Menu

sobota, 12 grudnia 2015

Samotność cz.31- Od Marcelli/Leona

-Leon!- biegłam za ludźmi, w końcu wzbiłam się w powietrze, wypatrzyłam ich, zanurkowałam lecąc w dół
-Uważajcie!- krzyknął jeden z ludzi, wylądowałam na ziemi, uderzyłam o nią kopytami, ale nic sobie nie zrobiłam, pomachałam kilka razy skrzydłami przez co w powietrzu pojawił się piach
-Leon!- krzyknęłam, liczyłam na to że się odezwie, naglę poczułam coś na swojej szyji, zorientowałam się że to lina, stanęłam dęba i rozpoztarłam skrzydła, ale szybko powalili mnie na ziemię, piach opadł i moim oczom ukazały się konie przyczepione do drewnianych wozów, czy coś takiego. Ludzie spętali moje skrzydła i podnieśli z ziemi, rzucałam się, starając im wyrwać, ale to nie pomogło, a możemy tak robić co oni chcą? podejdę ich podstępem, znajdę Leona, uwolnię go i uciekniemy.


                                                                       ***


Minął prawie rok, brzuch mi urósł, więc źrebak chyba jednak żyje i ma się dobrze, bo inaczej nie miałąbym takiego brzucha, i to właśnie ta ciąża jest moim ratunkiem przed ludźmi, bo jestem traktowana łagodniej, zapewne dlatego bo chcą moje źrebię, ale to po moim trupie. Z Leonem widziałam się przez ten czas tylko...chyba 5 razy.
Zapadła noc, leżałam w tym ich boksie, zazwyczaj ktoś tutaj siedział i pilnował, ale teraz wyjątkowo nikogo nie było. Podniosłam się i podeszłam do dźwiczek, rozejrzałam się i wyciągnęłam mocno łeb w dół.
-Co ty robisz?- spytała stara klacz, która stoi obok w boksie
-A nie widać- nie mogłam dosięgnąć, uderzyłam więc tylnymi kopytami o dźwiczki, i to kilka razy, aż usłyszałam pęknięcie, spojrzałam na nie, pękły w poprzek, ucieszyłam się.
-Usłyszą cię- powiedział drugi koń
-Wtedy to już będę wolna- uderzyłam o nie ostatni raz, rozwaliłam je, rozwaliłam! chciałam krzyknąć z radości ale się powstrzymałam, wyszłam, muszę uważać, mogą usłyszeć odgłos kopyt uderzających o podłoże.
Popchnęłam pyskiem dźwi, zaskrzypiały, wstrzymałam przez chwilę oddech, nikogo nie było, żadnego z ludzi, dziwne...zostawili tak wszystkich? to raczej niemożliwe, zapewne wrócą, więc muszę się streszczać. Przeszłam prawie całą ich posiadłość, nigdzie nie było Leona, zostało mi ostanie miejsce, jeśli tutaj też go nie będzie, to chyba się załamię. Podeszłam pełna obaw do małego, drewnianego domka, jeśli można to tak zazwać.
-Leon...jesteś tutaj?- szepnęłam, ale nikt mi nie odpowiedział, nie miałam nawet jak zerknąć do środka.
-Leoś...- uderzyłam lekko kopytem o dźwi tego "domka", coś się tam poruszyło
-Mercy?- w końcu się odezwał, rozpromieniłam się cała
-Tak to ja...zaraz cię uwolnię- zapewniłam, kopnęłam kilka razy w dźwi, otworzyły się.
-Hej!- zapaliły się za mną światła, obejrzałam się, jednak tu są, idą tu. Wbiegłam do środka, do Leona, kiedy padło na niego światło z zewnątrz, aż się popłakałam, co oni mu zrobili, widać mu zebra i ma pełno śradów po bacie
-Leoś...Leoś kochany- schyliłam się nad nim
-Nic mi nie jest...- podniósł się z trudem, pomogłabym mu skrzydłami ale mam je związane
-Uciekajmy, teraz mamy okazję- pociągnęłam go za grzywę, wybiegliśmy.
-Zatrzymać tą pegazicę! nie może uciec!- krzyknęli, usłyszałam jak za nami biegną
-Leon proszę przyśpiesz- nie chciałam aby coś mu się stało, w jego stanie to prawdopodobne, ale nie chcę aby znów nas złapali, nie chcę aby moje źrebię urodziło się w niewoli, u ludzi, nic z tego.


                                                                            ***

Uciekliśmy, biegliśmy tak długo że na pewno jesteśmy kilka dobrych kilometrów dalej od ludzi. Położyłam się na ziemi, sapiąc ciężko.
-Leon...boli- zwinęłam się z bólu
-Marcella co jest? gdzie cię boli?
-Brzuch- wymamrotałam
-Nie mów że rodzisz...
-Nie wiem...nigdy nie rodziłam, nie wiem jak to jest- powstrzymałam się od krzyku, ból był coraz silniejszy, zaczęłam się bać o źrebaka, a jeśli coś mu się stało?
-Spokojnie, oddychaj- Leoś położył się obok mnie, rozwiązał moje skrzydła i przytulił do siebie, uspokoiłam się przez co ból nieco ustąpił.
-Co oni ci robili?- spytałam po kilku minutach
-To już nie jest ważne
-Chcę wiedzieć...twój stan mówi sam za siebie
-Nie zamartwiaj się tym teraz...odpocznij
-Wiesz jak mi ciebie brakowało?- położyłam na nim swoje skrzydło, wtuliliśmy się w siebie, tak bardzo mi tego brakowało...


                                                                           ***

Po kilku dniach dotarliśmy do domu, nie mogłam się nacieszyć wolnością, najbardziej jestem podekscytowana tym, że niedługo urodzi się źrebak, mój pierwszy, wyczekiwany z niecierpliwością, źrebak.

                                                              Leon [ zima999 ] ^^Dokończ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz