- Oby - spojrzałam na córkę, nie wyglądała zbyt dobrze, z resztą jak zawsze. Najchętniej kazałabym jej przez cały czas odpoczywać i w ogóle nie ruszać się z miejsca, po to żeby tylko się nie przemęczyła, żeby nic jej się nie stało. W sumie to większość czasu i tak leżała. Na pewno miała już dość takiego życia, a ja nie mogłam nic zrobić, żeby jej pomóc i to było najgorsze.
- Zima - usłyszałam że ktoś mnie woła, spojrzałam w bok. Czekała tam na mnie Wicha. Zastanawiałam się tylko dlaczego, ostatni raz kiedy ją widziałam to kilka dni po narodzinach Elliot'a i Tori.
- Będziesz miał na nią oko? - spytałam Danny'ego, nie chciałam zostawiać córki samej, zwłaszcza teraz gdy ledwo oddychała.
- Pewnie, w końcu teraz moja kolej - uspokoił mnie nieco Danny.
- Chyba już powinniśmy się zmienić...
- O nic się nie martw, z resztą będziesz ją miała na widoku.
Spojrzałam jeszcze na Tori, położyła na ziemi głowę, zamykając co chwilę oczy. Chyba była zmęczona, oby. Oby to było tylko zwykłe zmęczenie. Podeszłam do Wichy.
- Domyślam się że to coś ważnego, inaczej byś nie przyszła - zaczęłam, stając na przeciwko niej, ale i tak wciąż oglądając się za siebie.
- Przykro mi... Z powodu Tori...
- Mów o co chodzi - ponagliłam, chciałam już mieć to z głowy.
- Właściwie to chodzi mi o dwie sprawy. W sumie to dziwie się że jeszcze mnie nie zwolniłaś z tego stanowiska...
- Czemu miałabym to zrobić?
- Nie oszukujmy się, nie zrobiłam niczego przez ponad rok, a przecież mam obowiązki jako że jestem twoją doradczynią. Sądziłam że się zezłościsz i wyrzucisz mnie ze stada, ale ty nawet tego nie zrobiłaś.
- Po prostu dałam ci czas, jesteśmy przyjaciółkami...
- Nie sądzę - przerwała, spojrzałam na nią zaskoczona, pierwszy raz zachowywała się w ten sposób wobec mnie.
- O co ci chodzi? Nigdy nie chowałaś urazy tak długo i...
- Bo nigdy nie zranił mnie nikt tak jak ty - mówiła w tym samym czasie co ja.
- Nawet nie wiem o co...
- Nie mów że zapomniałaś... No jasne. Przecież nic złego nie zrobiłaś.
- Nie poznaje cię...
- Ani ja ciebie! Ja nigdy nie powiedziałam ci niczego co mogłoby cię zranić, a ty nie mało że to zrobiłaś to jeszcze zachowujesz się jak gdyby nic się nie stało!
- Chciałam cię przeprosić, ale ty przecież mnie wciąż unikałaś! Myślisz że powiedziałam to celowo?!
- Powiedziałaś to co myślisz i ja dobrze to rozumiem, po co przyjaźnić się z kimś takim jak ja? Z litości?
- Przestań, nigdy tak nie myślałam.
- Nie ważne... Odchodzę.
- Odchodzisz? - zdziwiłam się jeszcze bardziej: - Chyba już rozumiem... Przyszłaś tu żebym cię błagała żebyś została? - powiedziałam urażona.
- Miałabym się łudzić że się tak poniżysz?
- Wicha - spojrzałam na nią ostrzegająco.
- Co? Nie mam racji?
- Nie chciałam ci tak powiedzieć, w nerwach wiele rzeczy się powie, które później się żałuje... Nie mam siły się teraz z tobą kłócić, jeśli chcesz odejść to cię nie zatrzymuje... Po prostu nie mam już siły - spojrzałam na córkę, kierując uszy do tyłu, wciąż bałam się że ją stracę i to głównie zajmowało moje myśli, nawet w nocy Tori wciąż mi się śniła, nie raz dręczyły mnie koszmary z jej udziałem. Miałam już wszystkiego dość.
- Lepiej wrócę do córki... Nie wiadomo ile... - głos mi się załamał: - Ile jej jeszcze zostało... - skierowałam się w stronę ukochanego i Tori.
- Zaczekaj - Wicha stanęła mi na drodze: - Wybacz... Chyba trochę przesadziłam...
- Mam, mam jeszcze jedną wiadomość - powiedziała niepewnie.
- Jaką? - spojrzałam na nią obojętnie. Zaczęła mi opowiadać o siostrze, że ma partnera i źrebaka. Byłam w szoku, nie tyle że o tym nie wiedziałam, ale mając świadomość że Shady mi o niczym nie powiedziała, to było do niej niepodobne.
Od Felizy
Najpierw prawił mi słodkie słówka, a teraz jeszcze się do mnie zbliżył i to o wiele za blisko. Myślałam że za chwilę nie wyrobie.
- Zostaw mnie! - odepchnęłam go od siebie: - Nie jestem taka jak inne, mnie nie da się zdobyć!
- Przecież już jesteśmy razem, prawda kochanie? - spojrzał mi w oczy, w moich nadal gościła nienawiść, zacisnęłam aż ze złości zęby, odwracając się od niego gwałtownie: - Jak chodzi ci o Tori to wystarczyło powiedzieć. A nie wciąż mnie nękać!
- Chodzi mi o nas. Jesteśmy dla siebie stworzeni - podszedł do mojego boku.
- Jasne - powiedziałam ironicznie: - Lepiej się zajmij swoją siostrzyczką, przypadkiem mogłoby jej się coś stać - zagroziłam, raczej nic bym teraz nie zrobiła Tori, bo Danny przy niej był, a on widział duchy, w tym demony, nie pozwoliłby im się zbliżyć do córki. Ale zastraszyć Elliot'a mogłam spróbować.
- Nie przejmuj się tak moją siostrą, zadbałem o to żeby była bezpieczna - celowo to powiedział, żeby mnie jeszcze bardziej zezłościć. Zbliżył do mnie swój pysk, odsunęłam się szybko w bok.
- Jak byś chciał wiedzieć to już jestem zajęta - skłamałam, akurat przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Elliot się roześmiał, tak jak myślałam, nie uwierzył.
- Chodź, przedstawię ci go - powiedziałam całkiem serio, Elliot chyba nawet uwierzył wnioskując po jego minie, ale skąd mogłam to wiedzieć, gdybym czytała mu w myślach, byłoby o wiele łatwiej. Miałabym nad nim przewagę.
Od Tori
Znalazłam się na przeciwko jakiegoś sporego jeziorka, oddalonego o kilka kroków ode mnie, to chyba był sen, bo nie mogłam sobie przypomnieć żebym tutaj przyszła. Podeszłam do wody, jak zobaczyłam własne odbicie zachciało mi się płakać. Tak marnie wyglądałam, niska, mała i chuda, i jeszcze te zaropiałe oczy. Westchnęłam ciężko, z trudem powstrzymując łzy.
- Nie przejmuj się tak - usłyszałam czyiś głos, uniosłam wzrok, patrząc na tego kogoś.
- Kim jesteś? - spytałam, widząc obcą klacz, na drugim brzegu jeziorka.
- Twoją babcią.
- Babcią? Od mamy czy taty?
- Od mamy, rodzice twojego taty żyją, więc nie mogliby ci się przyśnić.
- Więc... - cofnęłam się do tyłu: - Nawiedzasz mnie we śnie?
- Powiedźmy... Bardzo bym chciała cię poznać i twoje rodzeństwo, szkoda że to nie możliwe... - babcia podeszła do mnie, przechodząc przez jeziorko, pojawiła się w nim krew. Ze strachu serce zabiło mi mocniej, przez co zaczęłam czuć nieprzyjemne kłucie.
- Bardzo byś chciała wyzdrowieć, prawda? - wyszła na brzeg, cała ociekała z wody, nie miała na sobie żadnego śladu po krwi, choć ona nadal pływała na powierzchni jeziorka.
- Myhym... - wymamrotałam ledwo, położyłam się na ziemi, ale ból nie przechodził.
- Musisz trochę poćwiczyć.
- Co? - spojrzałam na nią zdezorientowana.
- Jesteś słaba, ale jak przyzwyczaisz się do pewnego wysiłku to twoje serce i płuca będą coraz to lepiej znosiły...
- Na pewno? To.. To chyba się nie uda... Potrzebuje ziół...
- Nie, one tylko ci szkodzą...
- Tata mi je dał i pomogły... Tylko dał mi ich za mało...
- Posłuchaj, kończy mi się czas, ale... Z tego co wiem to warto spróbować. Wciąż odpoczywając zaszkodzisz sobie, natomiast zbyt gwałtowny ruch może cię zabić... Musisz podejść do tego stopniowo, jak się zmęczysz to odpocznij i spróbuj znowu, nic na siłę...
- Zioła są skuteczniejsze...
- Chyba nie chcesz być od nich zależna... Chociaż spróbuj, może nie będziesz nigdy tak sprawna i silna jak inne konie, ale na pewno będzie lepiej - babcia zaczęła znikać.
- Zaczekaj... Ty na prawdę mnie odwiedziłaś czy to tylko mi się śniło?
- Na to musisz już sobie sama odpowiedzieć i pamiętaj... - zniknęła nagle, nie dokańczając.
- O czym? - zawołałam słabo, chciałam wiedzieć. Spojrzałam na chwilę w dół, zobaczyłam na swoich kopytach krew, przestraszyłam się, to nie była moja krew. Obudziłam się nagle, krzycząc spanikowana. Mama z tatą już byli przy mnie, szybko obejrzałam swoje nogi teraz już nie było żadnego śladu po krwi. Rozejrzałam się jeszcze wokół, po czym dopiero się uspokoiłam.
Od Felizy
Szliśmy przez las. Szukałam okazji, jakiegoś naiwnego ogiera, a raczej robiły to za mnie demony, gdybym nie porozumiewała się z nimi telepatycznie, Elliot już dawno by wiedział że go oszukałam. Nie byłam w związku z żadnym ogierem i to chyba nigdy. Miłość to słabość, prawie zawsze. I nie warto się jej oddawać. No chyba że dla rozrywki. Doskonale pamiętałam związek moich rodziców, to nie była miłość, a przynajmniej nie w tak czystej postaci za jaką uważają ją inni. Gdyby udało mi się ich rozdzielić, osobno już nie byliby tacy silni, z resztą co by to dało? Oni już znali mój słaby punkt i potrafili go wykorzystać. Przez nich w oczach Elliot'a już nie byłam tak silna. I do puki się nie pozbędę tego bólu, który niesie za sobą przeszłość, będę skończona. Że też musiała wrócić dopiero teraz? Może dlatego że duchy moich... Ech... Koni, które dały mi życie się odbudowały. Zniszczyłam ich przecież już tak dawno, przez co mieli mnóstwo czasu żeby się odrodzić. Nie pamiętałam tylko, dlaczego właściwie ich nie pochłonęłam, wtedy już by nigdy nie powrócili... Do tej pory nawet myślałam że tak zrobiłam, ale jak później sobie przypomniałam to okazuje się że wcale nie. Musiał być jakiś powód, dla którego nie doprowadziłam ich do całkowitej zagłady. Tylko jaki?
Kilkadziesiąt minut później mi się poszczęściło, demony w końcu znalazły jakiegoś obcego ogiera, stwierdziły że nie grzeszy urodą, więc łatwo będzie mi go przekonać że niby ze sobą jesteśmy. Spojrzałam na Elliot'a, zastanawiając się czy się przypadkiem niczego nie domyślił, długo już kręciliśmy się po lesie i to właściwie bez celu.
- Rozumiem że się zgubiłaś? - zapytał.
- Po prostu go szukam, gdzieś polazł i tyle - skłamałam przyspieszając, w końcu w oddali zauważyłam tego obcego ogiera. Rzeczywiście nie był zbyt urodziwy, prawie się skrzywiłam na jego widok. Ale musiałam przekonać Elliot'a że jestem zajęta i nie ma u mnie szans. Nie chciałam już się dłużej z nim męczyć. Musiałam załatwić moich wrogów, tak, rodziców i to natychmiast... Musiałam ich zniszczyć zanim oni zrobią to ze mną. Do tego chciałam zrobić to sama, nie potrzebuje litości, wręcz to poniżające gdy ktoś mnie ratuje.
- Długo czekałeś? - podeszłam do niego, gdy już nastawiłam się że to zrobię.
- Na ciebie? - spojrzał na mnie zdziwiony. Głupie demony, nie mało że znalazły maszkarade to jeszcze w podeszłym wieku. Miał chyba ze 30 lat.
- A na kogo głuptasie? - uśmiechnęłam się nerwowo, kontem oka patrząc na Elliot'a. Czułam się jak skończona idiotka, on w to na pewno nie uwierzy. Ani ja nie chciałam się dłużej ośmieszać.
- Ślicznotka z ciebie - obcy zbliżył się do mnie.
- Zostaw mnie! - odepchnęłam go z obrzydzeniem. Elliot zaczął się śmiać. Już miałam zabić tego obcego, ale zjawił się młodszy ogier.
- Znów wygłupiasz się z moim ojcem? - podszedł do mnie, jak gdyby mnie znał.
- Długo już cię nie widziałem... - spojrzał mi w oczach, coś było nie tak, tego nie było w planach.
- Co taka zdziwiona? Myślałaś że nie przyjdę? A to kto? - zauważył Elliot'a, dziwne że dopiero teraz.
- To mój znajomy, chodźmy już - i tak zamierzałam skorzystać z okazji, nie wyczułam w ciele ogiera żadnego demona, więc to nie mogła być sprawka moich rodziców, a nawet jeśli, w końcu ich spotkam i będę mieć kolejną okazje do konfrontacji.
- Ej, ej zaczekajcie! - Elliot ruszył za nami, zniknęliśmy mu za drzewami, pędząc przez las, jakoś go zgubiliśmy.
- Kim jesteś? - spytałam ogiera.
- Zwą mnie Route, a ciebie?
- Feliza, co tu robisz i skąd wiedziałeś że ja...
- Śledziłem was, chodź, chyba chcesz przed nim uciec? - pobiegł w stronę gdzie kończył się las.
Zaprowadził mnie pod wulkany.
- To pułapka, prawda? Nie wierze w żaden zbieg okoliczności - powiedziałam, zatrzymując się w końcu. Zamierzałam wrócić do stada.
- Jaka pułapka? No chyba ci pomogłem...
- Tak nagle byś się pojawił? Praktycznie znikąd, a ten stary ogier to niby twój ojciec?
- No nie, ale...
- To pewnie sprawka moich rodziców, im także zależało odciągnąć mnie od Elliot'a.
Nagle zaczął się śmiać jak opętany: - Ależ ty domyślna, szkoda że jest na to za późno.
- Na nic nie jest za późno! - wrzasnęłam, przywołując do siebie demony.
- Chyba jednak jest córeczko... - zaśmiał się szyderczo, demony stanęły po jego stronie, w końcu poznałam w nim mojego ojca, ale jak? Kiedy zdążył wrócić do żywych i to na dodatek w ciele młodego ogiera? Obejrzałam się do tyłu, tak jak przeczuwałam, byli tu oboje.
- Nie tym razem! - spojrzałam na nich z nienawiścią. Może i byłam w szoku, ale gniew brał nade mną górę.
- Nie udawaj, jesteś słaba, prawdziwy demon jest pozbawiony wszelkiego dobra, a ono w tobie wciąż tkwi - zbliżyła się do mnie.
- Chcecie się przekonać że jest inaczej?! - starałam się zmusić demony żeby na powrót do mnie dołączyły, ale one były z ogierem, którego powinnam nazywać ojcem.
- Co ty nie powiesz? - zniknął niespodziewanie, pojawiając się z moją mamą, z Melindą, coś jej zrobił, bo była nieprzytomna.
- Zostaw ją! - pobiegłam w jego stronę, ale jego partnerka mnie zatrzymała.
- Myślałaś że będziesz kiedykolwiek szczęśliwa? - odepchnęła mnie, szarpałam się z nią wciąż na nią naskakując.
- Zostawcie moją matkę! - krzyknęłam wściekła.
- Ja jestem twoją matką! - odrzuciła mnie od siebie, upadłam aż na ziemie.
- Zniszczyłam was i zrobię to znowu! - poderwałam się z ziemi.
- Nie tym razem źrebaczku... Moja mała Feli...
- Zamknij się! - uderzyłam ją w pysk, złapała mnie za grzywę, wykręcając mi głowę. Rzucałam się, ugryzłam ją w szyję, ale ani ona, ani on nie odczuwali bólu, ich rany znikały w ułamek sekundy.
- Zaczekaj, niech popatrzy co zrobię z jej "mamuśką" - zaśmiał się ojciec, wroga matka rzuciła mnie na ziemie, przytrzymując, kopałam ją z całej siły i gryzłam, ale nie puściła. Ojciec zaczął wyciągać duszę z Melindy, odrywać ją od ciała, mógł ją po prostu zabić, ale wtedy nie zadałby jej tak silnego bólu. Nie mogłam znieść jej krzyku. Wyszłam z ciała, wchodząc w ojca. Ryzykowałam życiem i w ogóle możliwością istnienia, ale ono przestało się dla mnie liczyć. Zaczęłam pochłaniać jego ducha, a on mojego. W tej walce tylko jedno z nas mogło wygrać.
Udało się, pochłonęłam go i nie dziwiłam się temu, ani nie cieszyłam, po prostu teraz zrobiłam to samo z matką. Byłam potężniejsza, więc z nią zajęło mi to dosłownie chwilę. Chciałam się móc rozkoszować ich cierpieniem, ale nie czułam tego. Wracając do ciała dotarło do mnie że nic nie czuję, tak jakbym była pusta w środku. Spojrzałam na Melinde, przestała mnie obchodzić, mimo że chwilę temu oddałabym za nią wszystko, żeby tylko ona przeżyła. Pozostała tylko nienawiść i obojętność.
- Feliza, nic ci nie jest? - mama przybiegła do mnie, odzyskując już przytomność. Spojrzałam na nią pustym wzrokiem, nie wyrażającym niczego.
- Ślepa nie jesteś - odpowiedziałam, zawracając po prostu do stada. W myślach miałam mnóstwo wspomnień, przecież wiedziałam że tak przed chwilą nie było, gdzie podziały się te emocje? Pozbyłam się ich? Mimo że zajmowało mi to myśli to trudno było mi się na tym skupić, bo zwyciężała nade mną obojętność i nienawiść do wszystkiego. Było to zupełnie bezmyślne, jak można wszystkiego nienawidzić co tylko widzą oczy? Część mnie nadal walczyła żeby wrócić do tego co było, ale było o wiele za późno. Przynajmniej poznałam odpowiedź dlaczego wcześniej nie pochłonęłam rodziców. Dlatego że straciłam część osobowości i pozostała mi tylko nienawiść, tylko to czułam, pozostałe emocje zniknęły.
Przeszłam przez las, po drodze natknęłam się na Elliot'a. Mówił coś do mnie, ale go nie słuchałam. Przestałam zwracać uwagę na jakiekolwiek stworzenia. A kiedy wróciłam na łąkę, spojrzałam na stado myśląc wyłącznie o ich śmierci. Gdybym była w tej chwili sobą nie godziłabym się na taki los, nie zgodziłabym się już nigdy nic nie poczuć prócz nienawiści...
Elliot, Danny, Maja (loveklaudia) dokończ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz