Menu

wtorek, 10 listopada 2015

Niesprawiedliwość losu cz.1 - Od Shady, Aiden'a, Mitigandy

Od Shady
Siostra miała dla mnie coraz mniej czasu, właściwie prawie w ogóle się nie widywałyśmy. Jedynie na parę sekund. Jedno spojrzenie, żeby tylko się przywitać i uśmiechnąć do siebie przez chwilę, być może zmienić kilka słów. W końcu Zima była teraz taka szczęśliwa, jak i bardzo zajęta. Nic dziwnego, niedawno urodziła jej się córka. I wraz z Danny'm cieszyli się małą, ale mieli też mnóstwo obowiązków, z dwójki źrebiąt zrobiła się trójka, a że byli przywódcami, stadem też trzeba było się zająć. Lubiłam ich obserwować, cieszyłam się ze szczęścia siostry i nie raz chciałam w nim uczestniczyć, ale głupio było wciąż się wtrącać do ich rodziny. Wiedziałam że chociaż nie mają nic przeciwko, na pewno jak każdy chcą pobyć sami. Więc całe dnie spędzałam po prostu samotne. Ten także nie różnił się od poprzedniego. Chodziłam wzdłuż stada, zrywając trawę i czekając aż dzień dobiegnie końca, jak zawsze. Nie chciałam towarzystwa, przez swój charakter, którego nie znosiłam. Może udałoby mi się z kimś zaprzyjaźnić, chociażby porozmawiać, poza rodziną, ale co z tego gdybym mogła szybko i łatwo kogoś urazić. Pamiętałam czasy kiedy byłam zła, i to zło, choć w części utknęło w moim sercu, a wszystko przez śmierć ojca. Nie potrafiłam i chyba nadal nie do końca mogę się z tym pogodzić że on... Umarł i już nigdy... Przenigdy go nie zobaczę... Westchnęłam na samą myśl, spuszczając głowę, tęskniłam za nim, za rodzicami. Marzyłam żeby cofnąć się w czasie i znów być tym małym źrebakiem u boku rodziców i siostry. Tylko wtedy byłam na prawdę szczęśliwa, choć to czasy tak odległe że ledwo je pamiętam.
- Shady - odezwał się ktoś z tyłu, najwyraźniej do mnie. Podniosłam głowę zdziwiona, że ktoś w ogóle zwrócił na mnie uwagę, poza siostrą.
- Szukasz Zimy? - domyśliłam się na widok Wichy.
- Nie, chciałam porozmawiać z tobą.
- Ze mną? - ponownie się zdziwiłam, od kiedy się pokłóciłyśmy, już nawet nie pamiętałam o co, unikała mnie.
- Coś cię martwi?
- Nie...
- Chodzisz taka smutna, więc pomyślałam że jest inaczej...
- Kiedy pogodzisz się z Zimą? To już za długo trwa.
- Nie zmieniaj tematu, teraz mówimy o tobie.
- Wiesz że powiedziała to w nerwach, nie chciała cię zranić - broniłam siostry, wolałam mówić o niej niż o sobie, nie zasługiwałam na żadną troskę.
- Nawet nie przeprosiła, gdybym ja powiedziała jej coś takiego to zrobiłabym to od razu.
- Czekasz na jej przeprosiny?
- Powiedźmy - westchnęła, dodając po chwili: - Nie wiem czy na prawdę tak o mnie myśli czy po prostu powiedziała to w nerwach tak jak twierdzisz. Nie zauważyłam żeby tego żałowała, więc...
- Jesteś doradczynią i tak nie możesz jej unikać.
- Dlatego chyba zrezygnuje, chciałam żebyś ty...
- Nie, nigdy się na to nie zgodzę.
- Dlaczego?
- Nie nadaje się, doskonale o tym wiesz.
- Nie o to mi chodziło, nie chcę żebyś mnie zastąpiła, ale powiedziała swojej siostrze że odchodzę i ze stanowiska i ze stada. Właściwie to po to do ciebie przyszłam.
- Co? Dlaczego? - spojrzałam na nią zaskoczona.
- Skoro Zima uważa że nie zasługuje by mieć rodzinę, bo nigdy nikt mnie nie zechcę, bo nie mogę mieć źrebaków, to po co mam być tutaj? W jej i Danny'ego stadzie? - mówiła podkreślając słowo "jej".
- Ona wcale tak nie myśli.
- Skąd możesz to wiedzieć, nie siedzisz w jej głowie. Przestała już pewnie uważać mnie za przyjaciółkę, kiedy tylko się o tym dowiedziała, a ja głupia liczyłam na wsparcie - zauważyłam w oczach Wichy łzy. Nie potrafiłam pocieszać, nigdy mi to nie wychodziło, więc nie starałam się nawet za to zabrać.
- Proszę, nie odchodź, sprawisz mojej siostrze tylko ból. Na pewno już zapomniała o wszystkim, ma tyle na głowie że...
- A ty ciągle trzymasz jej stronę. Z resztą... Nie ważne czy jej powiesz czy nie i tak odejdę i to teraz - Wicha ruszyła przed siebie.
- Nie - zatrzymałam ją stając jej na drodze: - Zastanów się, to tylko słowa...
- Może i tak, ale... Co ty byś zrobiła gdybyś nie mogła mieć źrebaków i ktoś by ci uświadomił że... że... Jesteś przez to nikim... Wiesz jak to boli? Zadręczasz się tym, próbujesz o tym nie myśleć, zapomnieć, a ktoś mówi ci to prosto w oczy i to tak bezpośrednio... Nie masz pojęcia co wtedy czułam...
- Zima nie jest taka, jak ma cię przeprosić skoro jej unikasz?
- Czekałam już dość długo, mogła do mnie przyjść w każdej chwili, ale jest przecież przywódczynią, miałaby się upokarzać?
- Proszę, nie mów tego przy wszystkich... - zauważyłam że nieopodal nas pasie się kilka z koni, jeszcze przypadkiem te wszystkie oszczerstwa mogłyby dotrzeć do mojej siostry, nie chciałam żeby jeszcze bardziej pokłóciła się z Wichą przez co co teraz o niej mówiła. Tyle czasu się przyjaźniły...
- Niech słyszą, pewnie by woleli żeby mnie tu nie było. W ogóle jak to możliwe że niepłodna klacz została doradczynią? Zima chyba nie wiedziała kogo wybiera, dziwne że jak się dowiedziała to jeszcze...
- Przestań! Jesteś aż tak głupia żeby nie zrozumieć co do ciebie mówię!? Przez jakieś głupie słowa będziesz obrażona na moją siostrę do końca życia?! A jak tobie by się coś wymknęło, to co?! Niby jesteś taka dobra, a nie potrafisz wybaczyć! - krzyknęłam patrząc na nią wrogo, nie chciałam już dłużej tego słuchać. Miałam wrażenie że Wicha próbuje poniżyć Zimę w oczach innych. I to teraz gdy mojej siostry nie było w pobliżu i każdy mógł sobie dowolnie o niej plotkować.
- Dobra, daj mi już odejść - ominęła mnie, zatrzymałam ją, szarpiąc tym razem za grzywę, pociągnęłam ją aż do tyłu.
- Zostajesz tu, rozumiesz?! I masz jej wybaczyć! - wyszłam jej na przeciw, zbliżając się do niej i zmuszając jednocześnie żeby cofała się do tyłu.
- Oszalałaś? Nie masz prawa mi rozkazywać...
- Zobaczymy!
- To ja decyduje czy tu zostaje czy nie, jak chce odejść to odejdę, rozumiesz?
- Nie odejdziesz!
- Zostaw mnie, bo za chwilę sama się doigrasz - Wicha nadal cofała się do tyłu, a ja szłam wprost na nią, uznałam że tak będzie lepiej, chciałam ją zastraszyć, żeby zmieniła zdanie i to natychmiast.
- Daj mi spokój! - Wicha nagle odepchnęła mnie od siebie, uciekając w głąb stada. Położyłam po sobie uszy, gdy wzrok innych koni utknął na mnie, a wcześniej także na doradczyni. Odeszłam stąd, idąc pospiesznie nad wodospad.

Dzisiaj było tam jakoś tłoczno, konie ustawiły się przy wodopoju, utworzonego ze spadającej wody i stukały kopytami o lód, najwidoczniej jeziorko zamarzło, a oni chcieli się napić. Położyłam się niedaleko, obserwując część stada. W końcu komuś udało się rozkruszyć lód. Moją uwagę od nich rozproszyły krzyki, odwróciłam głowę w bok, widząc Katarinę przy tej nowej, mrocznej klaczy i Aiden'ie, który był z nią.
- Kolejny dziwoląg do kolekcji, chociaż akurat ciebie to aż dziwne że przyjęli, każdy wie co zrobiłaś Tinowi! - Katarina krążyła wokół niej.
- Daj jej spokój, jak już mówiłem, ona nic nie zrobiła! - bronił jej Aiden.
- Szkoda że sama nie ma języka, a może jest niemową tak jak Astra?
- Przestań! - w końcu ta mroczna też się odezwała, pokazując Katarinie kły.
- No dalej, zaatakuj mnie! W końcu do tego zostałaś stworzona!
- Idziemy stąd Luna, nie ma sensu dyskutować z kimś takim - Aiden chciał zawrócić, ale Katarina stanęła na drodze Lunie, która akurat podążała za nim.
- Lepiej się stąd wynoś, tylko uprzykrzasz życie innym!
- Sama je uprzykrzasz! - dogadał jej Aiden, Luna tymczasem coś mówiła, szeptała sama do siebie.
- Co tam tak szepczesz? - powiedziała do niej Katarina, trącając ją mocno w bok. Luna nagle rzuciła się na nią, widziałam jak jej oczy błyszcza żywą czerwienią, a kły zatapiają się w grzbiet Katariny, która krzyczała panicznie. Poderwałam się tak jak reszta koni, chcąc już uciec, niektórzy jednak, zwłaszcza ogiery pobiegli w stronę Luny, którą próbował powstrzymać Aiden. Katarina była już pod nią, pod jej kłami i szponami. Aiden też od niej oberwał, atakowała każdego i to coraz bardziej gwałtownie, nagle jeden z ogierów przewrócił ją na ziemie, dwa inne pomogły mu ją przytrzymać, nieznajomy spojrzał jej w oczy i zaczął coś do niej mówić. Podeszłam bliżej zaciekawiona. Luna szarpała się i rzucała jak tylko mogła.
- Spokojnie, spójrz mi w oczy... Widzisz, ja jestem opanowany, ty też potrafisz... Spokojnie - mówił łagodnie, Luna uspokoiła się nieco, wpatrywał się w jej oczy. To było dla mnie zaskakujące i niesamowite. Widząc tego ogiera, bardzo chciałam go poznać. Po chwili zeszedł z Luny. Rozejrzała się wokół, jakby zdezorientowana.
- Przepraszam, ja... Ja nie chciałam... - powiedziała półgłosem, puścili ją. Wstała, patrząc na tego ogiera co jej pomógł, po czym spuściła wzrok
- Nie martw się, zapanujesz nad tym, wystarczy trochę nad sobą popracować - powiedział do niej. Konie się rozeszły, przez co przez chwilę zrobiło się głośno. Podeszłam kawałek bliżej. Aiden zabrał stąd Lune, a obcy przyglądał się im.
- Jestem Ihilo - powiedział do mnie, bo nikogo poza mną już tu nie było, zawróciłam chcąc już iść.
- A ty? - zapytał.
- Shady... - powiedziałam niepewnie, nie często się komuś przedstawiałam.
- Też wybieram się z powrotem na łąkę, może pójdziemy tam razem? - zaproponował, patrząc mi w oczy, nieco się speszyłam, żaden ogier tam na mnie nie patrzył, nigdy nie widziałam tak spokojnego i opanowanego spojrzenia.
- Skoro tak - zgodziłam się, całą drogę, choć szliśmy obok siebie, milczeliśmy. A będąc już na miejscu rozeszliśmy się w dwie różne strony. On poszedł na ubocze, a ja zobaczyć do źrebaków. Czasami zerkałam na wygłupy siostrzeńców.

Od Aiden'a
- Nie płacz, nic się właściwie nie stało - mówiłem do Luny, starając się ją uspokoić.
- Znów straciłam kontrole...
- Trudno, Katarina sobie zasłużyła.
- Gdyby nie ten ogier to znów bym... - przerwała, głos jej się załamał. Byłem zazdrosny o tego co jej pomógł, sam chciałbym tak umieć. Przytuliłem ją do siebie, miałem nadzieje że się mu nie spodobała, ani on jej.
- Przystojny jest ten nowy co? - zapytałem, po prostu musiałem.
- Co ty wygadujesz...?
- Podoba ci się?
- Nie... - spojrzała na mnie pytająco, po chwili jednak się zdezorientowała: - Jesteś zazdrosny.
- Tak troszkę - przyznałem: - Widziałem jak na siebie patrzyliście.
- Pomógł mi się tylko uspokoić, nic więcej - Luna odwróciła wzrok: - Jak możesz być o mnie zazdrosny? O mroczną klacz?
- Już ci mówiłem że jesteś piękna.
- Aiden...
- Tak?
- Twoja partnerka jest tą białą pegazicą, którą widziałam kiedyś z tobą?
- Skąd to pytanie?
- Właśnie tu idzie - Luna wskazała na coś za mną. Obejrzałem się za siebie, Mitiganda szła coraz wolniej, nie odrywając wzroku z Luny. Nogi jej się trzęsły, a skrzydła miała w pół rozłożone, jakby chciała się za nimi ukryć.
- Dobrze że jesteś, musimy porozmawiać - podszedłem do przyjaciółki, tak do przyjaciółki, bo postanowiłem zakończyć nasz związek, który z resztą nie miał sensu.

Od Mitigandy
- Wiem że mnie kochasz, ale ja nie czułem nigdy nic do ciebie poza zwykłą przyjaźnią - zaczął Aiden, nie mogłam w to uwierzyć.
- Chciałem tylko żebyś była szczęśliwa, bo nikogo nie masz, ale... Nie wyszło, wybacz - powiedział tak po prostu, jak gdyby nic się nie stało. Rozpłakałam się od razu, cofając uszy do tyłu.
- Nie... Nie zostawiaj mnie... - wymamrotałam: - Co ja takiego zrobiłam? - wtuliłam się w niego, łzy spływały mi po policzkach, łzy które już dawno przestały go wzruszać. On nie mógł odejść, to musiał być jakiś koszmar.
- Puść Miti... - Aiden odepchnął mnie ostrożnie od siebie.
- Nie odchodź! - krzyknęłam rozpaczliwie, złapałam go za grzywę, obejmując skrzydłami. Żeby tylko się zlitował i mnie nie zostawił samej sobie. Odepchnął mnie ponownie, patrząc mi w oczy, płakałam jak małe źrebie, nawet nie wiedział jak bardzo go potrzebuje, jak bardzo go kocham.. Odszedł niespodziewanie bez słowa, w stronę klaczy, która na niego czekała. Była to ta mroczna klacz, którą zobaczyłam kilkanaście dni temu w lesie, za którą pobiegł Aiden. Zalałam się łzami, zastanawiając się co jest ze mną nie tak, dlaczego wolał ją zamiast mnie?


Kilka godzin później


Rozpaczałam coraz to bardziej, byłam żałosna myśląc przez tyle czasu że Aiden mnie kochał, najwidoczniej nie zasługiwałam na niego. Może przez swój charakter, niegdyś wypominał mi że wciąż płacze i boję się własnego cienia.
- Miti, dobrze się czujesz? - zaskoczyła mnie Melinda, spojrzałam na nią zapłakana.
- Aiden... Aiden już mnie nie chcę... - mówiłam półgłosem.
- Wstań, pójdziemy do jaskini, nie możesz tu teraz leżeć, jest zbyt chłodno... - po słowach Mel przytaknęłam, podnosząc się z ziemi.
- Musisz odpocząć - odprowadziła mnie do jaskini.


Od Aiden'a
Zaproponowałem Lunie krótki wyścig, tak po prostu, dla rozrywki. Rozchmurzyła się nieco gdy zaczęliśmy biec, przez las, taką trasę właśnie wybrałem. Luna była ode mnie szybsza i zwinniejsza, szybko zniknęła mi z oczu, przez co musiałem jej szukać. Śmiała się kiedy nie mogłem jej nigdzie dostrzec. Nagle pojawiła się z boku, przestraszony aż podskoczyłem. Oboje przez to zaczęliśmy się śmiać. Gdy się nieco uspokoiliśmy, powiedziałem: - Widzisz, a mówiłaś że nie potrafisz się wygłupiać.
- Bo nie potrafię.
- Akurat... - przerwałem, gdy zbliżyła do mnie swój pysk, wpatrywaliśmy się w siebie na wzajem. Nagle się odsunęła.
- Wybacz...
- To nic, w końcu się kochamy...
- Jesteśmy ze sobą zbyt krótko żeby od razu...
- Feliza! - zawołałem, zauważając siostrę, wśród drzew.
- Co? - spytała zdezorientowana Luna.
- Chodź - ruszyłem w kierunku młodszej siostry, chciałem się jej pochwalić.
- Aiden, gdzie byłeś tyle czasu? - powiedziała na mój widok.
- Z Luną. Luna, to moja siostra Feliza, Feliza to Luna.
- Miło mi cię poznać - Feliza zerknęła na Lunę, byłem pewien że się polubią.
- To twoja nowa znajoma? - domyśliła się siostra.
- A jak mi się poszczęści to w przyszłości partnerka - spojrzałem na Lune porozumiewawczo.
- A Miti?
- Odszedłem od niej, ale może na mnie liczyć jako przyjaciela.
- Myślałam że się kochacie, no ale nie znam się na tym...
- Nie martw się, wkrótce się poznasz, za rok czy dwa pewnie już będziesz miała partnera.
- Wolę nie - zmieniła ton.
- Ja jak byłem w twoim wieku też myślałem że się nie zakocham, ale... Los chciał inaczej - uśmiechnąłem się do Luny. Nie wiedziałem czemu, ale obserwowała moją siostrę.
- Pójdę już - Feliza odeszła od nas, zauważyłem że kuleje, nie chciałem już jej pytać co jej się stało w nogę, teraz zamierzałem zostać na sam z Luną.


Wieczorem


Wracaliśmy do jaskini, oboje byliśmy zmęczeni. Ten dzień był pełen wrażeń. Przed wejściem czekała na nas moja matka, zastanawiałem się o co chodzi.
- Aiden, musimy porozmawiać.
- Chodzi ci o Miti? - przewróciłem lekceważąco oczami. O co innego mogłoby chodzić jak nie o nią?
- Przez ciebie źle się czuje, jak mogłeś tak ją po prostu zostawić?
- Nie kocham jej... Musiałem to zrobić żeby w przyszłości być z Luną.
- Pójdę już... - wtrąciła Luna, wchodząc do jaskini. Mama dziwnie na nią patrzyła. Jak zniknęła z zasięgu wzroku, oboje wróciliśmy do rozmowy.
- Mitiganda jest w ciąży... Dlaczego w takim momencie od niej odszedłeś?
- Co?! - prawie oczy wyszły mi na wierzch, tego nie spodziewałem się nawet w snach, jednocześnie się zezłościłem, Miti nic mi przecież nie powiedziała!


Ciąg dalszy nastąpi


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz