Menu

wtorek, 16 sierpnia 2016

Drugie ja cz.20 - Od Malaiki/Cimeries'a

Obudziłam się tak jakby z bardzo długiego i dziwnego snu, nie mogłam sobie przypomnieć co się wydarzyło, jedyne wspomnienia jakie mi wracały to te, jak dostałam ten amulet od tego ogiera... I nic... Nie otworzyłam oczu, nie mogłam, tak samo nie dałam rady nawet drgnąć, czułam tylko przeszywające zimno i jakąś siłę, przez którą nie mogłam się uwolnić. Byłam uwięziona, a gdzieś po za tym więzieniem słyszałam niewyraźne głosy, najgorsze że te głosy należały do zmarłych koni, w tym do mojego taty. Czy ja umarłam? Ale byłam tutaj, właściwie nie wiedziałam gdzie, we własnym ciele? Na to wyglądało... I ono chyba umarło przede mną, bo nic nie czułam, tylko to zimno, strach i dezorientacje. Nie mogłam się odezwać, zupełnie nic nie mogłam zrobić. Cimeries... Tak bardzo chciałam go zobaczyć, chociaż ostatni raz....
Miałam wrażenie że czas w ogóle nie płynie, czekałam aż coś się stanie, bardzo długo, tak przynajmniej sądziłam. W końcu, z bardzo daleka usłyszałam słodki głos, ale nie taki jak Madri ten był łagodny i wręcz przesycony dobrem. Nie mogłam tylko poznać czy należał do niego czy jej.
- Chciałabyś spytać kim jestem, prawda? Na razie tego nie wiem... Ale moją mamą miała być ta twoja, a tatą Cimeries...
Gdybym mogła się teraz odezwać, ale nie było to możliwe musiałam czekać w ciszy, aż ponownie usłyszę ten głos. Zamiast tego słyszałam odgłos cichego płaczu, jakby źrebaka. Spodziewałam się już wszystkiego, przestałam się niepokoić, byłam gotowa... Ale na co?
- Nie chcę tego... Mama mi nie pozwala, pragnie moich narodzin... To boli... Nie chcę się mścić... - w tym momencie usłyszałam jej/jego krzyk, ten jęk sprawiał że poczułam ból. I jeszcze ten śmiech, on należał do mojej matki. "Przestań!" krzyknęłabym, ale te słowa zostały tylko moimi myślami. Ból był coraz silniejszy, czułam go na równi z tą istotą. Nagle otworzyły mi się oczy, same od siebie, teraz już widziałam przy sobie Cimeries'a i to że opłakiwał moją śmierć. Gdyby tak spojrzał na mój pysk, chciałam dać mu jakoś znać że żyje... A przynajmniej że jestem tutaj... Za nim, kilka kroków dalej, widziałam ducha, zamazanego źrebaka, a wokół niego Madri, starało się uciec, wiedziałam że ten głos należał do niego. Cimeries musiał nie wiedzieć co się dzieje, nie reagował. Ja słyszałam te jęki i czułam ten ból. Co moja matka mu robiła? Czym była ta czarna smuga, powstająca w ślad za nią i zacieśniająca się na widmie źrebaka. Madri odwróciła się nagle w moją stronę, z wrednym uśmiechem na pysku.
- Ty je urodzisz... - kiedy to powiedziała źrebak zniknął, zmuszony, wszedł we mnie, co spowodowało nagłe drgnięcie mojego ciała. Ból mnie sparaliżował, wrócił oddech i kontakt z ciałem, chyba... Chyba znów żyłam... Dusiłam się długo, chwilami łapiąc oddech, a chwilami go tracąc. Kiedy go łapałam słyszałam głos Cimeries'a, a kiedy traciłam widziałam Madri. Próbowałam zrozumieć jej wypowiedź, zapamiętać... Straciłam przytomność.
- Malaika! - zdążył jeszcze krzyknąć Cimeries, szarpiąc mnie przy tym.

Ocknęłam się, czując że jestem... W ciąży? Cimeries stał nade mną, a ja wpatrywałam się w niego. Oboje milczeliśmy.
- Malaika? To ty? - spytał.
- Ja... Ja umarłam? - wymajaczyłam, przerażało mnie to wszystko, co to było? Co się stało? Ta ciąża... Jak?
Cimeries chciał się do mnie przytulić, ale odepchnęłam go skrzydłem, przypomniałam sobie o czymś, o czym natychmiast musiałam mu powiedzieć.
- Madri... Ona rzuciła zaklęcie, ten amulet on...
- Wiem... Jak się czujesz?
- Nie najlepiej, bo... - zerknęłam na swój brzuch, trochę bezsensu, bo teraz na pewno nic nie będzie o tym świadczyło, że jestem w ciąży... Nadal nie umiałam tego pojąć...
- Ona... Chcę żebym urodziła jej źrebaka... Zmusiła je by we mnie weszło... Nie wiem jak, ale... Ale jestem w ciąży... Z jej i twoim źrebakiem - przykryłam skrzydłem brzuch, zakuło mnie mocno. Miałam tylko to jedno skrzydło, jak przedtem, wróciłam do stanu, z przed założenia naszyjnika z amuletem.
- Ono będzie złe... To nie jego wina, ale Madri... Rzuciła na nie klątwę... Widziałam jak cierpiało i dopiero jej słowa... Zrozumiałam co się dzieje - starałam się mówić szybko, ból się nasilał przez co było mi trudno: - Musisz mnie zabić... - przymknęłam oczy: - Ono chce się uwolnić od tego zła, nie mogę go urodzić... Będzie cierpiało... - odsłoniłam brzuch. Cimeries nie mógł zabić tylko źrebaka, Madri połączyła nas jakąś niewidzialną siłą, dzięki temu małemu żyłam i jeśli mu się coś stanie, to i mi. Czułam ból tak jak ono i niepokój. Byłam jednak gotowa poświęcić się dla nienarodzonej siostry czy brata. Po porodzie ta więź zostałaby zerwana, ale nie umiałabym wtedy patrzeć na jego/jej śmierć i byłoby już za późno, aby ono uwolniło się od zła, które wszczepiła mu matka...


Cimeries (loveklaudia) dokończ


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz