Elliot
Usłyszałem jakieś krzyki, nastawiłem uszy, dochodzą ze strony jaskini. Naglę też usłyszałem jak ktoś mnie woła, odwróciłem się, to Maja.
-Elliot...- podbiegła do mnie zasapana
-Co się dzieje? co to za wrzaski?
-Nie mogłam znaleść taty...szybko do jaskini, ciocia i Wicha znów się szarpią a..a mama i Tori są same..
-Szukaj taty, ja tam pobiegnę
-Dobrze..- pobiegliśmy w różne strony. Popędziłem w stronę jaskini, czym jestem blizej tym krzyki stają się głośniejsze. Wbiegłem do jaskini, akurat w tym momencie ciocia uderzyła Tori przez tą całą szarpaninę z Wichą, podbiegłem do nich, złapałem ciocię za grzywę i przycisnąłem do ziemi.
-Puszczaj mnie! Puszczaj!- zaczęła wierzgać i drzeć się
-Uspokój się- szarpnąłem ją, podniosłem jej głowę i spojrzałem w oczy, nie zostaje mi nic innego jak ją zastraszyć, i udało się, uspokoiła się.
-Wstawaj- podniosłem ją, teraz słychać tylko jej szloch- On nie wróci, taki był jego los...aby odejść, i nie zmienisz tego, przejmujesz się kimś kto już nie żyje, a Twoja siostra może umrzeć i jeszcze to pogarszasz!- odepchnąłem ją mocno od siebie tak, że uderzyła o ścianę jaskini
-Elliot już wystarszy- powiedziała Wicha
-Jak sama nie może się opamiętać to jej pomogę, trzepnę ją w łeb tak, że się opamięta- parsknąłem
-Idziemy- po dłuższej chwili ciszy, Wicha podeszła do cioci i zabrała ją, poczekałem aż wyjdą i znikną z pola widzenia.
-Elliot...- usłyszałem cichy głos siostry, odwróciłem się
-Co takiego?- podszedłem do niej i mamy
-Mama nie oddycha...- po jej policzkach pociekły łzy. Podszedłem do mamy, faktycznie, nie oddycha, ale widać jak walczy o każdy, chociażby mały oddech.
-Mamo błagam...- upadłem przed nią na ziemię- przepraszam...to wszystko moja wina, miałaś rację, mogliście mnie wtedy zabić, żylibyście sobie teraz normalne, bez problemów...nie dziwię się że mnie nienawidziłaś, rozumiem...ja...ja wam pomogę, na pewno....- już dawno z moich oczy wypłynęły łzy, oparłem łeb na mamie- wybacz mi...-szepnąłem wstając, siostra spojrzała na mnie.
-To nie twoja wina...
-Nic nie rozumiesz Tori...ja też się przyczyniłem do twojego kalectwa, podczas trwania ciąży....nie...ja już nie mogę...przepraszam- wybiegłem z jaskini.
Danny
W końcu znalazłem córkę, ale ranną.
-Tato przepraszam, chciałam tylko poszukać Elliota
-Rozumiem...ale następnym razem musisz mi powiedzieć że gdzieś idziesz, ta puma mogła cię zabić...nie przeżyłbym tego
-Wiem tatusiu....
-Wracajmy już- poszedłem z córką w stronę jaskini, naglę zobaczyłem drugą córkę, Maję.
-Tato musimy szybko iść do jaskini, Elliot już chyba opanował sytuacje...ale lepiej abyś tam był
-A co się stało?
-Wicha i ciocia...
-Dobra już wiem, coś się poważnego stało?
-Nie wiem do końca, bo szybko pobiegłam szukać ciebie, ale znalazłam Elliota i on tam pobiegł, no i miałam poszukać jeszcze ciebie i ci powiedzieć
-Dobra, wracajmy lepiej...- zabrałem Rositę na grzbiet i wraz z drugą córką, pobiegłem do jaskini.
***
Położyłem Rositę na ziemi, zająłem się Zimą, ledwie oddycha a najgorsze że nie mogę nic zrobić aby jej pomóc, przecież jeśli się nie obudzi to może umrzeć, nie je, nie pije...niedługo straci przez to mleko którego i tak ma niewiele. Położyłem się przy ukochanej, i wtuliłem się w jej grzywę.
-Gdzie jest Elliot?- spytałem
-Wybiegł z jaskini...jest załamany- poinformowała mnie Tori
-Byleby nic głupiego przez to nie zrobił...
Elliot
Wpadłem po drodze na Felize, przez ten cały żal i gniew siedzący we mnie, uderzyłem ją z całej siły w pysk.
-A to za co?- parsknęła patrząc na mnie wrogo
-Za nic...aha i chciałbym cię poiformować, że jeśli twój źrebak się urodzi, to ja pierwszy się o tym dowiem, i nieh ci nawet do tego pustego łba nie przychodzi, aby je zabić, nie będzie odpowiadało za głupotę własnej tępej matki...pozatym coś czuję że będzie silniejsze niż ty, i żeby cie kiedyś zabiło- uderzyłem ją raz jeszcze, mógłbym ją pobić ale nie warto, ona nawet nie chce się bronić wię co to za przyjemność.
-A żeby ta twoja mamusia i siostrzyczki zdechły!- wrzasnęła za mną kiedy już odchodziłem, stanąłem po tych słowach, odwróciłem się do niej parskając.
-Zabiję cię za to, ale nie teraz...jak tylko urodzisz- zagroziłem jej, nasz wzrok nie schodził z nas przez dobre kilka minut, każde z nas prawie że zabijało się wzrokiem, przerwałem to ja, odbiegając z tego miejsca.
***
Wbiegłem na szczyt góry, stanąłem przy krawędzi, spojrzałem w dół i się rozkleiłem, zacząłem płakać jak źrebię, "co ty robisz, nigdy nie płakałeś, nie zapominaj kim jesteś, łzy to słabość, masz przecież zabijać a nie płakać" powiedziało coś w mojej głowie, głos ten zaczął mnie dręczyć, mówił to tak długo aż wpadłem w szał.
-Przestań!- wrzasnąłem zamykając mocno oczy i uderzając łbem o skałę
-Nie po to się urodziłeś!- tym razem głos nie dobiegał z mojej głowy, tylko tak jakby...powiedział to ktoś obok mnie
-Precz stąd! zostaw mnie!
-Jesteś zabójcą, dasz się gnębić, dasz się ponieść rozżaleniu?- postać pojawiła się przedemną, powoli zaczęła przybierać sylwetkę konia...to jest..mój pierwszy, dawny ojciec
-To ty!- zaszarżowałem na niego, ale zniknął i pojawił się za mną
-Och synku synku- zaśmiał się
-Nie nazywaj mnie tak!
-Jednak zabicie ciebie wyszło ci na dobre
-Zejdź mi z oczu i nigdy się nie pokazuj- zacząłem śledzić go wzrokiem
-Jesteś demonem! mordercą! masz zabijać a nie się litować!- zaczął to powtarzać, coś w mojej głowie kazało mi się tego posłuchać, naglę poczułem gniew do wszystkich którzy moim zdaniem zawinili temu, co się dzieje w mojej rodzinie, przestałem momentalnie czuć cokolwiek, prucz gniewu, pierwszą moją ofiarą została Feliza, do niej poczułem największy gniew, zachciałem naglę zabić wszystkich którzy są z nią związani...
Zima, Feliza, Tori [zima999]^^Dokończ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz