- Zapomniałam ci podziękować...
- Za co?
- Już drugi raz uratowałeś mi życie, nie wiadomo ile bym się tam błąkała.
- Przesadzasz...
- Wcale nie, jakbym nie doszła do stada, to znów jakiś mroczny koń czy pumy mogłyby mnie zaatakować - nawet nie wiedział ile w tym prawdy, miałam taki zapłon że zanim ja coś zauważyłam czy wyczułam to już dawno było po fakcie i gdybym nie była szybka to pewnie już bym dawno skończyła jako posiłek dla drapieżników. Może dlatego że u ludzi byłam przyzwyczajona że nic mi nie grozi, bo jak chociażby pies wbiegł do naszej zagrody to nic nam nigdy nie zrobił, a takie wilki podobne nieco do psa, chciały mnie zabić. Chociaż znałam też wilczyce, która mi pomogła, ale wkrótce, jak nareszcie odnalazłam stado, zniknęła, a myślałam że się zaprzyjaźniłyśmy.
- Wiesz może czy... Nie wiem jak o to spytać, ale... - zastanowiłam się chwilę.
- Ale co?
- Mógłby tu być... Yyy... Drapieżnik jako przyjaciel? W sensie że.. No, w stadzie - bałam się że znów wyjdę na tą nie mądrą, bo nie wiem takich rzeczy.
- Mówisz o towarzyszach?
- A tak to się u was nazywa, to są ci przyjaciele innych gatunków, tak?
- Tak, no np. Criss ma tygrysa za towarzysza.
Żebym jeszcze wiedziała co to tygrys, ale tak to jest jak się prawie całe życie spędziło w niewoli, nie miałam pojęcia o istnieniu niektórych zwierząt i nadal nie mam. Nie chciałam jednak o to pytać Achillesa, sama może kiedyś będę miała okazje żeby się dowiedzieć.
- A wilk?
- Też mógłby być towarzyszem, ale żadnego tutaj nie ma. Czemu pytasz?
- Tak po prostu, kiedyś pomogła mi jedna wilczyca, ale nie wiem gdzie jest, zniknęła bez śladu.
- Jak chcesz mogę ci pomóc jej szukać, ze mną nic ci nie grozi.
- Nie, dzięki... Przecież masz obowiązki.
- Wystarczy że załatwię sobie dzień wolnego.
- No nie wiem... Może ona nie chcę żebym ją odszukała. Przecież to wilk, a one mają te swoje stada...
- Watahy - poprawił mnie Achilles.
- A tak, watahy - powtórzyłam, udając że to zwykła pomyłka, choć tak na prawdę zwyczajnie nie wiedziałam jak nazwać grupę wilków, nawet nie wiedziałabym jak nazwać grupę pum, ale one chyba nawet żyły osobno.
Zatrzymaliśmy się na łące, wydawało mi się że ktoś mnie obserwuje, obejrzałam się do tyłu, coś śmignęło mi przed oczami, coś czarnego.
- Coś nie tak? - zapytał Achilles, pewnie zauważył jak stoję nieruchomo, nastawiając uszy, starałam się być czujna.
- Wydawało mi się że coś widziałam - powiedziałam po chwili: - Ale tylko wydawało - dodałam ciszej, pochylając głowę aby zerwać trochę trawy. Do moich uszu dobiegł nagle krzyk źrebięcia. Achilles momentalnie pobiegł w tamtą stronę. Ruszyłam za nim. Źrebaki pouciekały w stronę dorosłych. Achilles zatrzymał jedno z nich, klaczkę jednorożca.
- Co się stało? Ktoś was zaatakował? - zapytał Achilles.
- Tak, to był mroczny koń, chyba nawet klacz, porwała Maylo.
Achilles od razu pobiegł w stronę gór, byłam tuż za nim. Zatrzymał mnie nagle.
- Wolałbym żebyś została, jeszcze coś mogłoby ci się stać.
- Będę ostrożna...
- Lepiej nie Athena, zostań - ruszył dalej beze mnie. Też chciałam pomóc, zwłaszcza że przypuszczałam że to ta sama mroczna klacz, czy ogółem mroczny koń co zaatakował mnie w nocy.
Zapadła noc, Achilles już długo nie wracał, zaczęłam się o niego martwić. To absurdalne, taki wojownik jak on na pewno da sobie radę, ale jednak się martwiłam. Wyruszyłam za nim w stronę gór. Pierwsze co przykuło moją uwagę to krew, a potem cichy płacz.
- Maylo... - zauważyłam go obok jakieś skały.
- Mamie coś się stało...
- Mamie? Tu jest twoja mama? - rozejrzałam się.
- No... No bo ona mnie porwała i zaatakowała, nigdy się tak nie zachowywała, a potem... Potem kazała mi uciec i...
- Gdzie Achilles? Powiedź, nic mu nie jest prawda? - przestraszyłam się, Maylo pokiwał głową że nie.
- Dobra, wezmę cię do stada, a potem... - przerwałam słysząc odgłos spadających kamieni.
- Może była na mnie zła że teraz wróciłem do mojej prawdziwej mamy, ale tata mi kazał i... - zaczął tłumaczyć się ogierek.
- Proszę cię, bądź teraz cicho... - cofnęłam się do tyłu, wreszcie zauważyłam kogoś, a dokładniej pumę, ulżyło mi że to tylko puma, a nie mroczny koń. Jednak i tak musiałam uciekać, złapałam Maylo za grzywę i zaczęłam z nim biec, nieco mnie spowalniał, więc postanowiłam wziąć go na grzbiet. Nim to zrobiłam, niespodziewanie potknęłam się o coś, puściłam Maylo żeby nie upadł wraz ze mną.
- Uciekaj do stada, zaraz cię dogonię - powiedziałam, gdy się obejrzał, od razu się podniosłam chcąc za nim biec, ale coś uczepiło się mojego grzbietu. Puma. Nie miałam wyjścia i musiałam spróbować zrzucić ją z siebie. Dopiero gdy mnie przewróciła ktoś ją zaatakował i odpuściła uciekając.
- Achille... - przerwałam, bo jak tylko poderwałam głowę zobaczyłam przed sobą mroczną klacz, zamiast niego, a myślałam że to Achilles mnie uratował. Znów nie mogłam się jej przyjrzeć, bo było zbyt ciemno. Ciężko oddychała, cofnęła się o parę kroków, z zamkniętymi oczami.
- Coś się stało? - spytałam, bo chyba coś jej było. Otworzyła momentalnie oczy, od razu rzucając się na mnie, upadłam na grzbiet, zaczęłam krzyczeć, próbując ją odepchnąć od siebie. Raz po raz raniła mnie coraz dotkliwiej. Zamknęłam oczy jak siłą dostała się do mojej szyi z zamiarem zanurzenia w niej kłów. Niespodziewanie krzyknęła z bólu, wyrwała ze swojego boku sztylet, który ktoś w nią rzucił i uciekła, zanim Achilles do mnie dobiegł. To na pewno był jego sztylet, uratował mnie.
- Achilles... Tak dobrze że jesteś... - wtuliłam się w niego, przerażona jak nigdy dotąd, gdyby nie on już bym leżała tu martwa, albo byłabym rozszarpywana przez tą mroczną klacz. Po jakimś czasie zdałam sobie sprawę że nie powinnam się tak do niego przytulać.
- Wybacz... - podniosłabym się, gdyby mnie nie zabolało. Znów byłam cała zarumieniona, co ja zrobiłam? Przecież my tylko się przyjaźnimy...
Achilles (loveklaudia) dokończ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz