Menu

sobota, 19 grudnia 2015

Spotkanie cz.59- Od Elliot'a, Danny'ego/Felizy, Zimy, Tori

Elliot
-Tato co się dzieje?- przebudziłem się, tata stał przy wyjściu wraz z Majką, zaciekawiony, wstałem i podszedłem do nich. Zauważyłem leżącą mamę.
-Co się dzieje? mamo- położyłem się szybko obok niej
-To przemęczenie- wtrącił tata, ale ja wyczułem że coś jest nie tak
-Nie, to chyba nie to- spojrzałem na mamę, pomimo że jest ciemno, zauważyłem że jej oczy są bez wyrazu, nie poruszają się tak jak u normalnego konia.
-Zabierzmy ją do jaskini, zobaczymy rano- tata podszedł i zabrał mamę do jaskini, zostałem tylko ja i Majka
-Mamie nic nie będzie...prawda?
-Nie Maju...nic mamie nie będzie- powiedziałem trochę niepewnie
-Dziwnie się zachowywała
-Spokojnie, rano się wszystko wyjaśni
-Myślisz?
-Pewnie- uśmiechnąłem się- wracaj do jaskini
-A ty?
-Ja za chwilę przyjdę- popchnąłem lekko siostrę w stronę jaskini, poczekałem aż wejdzie i poszedłem w stronę lasu, na mały spacer.


                                                                              ***


-No proszę, proszę...kogo ja widzę- natknąłem się na Felize, nabrałem ochoty aby trochę ją podenerwować
-daj sobie spokój- odwróciła się odemnie
-A to? to co?- podszedłem bliżej i szturchnąłem ją lekko w zad, odsunęła się gwałtownie
-Nie dotykaj mnie!
-Tylko zapytałem- zbliżyłem się znów
-Głuchy jesteś?!
-Nie, ale bardzo natrętny- parsknęła
-Czego ty odemnie chcesz?
-Pomyśl

Danny
Zima po raz kolejny dała mi powody do zmartwień, nie spałem przez całą noc, bo nad nią czówałem, cały czas coś majaczyła przez sen, co chwilę zalewała się potem, już sam nie wiem co mam robić, córka chora, Zima powoli mi się wykańcza przez te zmartwienia, brakuje mi tylko teraz kłopotów ze stadem.

                                                                                    ***

Odetchnąłem z ulgą kiedy nad ranem jej się polepszyło, w końcu się wyspała.
Wyszliśmy z jaskini, oczywiście, Zima zawróciła do Tori
-Zima chodź- poszedłem za nią
-No przecież jej samej nie zostawię
-Daj jej trochę spokoju, też tego potrzebuje, a ty chodź coś zjedz
-A jeśli coś się stanie?
-No co na przykład?
-Źle się poczuje, ktoś ją tu zaatakuje...
-Przestań, chodź
-Ale...
-Nie ma żadnego ale, idziemy- złapałem ją za grzywę i lekko pociągnąłem do siebie, mimo oporów, poszła za mną.
Staneliśmy na uboczu, ja zacząłem jeść, ale Zima tylko zaczęła niespokojnie chodzić, w te i we wtę
-Możesz przestać?- podniosłem poirytowany głowę
-Kiedy nie mogę, boję się o Tori
-Nic jej nie będzie, Zima przestań w końcu
-Zachowujesz się tak jakby Cię to nie obchodziło!
-Obchodzi i to bardzo
-Tak? a jakoś tego po Tobie nie widać!
-Bo chyba tylko ja trzeźwo myślę z naszej dwójki!
-Co ty mówisz?!
-Pomyślałaś jak ja się czuję w tej sytuacji? wszystko zostawiłaś na mojej głowie, zajmuję się Tobą i Tori, ona chora, Ty się powoli wykańczasz, do tego Ihilo też chory, partner twojej siostry, brakuje mi tylko jakichś innych problemów związanych ze stadem.
-Nie powinno Cię dziwić moje zachowanie! co jako matka mam zrobić kiedy moja córka jest chora?!
-Gdybyś chociaż zachowywała się normalnie, to byłoby dobrze! chcesz się nią opiekować, to miej na to chociaż siłę, bo jak narazie nie masz nawet siły jej podnieść i wszystko ja robię!
-Nie mam ochoty się z Tobą sprzeczać- odwróciła się odemnie i ruszyła przed siebie
-Gdzie idziesz?!
-A jak myślisz?! do Tori...- pokłusowała w stronę jaskini, nie zamierzam za nią biec, też chcę trochę odpoczynku a i stada musi ktoś pilnować, nie będę wiecznie wszystkiego zrzucał na Criss'a.

Elliot
Nie wróciłem na noc do jaskini, spędziłem ten czas w górach. Kiedy zaświtało, miałem wracać do stada ale coś mnie zatrzymało, a kto? no Feliza. Przeszła obok gór, postanowiłem pójść za nią.
-Gdzie to się wybieramy-wyszedłem jej na drogę
-Daj mi święty spokój- wyminęła mnie
-Ejejej nie tak prędko- chwyciłem jej ogon i pociągnąłem do siebie
-Czego?-spytała z gniewem, więc jeszcze jakieś uczucia ma skoro patrzy się na mnie jakby chciała zrobić mi najgorsze rzeczy.
-Myślisz że nie wiem że gapiłaś się na nas w nocy?! jeśli stan mojej mamy zawdzięczam Tobie, to pożałujesz
-Siada Ci na psychikę tak jak Twojej mamusi? daj mi spokój
-Odszczekaj to co powiedziałaś!- wrzasnąłem, nie pozwolę aby ktoś obrażał moją mamę
-No chyba śmieszny jesteś- zaśmiała mi się prosto w pysk, chwyciłem jej grzywę i z impetem uderzyłem jej głową a skały wystające ze zbocza
-Puszczaj!- odepchnęła mnie, stróżka krwi pociekła jej od ucha po sam polik
-To jest nic w porównaniu z tym, co chętnie bym Ci zrobił, ale narazie odpuszczę, to jeszcze za wcześnie
-Powiesz że się po prostu mnie boisz
-Ja?- zaśmiałem się- Ciebie? hahahaha nie no bo padnę ze śmiechu- Feliza cofnęła ze złości uszy, parsknęła i odeszła, a niech idzie, na nią odkładam i pomysły i siły.

Danny
Przemyślałem tą moją kłótnię z Zimą, nie powinienem może na Nią krzyczeć, ale już po prostu nie wytrzymałem, może i lepiej że to z siebie wyrzuciłem, dłużej tego w sobie nie mogłem dusić.
-Może do Nich pójdę?- spytałem sam siebie, spojrzałem w kierunku jaskini.- dobra, idę- kłusem ruszyłem w stronę mojego celu. Wbiegłem do jaskini, ale...ich tutaj nie ma
-Zima?- rozejrzałem się po jaskini
-Zima! Tori!- wybiegłem krzycząc, pierwsze co mi przyszło do głowy, to las, tak, tam na pewno poszły, no bo gdzie indziej?
Biegnąc przez las, rozglądałem się za nimi i krzyczałem, ale nikt mi nie odpowiedział, zatrzymałem się w końcu na krańcu lasu, zastanowiłem się raz jeszcze, gdzie one mogą być, "chwila, nie byłem nad wodospadem" powiedziałem sam do siebie w myślach, pogalopowałem odrazu w to miejsce.

                                                        Feliza, Zima, Tori [ zima999 ] ^^Dokończ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz