-Nie zbliżaj się do mnie- ostrzegłem ją patrząc na nią agresywnym wzrokiem
-Oj nie wygłupiaj się skarbie- podniosła się podchodząc do mnie
-Nie podchodź bo tego pożałujesz!- wrzasnąłem odpychając ja z całej siły skrzydłami, uderzyła aż z całej siły a ścianę, wiedziałem że to nie Malaika...ten amulet, pytała czy był biały a jeśli...nie...o nie, nie, nie ja jej nie pozwolę zabrać Malaiki na dobre. Kiedy Malaika zbierała się z ziemi chwiejąc się nieco na nogach ,podszedłem do niej podnosząc ją niezbyt delikatnie za grzywę.
-Tak też mi się podoba- powiedziała słodko dotykając mnie skrzydłami, aż mnie mdliło bo aż zbytnio mi to przypominało Madri, kiedy to...a nie ważne, aż mi dreszcz po grzbiecie przechodzi jak sobie o tym przypominam, co mnie wtedy podkusiło? Może to że da mi w końcu wrócić do Malaiki...
-Nie zabierzesz mi Malaiki- spojrzałem jej prosto w oczy
-Ale przecież to ja, twoja słodka Malaiki- zachichotała- nie mów że się nie skusisz- musnęła mnie swoim skrzydłem po brzuchu a później po zadzie, uderzyłem tylko nerwowo tylnym kopytem o ziemię
-Możemy się starać nadal
-A z resztą- puściłem ją i popchnąłem znowu na ścianę, a sam skierowałem się w stronę jaskini
-Chyba nie zamierzasz mnie zostawiać?
-Bingo, zamierzam- parsknąłem
-Zdradzasz mnie?!
-Nawet razem nie jesteśmy idiotko- odwróciłem się wściekły, dawno się tak nie czułem a miałem przeczucie że chwila moment i znowu kontrolę stracę
-Jak możesz tak mówić?!
-Normalnie! nie jesteśmy, nie byliśmy i nigdy nie będziemy razem! a na pewno nie z tobą, Madri!
-Jestem Malaika, nie Madri!
-Ciało masz Malaiki, ale nią nie jesteś!- oboje nie odrywaliśmy od siebie wzroku, teraz w jej oczach widziałem co innego, nie ten romantyczny wzrok, a wściekłe spojrzenie którym jakby mogła, to by zabiła
-Jeśli myślisz że możesz sobie tak odejść..
-Ta?...ciekawe co mi zrobisz?- zbliżyłem się o dwa kroki, zamilkła jedynie na mnie patrząc tym swoim wściekłym wzrokiem
-Co? brak pomysłów? a no tak zapomniałem, nie masz już tej swojej mocy!- popchnąłem ją, ale nawet niezareagowała, nadal tylko patrzyła
-No odezwij się!- już nie wytrzymałem, zapomniałem nawet o tym że to przecież Malaika, uderzyłem ją skrzydłem w pysk, aż jej krew pociekła.
-Ty....jeszcze tego pożałujesz- wstała wychodząc, przepchnęła się przy tym specjalnie rozkładając skrzydła i uderzając nimi o mnie.
Przez resztę dnia chodziłem i rozmyślałem co mam zrobić, a jeśli jest już za późno i...i moja Malaika nie wróci? To ja już wolę być sam do końca życia...
Przechadzając się tak po stadzie, natknąłem się przez przypadek na Isanta z rodziną, na początku go nawet nie zauważyłem przez co na niego wpadłem
-Ej uważaj jak... Cimeries- zauważył
-Wybacz, zamyśliłem się- poprawiłem skrzydła którymi go uderzyłem
-Ej stary..coś nie tak?- podszedł
-W sumie..- spojrzałem na jeo partnerkę ze źrebakami- lepiej abyśmy porozmawiali o tym sami
-A o co chodzi?
-O twoją matkę- szepnąłem
-Ma...przecież to...
-Niemożliwe, a jednak...to jak?- Isant odwrócił się patrząc na swoją rodzinę
-Niedługo wrócę kochanie
-Dobrze- uśmiechnęła się, powiedziała coś do źrebaków i wszyscy gdzieś poszli, zostałem tylko ja i Isant
-Chodźmy na ubocze- powiedziałem, odeszliśmy spory kawałek od stada
-O co chodzi z moją matką?
-Ona wróciła
-Że co? jak? przecież ją zabiłem...
-Jest w ciele Malaiki, pewnego dnia naglę na jej szyji zjawił się amulet i odzyskała skrzydła, tylko że one nie były jej, różniły się nieco i te oczy, oczy Madri, już wtedy miałem podejżenia bo zaczęła się dziwnie zachowywać, zalecała się do mnie, jak to twoja matka, identycznie, ten sam wzrok, słodkie słówka, sposób poruszania się wszystko...a wczoraj...wczoraj to już przeszło wszelkie pojęcie, chciałem jej to zedrzeć, wpadła w jakiś szał, ścigałem ją e powietrzu kiedy naglę zderzyła się z górami, długo się jeszcze szamotała, co chyba widać- kontem oka zerknąłem na swój kark gdzie widniał ślad po jej ugryzieniu- zerwałem jej amulet ale był on...no już biały, straciła przytomność a dzisiaj obudziła się będąc już Madri, to już nawet nie jest Malaika, to tylko jej ciało...to Madri
-Mogłem to przewidzieć...przecież ona była..jest nieprzewidywalna, i mogłem przewidzieć to że będzie chciała się mścić po śmierci
-Ej...a jak ona chcę się...
-Dalia..- Isant naglę zerwał się od biegu, ruszyłem zaraz za nim. Biegliśmy w stronę wodospadu, to stamtąd dobiegały krzyki.
-Zostaw ją!- Isant skoczył w stronę Malaiki która topiła właśnie jedno ze źrebiąt, Dalia leżała na ziemi krwawiąc w głowy, tylko ten mały mroczny ogierek próbował pomóc tej klaczce, ale jemu samemu się oberwało.
-Odejdź ty bękarcie!- kopnęła go po czym uderzyła skrzydłem
-Mogłem się domyślić że zechcesz wrócić!- oddał jej uderzając w przednie nogi, tak że wylądowała pyskiem w wodzie. Wkroczyłem też i ja, złapałem Malaike za skrzydła uniemożliwiając jej poruszenie się
-Oboje jesteście w zmowie, jak mogłeś mi to zrobić?!- spojrzała na mnie
-A ty to lepsza niby?!- pociągnąłem ją jeszcze mocniej za skrzydła
-Amir wszystko ok?- spytał Isant
-Tak
-Zabierz stąd siostry i zobacz co z mamą
-Dobrze- mały wybiegł z wody podbiegając do Dalii, akurat się ocknęła
-Wszystko w porządku kochanie?
-Tak, tylko trochę mnie głowa boli...
-Przyjdę do ciebie jak tylko to załatwię, dobrze misiu? Dasz sobie radę?
-Pewnie, chodźcie maluchy- podniosła się biorąc na grzbiet małą Kaję, zabrała ze sobą całą trójkę, poczekaliśmy chwilę aż znikną nam z horyzontu.
-Wiesz jak to cofnąć?- spytałem
-Nie do końca...moglibyśmy z jednym zaryzykować...
-To znaczy?
-Pozbyć się skrzydeł, to przez nie to wszystko
-Co?! nawet się do mnie do zbliżajcie!! nie ważcie się!!- Malaika, a raczej Madri, zaczęła się rzucać, próbowała nawet nas gryźć i kopać, krzyczała też w niebogłosy, najgorzej jak ktoś ze stada przyleci bo pomyśli że coś jej jeszcze robimy...
-Zamknij w końcu ten pysk!- wbiłem jej łeb w wodę, już nie wytrzymałem a szczególnie nie mogłem słuchać tych jej wrzasków, i chyba trochę przesadziłem bo aż przytomność straciła
-Może to i lepiej, będzie szybko i po bólu- wyciągnęliśmy ją na brzeg- zrobisz to?- spytał mnie Isant
-Jak to ma mi zwrócić Malaike...to tak- wziąłem ją na grzbiet, wiedziałem że gdzieś tam jest moja Malaika, musi być, zniknąć nie mogła...
Zaszliśmy w głąb gór, tu gdzie na pewno sami będziemy.
-Połóż ją może tutaj, a tym głazie
-Oby to się udało...
-Innego pomysłu nie mam, a sam mówiłeś że od skrzydeł się zaczęło
-No tak...
-Więc pozbycie się skrzydeł powinno naprawić sytuację..gorzej jak moja matka w inny sposób zechcę się zemścić
-Mówisz o duchu?
-Dokładnie...
-Trudno, najwyżej...z tym będzie łatwiej walczyć
-Ehhh no dobra...to jak? gotowy?
-Yhym...- przemieniłem się do połowy, szczerze mówiąc...wachałem się, nie wiedziałem czy to coś da, a jeśli nawet Malaika wróci to czy...nie pozbawię ją całkiem skrzydeł...a może wrócą i będzie miała obydwa? Albo chociaż tak jak było, mam tylko nadzieję że nie będzie mi miała tego za złe, grunt by wróciła.
Zamachnąłem się jednym ze swoich skrzydeł i jednym uderzeniem oddzieliłem skrzydła od tułowia Malaiki, cała aż się spięła mimo że spała, praktycznie zesztywniała, jakby nie żyła od kilku dobrych dni, skrzydła za to zaczęły zmieniać swoją barwę, robiły się coraz ciemniejsze aż w końcu zgniły zamieniając się w proch, nawet nie krwawiła, delikatnie tylko kapała krew.
-Też to czujesz?- spytał Isant
-Że co?
-Ale nie zapach, skup się- zamilkliśmy, zerwał się wiatr było też słychać jakby krzyk..krzyk Madri i jakby się odgrażała? nie zrozumiałem praktycznie nic, jedynie po tonie głosu można było stwierdzić że była wściekła.
-Isant uważaj!- odciągnąłem go w bok, w tym momencie też jakby znikąd spadł głaz
-To jeszcze nie koniec, popamiętacie mnie do końca życia...a ty Cimeries, zapomniałam ci powiedzieć skarbie że zaszłam w ciążę przed śmiercią, szybciutko co nie? szkoda że nie zdążyło się urodzić, ale nie martw się...jeszcze zdążysz je zobaczyć- zaśmiała się, i wszystko naglę umilkło, zrobiło się aż za cicho, co nie ukrywam trochę mnie zaniepokoiło.
-Cimeries...
-Co?
-Ona nie oddycha
-Co?!- podbiegłem do Malaiki, zaczęła się robić zimna, co dziwne bo przecież za szybko...
-Ona duchem już nie żyła od kilku dni...
-Nie..nie mów tak nawet
-Przykro mi...
-Przecież..czasami było dobrze, to była ona...jak?
-Nie była..umarła kiedy dostała amulet, w jej ciele żyła już Madri
-Zostaw nas...
-Ale...
-Zostaw!..proszę- wtuliłem w nią łeb, chciało mi się płakać
-Przykro mi, na prawdę- odchodząc położył jeszcze na mnie kopyto, czekałem tylko aż zniknie w pola widzenia, kiedy już go nie widziałem, uległem emocją, płakałem wtulony w jej sierść, otuliłem też ją skrzydłem mając durną nadzieję że ją ogrzeję, że jej pomogę, ale...ale co ja mogłem? nic...nic nie mogłem, odebrała mi ją...
-Pożałujesz tego! pożałujesz!- wrzasnąłem na całe góry, miałem ochotę wyżyć się na wszystkim i na wszystkich, czułem taki gniew ale rozpacz...
Zapadała już noc, a ja nadal tu z nią leżałem, zabiłem w trakcie kilka pum które się tutaj zleciały, wyżywajac się na nich, zacząłem też siebie o wszystko obwiniać, płakałem też już jak małe źrebię, sierść Malaiki też już była cała od nich mokra...
Kiedy się nieco uspokoiłem w nerwach, położyłem się na nowo obok niej, nadal roniąc łzy i tuląc ją do siebie, przypominałem sobie w trakcie te wszystkie wspólne chwile, kiedy to pierwszy raz się poznaliśmy...jak chciała mi pomóc...to wszystko przezemnie, zawsze miałem pecha i wpadałem w kłopoty a teraz i ją w to wplątałem i co? i umarła...Zastanawioło mnie też jedno, słowa Madri..że zdążę jeszcze zobaczyć źrebaka, o co jej chodziło? nie wiem...
Malaika[zima999]^^Dokończ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz