Menu

niedziela, 27 grudnia 2015

Spotkanie cz.66 - Od Felizy, Tori, Zimy, Rosity/Elliot'a, Danny'ego

Od Felizy
Dobiegłam aż do gór, ale Elliot i tak zdołał mi zniknąć z oczu. Musiałam się zatrzymać, choćby na moment, żeby nieco odsapnąć. Ledwo co przed chwilą urodziłam, przeżyłam śmierć matki i doszłam do tej całej jaskini licząc na zregenerowanie sił... Żeby teraz uganiać się za Elliot'em, zmęczona, pobita i na dodatek pozbawiona mocy. Miałam już normalnie wrażenie że ta jego klątwa padła też na mnie, choć to było oczywiste że nie. Na domiar złego sama musiałam go znaleźć. Demony mi tym razem nie pomogą... Ale... Właściwie to po co miałam ratować córkę, powinnam była ją zabić. Zawróciłam, zatrzymując się jednak. Nie mogłam jej zostawić. Bałam się o nią i martwiłam zarazem, bo Elliot mógł jej zrobić wszystko, nawet zabić. Odwróciłam się wracając na trasę, która prowadziła w głąb gór. Nie wiedziałam już co ze sobą zrobić, byłam rozdarta między tym co było wcześniej, a tym co działo się teraz. Nienawidziłam tego źrebaka, gotowa zabić je w każdej chwili, ale kiedy się urodziło nie mogłam go nawet porządnie uderzyć, nie potrafiłam, zaczęło mi na nim zależeć. To absurdalne, ona była córką Jima, a on był moim wrogiem, może nie takim jak teraz Elliot, ale jednak... Była też, moją córką i może to pokrewieństwo mnie powstrzymało przed dokonaniem zemsty, nie wspominając o tym całym instynkcie macierzyńskim, nie miałam pojęcia że coś takiego może mi w ogóle dolegać.

Przebiegłam już spory kawałek, zaglądając w różne kryjówki. Jak na złość nigdzie nie zauważyłam żadnego śladu, ani nie usłyszałam głosu córki czy Elliot'a.
- Gdzie jesteś?! - krzyknęłam zezłoszczona, czas działał na moją nie korzyść.
- Dolly! - zawołałam nieprzerwanie. Wciąż ją nawołując znalazłam przejście do tunelu gdzie wcześniej mogłam napotkać moich pierwszych rodziców, a raczej ich martwych. Elliot'a tam nie było, a jak jego nie było to Dolly także. Schodząc na dół, zmarnowałam mnóstwo czasu. Wybiegłam na zewnątrz jak oparzona, rzuciłam się na ziemie, uderzając o nią kopytami. Gdzie ja miałam teraz pójść? Elliot mógł być dosłownie wszędzie, tu jest chyba milion kryjówek, a ta była najbardziej mi znana. Nigdy nie pomyślałabym że będę miała taki problem z znalezieniem kogoś. A no tak, zwykle robiły to za mnie demony. Nie miałam wyjścia, jak próbować je znów przywołać i zmusić do posłuszeństwa, byłam całkiem opadła z sił, nie wspominając o tym że obolała, przez Elliot'a, któremu zawdzięczałam mnóstwo ran i siniaków. Jakby wiedział że się nie uleczę. Nie mogłam, bo potrzebowałam do tego energii demonów.
- Zdrajcy, jak tylko mi się polepszy to pożałujecie że w ogóle istniejecie! - wydarłam się, kiedy żaden z demonów się nie pojawił.
- Feliza... - usłyszałam głos mamy, obejrzałam się za siebie, stała przy mnie, jako duch. Emanowała z niej raczej dobra energia, zdziwiłabym się gdyby było inaczej.
- Mamo... - zdołałam powiedzieć tylko tyle, czując na nowo ten ból jak zobaczyłam ją martwą.
- Co się z tobą dzieje?! - tupnęłam kopytem, łzy gromadziły mi się już w oczach.
- Wiem gdzie jest Dolly, mogę cię zaprowadzić, ale nic po za tym nie jestem w stanie zrobić... Chyba że...
- Chyba że co? - zdążyłam się już otrząsnąć, patrząc na nią trochę tak jakby stał przede mną zwykły duch.
- Chyba żebyś mnie pochłonęła, wystarczyłoby ci sił żebyś pokonała Elliot'a, ratując córkę.
- I to pewnie ten jeden jedyny raz... - odwróciłam się od niej, była jednym z tych potężnych duchów i jej pochłonięcie dałoby mi mnóstwo energii.
- Ale jesteś głupia proponując mi coś takiego! - krzyknęłam momentalnie, przez nią musiałam walczyć ze sobą o to na kim bardziej mi zależy. Na matce czy córce. Tą pierwszą znałam już dość długo, jeszcze nawet przed narodzinami, kiedy to szukałam dla siebie nowego ciała, ale do córki żywiłam te uczucia jakimi obdarzyła mnie Melinda, byłam dla niej matką, choć znałam ją od... Kilku godzin, przecież nie przeżyje jej śmierci aż tak jak matki, ale ona i tak nie żyła, a Dolly jeszcze żyję.

Od Tori
Ból nie minął, nie mogłam go znieść, podkurczając nogi i zaciskając zęby, robiłam to po kryjomu i gdy rodzice czy Maja na mnie patrzyli starałam się nawet nie drgnąć. Zastanawiałam się co Feliza mi zrobiła tym ciosem w głowę, jak bardzo ją uszkodziła, że jak tylko lekko ją pochyliłam, to ból momentalnie stawał się silniejszy. Chwilami traciłam orientacje, czując się tak jakby wszystko wirowało wokół, a ja unosiła się w powietrzu, choć leżałam normalnie na ziemi, jak zawsze. Gdy już nie mogłam utrzymać równowagi, położyłam się na boku, co jakiś czas lekko drżąc na ciele. Pewnie pomylą to z chorobą, a może to właśnie ona powodowała? Dobrze że Maja powiedziała rodzicom że to ja przypadkiem uderzyłam się o coś głową, nie wspominając o Felizie. Tylko nie pamiętałam o co, choć siostra im mówiła co to takiego było. W ogóle nie musiałybyśmy im o tym wspominać, gdyby nie krew, teraz już po części skrzepnięta i oklejająca mi grzywę.
Przez ból nie byłam w stanie nawet myśleć, a martwiłam się o Elliot'a, co mu się stało? Może jak zabije tego źrebaka czy nawet Felize to dojdzie do siebie? Tak, nie obchodziło mnie to źrebie, córki Felizy miałoby mi być żal? Sama bym jej coś zrobiła, jakby dzięki temu ten ból miał minąć.

Od Zimy
Nie mogłam nic zrobić, choć martwiłam się o Elliot'a i najchętniej dowiedziałabym się co się tam teraz dzieje, co się dzieje z moim synem i co zamierzał zrobić z tą klaczką, którą porwał. Nie mogłam uwierzyć że to zrobił, że kogoś zabił, przecież się zmienił, widziałam na własne oczy... Właśnie, widziałam, ale teraz tylko mogłam o tym pomarzyć. Nie umiałam się z tym pogodzić, przez to kalectwo nie mogłam już nic, choć normalnie bym pobiegła za synem i próbowała z nim porozmawiać. Dodatkowo panująca cisza doprowadzała mnie do szału, miałam wrażenie że nikogo tu nie ma, że leże tu sama, musiałam ją w końcu przerwać.
- Danny... - odezwałam się.
- Mamo, tata wyszedł na chwilę, przynieść ci trawy - przypomniała mi Maja. Danny mówił mi o tym, ale nie wiedziałam kiedy miał zamiar wyjść, ani nie widziałam jak wychodził, nie mogłam się przyzwyczaić żeby polegać na samym słuchu, nie wyobrażałam sobie takiego życia. Jak miałam poznać że akurat ten tupot kopyt należy do ukochanego, a tamten do kogoś innego. Byłam przyzwyczajona że nieraz ktoś tędy przechodził, wchodził lub wychodził i zawsze mogłam zobaczyć kto.
- Od kiedy Elliot zaczął się tak dziwnie zachowywać? - spytałam, żeby tylko przestało być tak cicho, nikt jednak nie odpowiedział. Słyszałam tylko jak ktoś wstaje i jak podchodzi dokądś dość szybko.
- Jesteście tu? - poruszyłam się niespokojnie.
- Jesteśmy... - usłyszałam głos Maji.
- Dlaczego mi nie odpowiedziałaś? To ty wstałaś? Coś się stało?
- Nic takiego...
- Coś z Tori? - dopytywałam, sama spróbowałam wstać.
- Leż mamo, nic się nie dzieje... - zapewniała Maja, po chwili słyszałam jak do kogoś szepcze.

Od Rosity
Jak tylko mama się obudziła, a rodzice zaczęli rozmawiać, zdarzyłam przysnąć. Nie chciałam spać, ale jakoś tak samej ze zmęczenia, opadły mi powieki i zasnęłam. Słyszałam co jakiś czas jakieś rozmowy, ale one ucichły wraz z głębszym snem, zaczęło mi się nawet coś śnić. Nagle ktoś stanął mi na nodze, obudziłam się momentalnie, przez nagły ból, krzyknęłam. Odsuwając się w bok. To była mama, wystraszyła się stając nieruchomo. Była już na nogach, ale nie wiedziałam dlaczego wstała.
- Rosita? Nic ci nie jest? - spytała, wyczułam u niej niepewność, może nie była do końca pewna czy to mi wdepnęła na nogę.
- Wszystko dobrze mamo... - sama wstałam, prostując tylną nogę, która nadal mnie bolała. Podczas prób stawania na nią, zauważyłam Maje przy Tori jak próbuje ją obudzić, szeptała do niej tak cicho że nie słyszałam co mówiła. Mama zrobiła ostrożnie krok, chwiejąc się na nogach, zeszłam jej z drogi, lekko kulejąc.
- Maja co się dzieje? - mamie ściszył się głos z przejęcia, stała przed ścianą, ale chyba o tym nie wiedziała. Nie byłam pewna czy mam jej powiedzieć co się dzieje, czy lepiej się nie wtrącać. Majka jak tylko spojrzała na mamę to zwyczajnie się bała jej powiedzieć, nie wiedziałam tylko czym był spowodowany ten strach. Kiedy do środka wszedł tata, wyczułam szczególne napięcie.
- Zima powinnaś odpoczywać - puścił trawę, zmuszając mamę żeby się położyła.
- Co się dzieje? Czemu nie chcecie mi powiedzieć? - mama jeszcze bardziej się zestresowała.
- Spokojnie, nie możesz się denerwować... Jeszcze byś znów wpadła w śpiączkę, nic się nie dzieje.
- Ale...
Tata spojrzał porozumiewawczo na Majkę.
- Pójdę jeszcze po trawę, a ty odpoczywaj... - podniósł się idąc w stronę Tori, za to Maja wyszła na chwilę z jaskini. Mama była zdezorientowana, nastawiała uszy raz w stronę jednego dźwięku raz drugiego. Czułam jak bardzo tata się niepokoi, próbując obudzić Tori, za to ja nie umiałam się nią przejmować, nie chciałam tak o siostrze myśleć, ale wolałam żeby jej nie było. Nie czułam się dobrze w jej towarzystwie, tak samo jak ona w moim.
- Rosita, gdzie jesteś? - mama zaczęła mnie szukać, podeszłam do niej, dotykając jej boku głową.
- Przepraszam, nie chciałam na ciebie nadepnąć... - mówiła powstrzymując ledwo łzy: - Jestem do niczego...
- Nie prawda... - przytuliłam się do niej, patrząc na tatę, jak szarpie delikatnie Tori.
- Nie mogę się nawet tobą zająć, a Tori to już zwłaszcza... Nie wiem nawet co się wokół mnie dzieje...

Od Tori
Otworzyłam oczy, widząc przed sobą tatę, jak zwykle niewyraźnie. Napadły mnie niespodziewanie drgawki, przez które nie mogłam się poruszyć z własnej woli.
- Tato co mi jest? - spytałam przerażona.
- Ciii... - szepnął tata, wskazując na mamę: - Lepiej żeby na razie nie wiedziała że coś się dzieje, jakoś ci pomogę. Mama nie powinna się teraz denerwować, a wiesz jak jest wrażliwa na twoim punkcie - szepnął tata, Maja przybiegła nagle z ziołami i podała je od razu tacie.
- Już wróciłem - powiedział tata, nie wiedziałam o co chodzi, spojrzałam na niego pytająco.
- Mama myśli że to ja, powiedziałem jej że poszedłem po jeszcze trochę trawy, gdyby wiedziała że to Maja wyszła, to mogłaby się domyślać że coś jest nie tak - szepnął tata, przytrzymał mnie, po chwili jak mi przeszło, podał mi jakieś zioła, zjadłam je bez problemu, byłam już przyzwyczajona, a nie dawno nawet uzależniona od ziół, ale akurat nie tych.
- Dlaczego szepczecie? - pytała mama, nikt jej nie odpowiedział.
Tata odkrył mi grzywkę, jak tylko nią poruszył, wydałam z siebie zduszony krzyk, żeby tylko mama nie usłyszała, nie bardzo się to udało.
- Danny, co to było?
- Nic takiego, tylko pomagałem Tori, odwrócić się na drugi bok - tata skłamał, bo przecież grzebał mi dalej w grzywce, odsłaniając tą ranne na głowie. Było mi tak gorąco, przez ból i przez powstrzymywanie się od krzyku, zęby to już miałam zaciśnięte tak mocno że jakbym dostał się pod nie język, to chyba bym go sobie odgryzła.

Od Rosity
Zrobiło mi się żal Tori, widząc jak cierpi. Poderwałam się z ziemi, czując jak tata się przestraszył i jednocześnie mocno przejął na widok ranny Tori. Podeszłabym do niej, próbując ją chociażby wesprzeć, gdyby była inaczej do mnie nastawiona, a tak byłam nie wiedziałam co zrobić.
- Nie ruszaj się... - powiedział tata nieco głośniej niż wcześniej, a potem wybiegł z jaskini.
- Dlaczego nic nie chcecie mi powiedzieć?! - krzyknęła mama.
- Spokojnie mamo... Woleliśmy cię nie martwić, ale... - zaczęła Maja, teraz ona stała przy Tori.
- Ale co? To że nie widzę nie mogę już wiedzieć? - mamie spłynęły łzy z oczu.
- Lepiej by było gdybyś nie wiedziała... Chyba coś poważnego jest z Tori i...
- Woleliście już przez to nie przechodzić, co ja... Co wam zafundowałam...
Tata wbiegł gwałtownie do środka, od razu zajmując się Tori, owinął jej głowę jakimś roślinami, Maja mu w tym pomogła, mówiąc mu że powiedziała o wszystkim mamie. Westchnął tylko.
- Powinno chociaż trochę załagodzić ból i przyspieszyć gojenie, ale nie wiem co z urazami wewnętrznymi Tori, oby ich nie było... - powiedział półgłosem tata do mojej siostry.

Od Felizy
Nie dałam rady skorzystać z propozycji Melindy. Miałabym pochłonąć ducha własnej matki? Może kiedyś, w innym wcieleniu, kiedy nie zależało mi na rodzicach, a oni traktowali mnie tak samo jak ja ich, ale nie w przypadku Mel. Wbiegłam do środka, łudząc się że tak po prostu uratuje córkę. Nie miałam jak pokonać Elliot'a, jedynie w walce, ale on był ogieram, a ja klaczą, bez energii jaką przekazywały mi demony nie dorównywałam mu siłą. Dolly na szczęście leżała na ziemi, a Elliot'a nie było. To było zbyt proste. Mimo podejrzeń i tak wzięłam małą i zaczęłam z nią uciekać. Elliot wyskoczył nagle znienacka, uderzyłam o niego przewracając się z córką.
- Nareszcie dotarłaś, już myślałem że nie przyjdziesz - zaśmiał się.
- Czego chcesz w zamian? Skończmy to wreszcie, dasz spokój mnie i mojej rodzinie, a ja dam spokój tobie i całemu stadu - sama w to nie wierzyłam, ale na prawdę byłam w stanie to zrobić żeby tylko zabrać stąd córkę, co nadal mimo wszystko mnie dziwiło, ale nie mogłam się tego wyprzeć.
- Nie rozśmieszaj mnie, mówisz tak, bo teraz jesteś słaba - zaczął krążyć wokół mnie.
- Bardzo słaba... - zaśmiał się, nie okazywałam już gniewu, poddałam się, choć czułam jak część mnie aż się gotuje ze złości, mimo to wiedziałam że tak będzie lepiej, lepiej nie wyprowadzać go z równowagi w tym stanie.
- Pomogę ci z tą klątwą... Wtedy dasz mi spokój? - zaproponowałam mu, śmiał się, a po chwili wbijał we mnie wzrok.
- Myślisz że ci uwierzę?
- Wiem jak odwrócić klątwę, myślisz że tego nigdy nie robiłam?
- Nie masz pojęcia.
- To się okaże - upierałam się przy swoim, chyba po raz pierwszy uciekłam się do prawy, a nie kłamstwa. Wiedziałam co zrobić żeby zażegnać klątwę, ale ten sposób wymagał ofiary, ktoś musiał się poświęcić, ktoś z jego rodziny.
- Oddawaj małą - wyrwał mi nagle Dolly: - Ona zostaje ze mną - uśmiechnął się szyderczo.
- Nie mógłbyś uśmiercić kogoś ze swojej dalszej rodziny? Kogoś, kogo nie znasz, a mimo to jest z tobą, lub z kimś z twojej rodziny spokrewniony, chyba nie będziesz za nim rozpaczać, a dzięki ofierze możesz przerwać klątwę - powiedziałam, wiedziałam co mnie czeka za tą informacje, doskonale wiedziałam jakie jest ryzyko próbować chociażby pomóc tym na których padła klątwa. I pomyśleć że robiłam to dla źrebaka, którego ojcem był Jim.

Od Tori
Poczułam się trochę lepiej, tata pomógł mamie się do mnie dostać, bo koniecznie chciała być przy mnie, przytuliła mnie do siebie lekko. Uśmiechnęłam się złośliwe do Roisty, bo właśnie została sama, a wiedziałam że nie podejdzie, bo jeśli to zrobi to zacznę się rzucać, udając że mnie bardziej boli niż jest na prawdę. A skoro ona potrafiła to wyczuć, to się nie zbliży. Inaczej będzie odpowiedzialna za to że sobie pogorszę przez zbyt gwałtowny ruch. Trochę się martwiłam o mamę, bo wciąż płakała, milcząc. Mimo że tata z nią rozmawiał, to ona najwyżej odpowiadała mu pojedynczymi słowami.
- Musisz coś zjeść i nabrać w końcu sił - tata położył przed mamą trawę, mi także jej trochę podał.
- Nie chcę... Jak mogę jeść kiedy Tori może umrzeć?
- Wiedziałem że tak będzie... Pomyśl chociaż o Rosicie, ona potrzebuje mleka, a ty go już prawie nie masz, myślisz że będziesz mogła ją karmić, nic nie jedząc?
- Ja już chyba nie nadaje się na matkę. Jestem niewidoma... Po co...
- Mamo, przestań! - krzyknęła Rosita, chciała podejść, zrobiła nawet krok w naszą stronę, ale wystarczyło że spojrzała na mnie i już się zniechęciła. Zapadła cisza. Mama położyła głowę na ziemi, nie ruszając nadal trawy.
- Później zjem... - powiedziała, zamykając oczy, chyba starała się zasnąć, ja też zrobiłam się senna, zapadł już zmrok. Nie miałam jednak jak zmrużyć oka, wciąż budził mnie ból. Pomagało mi trochę ciepło rodziców, bo oboje spali przy mnie, mama po jednej stronie, a tata po drugiej. Rosita, spała u boku Maji, która leżała przy mamie. Nie było tylko Elliot'a, a bardzo chciałam go znów widzieć, powiedziałabym mu co zrobiła mi Feliza, mimo że tak wariuje, chociaż, może to zły pomysł... Ale przecież nam nic nie zrobi.


Elliot, Danny (loveklaudia) dokończ



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz