Menu

sobota, 26 grudnia 2015

Spotkanie cz.62 - Od Felizy, Tori, Rosity, Zimy/Danny'ego, Elliot'a

Od Felizy
Chyba zupełnie o mnie zapomnieli, może oprócz Elliot'a, który musiał mnie obudzić, jak trochę przysnęłam i rozgniewać za razem, ale teraz go nie było. Sama nie wiem kiedy to zasnęłam, ale dobrze się stało że mnie obudził, bo mogłam teraz wylegiwać się w jaskini i obserwować co się dzieje. Miałam nastawione oba uszy, chciałam się dowiedzieć jak najwięcej o tej całej klątwie, problem w tym że oni nie chcieli już więcej o niej mówić. Po słowach Danny'ego zapadła przeciągająca się cisza. Znów zbierało mi się na spanie, jakoś tak byłam senna, nie przez nic innego jak przez ciąże. Już chciałam się odwrócić do nich tyłem, kiedy zauważyłam że nie ma Rosity. Czyżby wyszła? Pięknie, lepsza okazja może się nie nadarzyć, a ja dopiero teraz to zauważyłam. Przecież jak Zima się obudzi, o ile w ogóle, ale znając moje szczęście pewnie tak się stanie, to przewrażliwiona mamusia pewnie nie da jej się oddalić na krok, tak jak to było z Tori. Podniosłam się ociężale, szczerze miałam dość tej ciąży, byłam o wiele wolniejsza niż wcześniej, walka w takim stanie też pewnie za bardzo by mi nie wyszła. Głupi źrebak, mógłby już się narodzić. Przekroczyłam wyjście jaskini, tym razem mnie zauważyli, ale nikogo szczególnie to nie zainteresowało. Przeszłam kawałek, rozglądając się dookoła.
- Gdzie ona polazła? - spytałam samej siebie przez zaciśnięte ze złości zęby, nie znosiłam się przemieszczać, kiedy brzuch mi tak ciążył. Ziemia jak na złość była zbyt twarda, bo zmarznięta, nie można było pozostawić na niej śladów. Musiałam skorzystać z pomocy demonów, którym dałam za zadanie znaleźć Rosite i powiedzieć mi gdzie też poszła.

Od Tori
Nie mogłam w to uwierzyć, nawet teraz gdy tata potwierdził istnienie klątwy i słowa Elliot'a. Elliot miałby być przyczyną dla której cierpimy, a jego śmierć za źrebaka miałaby zniszczyć klątwę? Nie, to nie możliwe, nie mój brat, na pewno nie. To musi być jakiś zbieg okoliczności, jakaś pomyłka. Nie uwierzę w to... Może po prostu taki był nasz los, a nie jakaś klątwa? 
- To znaczy że będzie... Jeszcze gorzej, tato? - przerwałam ciszę.
- Nie wiem, nikt nie jest w stanie tego przewidzieć...
- Maju pomożesz mi wstać? - spytałam siostry, nie chcąc już męczyć tym taty, chciałam pójść poszukać Elliot'a.
- Tori nigdzie nie pójdziesz - wtrącił się tata.
- Chcę się tylko widzieć z Elliot'em.
- Za dużo już miałaś wysiłku, musisz odpoczywać, nie sprawiaj problemów. Jak Elliot wróci wtedy z nim porozmawiasz - powiedział obracając mamę na drugi bok, nie mogła cały czas leżeć w tej samej pozycji. Nawet się przy tym nie poruszyła, jedynie oddychała, chociaż tyle. 
Jak zwykle, wiedziałam że mi nie pozwolą, więc chociaż położę się bliżej mamy, zignoruje Rosite i jakoś to przeżyję, tylko żeby być przy mamie. 
- To może pomóż mi dojść do mamy... - poprosiłam, znów Maje. Nim do mnie podeszła, już sama próbowałam to zrobić, bezskutecznie, jedyne co oparłam się na przednich nogach i to było wszystko.
- Dlaczego właściwie tam leżysz? - spytał mnie tata.
- Chciałam pobyć trochę sama... - skłamałam, spoglądając na Majkę żeby mnie nie wydała, dzieliło nas tylko parę kroków od mamy, a ja przy samym wstawaniu miałam problem. Rosita pewnie się na mnie teraz gapiła, nogi mi aż drżały z wysiłku, to na pewno ją zainteresowało. Rozejrzałam się szukając jej wzrokiem, ale ku mojemu zdziwieniu nigdzie jej nie było, przynajmniej w pobliżu, bo przecież nie widziałam na zbyt daleko. Tata ją nawet wołał, więc musiało jej tu nie być. Położyłam się całkiem blisko mamy, lekko się do niej przytulając, tak jak kiedyś gdy byłam mała. Brakowało mi jej, przez ciąże nie poświęcała mi tyle czasu co przed tym jak się o niej dowiedziała, a teraz jeszcze nie mogła się obudzić.
- Wasza siostra chyba gdzieś wyszła, poszukam jej, w razie czego będę w pobliżu, pewnie nie odeszła zbyt daleko - tata wyszedł szybko z jaskini. Przewróciłam oczami, wielki mi problem, dla mnie Rosita mogła się nawet zgubić i już nie trafić do domu, cieszyłam się że jej nie ma.

Od Rosity
Szukałam wszędzie brata, nie bardzo wiedząc dokąd idę, niczego jeszcze tu nie znałam, wszystko wokół było zupełnie nowe. Nie wiedziałam nawet czym jest ta klątwa, o której mówił Elliot, ale to musiało być coś bardzo złego, inaczej inni by tak nie zareagowali na wspomnienie o niej, a Elliot tak by się nie przejął. 
Omijałam ogromne drzewa, wpatrując się w górę i zaciekawiona obserwując gałęzie, na niektórych siedziały ptaki, które widziałam po raz pierwszy w życiu. Co chwilę rozglądałam się też w koło. Może Elliot gdzieś tu był, a może poszedł w inną stronę? Ale las był najbliżej jaskini. Poczułam jakiś zapach, zupełnie inny niż byłby to koń. Obejrzałam się za siebie, ale niczego nie zauważyłam. Zastrzygłam uszami słysząc łamane gałązki krzewu, przyglądałam się im z zainteresowaniem, coś tam się za nich kryło, z jednej strony byłam ciekawa i podeszłabym już dawno bliżej, ale czułam wyraźnie że to stworzenie jest skupione i zainteresowane mną, na dodatek chciało mi zrobić coś złego. Cofnęłam się parę kroków do tyłu, nagle wyskoczyło prosto na mnie, rzuciłam się do ucieczki, ale zanim oddaliłam się chociaż o krok, zabolał mnie bok i upadłam na ziemie. Zobaczyłam na nim ślad po wbitych pazurach, podniosłam wzrok, przede mną były już kły, wyłaniające się z paszczy tego stworzenia. Krzyknęłam przez krótką chwilę, bo po chwili drapieżnik przytrzymał mi pysk, szarpałam się, po woli brakowało mi powietrza. Miałam łzy w oczach, okropnie się bałam co teraz będzie. Nagle puma ryknęła, wtedy jeszcze nie wiedziałam że to puma. Ryknęła z bólu, puściła mnie przez to, upadłam na brzuch. Poderwałam się od razu z ziemi, nieco zdezorientowana. Uciekłam szybko.

Od Felizy
Obserwowałam wszystko z ukrycia, byłam pewna że Rosita tego nie przeżyję. Nie musiałam nawet nic robić, puma pojawiła się sama i sama też na nią zapolowała. Ale teraz ten bachor zdołał uciec, a puma nie miałam pojęcia jak, ale miała zaplątaną łapę w kłujące łodygi jakieś rośliny, co normalnie by o tej porze roku nie rosła. To ją powstrzymało, ból. Jednak będzie jeszcze trudniej się pozbyć paskudy, bo jak się okazuje ma jakieś moce. 
Poszłam dalej jej śladem, rozdrażniona już do reszty. Puma podkulała w moją stronę, odwróciłam się do niej, parskając wściekle.
- Spadaj stąd! - zaszarżowałam na nią, byłam zezłoszczona że nie potrafiła wykończyć ledwo co po urodzeniu źrebaka. Uciekła tak szybko że nie było jej już nawet widać, a ja poczułam nieprzyjemny skurcz, pierwszy raz podczas ciąży. Musiałam na chwilę przystanąć, tracąc cenny czas. Zaraz potem ruszając pędem przez las. Szybko dogoniłam Rosite, przyspieszyła na mój widok, popchnęłam ją na jedno z drzew, przewracając i znów musiałam się zatrzymać przez kolejny skurcz.
- Akurat teraz... - zacisnęłam zęby, kopnęłam w swój brzuch. Teraz to już zwaliło mnie z nóg, przez kolejne dość mocne skurcze. Zwijałam się z bólu, przeklinając w myślach źrebaka, z trudem oddychałam. Co ja miałam teraz rodzić?!

Od Rosity
Wstałam, patrząc na czerwonooką klacz, zastanawiałam się co jej się stało, wydawało mi się że jest w ciąży, tak jak często słyszałam że mama była, ze mną. Byłam bardzo ciekawa tego drugiego źrebaka. Podeszłam nieco bliżej klaczy, chyba teraz nie jest w stanie mi nic zrobić, choć bardzo chciała. Próbowała mnie nawet uderzyć, cofnęłam się o parę kroków, jak zaczęła wymachiwać nogami. 
- Dlaczego to tak boli?! - krzyknęła mocno zdenerwowana. Ktoś się do nas zbliżał, chyba jakiś koń, widziałam w oddali jego sylwetkę znikającą między drzewami. 
- Idź... Idź stąd! - wysapała klacz, prawie by wstała, jakby jej tył nie pozostał na ziemi. 
- Chyba chcesz... Chcesz oberwać... - zacisnęła zęby, wyczułam coś dziwnego, jakby była pewna że coś mi zrobi. Znienacka pojawiły się jakieś czarne cienie przebiegające po ziemi i śmiejące się w taki sposób, że przeszły mi po grzbiecie ciarki, śledziłam je wzrokiem, cała drżąc na ciele. Odsuwałam od nich kopyta, robiąc kroki raz w jedną, raz w drugą stronę.

Od Felizy
"Czemu nie atakujecie?!" spytałam demony w myślach, wściekła, że jeszcze nic nie zrobiły. Pouciekały momentalnie, tłumacząc mi się że Danny jest w pobliżu. Jeszcze tego brakowało. Rosita na dodatek znów uciekła. Ale przynajmniej nie będzie widziała porodu, wolałam być w tym momencie całkowicie sama. Nic z tego, bo akurat za drzew wyłonił się Danny. Skurcze jakby już przechodziły, a ja nie widziałam źrebaka, nie wydostał się jeszcze, więc to musiał być fałszywy alarm.
- W porządku? - spytał.
- Tak... - powiedziałam, próbując brzmieć naturalnie, choć się we mnie w tym momencie gotowało.
- Widziałaś moją córkę? Tą najmłodszą...
- Nie - skłamałam: - A co? Zniknęła? - spytałam dla niepoznaki, ale Danny już dawno ruszył dalej. Parsknęłam, podnosząc się z ziemi. Miałam wrażenie że był tu ktoś jeszcze.
- Zobaczymy co będzie jak się urodzisz - zwróciłam się do źrebaka grożącym tonem, poczułam kopanie, wcześniej też czułam jakieś jego ruchy, ale ten był szczególnie wyraźny. Mimo że normalnie bym się zezłościła teraz czułam coś w rodzaju... Szczęścia? Minęło jednak po kilku sekundach, tak samo jak moje zdziwienie, przecież nienawidzę tego źrebaka...

Od Tori
- Tata długo nie wraca - odezwała się Maja, długo już milczałyśmy.
- Oby nie wrócił z Rositą - szepnęłam, żeby mama nic nie usłyszała, może spała, ale wierzyłam że wie co się dzieje.
- Tori, jak możesz tak mówić?
- Myślisz że to wszystko to wina Elliot'a? Na prawdę w to uwierzyłaś?
- Ale to prawda z tą klątwą....
- Może i tak, ale to przez Rosite mama nie może się ocknąć, jak ją urodziła to straciła przytomność i teraz tak leży... - miałam już w oczach łzy, a co jeśli mama w ogóle się nie obudzi? Wtedy... Umrze, z głodu i pragnienia. Poleciało mi kilka łez na samą myśl, Maja położyła się przy mnie.
- Wszystko będzie dobrze.
- Akurat... - wtuliłam się w grzywę mamy. Z zewnątrz dobiegły jakieś wrzaski.
- Co to takiego? - spytałam, podnosząc głowę i nastawiając uszy.
- Mogę sprawdzić, ale wtedy...
- Poradzę sobie, daj mi szanse, będę mocno krzyczeć jakby się coś działo z mamą - zapewniłam. Maja po chwili namysłu wyszła sprawdzić co to.

Od Zimy
- Nie, błagam... Tylko nie to, musisz mi jakoś pomóc... - wymamrotałam przez łzy, kiedy tata powiedział mi co mnie czeka, jak tylko się obudzę.
- Chciałbym córeczko, ale... No, niestety to nie możliwe - przytulił mnie do siebie.
- Wyobrażasz  sobie przywódczyni, która... - zamilkłam nie mogąc o tym mówić wprost, po czym dodałam: - Miałam pomagać Danny'emu, a nie jeszcze mu utrudniać...
- To nie twoja wina, z resztą nauczysz się sobie radzić.
- Nie rozumiesz że nie chcę! Nie chcę tego! - odsunęłam się gwałtownie.
- Spokojnie, w twoim stanie nie możesz się denerwować, nawet przez sen - tata złapał mnie za grzywę, wyszarpałam się mu. A już potem nie mogłam złapać oddechu, zaczęłam się dusić.
- Dla... Dlaczego... Dlaczego nie mogę... Oddychać? - zakaszlałam. Przewróciłam się, przecież to był tylko sen, tylko sen, tu nie powinno mi nic być.

Od Tori
Mama nagle przestała oddychać, spanikowana, nie wiedziałam co mam robić. Próbowałam ją obudzić, ale ona się dusiła, nie mogąc załapać oddechu. Nie miałam sił wstać, żeby pobiec po pomoc. Dopiero potem zaczęłam krzyczeć, o czym zapomniałam wcześniej.
- Maja! Pomóż! - moje krzyki zagłuszał jednak hałas z zewnątrz.
- Pomocy! - spróbowałam jeszcze głośniej, mama już przestała nawet próbować oddychać, leżała teraz już zupełnie bezruchu.
- Mamo... - zapłakałam. 
- Pomocy! - zawołałam z całych sił, tak się wysiliłam że zaczęłam kasłać. "Nie, nie teraz..." mówiłam do siebie w myślach. To wszystko wina Rosity, gdyby sobie nie uciekła to tata by jej nie szukał i byłby tutaj, albo chociaż Majka by była, bo wtedy tata by sprawdził co się dzieje na zewnątrz, a Maja zostałaby ze mną i mamą.

Od Zimy
Leżałam na ziemi, normalnie już dawno byłabym nieprzytomna, ale to był sen, głęboki sen, w którym utrata świadomości była nie możliwa. Nie mogłam ani mówić, ani oddychać, wpatrywałam się w tatę, z oczami pełnymi łez, liczyłam że pomoże, chciałam żeby coś zrobił, żeby moja rodzina coś zrobiła, ale na to nie miałam już wpływu, nie byłam nawet świadoma co się wokół mnie działo i dzieje teraz. Tata zniknął, zostawił mnie. Wokół zaczęła pojawiać się przeszywająca ciemność, czułam że umieram, że odchodzę już nawet z tego snu. Nagle poczułam jak ktoś we mnie uderzył, otworzyłam momentalnie w półprzymknięte oczy, wracając do tego dziwnego snu, łapałam łapczywie powietrze do płuc, znów mogłam oddychać. Czułam też ból, to nie było lekkie uderzenie.

Od Tori
Zostałam przygnieciona, bo spadła wprost na mnie i mamę jakaś klacz, podniosła się szybko, poznałam że to Wicha.
- To twoja wina! Twoja! - usłyszałam krzyk cioci, chyba to one narobiły tyle hałasu na zewnątrz, szarpiąc się ze sobą. Shady była tak blisko nas, że Wicha wcześniej musiała na nas spaść, nie miała innej możliwości, pod wpływem jej uderzenia. 
- Uspokój się... - Wicha osłoniła mnie i nadal nieprzytomną mamę, która przynajmniej znów oddychała. 
- Gdzie Maja? - szepnęłam ledwo.
- Pobiegła po twojego tatę, albo Elliot'a, nie wiem... - powiedziała szybko Wicha, ciocia upadła nagle przed nią szlochając i krzycząc wniebogłosy, wolałam żeby już sobie poszła, bałam się jej, była nieobliczalna.
- Możecie... Możecie sobie... - nie zdołałam powiedzieć, a zakasłałam się własną krwią.
- Krwawisz... - Wicha odwróciła się do mnie. 
- To nic... - wymamrotałam niewyraźnie, ile razy już krwawiłam? To już stało się normą, w moim przypadku.
- Wstawaj... - Wicha starała się jakoś podnieść ciocię, nie dawała sobie z nią rady, wyszarpywała się jej i broniła się przed każdym jej dotykiem. 
- Tori, odsuń się jeśli możesz... - prosiła Wicha, ale ja nie byłam w stanie się ruszyć, nie chciałam ryzykować bólem, zawsze jak krwawiłam to był znak żeby już się nie ruszać, bo albo zaboli mnie serce, albo płuca, albo zacznę się dusić. Chciałam też bronić mamy, zasłaniając ją sobą. Obrywałam przez to że Wicha znów się szarpała z ciocią żeby ta wstała, przycisnęłam aż uszy do szyi, nie mogłam znieść wrzasków cioci, byłam zdumiona że mama nadal jest nieprzytomna i nijak nie reaguje...


Danny, Elliot (loveklaudia) dokończ


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz