- Nie no... Nie wierze - parsknąłem lekko, znów mi przerywają. Marcella spojrzała na mnie pytająco. Rodzice akurat dobiegli.
- To prawda co mówią Leo? - spytał tata.
- Nie rozumiem... - nieco się zląkłem, przecież rodzice już wczoraj mogli się o wszystkim dowiedzieć.
- Że Prakereza wróciła do stada, z jakąś klaczą od ludzi - zaczęła szybko mama, uprzedzając tatę, który miał już nawet otwarty pysk, ale nie zdążył wydobyć z siebie głosu. Ja też tego nie zrobiłem, zamilkłem, zastanawiając się czy w końcu wiedzą czy nie, oczywiście o tym co zrobiłem Łzie.
- Tak, są tutaj w stadzie - odpowiedziała za mnie Marcella: - Właśnie od nich wracamy.
- Zaprowadzicie nas do córki?
- Nie wierze, mam... - przerwałem w porę, zmieniając nieco ton. "Opanuj się Leo, dla Marcelli" upomniałem się w myślach.
- A wystarczy wam jak powiemy że są w lesie, zaraz na początku? - powiedziałem. Rodzice przytaknęli, ruszyli od razu, ale tata dał mamie się wyprzedzić, a potem zawrócił do nas szybko.
- Ta klacz to Nikita, prawda? - spytał półszeptem.
- Tak - odpowiedziała Mercy.
- Tak też myślałem, nieco się boję reakcji twojej matki, gdy ją zobaczy.
Tego się boją? Nie wierzę, co tam Nikita, jak zobaczą Prakereze to będzie dopiero szok, bo chyba nie wiedzą o jej ranach. I ja nie zamierzałem im powiedzieć.
- Myślę że mama Leona będzie bardziej przejęta widokiem Łzy, bo... Nie chcieliśmy wam mówić, ale ona... Miała wypadek i...
- Jest ranna?
- To też i...
- Oszpecona - dokończyłem za Marcelle.
- Jak bardzo oszpecona? - spytał tata, nagle cała nasza trójka usłyszała krzyk, krzyk mamy. Wystartowaliśmy w stronę lasu, a może coś się tam stało, no nie wiem, napadli ich ludzie?
Jak byliśmy na miejscu, okazało się że nic nikomu nie groziło. Mama doznała po prostu szoku, cofnęła się aż do taty, przytulając się niego i nie spuszczając wzroku z Prakerezy. Oczywiście Łza była ukryta za Nikitą, najchętniej bym jej dogadał że to nic nie da, bo i tak jej ranny są widoczne. I nawet jak się zagoją to pozostanie ślad, bardzo widoczny i wyraźny ślad. Chyba trochę przesadziłem.
- Kochanie spokojnie... - tata przytulił do siebie mamę.
- Kto jej to zrobił? - wymamrotała: - Kto?!
Przełknąłem ślinę, patrząc na Mercy, oby mnie nie wydała. Ale raczej z jej strony nie powinienem się tego obawiać.
- Leon - powiedziała niespodziewanie Nikita, wściekłem się i to mocno, Marcella musiała mnie aż złapać za grzywę, bo bym pognał prosto na Nikite i nie mam pojęcia co bym jej zrobił.
- Taka jesteś?! A niby mnie przeprosiłaś! Ha, myślisz że ci wybaczę?! - wyszarpnąłem się, tata zdążył osłonić obie moje siostry.
- Nie musisz! Myślisz że mi zależy?! Nie, nie po tym co zrobiłeś Prakerezie!
- Leon to prawda? - spytał tata. Spojrzałem na Marcelle, jakbym szukał w oczach ukochanej, odpowiedzi na to co miałem teraz zrobić.
- Powiedzieć mu? - szepnąłem w końcu na ucho Mercy, pokiwała tylko głową że tak.
- Tak, ale... Wszystko wyjaśnię - zacząłem im wszystko tłumaczyć tak jak wtedy Marcelli, na szczęście mnie wysłuchali. Łza się przy tym popłakała, przez co mama do niej poszła. Nie chciałem się teraz z tego cieszyć, ale mama trzymała dystans od Nikity, może jej nie zaakceptuje, oby. Nikita wkrótce też odeszła od nas bez słowa. Przynajmniej nie musiałem już dłużej jej znosić.
- Leon... Nie wierzę że to zrobiłeś, że to zrobił mój własny syn... Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo się zawiodłem... - powiedział tata, gdy ja skończyłem.
- Domyślam się tato...
- Wątpię, tyle razy ci tłumaczyłem że to twoja siostra, że powinieneś...
- Ja wszystko wiem, popełniłem błąd, ale... Już ją za to przeprosiłem, wybaczyła mi - mówiąc to nie byłem pewien czy Łza to potwierdzi. Jak tata spojrzał w jej kierunku to na szczęście przytaknęła. Westchnął, spuszczając wzrok na ziemie: - Synu, przeprosiny to za mało, myślisz że to pomoże teraz jakoś twojej siostrze?... - jego spojrzenie znów powędrowało na mnie.
- Nic przecież więcej nie zrobię...
- Mógłbyś się nią zająć, wspierać... Ale, na co ja liczę, jeszcze pogorszyłbyś, prawda?
- Ma przecież Nikite, ma was, ja tam wolę zająć się swoją własną rodziną - spojrzałem na Marcelle, po czym znów na tatę: - Z resztą to się już nigdy nie powtórzy, na prawdę. Nigdy. Wybaczycie mi to?
- Chciałbym ci uwierzyć, ale... Nie wiem czy jestem w stanie - tata poszedł już do mamy.
- A ty mamo? - zapytałem się teraz jej, ale od niej nie usłyszałem chociażby słowa.
- Powiedź mu żeby stąd poszedł - zwróciła się do taty. Od razu ruszyłem urażony w swoją stronę, znów poczułem się mniej ważny niż moja głupia siostra.
- Leon - dogoniła mnie Marcella.
- Cudownie, wiedziałem że to tak się skończy, jak tylko dorwę tą zdrajczynie to... - tupnąłem kopytem.
- Leo proszę cię...
- Niby mi wybaczyła, sama nawet przeprosiła, ale naskarżyła na mnie, wydała mnie ta, ta...
- Leon! - Mercy nagle uniosła głos: - Nic jej nie zrobisz.
- Jak chcesz... - odwróciłem od niej głowę, parskając. Nikita i tak tego pożałuje, ale Marcella się nie dowie że coś jej zrobiłem, bo nikt się nie dowie. Jak zabije Nikite to kto miałby się dowiedzieć, skoro ona nikomu o niczym nie powie.
- Mercy, zapomnijmy o tym chociażby na chwilę... - poprosiłem: - Chodź ze mną, mam dla ciebie niespodziankę.
- Jaką?
- Zobaczysz - uśmiechnąłem się lekko i tajemniczo za razem, oby jej się spodobało.
Wziąłem w pysk ozdobę, wyjąłem ją z mojej kryjówki, była to zwyczajną bransoleta, nieco udekorowaną przeze mnie, ale zrobioną przez ludzi i znalezioną tutaj na wyspie, w sam raz na nogę Mercy.
- To dla ciebie... - podszedłem do niej, trzymając prezent w pysku.
- Z jakiej to okazji?
- W ramach przeprosin i... - ukląkłem na przednie nogi, kładąc na chwilę bransoletę na nie.
- Mercy zostaniesz moją partnerką? - spytałem, tak długo już to ćwiczyłem, a tyle razy ktoś zawsze musiał przeszkodzić, ale teraz wreszcie to wypowiedziałem, czekałem już tylko pełen napięcia i niepokoju, na reakcje i zarazem odpowiedź ze strony Marcelli...
Marcella (loveklaudia) dokończ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz