Menu

sobota, 12 grudnia 2015

Spotkanie cz.58 - Od Felizy, Zimy, Tori/Elliot'a, Danny'ego

Od Felizy
Minął rok, pełen morderstw i cierpienia, oczywiście moich ofiar. Choć zabijałam i to coraz więcej, nie mogłam nadal nic poczuć, nie cieszyłam się z tego lub wręcz przeciwnie, było mi to zupełnie obojętne. Czemu nie zmiotłam jeszcze stada z powierzchni ziemi? Nie chodziło o Elliot'a, ale o klacz, którą uważałam za matkę. W końcu zostały mi wspomnienia, teraz już nic nie znaczące, a może jednak? Sama już nie wiedziałam. Od kilku tygodni nie robiłam już nic, po za chodzeniem po lesie, spaniem i jedzeniem, tak żeby wydłużyć sobie nic nie warty żywot. Dziś było tak samo, nie wiem jaki był sens oglądać wciąż te same drzewa, których także się nienawidzi, głupie to, ale nie mogłam się tego pozbyć, tej całej nienawiści, której także miałam dość. Do moich uszu nagle dobiegł dźwięk czegoś metalowego, odgłos stuknięć kopytami i łamane gałązki, pewnie ludzie kręcili się po lesie. Co za różnica. Nie obchodziłoby mnie nawet gdyby mnie złapali, zabiłabym ich z łatwością. Obróciłam głowę gdy już byli blisko. To jednak nie byli ludzie, tylko Jim, niósł coś w pysku, miał na sobie sprzęt do jazdy konnej i mnóstwo ran. Widziałam go przez ułamek sekundy, gdy nagle rzucił to coś na ziemie, pod moje nogi. Pierwsze co usłyszałam huk, potem prosto na mnie buchnął gęsty dym, zaczęłam się nim dusić i po chwili byłam już nieprzytomna...

Od Tori
Milczałam przez całą drogę, ciekawa dokąd idzie Elliot. Zrobiło się dość ciemno jak tylko wszedł do tunelu idąc coraz to głębiej.
- Dokąd idziemy? - przerwałam prawie że grobową już ciszę.
- Zobaczysz.
- Ale... - zamilkłam, coś przed nami zaczęło świecić, zmrużyłam oczy, byliśmy zaledwie kilka metrów od tego czegoś, a ja nie mogłam tego wyraźnie zobaczyć. Dopiero gdy Elliot zatrzymał się tuż przed tym dostrzegłam białe obłoczki wydostające się z jeziorka, to właśnie było przed nami. Momentalnie otoczyła nas czarna mgła, była tak gęsta że nic się przez nią nie przebijało, żadna smuga światła. Elliot zanurzył mnie we wodzie, czułam lekki prąd morski, który unosił mnie nad jej powierzchnią.
- Co chcesz zrobić? - spytałam przerażona, dlatego że usłyszałam jęki, najpierw były stłumione, ale potem coraz głośniejsze, w pewnym momencie nie mogłam ich znieść. Elliot przybrał swoją demoniczną postać, nie ukrywałam się że się bałam go takiego, wolałam kiedy jest normalny. Coś zaczęło nagle we mnie wchodzić, najpierw przeszywał mnie ból, żeby potem poczuć dopływ jakieś siły.
- Elliot co robisz?! - krzyknęłam, nie mogłam się poruszyć, białe smugi oplątały mnie całą, a Elliot wciąż przywoływał... Chyba duchy, które wchodziły we mnie, zaczynałam już odczuwać ich cierpienie, szarpałam się próbując wydostać się z jeziorka.
- Wystarczy... Elliot wystarczy... - zaprotestowałam, miałam krzyczeć, ale nagle zrobiłam się senna, już nie miałam pojęcia czy to przez moce Elliot'a, czy też tego jeziorka.

Od Felizy
Jak tylko się ocknęłam, poczułam ból i to w miejscu, w którym bym się nie spodziewała. Oddychałam dość szybko, chyba po raz pierwszy przestraszona i zdezorientowana. Krzyknęłam nagle gniewnie, podnosząc się gwałtownie z ziemi, nogi od razu mi się ugięły z bólu. Rozglądałam się w koło, szybko i dokładnie przeczesując wzrokiem otaczające drzewa. Jak gdyby coś miało za nich wyskoczyć, najpewniej Jim. Skompromitował mnie i przypłaci to życiem. Niech tylko gdzieś tutaj jest. Nie było go jednak. Poczułam jak krew spływa mi po tylnych nogach. Nikt nie mógł mnie taką widzieć, od razu się domyślą, nie dopuszczałam do siebie nawet demonów czy duchów. To co zrobił było najbardziej poniżające dla klaczy, ale jeśli myślał że w ten sposób mnie skrzywdzi to grubo się mylił. W sumie to nawet zawdzięczałam mu odzyskanie tych wszystkich emocji, nie czułam już wyłącznie nienawiści i wszech ogarniającej obojętności. Wpływ rodziców właśnie przeminął, a łudzili się że zostanę taka na zawsze, wystarczył tylko wstrząs. Pobiegłam szybko nad wodospad, okrężną drogą. Co chwilę obserwowałam wszystko co mnie otaczało, czy nikt czasami nie kręci się gdzieś w pobliżu. Zwolniłam nieco, słysząc głosy, cofnęłam się w gęste trawy, byłam na otwartym terenie i już nie miałam się gdzie ukryć. Te konie jednak były daleko, po prostu rozmawiali ze sobą dosyć głośno. Wystartowałam szybko, na pewno i tak mnie zobaczą, ale z oddali, podczas biegu, mało prawdopodobne żeby widzieli szczegóły, zwłaszcza takie jak krew. Na miejscu skoczyłam od razu do wody. Niemal natychmiast zabarwiła się moją krwią. Przepłynęłam kilka razy na około, potem jednak musiałam obmyć ranne, co nie było takie proste we wodzie, tak jak by to mogło być na lądzie.

Od Tori
Starałam się z całych sił nie zasnąć, otwierałam wciąż oczy, widząc pływające wokół mnie ciała, byłam pewna że to tylko omamy, coś mi mówiło że nie ma ich tu na prawdę, ale widziałam je. Zaczęłam krzyczeć. Elliot przerwał na chwilę.
- Coś cię boli? - zapytał, wyskoczyłam z wody, nadal byłam zaplątana przez białe smugi, które po woli gasły, znikając. Niespodziewanie upadłam, tracąc wszystkie siły na raz, serce tak mocno mi biło że nie mogło przyjąć tej całej energii.
- Nie wierze... - Elliot patrzył na to wszystko zdumiony. Przewróciłam się na dobre na ziemie, bo padłam na bok ciała.
- Masz za słabą duszę... - powiedział patrząc na mnie.
- Co... Co to oznacza? - spytałam.
- Twoja dusza nie jest zdolna utrzymać na dłuższą chwilę energii innych dusz, które powinna z łatwością pochłonąć - wyjaśnił, ale dalej nie rozumiałam.
- Czy... Czyli?
- To tak jakby twoja dusza była jednocześnie chora z twoim ciałem, jakbyś miała jej pół, chociaż masz całą. Inni chorzy, nawet ci przez całe życie tak nie mają.
- To.. To źle prawda? Mówiłam... Mówiłam ci że... Że te zioła... - wysapałam, ale i tak zmuszona przerwać, żeby złapać z trudem powietrze.
- To musi być efekt klątwy, tata kiedyś o niej wspominał z mamą... - powiedział zamyślony: - To raczej się nie zdarza tak normalnie.
- Elliot, ale to... To nie znaczy że jak, jak umrę to.. To zniknę?
- Nie, ale... Nie mówmy o tym, będziesz żyła - zabrał mnie na grzbiet: - Może nie teraz, ale będę próbował, znajdę sposób, szybciej czy później żeby ci pomóc.

Od Zimy
Wyszliśmy po za tereny Zatopi na to dalsze terytorium, ale gdy ono przeszukaliśmy, starałam się namówić Danny'ego żebyśmy przekroczyli granice. Byłam spanikowana i podenerwowana jednocześnie, tak bardzo się bałam że Tori się coś stało.
- Musimy teraz iść tam... - zrobiłam krok na przód.
- Nie pamiętasz już ile razy pojawiali się w pobliżu ludzie, nie ma mowy żebyśmy tam poszli, jeszcze wpadną na nasz trop i dotrą do stada - Danny złapał mnie za grzywę, chyba już wiedział że byłam w stanie pójść tam nawet bez niego.
- Może Elliot już wrócił z Tori, sprawdźmy to - zawrócił, ciągnąc mnie lekko za sobą.
- Oby... - poszłam za nim, chcąc wierzyć że ma rację, nie wiem co zrobię kiedy się coś stanie Tori.

Jak wróciliśmy oboje już byli na miejscu i rozmawiali ze sobą. Tori jakby wyglądała lepiej, ale tak nieznacznie że ledwo było to widoczne, a może to mi mieniło się w oczach.
- Gdzie byłaś? - spytałam szybko, nie myśląc nawet przez chwilę że powinnam była użyć liczby mnogiej, przecież Tori była tu z Elliot'em, a nie sama. To tak jakbym zignorowała syna.
- Zabrałem Tori na spacer i nie martw się mamo, sam ją niosłem na grzbiecie, żeby się nie przemęczała - odpowiedział Elliot.
- Wybacz... Powinnam powiedzieć "byliście", ale...
- Jesteś zmęczona, a wtedy łatwo do błędu - powiedział Danny, nim ja zdołałam się jakoś wytłumaczyć, nie chciałam ranić Elliot'a, wciąż miałam wobec niego podejrzenia, a tego nie chciałam, przecież miało być inaczej.
- A gdzie byliście na tym spacerze? Nie mogliśmy was znaleźć... - spytałam, po prostu musiałam wiedzieć.
- To tu to tam, pewnie wciąż się mijaliśmy po drodze.
- To... To był szybki spacer - dodała Tori, skierowałam uszy do tyłu słysząc jej słaby głos.
- No... - urwałam, zataczając się na nogach, w stronę Danny'ego, prawie go przewróciłam.
- Wybacz... - odsunęłam się, usłyszałam już tylko krótkie "mamo", po czym wylądowałam na ziemi nieprzytomna.

Od Felizy
Wróciłam do stada, dopiero wtedy gdy zapadł zmrok, a ja przestałam w końcu krwawić. Czym dłużej zastanawiałam się nad tym co zrobił Jim, tym bardziej się dziwiłam. Przecież tym samym zdradził Melindę i to... Ze mną? Co z tego że zrobił to z poczucia zemsty i to wtedy kiedy nie mogłam się bronić, ale zrobił, więc zdradził mamę. To by wystarczyło żeby przestała go kochać, gdyby tylko dowiedziała się o tym. Ale nie miałam zamiaru mówić nikomu, nikomu, nawet najbliższym, nawet demonom. Nikomu. Wiedziałam tylko ja i Jim. Ran nie było w sumie widać, z resztą niedługo same się zagoją, nic po tym nie zostanie. Chyba że ktoś widział to na oczy, gdy byłam nieprzytomna... Ale tego nawet nie wzięłam pod uwagę.

Od Zimy
Obudziłam się cała zalana potem, było mi tak gorąco że nie mogłam oddychać. Na dodatek nic nie widziałam.
- Danny... - odezwałam się półgłosem, zastanawiając się co się dzieje z moimi oczami.
- Danny! - zawołałam, ale nikt mi nie odpowiedział, podniosłam głowę szukając kogoś w pobliżu, próbowałam go dotknąć pyskiem. Spanikowana, otarłam kilka razy oczy o przednią nogę, choć to nie przynosiło skutku, dlaczego nagle nic nie widzę? Może po prostu jest tak ciemno? Może zapadła już noc i jestem w jaskini? Podniosłam się po omacku, uderzyłam o coś. Było zimne i przypominało strukturą skałę, to chyba ściana jaskini.
- Wszystko dobrze? - odezwał się ktoś ze stada, nie poznałam od razu po samym głosie, ale był znajomy.
- Tak.. - odwróciłam się, uderzając o tego kogoś, nie chciałam żeby tak wyszło, ale nic przecież nie widziałam.

Od Felizy
- Skoro tak... - poszłam w głąb jaskini, oglądając się za siebie. Kogo ona chciała oszukać, coś jej tam było. Tylko co? Może miała problem z równowagą, nie, raczej oślepła, inaczej nie stałaby przy ścianie i dotykała jej pyskiem, jakby sprawdzała co to. Zachciało mi się śmiać, jak zamiast do środka wyszła na zewnątrz, od razu tam się o coś potknęła. Czyżby to przez to ciągłe zamartwianie się o Tori straciła wzrok? W sumie już słyszałam o takim przypadku. Niespodziewanie obudziła się Majka, która wraz z resztą rodziny przywódczyni po prostu spała.
- Mamusiu, co ci się stało? - pobiegła od razu do matki.
- Nic... Już nic... - Zima podniosła się gwałtownie. Ciekawa całego zdarzenia, nie miałam najmniejszej ochoty teraz spać, choć byłam zmęczona i nieco oszołomiona po dzisiejszym wydarzeniu.
- Majka wracaj już do jaskini - Zima pochyliła głowę próbując ją lekko popchnąć, ale nie trafiła. Maja nie odrywała od niej wzroku, szkoda że nie widziałam jej miny. Nagle obudził się też Danny, ale będzie miał niespodziankę. Obróciłam się grzbietem do nich, żeby nie pomyśleli że ich śledzę. Tak czy inaczej zmęczenie wygrało i wkrótce zasnęłam, szkoda że ominęło mnie najlepsze...


Elliot, Danny (loveklaudia) dokończ



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz