Menu

niedziela, 22 listopada 2015

Spotkanie cz.55- Od Elliot'a, Danny'ego, Maji/ Felizy, Zimy, Tori

Elliot
-Jednak nie jesteś tak silna jak myślałem
-Oszczęć sobie- odwróciła się odemnie
-Powinnaś mi dziękować...
-Ha niby za co?
-Gdyby nie ja to by cię wykończyli, jak straciłaś przytomność to ich z ciebie wypędziłem
-Sama bym sobie poradziła, nie potrzebnie to robiłeś!
-No najlepiej, pomóc to jeszcze na ciebie nawrzeszczą
-Po co w ogóle za mną łazisz?
-A co? zabronisz?- Feliza spojrzała na mnie z nienawiścią, parsknęła i udała się w stronę wyjścia, pobiegłem za nią
-A może byś tak zaczekała?- nie zwróciła na mnie uwagi, wyszliśmy z tego tunelu.
-Tutaj nasze drogi się rozchodzą
-I tak idziemy do stada, odprowadzę cię słonko
-Jeszcze raz mnie tak nazwiesz a pożałujesz
-Brzmi zachęcająco
-Zawsze taki jesteś?
-To zależy od klaczy, wobec ciebie trzeba być natarczywym i czarującym, co jest w tej sytuacji trudne, ale w końcu mi ulegniesz
-No chyba po moim trupie
-Nawet jeśli bym musiał- Feliza obejrzała się na mnie, zmierzyła mnie jedynie wzrokiem i poszła dalej bez słowa, całą drogę do stada tak szliśmy w milczeniu.

Danny
-Wszystko w porządku?- spytała Zima córki
-Tak mamo...- powiedziała cieżko
-Musi odpocząć, teraz jest ciepło i to pewnie przez temperaturę- musiałem coś wymyślić, córka musi w coś uwierzyć, może i źle że wykorzystuję jej naiwność ale co innego mam zrobić? chcę dla niej jak najlepiej w końcu

Maja
Jak zwykle oczywiście, ganiałam się po całej łące z  przyjaciółmi, niektórzy ze stada mogli nas już mieć dość bo co chwilę pod kimś przebiegaliśmy, albo ganialiśmy się na około kogoś, no ale nikt nam nic nie mówił, to znaczy, jak oni sami się bawili, bezemnie to podobno niektórzy na nich krzyczeli, ale że jak ja jestem to nikt tego nie robi, i powiedzieli mi, że to dlatego że jestem córką przywódców, poczułam się nieswojo jak mi to powiedzieli, tak...dziwnie, nie chcę być od kogoś lepsza tylko dlatego że moi rodzice są kimś ważnym.
-Maja no biegniesz?- zaczepił mnie Maylo, nowy kolega
-Pewnie że tak- pognałam za resztą, naglę wpadłam na Westro, i nie tylko ja, bo i reszta moich towarzyszy zabaw na niego wpadła, niektórzy krzyknęli jak gwałtownie się obrucił w naszą stronę
-Ej spokojnie- wstałam- to mój tak jakby przybrany brat- uśmiechnęłam się do niego- przepraszmy
-Nic nie szkodzi- uśmiechnął się- nic wam nie zrobię maluchy
-To może...może my już pójdziemy?- spytała cicho Łza
-A ja się nie boję- stanął dumnie Maylo
-No widzicie, Maylo się nie boi, to wy chyba też nie?
-My?...nie boimy się- wszystkie ogierki stanęły dumnie
-No to wracamy do zabawy- zaśmiałam się, wszyscy wróciliśmy do zabawy

Elliot
Zostawiłem ją w końcu w spokoju, ale nie na długo, bo kiedy tylko została sama, nie była z matką, podszedłem do niej, tutaj przy stadzie raczej się na mnie nie wydrze ani nie zaatakuje, ale w sumie też to klacz, mogłaby zgonić na mnie że jestem natarczywy, no a komu uwierzą? no pewnie że klaczy, no ale w sumie, to jestem synem przywódców, rodzice umierzą mi, chyba...bo tata na pewno.
-To znowu ty?
-Może w końcu pójdziemy do twojej mamy i powiemy że coś się święci
-Ty pozjadałeś wszystkie rozumy?
-To ja do niej pójdę
-Ani mi się waż
-Bo co mi zrobisz- spojrzałem w jej oczy, parsknęła
-Yhhh jak ja cię nienawidzę!
-Och jak mi miło- uśmiechnąłem się- kontynuuj złociutka, słoneczko ty moje, serduszko...słodsza niż nie jeden owoc- zbliżyłem się do niej, nawet ona nie jest na tyle silna aby nie oprzeć się zalotom, a ta jej złość to że mnie rozbawia to jeszcze podsyca do tego, aby jeszcze bardziej być natarczywym wobec niej...



                                             Feliza, Zima, Tori [ zima999 ] ^^Dokończ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz