem, zawróciłem po kilku minutach
-Mów gdzie żeś ją zostawiła
-A co? wyciągnięsz to ze mnie? hmyyy?
-Bo cię zatargam ze sobą
-A no proszę cię bardzo- cofnąłem wściekły uszy do tyłu, do niej mówiło się jak do skały
-A z resztą, sam ją poszukam- parsknąłem
-Powodzenia, może jeszcze żyje twoja ukochana
Przestraszyła mnie swoimi słowami, jak znów jej durny pomysł przyszedł do głowy to...zacząłem przyśpieszać wołając Prakereze, przebiegłem już cały las a po niej nie było śladu, zatrzymałem sie w końcu zasłuchując, może mnie woła? a ja nie słyszę?
Nic nie usłyszałem ale za to wyczułem, i to doskonale zapach drapieżników, a raczej drapieżnika, czy to...niedźwiedź? ale tu? ostatni raz widziałem niedźwiedzia kiedy to tu wędrowałem. Poszedłem za jego wonią, prowadziły w stronę wulkanów i tutaj też dopiero usłyszałem, słabo ale usłyszałem, krzyki Prakerezy i ryk drapieżnika, położyłem wilczycę w bezpiecznym miejscu a sam ruszyłem w stronę niedźwiedzia, zdąrzył już złapać Prakereze paazurami za zad. Podbiegłem od boku, odpychając go z całej siły, udało mi się go odrzucić.
-Już spokojnie- pochyliłem się nad nią, nad całą zapłakaną Prakerezą. Ruszyłem znów na niedźwiedzia, który stanął na tylnych łapach i próbował sięgnąć mnie swoją łapą z ostrymi jak brzytwa pazurami, udało mi się wyczuć moment i go kopnąć i przewrócić, zaatakowałem go, kopiąc i gryząc za każdym razem gdy chciał się bronić, w końcu wstał i zaczął uciekać, pognąłem jeszcze za nim podgryzając, kiedy upewniłem się że już uciekł, wróciłem po wilczycę i szybko podszedłem do Łzy.
-Do czego ona znowu cię zmusiła?
-Kazała...kazała ze sobą grać- wypłakała
-Rzucałyście się gorącymi skałami- spojrzałem na jej nogi
-Kazała do siebie kopać...aż w końcu...w końcu upadłam...tak bardzo piecze
-Trzeba to schłodzić...uważaj, wezmę cię na grzbiet- przesunąłem wilczycę tak aby Łza się zmieściła, i kiedy już wylądowała na moim grzbiecie, ruszyłem nad wodospad, bliżej by mi było do jeziora ale ta z wodospadu była czystsza i chłodniejsza, bo spływała z samych gór.
-Boli bardzo?- spytałem odwracając łeb
-Już się przyzwyczaiłam do bólu..
-Nie kłam...boli?
-Yhym- przytaknęła lekko, zebrałem w takim bądź razie po drodze zioła i kilka liści i mocnych pnączy.


Położyłem ją i Irę przy brzegu, pchnąłem lekko Łzę tak, że zsunęła się trochę bardziej do brzegu, obrze że tutaj podłoże jest bardziej kamieniste a nie tylko piaszczyste.
-Lepiej nieco, co nie?
-Trochę- uśmiechnęła się lekko, i jakby na siłę
-Dobrze że już zaczęła się zima, będzie lepiej je schładzać...i dobrze że nie są aż takie poważne te popażenia, kilka dni i zacznie się ładnie goić i przestanie boleć
-I kolejne blizny...
-Oj skarbie...
-Co?..
-Znaczy..
-Powiedziałeś do mnie...
-Wiem, przepraszam, nie powiniem...przecież my...nawet przyjaciółmi nie jesteśmy- położyłem uszy po sobie, zrobiło mi się też przykro bo faktycznie...nawet przyjaciółmi nie jesteśmy, a koleżeństwiem..dobrym koleżeństwem...pomimo że wyznałem jej miłość
-Domino
-Daj..trzeba to opatrzyć- widziałem zmieszanie na pysku Łzy, położyła uszy po sobie a wzrok skierowała w inną stronę, nawet na mnie na patrząc, unikała mojego wzroku.

-Gotowe- powiedziałem, westchnąłem lekko patrząc w ziemię, co ja miałem jeszcze zrobić? nie ufa mi, i...to się chyba nie zmieni, pogodziłbym się z tym gdyby nie to że mi na niej cholernie zależy i nie potrafię z niej ani zrezygnować, ani pozwolić aby ktoś bezkarnie ją krzywdził.
-Łza..chciałabyś porozmawiać?
-Łza?- szturchnąłem ją lekko kiedy nie opdowiadała
-Zaniesiesz mnie do stada? i Irę?
-Tak...pewnie- odpowiedziałem zawiedziony, wziąłem je obie na grzbiet i zaniosłem do jaskini, duża część stada jeszcze spała.

Położyłem Prakerezę i jej przyjaciółkę, zostawiłem też kilka ziół które zabrałem po drodze i trochę trawy, gdyby Łza miała problem ze wstaniem a byłaby głodna.
-To...ja będę niedaleko, jakby co..to wiesz, zawołaj
-Domino poczekaj- powiedziała kiedy już byłem kilka kroków dalej, odwróciłem się
-Coś potrzebujesz jeszcze?- spytałem z troską
-Nie ale...może chciałbyś...położyć się z nami?
-Ty...na prawdę?
-Tak...nie chcę zostawać sama
-Pewnie, mogłaś odrazu mówić- nie ukrywam że się uceszyłem, mogłem się położył i to nawet obok niej, nie jakoś strasznie blisko, ale mogłem, pozwoliła mi przy sobie spać, w środku to cieszyłem się jak źrebak.
Łza szybko usnęła, nic dziwnego, tą noc źle przespała, do tego ten cały incydent z Dolly jeszcze bardziej ją zmęczył.
Patrzyłem jak śpi, marząc przy tym, jak to jesteśmy razem, jej szczęście...uśmiech, źrebaki...rodzinę którą z nią tworzę, ale to wszystko mijało kiedy uświadamiałem sobie że tak szybko nie zyskam sobie u niej zaufania, ale to teraz to już jest duży plus, ale to może dlatego że faktycznie lepiej się czuje wiedząc że ktoś obok czuwa...


                                                                                   ***


Obudziłem się dopiero jakoś pod wieczór, stado się zbierało do jaskini. Przeciągnąłem się patrząc za siebie, tam gdzie leżała Łza i jej przyjaciółka, ale teraz leżała tylko Ira, wstałem szybko zatrzymując pierwszego lepszego konia ze stada, podajże Gizę.
-Widziałeś Prakerezę?
-Tą kalekę?
-Z łaski swojej nie mów tak o niej- cofnąłem uszy i posłałem jej ostrzegawcze spojrzenie
-No dobra..
-To widziałaś?
-No wyszła jakoś po południu z jaskini
-Była z kimś czy sama?
-Była z Dolly i był z nimi jeszcze jakiś ogier...chyba nawet kiedyś go tutaj widziałam
-Doprawdy? kim on jest?
-Nie wiem, nie żyję jej życiem, nie wnikałam, mówię tylko że go tu kiedyś widziałam
-Dobra, wiesz gdzie poszli?
-Do lasu
-Dobra dzięki...i jeszcze jedna prośba
-No słucham
-Możesz zerkać na tą wilczycę? i powiedzieć też innym o niej? najlepiej przywódcą a jak sie obudzi to niech jej ktos powie że my niedługo wrócimy
-Do dobra, nie ma sprawy
-Dzieki wielkie- wybiegłem z jaskini, miałem już najgorsze myśli, ale jeśli ten ogier ją skrzywdzi to popamięta mnie do końca życia.
-Łza!- krzyknąłem na cały las, i tak kilka razy ale odpowiedziała mi cisza, a jeśli już ich w tym lesie nie ma a są gdzie indziej? chyba sobie tego nie wybaczę. Kopnąłem ze złości i z bezsilności w drzewo, aż kora z niego odpadła i zrobiło się wgniecenie.
Poszedłem dalej jej szukać, tym razem szedłem spokojnie aby niczego nie przeoczyć a i wszystko usłyszeć. Poczułem naglę ból, silny ból głowy i zakręciło mi się w głowie, upadłem i zobaczyłem niewyraźną sylwetkę kogoś kto stał nademną, po chwili straciłem przytomność.

                                                                  Prakereza [zima999]^^Dokończ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz