Menu

sobota, 26 grudnia 2015

Spotkanie cz.64 - Od Felizy, Tori, Rosity, Zimy/Elliot'a, Danny'ego

Od Felizy
Byłam w drodze do stada, szczególnie się nie spieszyłam. Właściwie wlokłam się i to bardzo, nie mogłam zapomnieć o Elliot'cie, najchętniej bym się go pozbyła, bo to on stanowił największy problem, a nie jakiś bachor, choć z jednej strony ta jego siostra może mnie wydać, ale Elliot zabić, jeśli okaże się silniejszy niż myślę. Przystanęłam na chwilę, miałam złe przeczucia, ale jak to? O co miałabym się niby martwić? Ta ciąża chyba na prawdę miała na mnie zły wpływ. Nagle usłyszałam krzyk, od razu poznałam że to głos mamy. Zawróciłam momentalnie, biegłam dość szybko, ale nie tak jak przed ciążą, ciężko mi było przez ten ogromny brzuch wyciągać nogi.
- Elliot! - krzyknęłam, zobaczyłam jak stoi przy mojej mamie, była ranna, leżała na ziemi, a on był od krwi, od jej krwi, nie mogłam uwierzyć że ją uderzył. Przecież by tego nie zrobił. Jednocześnie byłam zezłoszczona.
- Pożałujesz jeśli jeszcze raz ją tkniesz! - podbiegłam do matki, osłoniłam ją odsuwając od niej Elliot'a. Odszedł momentalnie łamiąc gałęzie które stały mu na drodze i parskając, zachowywał się w sposób agresywny, jakby nie panował nad sobą. Ale i tak nie zamierzałam mu tego odpuścić.
- Taki jesteś?! Zobaczymy co się stanie jak zrobię coś twojej matce?! - krzyknęłam gniewnie. Zaczęłam przywoływać do siebie demony, zasłoniły mi widok. Od razu przeszły na stronę Elliot'a. Nagle usłyszałam dźwięk pękającej kory, obróciłam głowę, wprost na nas zaczęło spadać drzewo. Elliot w nie uderzył tak mocno że drzewo przechyliło się w naszą stronę, a część korzeni wyszło z ziemi. Złapałam mamę za grzywę z zamiarem odciągnięcia jej stąd. Elliot wyskoczył znienacka odpychając mnie gwałtownie, grzywa Mel mi się wyślizgnęła, a sama uderzyłam o ziemie.
- Mamo! - zerwałam się żeby jej pomóc, Elliot mnie przytrzymał, nie nadążałam już za nim, za jego ciosami. Szarpałam się mu, zmuszając demony do posłuszeństwa, ale one przestawały mnie słuchać.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknęłam, przygwoździł mnie jeszcze bardziej do ziemi.
- Teraz zobaczysz co to znaczy cierpienie! - wrzasnął, uderzając mnie w pysk, mocniej niż kiedykolwiek.
- Chcesz ją zabić?! Co ona ma z tym wszystkim wspólnego?! - próbowałam go od siebie odepchnąć, uderzając raz po raz w jego brzuch, tylnymi nogami.
- Oj ma, ma bardzo dużo wspólnego! Z tobą!
Zaczęłam się rzucać, cała się obiłam o twardą ziemie, ale i tak nie zdołałam się wyrwać Elliot'owi. Huk drzewa sprawił że oboje zastygliśmy w bezruchu. Odwróciłam głowę, to co zobaczyłam sprawiło że coś we mnie pękło, nie mogłam złapać tchu, a skurcze przeszywały już całe moje ciało. Mama leżała przygnieciona przez drzewo, z otwartymi i jednocześnie martwymi oczami zwróconymi w moją stronę. To drzewo musiało spaść prosto na nią, a cios był tak silny że nie mogła go przeżyć. Wydostałam się z pod Elliot'a, stał nieruchomo, a obok niego zauważyłam czarną sylwetkę, był to demon, bardzo silny demon, który nie chciał mi się ukazać. Widział go tylko Elliot, to on mieszał mu w głowie, podeszłam ledwo do matki. Niemal od razu powaliło mnie z nóg, poczułam jak coś spływa po moich tylnych nogach, chyba zaczął się poród. Mimo to próbowałam wstać i wydostać ciało mamy z pod drzewa, musiałam ją jakoś ożywić, tylko nie wiedziałam jak i czy to możliwe, skoro straciłam kontrole nad demonami. Podniosłam się, przednimi nogami odpychając drzewo, jak tylko o drobinę się poruszyło, znów upadłam, dyszałam ciężko, traciłam siły, cała zalewając się potem. Doszło do tego że nie mogłam znieść bólu, krzycząc.

Od Tori
Tata wybiegł nagle z jaskini, jakby coś się stało. Spojrzałam na Maje, a ona na mnie.
- Co mu się stało? - spytałam. Rosita już chciała się odezwać, ale spojrzałam na nią krzywo: - Ty już lepiej milcz - zagroziłam. Mała położyła uszy po sobie, odwracając się ode mnie.
- Może... - Maja się zastanowiła: - Tata widzi duchy, może poinformowały go o czymś...
- Chyba nie ma innego wytłumaczenia, ale co się mogło wydarzyć? - zaczęłam się niepokoić, może Elliot sobie coś zrobił, nie, to było do niego niepodobne. Chociaż ostatnio dziwnie się zachowywał. I jeszcze ta klątwa.

Od Felizy
Elliot stał nade mną przeszywając mnie wzrokiem. Czekał aż urodzę. Zatrzymywałam z całych sił łzy, które zgromadziły mi się w oczach, nie tyle z bólu, choć ten był nie znośny, ale z rozpaczy. Zabił mi matkę, a ja byłam... Bezsilna, pierwszy raz od tylu pokoleń tak mocno osłabłam, chyba już nawet wiedziałam przez co. Nie przywiązywałam się nigdy do swoich rodzin, a tu zrobiłam wyjątek, zależało mi zarówno na Melindzie jak i Aiden'ie, to była słabość, której demon powinien się wystrzegać.
- Elliot! - krzyknął Danny, nie wiedziałam tylko skąd dobiegł jego głos. Elliot odbiegł ode mnie, a potem już zobaczyłam jego ojca jak zbliża się do ciała mojej matki. Patrzyłam na to w pół nieprzytomna. Danny spojrzał na mnie, odwróciłam od niego głowę, bo właśnie spłynęła mi łza po policzku. Zamknęłam oczy, zapadła cisza, poczułam wyraźnie jak źrebak wydostaje się na zewnątrz. Gdy tylko urodziłam, Danny podszedł do źrebaka, otworzyłam oczy widząc kontem oka że je ogląda.
- Poradzisz sobie? - spytał, kiwnęłam mu głową, unosząc ją lekko. Odbiegł ode mnie, śladami Elliot'a. Gdyby tylko wiedział nie zostawiał by mnie samej z źrebakiem. Obróciłam się na brzuch, od razu poczułam się lżejsza. Złapałam źrebaka, wyciągając w jego stronę głowę, aby go dosięgnąć, pociągnęłam go po ziemi, pod swoje przednie nogi. Źrebak wydostał jakoś głowę z tego co wyszło razem z nim, łapiąc pierwszy oddech. I ostatni zarazem. Położyłam na niego przednią nogę, tak żeby się udusiło pod nią. Puściłam je po minucie, nie dawałam już rady, coś mi nie pozwalało go skrzywdzić, cierpiałam widząc jak ono się dusi. To był zapewne instynkt macierzyński, albo nadal przeżywałam śmierć matki... Ani mi się śniło temu ulegać. Elliot chciał je uratować, więc oprócz Jima, zemszczę się też na nim. Tym razem miałam zamiar zabić je szybciej, złapałam źrebaka za grzywę, chcąc wykręcić mu kark, przytuliło się do mnie nagle, drżąc całe prawdopodobnie od zimna, bo było zimne i mokre. Mój wzrok powędrował na ciało matki, wtuliłam się w źrebaka, w końcu ulegając instynktowi.
- Obie zemścimy się na Elliot'cie, a potem na twoim ojcu - powiedziałam.

Od Tori
Tata długo nie wracał, Elliot z resztą też. Gdybym tak mogła pójść do nich zobaczyć. Spoglądałam wciąż na Majkę, myśląc nad tym czy może by mi pomogła, ale kto wtedy by został przy mamie. Ja jak widać, nie bardzo się sprawdziłam. Usłyszałam wtem kroki, całą moją uwagę skupiłam na wejściu do jaskini, byłam pewna że to tata, może wrócił z Elliot'em? Rozczarowałam się i to bardzo widząc kto na prawdę wchodzi do środka. Była to Feliza i to pobita dość mocno, że aż kulała.
- Przestań się gapić - zmierzyła mnie wzrokiem, za nią stał źrebak, szedł krok w krok za nią, zdziwiłam się że nic mu nie zrobiła. Po niej spodziewałam się najgorszego. Źrebie podbiegło nagle do Rosity, pewnie chciało się bawić.
- Dolly wracaj - powiedziała dość ostro Feliza najwyraźniej do córki, która posłusznie do niej podeszła, Feliza wskazała jej głową głąb jaskini. Dolly ruszyła w stronę w którą kazała jej matka.
- Ty pierwsza pożałujesz tego co zrobił mi twój brat! - zbliżyła się do mnie, przestraszyłam się nie na żarty, widząc jej szaleńcze spojrzenie. Uderzyła mnie w pysk poturlałam się po ziemi, od tego ciosu pulsowała mi aż głowa. Maja od razu zagrodziła Felizie do mnie drogę.
- Zabije cię! - Feliza odepchnęła gwałtownie moją siostrę, przewróciła ją, stając dęba i celując w moją głowę. Zamknęłam oczy, oberwałam tak mocno, czując taki ból, jakby pękła mi czaszka.

Od Rosity
Tori już się nie poruszyła, nie otwierając nawet oczu. Patrzyłam na nią wystraszona, nie wiedziałam czy podejść czy nie. Z głowy Tori leciała krew, nie widziałam jak bardzo jest zraniona przez jej grzywę, która wszystko zakrywała. Maja złapała matkę Dolly za grzywę, siłowała się z nią.
- Puszczaj mnie! - klacz się jej wyrwała, odpychając od siebie: - Nie martw się, przyjdzie i twoja kolej! - zrobiła parę kroków w stronę Majki, zmuszając ja żeby się cofnęła.
- Zostaw ją! - podniosłam się z ziemi. Wszystko przerwał płacz Dolly, wyczułam że klaczka bardzo się boi, wręcz panicznie, choć nie pokazywała tego po sobie. Dopiero jak jej matka do niej podeszła, to ona zaczęła się cała trząść ze strachu.
- Przestań, to nic takiego, tylko krew - powiedziała do niej matka.
- Tori.. - Maja tymczasem próbowała obudzić naszą siostrę. Wolałam się nie zbliżać, Tori nie ucieszy się na mój widok.
- Jak któraś z was, powie że to ja, to pożałujecie! Jedno słowo, komukolwiek, a zabije wam matkę - zagroziła klacz, mówiła na poważnie, czułam jej nienawiść wobec nas, powstrzymywała z trudem złość, starała się uspokoić, chyba powodem była Dolly, ale przez mieszane uczucia jej matki nie wiedziałam do końca. Podeszłam szybko do mamy, wcześniej leżała przy niej Tori i nie chciała mnie do niej dopuścić. Próbowałam ssać mleko, prawie w ogóle nie leciało, byłam głodna już od jakiegoś czasu. Niespokojnie oglądałam się za siebie, patrząc na Tori, nie chciała się ocknąć, mimo że Maja ją już nawet szarpała. Niespodziewanie Tori krzyknęła z bólu i nie przestawała nawet na chwilę, zwijała się z bólu na ziemi. Nie słyszałam przez nią kiedy tata wbiegł do środka.

Od Zimy
Wędrowałam po lesie, będąc ciągle w śnie, nie mogłam nikogo znaleźć, nawet mój tata gdzieś zniknął. Próbowałam się obudzić, bałam się tego momentu, ale nie mogłam wiecznie spać, tak bardzo się niepokoiłam co tam się dzieje. Zdawało mi się że coś słyszę, jakiś słaby krzyk, który stawał się coraz głośniejszy.
- Tori... - powiedziałam sama do siebie, chodząc niespokojnie, las zaczynał znikać, miałam już się obudzić, ale wtem znów zaczęłam się dusić. Krzyk Tori po woli cichł, jakby go nie było, wiedziałam że znów wracam do snu. Ale ja już nie chciałam, byłam tym już wykończona. Zamknęłam oczy, próbując się poruszyć, mimo że miałam problemy z oddychaniem. Nic z tego, nie mogłam utrzymać na dłużej kontaktu z rzeczywistością.
- Pomóżcie mi! - krzyknęłam, przez moment z całych sił łapiąc oddech. Rodzice pojawili się przede mną.
- Zrobimy co się da - powiedzieli, po czym wszystko momentalnie zniknęło. Pierwsze co to zaczęłam kasłać, nadal się przez chwilę dusząc. Słyszałam nieprzerwany krzyk Tori, ale jej głos słabł z każdą chwilę.
- Tori... - wymajaczyłam, poruszając lekko przednimi nogami, dotknęłam czegoś po drodze. Bałam się otworzyć oczy, bałam się że to co mówi tata to prawda, a tak miałam jeszcze nadzieje. Tori w końcu ucichła, przez co powinno mnie być już słychać.
- Co z Tori? - spytałam cicho, nie podnosząc jeszcze głowy, zbierałam po woli siły, byłam osłabiona.
- Zima... Obudziłaś się - słyszałam jak Danny do mnie podchodzi, przytulił mnie lekko: - Wszyscy się martwiliśmy.
Otworzyłam oczy, chcąc zobaczyć wreszcie co z Tori. Nie mogłam wydobyć z siebie głosu, gdy odkryłam że tata miał rację. Nic nie widziałam i pewnie tak jak mówił nie zobaczę. Zaczęłam oddychać nie spokojnie.
- Tori nic nie będzie... Jakoś z tego wyjdzie... Wiem że wygląda to poważnie ale... - kiedy Danny zaczął tak mówić, to jeszcze bardziej zaczęłam się denerwować. Jak miałam zobaczyć co się stało mojej chorej córce jak jej nie widziałam. Poczułam czyiś dotyk, z przyzwyczajenia odwróciłam wzrok w te stronę, jednak to nic nie zmieniło, nadal wszędzie wokół widziałam tylko ciemność.
- Mamo co ci jest? - spytała chyba moja najmłodsza córka, więc przeżyła, ale nie mogłam jej teraz zobaczyć, a już nawet nie pamiętałam jak wyglądała. Położyłam głowę na ziemi zaciskając oczy.
- Zima? - odezwał się do mnie Danny. Nie mogłam zebrać się w sobie żeby im o tym powiedzieć, że już nigdy... Nic nie zobaczę...


Elliot, Danny (loveklaudia) dokończ


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz