- Zmusiłem ją żeby pokazała mi drogę powrotną - powiedziałem.
- Do niczego nie musiałeś mnie zmuszać - zaprzeczyła Nikita. Spojrzałem na nią krzywo, nie chciałem żeby Marcella przypadkiem dowiedziała się że Nikita mi pomaga, że uratowała mi życie. To było takie poniżające.
- Pójdę już... - spuściła głowę: - Wiem że wcale nie chciałeś mojego towarzystwa...
- Dokładnie.
- Leon - upomniała mnie Marcella.
- Nie mów że stoisz po jej stronie? Nie pamiętasz co nam zrobiła? - zmierzyłem wzrokiem starszą siostrę: - Chwila. To ty zabiłaś Astrę! Przez ciebie moi rodzice też mogli zginąć!
- Wtedy nie rozumiałam, ale teraz... Bardzo tego żałuje. Bardzo... - widziałem jak spada jej pojedyncza łza z oka, przewróciłem oczami, na pewno udawała.
- Właściwie, skąd wiedziałaś gdzie będę? - spytałem, sam nie znałem odpowiedzi na to pytanie. Teraz wydało mi się to podejrzane, skąd niby Nikita znalazła się tam gdzie mnie zrzucili? Pomijając już to że udało jej się mnie złapać w ostatniej chwili.
- Przechodziłam tamtędy...
- Takie bajeczki możesz opowiadać źrebakom na dobranoc! To był za duży zbieg okoliczności!
- O czym ty mówisz Leon? - wtrąciła się Marcella.
- Przestań! Przez całą drogę się do mnie nie odezwałeś, nawet nie podziękowałeś że cię uratowałam! Przecież chciałam dobrze... - Nikita nagle się na mnie wydarła, stałem jak wryty, nie spodziewałem się że to zrobi.
- Widziałam cię tam wysoko, a wtedy te dwa ogiery dobiegły i cię zrzuciły... Nie wiedziałam że to ty, poznałam cię dopiero jak... - zaczęła.
- Bądź już cicho! - przerwałem, za nic w świecie nie dam jej się ośmieszyć.
- Zrzucili cię? - przestraszyła się Marcella.
- Nic mi nie jest Mercy, widzisz? - obróciłem się wokół własnej osi, żeby zobaczyła że nie mam żadnej poważnej rany. Nie chciałem żeby niepotrzebnie się o mnie zamartwiała.
- Ale...
- No dobra już, ona mnie uratowała! Ale na pewno była w spisku z tymi ogierami, nie wierze w żaden zbieg okoliczności.
- Nawet ich nie znałam - broniła się Nikita.
- Tak, pewnie - powiedziałem ironicznie.
- Wątpię że to zrobisz, ale... Przeproś ode mnie rodziców - cofnęła się do tyłu, nagle zawróciła i odbiegła od nas. Byłem zdumiony, nareszcie zniknęła mi z oczu. Nie mogłem się tego już doczekać.
- Wracamy skarbie? - spytałem Marcelli, patrzyła w stronę w którą pobiegła moja siostra.
- Błagam cię... - liczyłem że się nie zlituje nad Nikitą i pójdzie ze mną, zostawiając ją tutaj.
- Nie powinieneś jej tak potraktować. Ona cię uratowała...
- A może miałem jej zaufać? Dać się nabrać.
- Wątpię.
- Mamy za nią teraz biec? - spytałem, Marcella przytaknęła ruszając pierwsza. Zirytowany, pobiegłem za nią. Nikita wcale daleko się nie oddaliła, to było jeszcze bardziej podejrzane. Na dodatek ukryła się tak niestarannie że było ją całą widać. Wyprzedziłem Marcelle żeby czasami ona nie wpadła w pułapkę, przygotowaną dla mnie. Jak znalazłem się obok Nikity, spojrzała na mnie, miała zaciśnięte zęby i łzy w oczach.
- Uciekajcie stąd - wymamrotała, spływał po niej pot, ale nie wiedziałem skąd się brał.
- Mówiłem że to pułapka - zwróciłem się do Marcelli, chciałem już pójść i to czym szybciej tym lepiej, Marcella zatrzymała mnie skrzydłem.
- Miałeś racje to pułapka, ale zastawiona przez ludzi... - wskazała na coś łbem, na coś co było w krzakach. Zauważyłem ludzkie sidła, ostre metalowe zęby wbiły się w nogę Nikity. Teraz już wszystko było jasne, ona się powstrzymywała od krzyku.
- Są blisko... Usłyszą was... - szepnęła.
- Uciekajmy lepiej zanim znów nas złapią, nie chcę powtórki z dzieciństwa - popchnąłem lekko Marcelle.
- Musimy pomóc twojej siostrze, chcesz ją tak zostawić?
- A co jej mogą zrobić? To ludzie jej najlepsi przyjaciele.
- Oni już nawet nie pamiętają... Nie wróciłam do nich... - wtrąciła Nikita.
- Ech... Miejmy to już z głowy - podszedłem do Nikity, nie wiedziałem nawet jak to otworzyć, w końcu zerwałem grubszą gałąź od tego krzaka i włożyłem ją w to coś. Pogrzebałem chwilę i nic, wbiłem drugi kijek między metalowe zęby.
- Może teraz się uda - Marcella popchnęła gałęzie skrzydłami, w dwie różne strony, odepchnąłem Nikite, jak już Marcella nieco otworzyła sidła, wystarczająco żeby wyciągnąć jej nogę. Siostra miała tak głęboką ranę że prawie przecięło jej skórę aż do kości. Nogi aż ugięły jej się pod wpływem bólu.
- Szybko - popchnąłem ją gwałtownie.
- Leon, co ty wyprawiasz? - Marcella ledwo ją złapała, bo ta prawie upadła. Zabrałem niechętnie Nikite na grzbiet, ciężko oddychała, zapewne przez ból. Pobiegłem, a Marcella poleciała. Zatrzymałem się w pierwszej lepszej jaskini, Nikita musiała jak najszybciej przestać krwawić, ludzie natychmiast nas wytropią przez nią. Nie łudziłem się już nawet że Marcella pozwoli mi ją tu zostawić, bo na pewno nie. Pobiegłem od razu po opatrunki.
- Uciekaj, ja jej opatrzę nogę i cię dogonię - zawołałem do Mercy.
- Nie zostawię cię samego.
Mogłem się tego spodziewać. Oboje się rozdzieliliśmy szukając jakiegoś opatrunku. Marcella znalazła coś lepszego niż ja, więc skorzystaliśmy z jej znaleziska. Wspólnie jakoś opatrzyliśmy nogę Nikity, która też nam w tym pomagała. Znów zabrałem ją na grzbiet i kontynuowaliśmy ucieczkę. Na szczęście nie natknęliśmy się w ogóle na jakichkolwiek ludzi. Jedynie Marcella dostrzegła ich w oddali, bardzo daleko od nas.
Minęło kilka dni, gdyby nie Nikita, już dawno bylibyśmy w stadzie. A tak to musiałem częściej odpoczywać, bo nie mogłem jej nieść przez cały czas. Tej nocy zatrzymaliśmy się w jaskini, znałem to miejsce. Jaskinia znajdowała się już na terenach stada, ale tych dalszych. Byliśmy na prawdę blisko.
- Marcella, jeszcze pół dnia drogi i będziemy w domu - powiedziałem ucieszony.
- Nikita będzie musiała dołączyć, bo sama sobie teraz nie poradzi - kiedy Marcella to powiedziała, aż tupnąłem kopytem o ziemie.
- No nie! Całą drogę musiałem ją znosi, musiałem ratować i zajmować się nią, a teraz mam ją znosić przez całe życie, bo dołączy do stada?! Rodzice jej od razu wybaczą!
- Nie martw się, zostanę tutaj - wtrąciła Nikita: - Nie chcę tam wracać, pewnie mnie tam nienawidzą... Od teraz poradzę sobie już sama. Dziękuje wam za wszystko... - podniosła się, zacisnęła oczy z bólu, po czym straciła równowagę i spadła prosto na mnie. Myślałem że nie wyrobie. Nikita próbowała się podnieść, ale ciągle spadała na mnie. W końcu, choć chciałem być spokojny i cierpliwy dla Marcelli, odepchnąłem siostrę. I to tak mocno że uderzyła w ścianę. Celowo to zrobiłem, tak bardzo jej nienawidziłem, a tak długo musiałem się z tym powstrzymywać że teraz cały ten gniew zgromadził się we mnie.
- Najlepiej mnie zabij, na pewno o tym od dawna marzysz! - krzyknęła przez łzy. Poderwałem się z ziemi, zapominając zupełnie o Marcelli, nawet się przestraszyłem kiedy ona nagle osłoniła Nikite.
Marcella (loveklaudia) dokończ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz