Wbiegłem momentalnie do środka, jak tylko zobaczyłem Miti złość od razu mi przeszła. Leżała cała zapłakana, aż oczy miała czerwone od płaczu. Nie zwracała na nic uwagi, tak bardzo była pogrążona w rozpaczy.
- Miti... - odezwałem się.
- Nie kochasz mnie... Nigdy mnie nie kochałeś... - wymamrotała, chowając się za skrzydłami.
- Tak... To prawda, ale lubię cię i zawsze lubiłem... Nie pamiętasz? Jak byliśmy mali to tak świetnie się razem bawiliśmy.
- Myślałam że mnie kochasz... - spojrzała mi w oczy.
- Chciałem, ale do miłości nie da się zmusić... Słyszałem że jesteś w ciąży. Czemu mi nie powiedziałaś?
- Byłeś z nią, a ja... ja... Bałam się że jak się dowie to zabije mnie albo źrebaka...
Roześmiałem się, nie mogłem się powstrzymać, jej strach był tak absurdalny że już inaczej nie potrafiłem tego odebrać. Mitiganda skuliła uszy, chowając się za skrzydłami, zapłakała jeszcze bardziej.
- Wybacz, Luna nikogo nie skrzywdzi - odsłoniłem ją nieco, odchylając kopytem jedno z jej skrzydeł: - Będę się tobą opiekował i naszym źrebakiem, dobrze? Ale w związku będę z Luną, my będziemy tylko przyjaciółmi. - zaproponowałem jej. Milczała, nadal płacząc, trudno będzie musiała to zaakceptować. Nie chciałem ani jej, ani siebie dalej oszukiwać.
Kilka tygodni później
Z Miti było już lepiej, uznałem że to odpowiedni moment przedstawić jej Lunę. Nie chciałem ganiać wciąż do ukochanej i do przyjaciółki na zmianę, wolałem mieć obie obok. Więc przyprowadziłem Lune do Mitigandy, milion razy mi wspominała żebym do niej wrócił i nie chciała się z nią spotykać, ale tym razem nie miała wyjścia, bo zrobiłem to bez jej wiedzy. Po prostu kazałem zamknąć jej oczy i dać się poprowadzić, taka niespodzianka. Jak je otworzyła Miti była już przed nią. Luna mocno się zdziwiła, otworzyła lekko pysk. Wpatrując się w Mitigande.
- Poznajcie się, Miti to Luna, Luna to Mitiganda, w skrócie Miti - przedstawiłem je sobie. Mitiganda uniosła lekko skrzydła jakby chciała się ukryć, spojrzałem na nią porozumiewawczo, żeby tylko nie robiła mi obciachu.
- Aiden, co to ma znaczyć? - Luna odwróciła się do mnie.
- Chciałem żebyście się poznały, Miti to moja przyjaciółka, jest sama więc nie mam serca jej zostawić, po za tym spodziewa się mojego źrebaka. Nic do niej nie czuje, to tylko przyjaźń, chyba mi ufasz? Prawda?
- Tak, ale... - Luna spojrzała na Mitigande, a potem na mnie: - Jestem nieco skrępowana tak przy niej... Przecież odebrałam jej ciebie - szepnęła.
- Nikomu nikogo nie odebrałaś, po prostu między nami jest uczucie, a między Miti a mną go nie ma. - Spróbujcie się dogadać, nie chcę wciąż zostawiać cię samą, albo ją... Jest w ciąży i wiesz jak to jest, nie może się za bardzo denerwować czy stresować, a przy mnie czuje się bezpiecznie... Nie chce żeby źrebakowi coś się stało, zależy mi głównie na nim - dodałem po chwili, oczywiście szepcząc, jakby Mitiganda to usłyszała na pewno by się przejęła, w końcu znałem ją od źrebaka.
- Spróbuje... - zgodziła się Luna.
Kilka miesięcy później
Od Shady
Coraz częściej go obserwowałam, nie zwracał uwagi na żadną z klaczy, w tym na mnie. Żył własnym życiem i ze spokojem podchodził do każdej sytuacji. Nie mogłam się nadziwić, nic nie wyprowadzało go z równowagi. Nawet wtedy kiedy źrebaki zaczęły się wygłupiać w jego pobliżu i przeskakiwać przez jego grzbiet gdy odpoczywał. Spał, a one go obudziły. Zaczekał nawet żeby się podnieść, aby każde zdążyło przeskoczyć.
- Urocze maluchy - powiedział sam do siebie, patrząc w ich stronę: - Prawda Shady?
- Ja... - zrobiło mi się głupio, byłam pewna że nie wiedział że od dłuższego czasu już go obserwuje, bo od paru miesięcy. Od kiedy go zobaczyłam czułam do niego coś dziwnego, jakąś potrzebę bliskości, ale zadowalał mnie sam jego widok.
- Wybacz, nie powinnam cię śledzić... - przyznałam, kładąc po sobie uszy.
- Nie jestem na ciebie zły. Zauważyłem że jesteś wciąż sama, może chcesz spędzić ze mną trochę czasu?
- Właściwie to... Nie wiem... - cofnęłam się do tyłu, zwyczajnie się wahałam, chyba zakochałam się w nim, ale on najwidoczniej nic do mnie nie czuł.
- Wystarczyło podejść i spytać, lubię być sam, ale trochę towarzystwa też się zawsze przyda - podszedł bliżej mnie, uśmiechnęłam się lekko, mimowolnie. Zarumieniłam się po tym, zakryłam się szybko grzywką.
- Mam pomysł, pobiegajmy chwilę po plaży - odsłonił mi grzywkę, spuściłam wzrok, unikając jego spojrzenia. W końcu poszłam z nim na plaże, tak jak chciał. Biegliśmy obok siebie, mimo wszystko trzymając dystans.
Od Ihilo
Shady tyle razy mnie śledziła, tyle razy była gdzieś w pobliżu, rozumiałem że jej się podobam i że nie powinienem dawać jej żadnych nadziei. Ale była wciąż sama, zupełnie jak ja. Chociaż ja byłem sam z wyboru, a ona najwidoczniej z jakiegoś innego powodu. Po pewnym czasie czułem że mamy ze sobą coś wspólnego. Postanowiłem spędzić z nią trochę czasu, do niczego nie zamierzałem się zobowiązywać. Pamiętałem co zrobił mój ojciec, nie chciałem powtórzyć jego błędu. Nie znosiłem jak ktoś cierpiał przeze mnie, to było sprzeczne z moją naturą. Może dlatego zaproponowałem jej wspólny bieg przez plaże. W końcu przez to że ignorowałem ją przez cały czas tylko ją zasmucałem. Może zawsze liczyła na to żebym podszedł do niej i coś powiedział, bo sama nigdy tego nie zrobiła. Teraz gdy biegliśmy przez plaże, odważyłem się i nieco zbliżyłem się do niej. Przez chwilę ciekawy jak to jest. Co takiego czuli do siebie rodzice, jak byli w sobie zakochani? Shady zatrzymała się patrząc na mnie, prosto w moje oczy. Serce mocniej mi zabiło niż zwykle, byłem pewny że nic się nie stanie, że nic do niej nie czuje. Że to tylko zwykła klacz, ale jej oczy wręcz mnie zauroczyły.
- Może już... Już pójdę... - przeskoczyła z jednej nogi na drugą.
- Zostań, pokaże ci co mi się tutaj tak bardzo podoba - powiedziałem, byłem pewien że to ją nieco zaciekawi.
- Co takiego?
- Piasek, jest wspaniały, bo przypomina mi o dzieciństwie... Nie zgadniesz, byłem rozbrykanym źrebakiem, a teraz... Spójrz jak bardzo się zmieniłem, ty chyba też nie byłaś taka jak kiedyś, sprawiasz wrażenie jakbyś się bała...
- Czego?
- Jeszcze ani razu do mnie nie zagadałaś, ani do nikogo w stadzie.
- Nie powinnam... - odwróciła się ode mnie.
- Dlaczego? - stanąłem obok niej.
- Byłam kiedyś zła i... Nie potrafię odnaleźć się w towarzystwie, łatwo mi kogoś zranić.
To był szok, ona bała się tego czego ja się bałem, dlatego nie chciałem być z żadną klaczą, a jak chodzi o źrebaki to mi było obojętne czy będę je kiedyś miał czy też nie. Jakbym je miał na pewno bym je pokochał i starałbym się być dobrym ojcem, takim jak matka, tak, ona mi go zastępowała, zastępowała mi obojga rodziców. I bardzo mnie kochała, dzięki niej stałem się tym kim się stałem, podążyłem dobrą drogą i zrozumiałem że nie muszę być taki jak ojciec. Nie starałem się na siłę wywyższać i walczyć tak jak inne ogiery żeby pokazać jacy są silni, nie siła była w życiu najważniejsza. Nie próbowałem być nad wyraz odważny i ryzykować własnym życiem żeby popisać się przed klaczą. Nikogo nie krzywdziłem, tylko dlatego że był moim wrogiem, chciałem żeby się zmienił, dawałem mu szanse. Wierzyłem że każdy ma w sobie odrobinę dobra.
- Ihilo... - szturchnęła mnie delikatnie, tak ostrożnie że ledwo poczułem.
- Wybacz, zamyśliłem się.
- Nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego, prawda?
- Przeciwnie, co z tego że byłaś zła, teraz też jesteś?
- No... Nie...
- Nie przejmuj się innymi. Po za tym mnie nie uda ci się zranić, możemy śmiało się... Zaprzyjaźnić - zawsze byłem sam, lubiłem być tylko z własnymi myślami, trochę trudno mi się będzie teraz przyzwyczaić, ale życie nie można spędzić w ciągłej samotności.
Od Shady
- Ihilo ja... Nie chcę przyjaźni... Bo... Bo ja... - przerwałam, chciałam tu i teraz mu to wyznać, zastanawianie się czy też coś do mnie czuje czy nie było bardziej bolesne niż dowiedzenie się prawdy, która wydawała mi się oczywista.
- Śmiało - zachęcił mnie, wiedziałam że i tak się nie zdenerwuje, więc w końcu to powiedziałam:
- Kocham cię... - ulżyło mi, a jednocześnie byłam przerażona co on teraz mi powie.
- Poznawałaś mnie przez te kilka miesięcy, daj mi siebie teraz trochę poznać, potem ci odpowiem - uśmiechnął się do mnie, zdziwił mnie, zawsze był taki poważny. Na moim pysku też pojawił się lekki uśmiech. Miałam nadzieje że to może się udać, że mimo że jestem beznadziejna on mnie pokocha, potrzebowałam go.
2 miesiące później
Nadszedł kolejny dzień. Wyszłam z jaskini, załamana. Zwątpiłam w uczucia Ihilo, choć wydawało mi się że czuł to co ja. Każdego dnia patrzył mi w oczy, czasem lekko mnie dotknął, zdarzało mu się kłaść na moim grzbiecie głowę w zadumie. Często chodził zamyślony. Pozwalał mi tulić się do siebie, ale sam nigdy tego nie zrobił. Rozmawialiśmy ze sobą bardzo długo, ale nadal między nami był jakiś dystans.
- Shady...
Podniosłam wzrok słysząc swoje imię, dotąd szłam ze spuszczoną głową. Przed sobą zobaczyłam przepiękny błękitny kwiat, trzymał go w pysku Ihilo.
- To... To dla mnie? - miałam w oczach łzy, ale to ze szczęścia.
- Shady, zostaniesz moją partnerką? Możesz się nie zgodzić skoro tyle czasu czekałaś, zrozumiem...
- Tak! Marzyłam że mnie w końcu o to zapytasz - rzuciłam się na niego żeby go przytulić, odwzajemnił to, po raz pierwszy to odwzajemnił! Tak bardzo się cieszyłam. Nagle świat stał się taki kolorowy, taki piękny, bo on był przy mnie i już zawsze będziemy razem. Teraz mogło być tylko lepiej.
Tą noc spędziliśmy na łące, wśród gwiazd. Tuliłam się do Ihilo, odwzajemniał to uśmiechając się do mnie. Milczeliśmy oboje, zapatrzeni w siebie na wzajem. Jeszcze nigdy dotąd nie był tak blisko, leżałam przy jego boku, mając oparte na nim głowę.
- Czemu przez cały czas byłeś taki chłodny? - spytałam przerywając ciszę, to nie dawało mi spokoju.
- Oboje musieliśmy sprawdzić czy na prawdę się kochamy, ty byłaś pewna, ale nie ja.
- A teraz?
- Jesteś częścią mnie, bez ciebie już bym nigdy nie zaznał szczęścia... Kocham cię... Mam nadzieje że równie mocno jak ty mnie.
Wtuliłam się do jego grzywy: - Obiecaj że nigdy mnie nie zdradzisz, nie zostawisz...
- O to się nie martw, zawsze będziemy razem, na dobre czy na złe - zbliżył swój pysk do mojego, trąciliśmy się nosami. Uśmiechnęliśmy się do siebie, chyba miał na myśli to samo co ja. Przed nami była cała noc...
3 miesiące później
Zakuło mnie, aż spuściłam na chwilę głowę, zaciskając zęby.
- W porządku? - spytał Ihilo, spojrzałam na niego uśmiechając się lekko.
- To już 3 miesiąc, musi boleć - przypomniałam mu o ciąży. Tylko my wiedzieliśmy, ukrywaliśmy to sprytnie przez całym stadem, a właściwie przed moją siostrą, chciałam jej zrobić niespodziankę. Nie wiedziała nawet o tym że teraz nie jestem sama, że mam u boku kogoś kto mnie kocha. Dopiero przy narodzinach źrebaka chciałam jej o tym powiedzieć.
- Ihilo, myślałeś już jak nazwiemy nasze maleństwo? - spojrzałam na brzuch, idąc z ukochanym w stronę wodospadu.
- Na razie zastanawiam się czy to klaczka czy ogierek, a może nam się poszczęści i urodzisz bliźnięta?
- Wątpię.
- Jednego jestem pewien, obojętnie jakiej płci będzie nasz źrebak i tak będę go kochał, oboje będziemy je kochali.
- Tak... Myślałam żeby nazwać go na cześć mojej siostry, tyle dla mnie zrobiła, z resztą nie tylko ona, Danny także.
- Nie mogę się doczekać żeby ich lepiej poznać.
- Ja też, nie mogę się doczekać kiedy się o tobie dowiedzą.
- Więc na co czekamy?
- Chce zrobić im podwójną niespodziankę, dowiedzą się o tobie i poznają naszego źrebaka równocześnie...
Ciąg dalszy nastąpi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz