Menu

sobota, 14 listopada 2015

Spotkanie cz.54 - Od Felizy, Tori, Zimy/Elliot'a, Danny'ego, Maji

Od Felizy
Ominęłam go, idąc dalej, chciałam załatwić swoje sprawy, nawet jeśli Elliot miałby tam być ze mną.
- Nie zaczekasz na mnie? - spytał, irytował mnie, nie to mało powiedziane, doprowadzał mnie do szału.
- Pilnuj lepiej tej swojej siostry, zamiast uganiać się za mną! - krzyknęłam, przyspieszając.
- Mówiłem ci już że pięknie wyglądasz jak się denerwujesz?
Parsknęłam, weszłam do groty, poszłam w jej głąb, było tu stromo, bo przejście to prowadziło do tunelu, który znajdował się całkiem na dole. Nie poszłabym tędy nigdy w życiu gdybym nie musiała. Na domiar złego Elliot nadal tu był.
- Co to za miejsce? - spytał, rozglądając się w koło.
- Nie mam zamiaru o tym teraz rozmawiać, lepiej zostań tu, to moja sprawa i chce ją rozwiązać sama - powiedziałam gniewnie ruszając pędem. Tak jak myślałam, Elliot pobiegł za mną.
- Myślisz że tak łatwo mnie się pozbędziesz? - zbliżył się do mnie, biegł tak blisko że ocieraliśmy się bokiem ciała, odsunęłam się, a Elliot jeszcze bardziej się do mnie przysunął. Odepchnęłam go od siebie, a on nadal swoje. W końcu przyspieszyłam, ryzykując że za bardzo się rozpędzę i nie będę mogła wyhamować, było tu zbyt stromo. Zaczęłam już zapierać się kopytami, ześlizgując się w dół, pozostało kilka metrów. W rezultacie wylądowałam na ziemi na boku ciała, który cały obszorował mi się o skały.
- Wspaniale - powiedziałam ironicznie, Elliot akurat dobiegł, bez szwanku. Uśmiechnął się do mnie głupio. Podniosłam się gwałtownie, idąc w głąb tunelu, który w tym miejscu się zaczynał. Zapadła całkowita ciemność. Powinno tu być też skrajnie cicho, ale nie było. Elliot znów zaczynał te swoje zaloty. Ignorowałam go, gorsze i tak było to co spotka mnie na końcu.

Od Tori
- Dam radę sama... - odsunęłam się od taty żeby przestał już pomagać mi iść, czułam się tak dobrze, że miałam zamiar powygłupiać się trochę z siostrą. Tylko dlaczego ledwo stałam na nogach? Może to było chwilowe, musiało być. Dostałam w końcu zioła, nie obchodziło mnie skąd tata je miał, ważne że mi je dał i teraz będzie jak dawniej. Zrobiłam kilka kroków na przód, nieco chwiejnych.
- Tori - mama zbliżyła się do mnie.
- Poradzę sobie mamo, już mi lepiej.
- Nie spiesz się tak, po woli, najpierw musisz nabrać trochę siły - dodał tata.
- Nie prawda - zaprzeczyłam, zioła pomagały mi od razu, więc czemu teraz miałoby być inaczej? Może wzięłam ich za mało?
- Pójdę do Maji - pobiegłam w stronę źrebaków.

Od Zimy
Spojrzałam na Danny'ego: - To nie jest dobry pomysł.
- Wiem, ale nie możemy jej ciągle wszystkiego zabraniać.
- Przecież znów jej się coś stanie - chciałam już iść po Tori, zaczęła się wygłupiać nie tylko z siostrą, ale i z resztą źrebaków. Danny mnie zatrzymał i sam poszedł po córkę, zdziwiłam się nieco.

Od Tori
- Możemy porozmawiać? - tata przerwał mi na chwilę, poszłam z nim na ubocze.
- Posłuchaj, nie brałaś już długo ziół i one nie działają teraz tak szybko, musisz poczekać.
- To może wezmę ich więcej - zaproponowałam, nie chciałam czekać, już wystarczająco się naczekałam, wciąż tylko chorując.
- Ta dawka wystarczy, na razie za bardzo się nie przemęczaj, nie stresuj niepotrzebnie mamy.
 Spojrzałam w stronę mamy, tata miał racje, nie powinnam jej tak denerwować.
- Dobrze tato - wróciłam z nim do mamy, położyłam się na ziemi, sapiąc, jak zwykle się wymęczyłam, a przecież tak krótko byłam w ruchu.

Od Felizy
Dotarłam na miejsce, rozejrzałam się, widząc na każdej ze ścian krew, była bardzo stara, należała do moich rodziców, ich ciał tutaj nie było, bo wiadomo że nie przetrwałyby tak długo, już dawno się wszystko rozłożyło. Nawet nie było śladu po robakach uczestniczących w tym procesie. To tutaj ich zabiłam, w swoim drugim wcieleniu, nie wiem które z kolei było to teraźniejsze, przeszłam ich tak wiele że przestałam liczyć.
- Co to za miejsce? - spytał Elliot, prawie o nim zapomniałam. W tym miejscu czułam gniew, nienawiść i rozpacz jednocześnie, powracały stare wspomnienia. Nie znosiłam ich, ani swojego dawnego życia.
- No i gdzie teraz jesteście?! Pokażcie się! - wrzasnęłam, ziemia zaczęła się pod nami trząść.
- Wiesz, jak to się zawali to wątpię żebyś wyszła z tego cała.
- Jasne. A ty niby się uratujesz?!
- Chyba mnie nie doceniasz.
- Tak samo jak ty mnie! - odwróciłam się od Elliot'a, słysząc znienawidzone śmiechy, to byli oni, stali na przeciwko mnie. Gdyby tylko nie musiała ich znów widzieć.
- Już po was - zbliżyłam się do nich.
- Nie bądź głupia - przemówił jeden z nich, nie miałam zamiaru nazywać go ojcem, nie zasługiwał na to, tak samo jak moja druga rodzicielka. Zaczęłam ich pochłaniać. Nagle sami we mnie weszli, przeszedł mnie ból, upadłam na ziemie. Kontynuowałam to co zaczęłam i nadal z nimi walczyłam, musiałam ich pochłonąć, musiałam się ich pozbyć, przecież byłam od nich silniejsza. Ale oni zaczęli zmuszać mnie do przeżywania wspomnień, które już dawno zdążyłam zapomnieć, bo je wyparłam i zastąpiłam nienawiścią, z resztą przez tyle lat kto by o tym pamiętał. Nie odpuścili przypominając mi jak się nade mną znęcali... Jak byłam mała oprócz ciągłego wyżywania się fizycznego i psychicznego, zabijali mi każdego z kim zdołałam się zaprzyjaźnić. Przepełnił mnie gniew na samą myśl, po czym zaczęły się pojawiać obrazy. Nagle pamiętałam każdego. Zaczęłam krzyczeć, chciałam żeby przerwali. Próbowałam wyrzucić ich ze swojego ciała. Później było jeszcze gorzej, przypomniałam sobie że to ja pochłonęłam duchy moich przyjaciół, których mi odebrali, nie miałam dla nich litości. Chociaż oni oferowali mi pomoc, prosili o litość, nie próbowali się ratować, a ja mimo to odebrałam im dusze.
- Dość już... Dość! - krzyknęłam, tracąc świadomość. Chyba zemdlałam. A kiedy się ocknęłam, nie wiedziałam nawet ile czasu minęło, byłam kompletnie zdezorientowana. Poderwałam się z ziemi, spojrzałam na Elliot'a, dopiero po chwili uświadamiając sobie że płakałam...


Elliot, Danny, Maja (loveklaudia) dokończ


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz