Marcella
Długo rozmawiałam z synem, trudno był mu wytłumaczyć że zrobił źle i nie powinien się tak zachowywać, no ale, udało mi się, metodą prób i błędów.
-Mamo to mogę iść się pobawić?- spytał po kilku minutach od rozmowy
-Tak synku, tylko grzecznie się zachowuj tym razem
-Dobrze mamo- odbiegł, szkoda mi tego małego Snowa, biedny ojca stracił, matka zwariowała, nikt nie chce się nim zajmować bo jest trochę inny niż wszyscy, wolniej wszystko pojmuje...no ale ja się nim nie zajmę, mam Armena, to mój pierwszy źrebak i muszę jemu poświęcić uwagę.
Ciekawe gdzie Leoś, nigdzie go nie ma. Naglę dobiegły mnie jakieś odgłosy, dobiegają ze strony stada, zaciekawiona poszłam zobaczyć co się dzieje. Zaczęłam się przeciskać między końmi, przyśpieszyłam słysząc głos Leona.
-Odsuńcie się!- krzyknęłam, w końcu zrobili mi miejsce, Leon chyba mnie niezauważył, stanęłam za nim
-Precz ze stada! nikt cię tutaj nie chce!- wrzasnął na Nikitę, za nią zauważyłam Łzę, kiedy zobaczyłam jak wygląda, aż ścisnęło mnie w sercu
-Nie przyznasz się co jej zrobiłeś?!- krzyknęła Nikita
-Sama sobie to pewnie zrobiła, nie ruszyłbym własnej siostry
-Tak jasne, myślisz że Ci uwierzę!?
-Ty..!- Leon zamachnął się na Nikitę, wbiegłam szybko między niego a nią
-Co ty robisz?!- krzyknęłam na niego
-Marcella..ja...
-Możecie się rozejść?- spojrzałam na stado, chwilę jeszcze postali aż w końcu odeszli, zostaliśmy tylko we czwórkę.
-Marcella ja Ci to wytłumaczę
-Nie musisz- odwróciłam się do Nikity
-Jednakże chcę
-Sporo już się dowiedziałam, to Ty jest to zrobiłeś, prawda?- Nikita odsłoniła Prakereze, cała aż drży
-Wcale nie
-Proszę się...
-Dlaczego nie wierzysz?
-Dobrze wiem jaki potrafisz być, wiem jaką nienawiścią darzysz siostrę...
-Ale czegoś takiego bym jej nie zrobił
-Porozmawiamy jak zdobędziesz się na odwagę, i mi to powiesz.- odwróciłam się od niego- chodźcie, pomogę ci się opatrzeć- spojrzałam na Nikitę, we trzy poszłyśmy nad wodospad.
Armen
Ten Snow wkurzał mnie na każdym kroku, powstrzymywałem się od dogania mu, tylko że teraz to nawet nie chce się z nami ganiać, leży tylko i nic nie robi
-Ej Ty, a Tobie to co?- szturchnęłem go
-Nic- odwrócił łeb w drugą stronę
-Armen chodź- zawołał mnie Maylo, nie zamierzałem tutaj stać więc pobiegłem do niego
-Ty, wiesz co mu jest?
-Słyszałem że tego tata umarł, a mama zwariowała, nie chce go i nie ma się kto nim zająć- trochę mnie tym zdziwił, może jednak nie powinienem być dla niego nie miły, może to, że jest niezdarny to przez jego rodziców? moi pomagali mi chodzić i wszystko tłumaczą...
Marcella
Przemyłam ranę Nikity, wyciągnęłam też jakoś kulę która utkwiła w jej ciele, długo się z tym męczyłam ale w końcu się udało, nie utknęła na szczęście głęboko.
-Dobrze że ją przyprowadziłaś- zerknęłam na Łzę
-Tutaj się nią zajmą, może nie będzie chciała znów się zabić- szepnęła
-Że co?
-Uważa że nie chce żyć z powodu wyglądu...
-Prakereza...- podeszłam do niej, odwróciła się szybko odemnie
-Nie patrz na mnie...
-Przestań, dlaczego się tak przejmujesz?
-Dlaczego? spójrz tylko na mnie- wstała odwracając się do mnie
-Blizny to nic złego...
-Ale one mnie szpecą, wyglądam jak szkarada...kto by mnie taką chciał...- pojedyńcze łzy spadły na ziemię
-Minie rok, będą wyglądać lepiej..niektóre znikną, inne będą mało widoczne...a blizny świadczą o twojej sile jakby nie było, pomimo nich, żyjesz...
-Ale co to za życie...
-Każde jest czegoś warte, wiesz jak twoi rodzice się o Ciebie martwią?
-Jak mnie zobaczą to nie będą mnie chcieli...
-Dlaczego tak mówisz?
-Kto by chciał za córkę taką szkaradę...
-Jesteś ich córką, ja Armenka bym kochała nawet jakby był kaleką
-Armenek?
-Tak...-uśmiechnęłam się- jesteś ciocią
-Lepiej aby mnie nie poznał...
-Dlaczego? to źrebak, bać się Ciebie nie będzie
-Skąd wiesz?
-Jest jak Leon, zadziora z pewnością siebie
Armen
Zacząłem szukać rodziców, oboje tak nagle mi zniknęli. Udało mi się znaleźć tatę.
-Cześć tato, widziałeś mamę? bo zgłodniałem- podbiegłem do niego radośnie, ale ta radość mi minęła jak zobaczyłem jego minę.
-Emmm tato?- zwolniłem podchodząc do niego ostrożnie
-Chodź synek, spędzimy ten czas razem- powiedział naglę patrząc na mnie
-Ale jestem głodny...
-Niedawno przecież jadłeś, wytrzymasz
-A może jednak najpierw pójdziemy do mamy?
-Mama jest zajęta, to jak?
-No dobra, to gdzie?- tata spojrzał w stronę gór
-Chodź- uśmiechnął się, pobiegłem za nim
Marcella
Udało mi się namówić Nikitę i Prakerezę aby spotkały się z moim synem i jednak zostały w stadzie, najtrudniej było jednak ze Łzą, ale jak jej powiedziałam że wrazie czego ją obronię, to się przekonała. Przechodząc obok stada, natknęłyśmy się na Kiera, na tego ogiera z którym była Łza, schowała się szybko za mną.
-Jak ty wyglądasz...-skrzywił się
-Wygląda normalnie, odsuń się- powiedziałam
-Takich jak Ty nie powinno być w stadzie, słabi i beznadziejni, jak Ty nawet źrebaka mieć nie będziesz bo nikt Cię nie zechce
-Zejdź nam z oczu! mało Ci jeszcze?!- krzyknęłam rozkładając skrzydła
-Dobra już idę..- uśmiechnął się głupio poczym odbiegł, usłyszałam jak Łza płacze
-Nie płacz, nie warto- przytuliłam ją
-On miał rację...- wyszlochała
-Nie, nie miał...nie warto słuchać takich koni, nic nie wiedzą o życiu a się wypowiadają
-Nie mogę tu zostać, nie chcą mnie...
-Ja Cię chcę tutaj, jesteś jakby nie było moją rodziną...
Leon [ zima999 ] ^^Dokończ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz