- Ronan - zaczęłam: - Ja chyba też powinnam ci powiedzieć coś o sobie... - powiedziałam, nie chciałam być wobec niego dłużna, opowiedział mi mnóstwo rzeczy o swoim życiu, choć byłam dla niego zupełnie obca, ledwo co przecież poznał moje imię.
- Nie musisz.
- Skoro wiem coś o tobie, to ty też powinieneś coś o mnie wiedzieć... Urodziłam się w górach Mavros, miałam spokojne dzieciństwo, ale strasznie nudne, więc postanowiłam zobaczyć co jest poza górami. Po odejściu z rodzinnych stron, znalazłam się na Zatopi i zamieszkałam tutaj - po części powiedziałam mu prawdę, właściwie ukryłam tylko to co działo się przed dołączeniem do stada. Nikt nie mógł o tym wiedzieć, absolutnie nikt.
- I choć jestem pegazem, to nie latam, należę po prostu do takiej rasy co... Nie lata... - dodałam, nie było to dla mnie łatwe, bo czułam się przez to gorsza od innych pegazów, ale to już przez mojego byłego partnera. On wiedział jak mi pokazać, że jestem nikim w oczach innych. Ronan jednak nie skomentował mojej rasy, byłam tylko ciekawa co sobie o mnie pomyślał.
- Jesteśmy już na miejscu - zauważyłam stado, Ronan rozejrzał się, obserwując konie, one także na niego spojrzały, z niemałym zaskoczeniem.
- Teraz tylko znaleźć przywódców - ruszyłam dalej, Ronan poszedł za mną, nikt nie spuszczał z nas wzroku, przez co czułam się nie komfortowo, zaczęło mi się przypominać jak byłam traktowana przez poprzednie stado, ale na samą myśl o tym, potrząsnęłam łbem, żeby przestać rozdrapywać stare rany.
- Coś nie tak? - spytał Ronan, gdy spostrzegł że zatrzymałam się na chwilę, po prostu się zamyśliłam i nie zauważyłam nawet że zrobiłam sobie postój.
- Nie, nic... - poszłam dalej, przyspieszyłam wręcz kroku, trochę się bałam tego co się w tym momencie ze mną działo. Wspomnienia wywarły na mnie zbyt duży wpływ, kilka łez mi nawet wyleciało z oczu. "Spokojnie, teraz jesteś Kisasi, pamiętaj o tym" powiedziałam do siebie w myślach, patrząc kontem oka na Ronan'a, który szedł na szczęście z tyłu, za mną.
- Długo już tu jesteś? - spytał.
- Od.. Jednego dnia, znaczy dwóch, dziś jest mój drugi dzień w stadzie - spojrzałam raz na Ronan'a, raz na stado, szukając wzrokiem przywódców. Oczy już dawno zakryłam sobie grzywką, więc pewnie nie zauważył tych paru łez.
- Może zaczekajmy na nich gdzieś na uboczu - zaproponowałam, nie widząc ich nigdzie.
- Nie ma ich?
- No właśnie nie, a nie znam tu nikogo i nie wiem do kogo by pójść. Poczekajmy aż się pojawią - mówiąc to przyuważyłam jakieś dogodne miejsce. Oddaliliśmy się od stada na kilka metrów, wszyscy nas obserwowali. Pewnie dlatego że Ronan był obcy i nie powinien się tu kręcić.
- Jak wyglądają przywódcy? - spytał w pewnym momencie, jak oboje leżeliśmy już w trawie.
- To izabelowaty ogier i jasnosiwa klacz, są bardzo mili, więc chyba nie będzie problemu... No i tolerancyjni chyba też... - wskazałam łbem w stronę mrocznego konia. Trochę mnie przerażały, ale musiałam je akceptować, w stadzie zauważyłam takie dwa, aż strach pomyśleć jakby ich było więcej.
Ronan (Wrenegade) dokończ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz