- Czekałam już długo, więc... - przerwała ciszę, zawracając, złapałem ją szybko za grzywę.
- Czekaj, wszystko ci powiem... - zatrzymałem ją, nie miałem już wyjścia, musiałem zaryzykować, bo teraz już wszystko zależało od tego czy kocha mnie tak mocno że jest mi to w stanie wybaczyć.
- Tak, zrobiłem to... - przyznałem, nie mogąc jej spojrzeć w oczy, dopiero teraz zdałem sobie sprawę do jakiego poważnego czynu się dopuściłem. To było godne złego konia, lub jakiegoś potwora żeby zrobić coś takiego, mimo że nienawidziłem siostry, nie miałem prawa jej tak oszpecić i okaleczyć zarazem.
- Tylko dlaczego? Dlaczego Leo?
- Myślałem że odpowiada za to że nikt nas nie szukał, że nagadała wszystkim że odeszliśmy ze stada, w tym moim rodzicom. A tymczasem byliśmy u ludzi, o to że nas porwali też ją obwiniłem. Po za tym Feliza mnie przekonała że miałem racje, ale chyba jednak było inaczej - westchnąłem: - Chciałem zabić Prakereze i to tak żeby umierała w męczarniach, nie miała przeżyć, a tym bardziej tu wrócić - z jednej strony cieszyłem się że ją tak oszpeciłem i że w końcu nie będzie w centrum uwagi moich rodziców, a z drugiej żałowałem że to zrobiłem, żałowałem ze względu na Marcelle, nie chciałem żeby przeze mnie mówili o niej że ma takiego partnera, znaczy przyszłego partnera, bo przez to wszystko, znów się nie oświadczyłem.
- Jak mam być dalej szczery to nie chcę żeby nasz syn miał kontakt z ciotkami, zwłaszcza z Nikitą, z Prakerezą bym jeszcze zniósł, ale nie mam pojęcia jak Armenek zareaguje na jej wygląd, może mu to oszczędźmy - powiedziałem szybko, skoro już wszystko wiedziała, a ja nabrałem tej całej szczerości to wolałem wspomnieć też o tym.
- Nie mamy mu czego oszczędzać, Prakereza wygląda normalnie.
- Mówisz serio? - spytałem zdziwiony.
- Tak, to tylko blizny...
- Widziałaś je przecież, to potwór.
- Mówisz jak ten cały Kier.
- A nie miał racji? Tak oszpeconej klaczy to ja długo już nie widziałem jak Prakereza.
- A gdybym to była ja?
- Ty? - nawet przez myśl by mi to nie przyszło, przestraszyłem się aż na słowa ukochanej: - Nawet nie mów tak żartem.
- Wyrzekłbyś się mnie?
- Nigdy, raczej bym zabił tego co by ci to zrobił, ba ja bym mu na to nie pozwolił, nawet za cenę życia.
- A zrobiłeś to siostrze...
Zapadła cisza, byłem pogrążony w myślach, Mercy miała rację, ale ona i moja siostra to co innego. Ją kochałem, a Prakerezy nienawidziłem. Może powinienem się zmienić? To trochę graniczyło z cudem żebym polubił siostrę, ona była taka... Sam nie wiem, denerwował mnie sam jej widok. Wciąż widziałem w niej to małe, zawracające głowę źrebie, które próbuje się ze mną spoufalić mimo że nie znoszę jego towarzystwa.
- Wybacz mi, teraz wiem że źle zrobiłem - przyznałem cicho, nie lubiłem tego robić, dlatego tak ściszyłem głos.
- Powinieneś przeprosić Łzę.
- Wybaczysz mi wtedy? - spojrzałem na nią z nadzieją, musiałem "chwytać się" czego się dało.
- Zobaczymy.
- Pójdę do niej już teraz, chodźmy... - ruszyłem szybko, nawet nie zauważyłem że Marcella została gdzieś w tyle. I w rezultacie doszedłem sam pod jaskini, i wtedy dopiero obejrzałem się za siebie. Zawróciłem, zastając ukochaną z synkiem, stanąłem gdzieś z boku. To ją zatrzymało, mały nas podsłuchiwał. Co teraz będzie jak się o tym dowiedział? Co o mnie pomyśli?
- Tata nie chciał tego zrobić... - zacząłem się już teraz tłumaczyć, podchodząc do nich nagle.
Marcella, Armen (loveklaudia) dokończ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz