- Zalecałaś się do mnie... Niczym twoja matka - powiedział półszeptem, chyba na wypadek gdyby ktoś nas podsłuchiwał. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom.
- Co ty mówisz? Ja... - tak jak Cimeries mówiłam półgłosem, jeszcze zerkając do tyłu. Czułam się znów nieswojo, na dodatek uśmiechałam się nerwowo, przydeptując trawę, nigdy wcześniej nie stresowałam się w ten sposób. Spojrzałam na chwilę na ziemie zamyślona, własne myśli plątały mi się w głowię, jakby część z nich nie należała do mnie.
- Mówiłaś że chcesz mieć źrebaki i... Nie ważne, ale jetem pewien że to przez ten amulet, wczoraj... Nie byłaś sobą.
- Nie! Nie zwalaj winy na amulet - zdenerwowałam się nagle, kładąc uszy po sobie: - Wybacz... Ale to na pewno nie przez niego... - zakryłam go lewym skrzydłem.
- Nawet nie wiesz jak bardzo przypominałaś Madri... Musisz go zdjąć...
- Nie... Nie zrobisz tego - rozłożyłam skrzydła gdy się do mnie zbliżył.
- Proszę cię Malaika, nie chciałbym cię stracić...
- Niby jak... Nic mi nie jest, to wczoraj... Pewnie mnie poniosło, bo... - teraz chciałam mu wyznać że go kocham, może już to zrobiłam wczoraj? Co ja wtedy wyprawiałam? Nie miałam pojęcia, a i teraz ciężko było mi powiedzieć co czuję. Wtem poczułam nagłą odwagę i jeszcze coś, czego nie umiałam określić, ale miałam ochotę zbliżyć się do niego bardziej niż kiedykolwiek i choć to pohamowywałam, to z każdą chwilą coraz słabiej, z coraz mniejszym oporem, tak jakbym sama tego chciała, a może na prawdę chciałam?
- Cimeries... Ja cię kocham... - mówiłam, dziwnym, słodkim głosem, jakby nie mój, w ogóle czułam się tak jakbym to nie ja powiedziała.
- Wczoraj byłeś lekko zaniepokojony, ale może teraz... - połaskotałam go końcówką skrzydła po pysku: - Chciałbyś...
- Malaika przestań! - krzyknął na mnie, tym razem spróbował zabrać naszyjnik, ale jakbym wiedziała, zablokowałam mu w ostatniej chwili dostęp skrzydłami. Wzbiłam się w powietrze, tracąc nagle kontakt z rzeczywistością.
Znalazłam się w mroku, słyszałam śmiech mojej matki.
- Nieźle to wykombinowałam co? - jej głos odbijał się echem w całej przestrzeni w której byłam.
- Niedługo stracisz własne ja... A to wszystko przez chęć latania - zobaczyłam jej sylwetkę w mroku.
- Co tu robisz? Gdzie ja jestem? - zmierzyłam ją wzrokiem, choć tak na prawdę się bałam. Czułam coś z zewnątrz, coś mówiłam, czułam ból, a potem że Cimeries jest blisko, chyba się do mnie przytulał, albo trzymał mnie mocno, a byłam jednocześnie tutaj...
- To twoja podświadomość, która próbuje cię ratować... Będziesz taka jak ja... Będziesz mną - wyłoniła się z cienia, śmiała się złowrogo. Jej ciało było całe zakrwawione i pełne ran, takich samych jak w chwili śmierci.
- Sama tego chciałaś, spójrz na kamień, gdy stanie się biały, zaklęcie dobiegnie końca... Rzuciłam je na wszelki wypadek... Taki jak moja śmierć... Nigdy się ode mnie nie uwolnisz, a najlepsze jest to że zapomnisz o tym co wiesz i o tym kim byłaś... Teraz twoja kolej żebyś była zła, żebyś była dokładnie taka jak ja... - zaśmiała się.
Po woli wróciła mi świadomość. Płakałam, przyciskając skrzydłami amulet, po chwili wiedziałam co się stało. Cimeries próbował mi go odebrać, ścigał mnie, aż specjalnie zderzyłam się ze skałą w locie i spadłam z hukiem na ziemie, potem zaczęłam szaleć, aż Cimeries musiał mnie trzymać z całej siły, bym się uspokoiła. Zrobiłam to tylko po to by nie odebrał mi amuletu. Całe ciało mnie bolało, zraniłam się na prawdę... Poczułam się nagle głupio, a gdy usiłowałam sobie przypomnieć coś jeszcze, słowa Madri umykały mi z każdą sekundą.
- Tylko spokojnie... - Cimeries podniósł się z ziemi, w ostatnim momencie zerknęłam na kamień, był już jasnoszary, prawie biały, spojrzałam na Cimeries'a chcąc mu wyjawić to o czym się dowiedziałam, żeby jakoś mnie powstrzymał, ale... Zapomniałam o wszystkim nagle, zostało tylko wrażenie że coś chciałam mu powiedzieć. Zakryłam ponownie amulet, bałam się że mi go odbierze.
- Przepraszam... Ja... Ja nie wiem co we mnie wstąpiło... Chyba mi kompletnie... - zamilkłam, znów czułam pustkę w głowie, nie wiedziałam co chciałam powiedzieć.
- Malaika? W porządku?
- Co? Co my tu robimy? - rozejrzałam się wokół zdezorientowana. Po czym spojrzałam na niego zalotnie: - Nie ważne... Wreszcie jesteśmy sami - zbliżyłam się, czując przy tym ból. Byłam ranna? Ale jak to?
- Dosyć tego... - Cimeries nagle popchnął mnie, przyciskając do ściany.
- Co ty robisz? - spytałam zdezorientowana, nie mogłam go odepchnąć, ani się ruszyć, wywijałam skrzydłami, a on blokował je swoimi, złapał za amulet. Zaczęłam histerycznie krzyczeć, rzucać się, nawet go ugryzłam z całej siły, nie mając jak inaczej zaatakować, ale i tak go zerwał z mojej szyi. Straciłam natychmiast przytomność...
Kiedy się ocknęłam byłam już w jaskini, osłoniłam się skrzydłami, przed oślepiającym światłem. Zaraz, skrzydłami?
- Udało się? - poderwałam się z ziemi, chyba już wszystko wróciło do normy, a ja miałam oba skrzydła: - Ten kamień był biały, prawda? - spytałam Cimeries'a, zachowywałam się jak ja. Nie odczuwałam już nic obcego. Udało się... Teraz mogłam się tylko cieszyć.
- Tak...
- Niepotrzebnie się martwiłeś, to było chwilowe - wtuliłam się w niego radośnie, po chwili odsuwając się gwałtownie: - Ja... Ja już dawno chciałam... - i znów się zacięłam, mój wzrok utknął na ślad po ugryzieniu, przypomniałam sobie, wczorajszą szarpaninę, dotąd pamiętałam tylko że zerwał mi amulet z szyi. Chciałam go przeprosić, a potem wyznać to na co szykowałam się już od dawna, ale momentalnie zakuło mnie coś mocno w głowie, aż zacisnęłam zęby, a już po chwili leżałam na ziemi, zwijając się z bólu.
- Malaika, co ci jest?
Wszystko zaczynało mi się mieszać w głowie, wszystkie wspomnienia się wymieszały, zniekształciły, wiedziałam przez kilka sekund że są fałszywe, po czym umykało mi to z pamięci. Wołałam o pomoc, choć wiedziałam że Cimeries mi nie pomoże, jak? Jak miałby mi pomóc? Kiedy sama nie wiedziałam co się dzieje i dlaczego? Gdy się skończyło, nie pamiętałam już o tym co wydarzyło się na prawdę, zamiast tego pamiętałam coś co nie miało miejsca.
- Malaika? - Cimeries szturchnął mnie, uśmiechnęłam się do niego zalotnie, będąc pewną że jesteśmy parą.
- Musiałam zemdleć co? Może w końcu doczekaliśmy się źrebaczka? - zachichotałam, ocierając o jego bok skrzydłem i kończąc na brzuchu. Patrzył na mnie dziwnie, jakby nie wiedział o co chodzi...
Cimeries (loveklaudia) dokończ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz