Menu

sobota, 28 listopada 2015

Samotność cz.29- Od Marcelli/Leona

-Ale Mercy...na pewno nic ci więcej nie zrobił?
-Nie...
-To co cię tak smuci?
-Nic takiego
-No przecież widzę
-Nie chcę teraz o tym mówić- zakryłam brzuch skrzydłem, przycisnęłam je mocno
-Uważaj na ranę
-Nic mi nie będzie- podniosłam się
-Gdzie idziesz?
-Nigdzie...- zaczęłam chodzić wolno po jaskini, myśl o tym że źrebakowi coś się stało mnie przytłoczyła, zdenerwowałam się i uderzyłam z całej siły tylnymi nogami o ścianę jaskini
-Marcella uważaj bo sobie coś zrobisz- Leon wstał i podszedł do mnie
-Ciekawe co ty byś zrobił na moim miejscu...
-No...
-Nie wiesz, bo ty jesteś ogierem a ja klaczą, i to ja noszę w sobie źrebię- Leon stanął jak wmurowany, oczy to mu prawie na wierzch wyszły
-Ale to...czyje jest źrebię?
-Leon! jak możesz o to pytać?!- zdenerwowałam się
-To było tylko pytanie, chciałem się upewnić...
-Nie powinieneś nawet o tym pomyśleć- parsknęłam, odsunęłam go od siebie i wyszłam, pomimo rany, pozatym nie czuję się źle, już mnie to prawie nie boli, czuję tylko tak jakby ciągnięcie, ale to chyba nic takiego, chyba...


                                                                                 ***

Ledwie doszłam na łąke, jak już byłam blisko stada, upadłam na przednie nogi i zaczęłam cieżko oddychać.
-Marcella- podbiegła do mnie mama Leona
-To nic takiego- wysapałam
-Dlaczego nie odpoczywasz w jaskini?
-Nie chciałam tam dłużej siedzieć
-A Leon? gdzie Leon?
-Został tam
-Nie przyszedł z tobą?
-Nie- podniosłam się
-Ostrożnie
-Nic mi nie jest
-Nie powiedziałabym- mama Leona popatrzyła na mój opatrunek, spojrzałam na niego, jest cały od krwi, no tak, wysiłek spowodował mocniejsze krwawienie
-E to nic- powiedziałam jakby nigdy nic
-Chodź, jak masz już być na łące to z nami- poszłam za nią, w sumie to mi nawet odpowiadało, nie chcę być sama a na Leona jestem zła
-Jona mogę ci coś powiedzieć?- zwolniłam przed dojściem do Primero
-Co takiego kochanie?
-No bo ja się obraziłam na Leona
-Coś ci powiedział?
-Tak...bo ja..jestem w ciaży- spojrzałam na brzuch, Jona cofnęła uszy do tyłu, chyba się domyśliła dlaczego byłam, i jestem tak załamana
-I co powiedział?
-Miał czelność spytać się mnie czy to jego źrebię, on mi chyba nie ufa- spadła mi pojedyńcza łza, i z powodu źrebaka, i z powodu Leona, uraził mnie swoimi słowami, i to bardzo.


                                                                            ***

Minęło sporo czasu, a Leon nadal nie przyszedł mnie przeprosić nic, zezłościłam się na niego jeszcze bardziej, ale też zaczęłam się martwić, a jeśli poszedł się przejść i natknął się na Emila, a on miał jeszcze kogoś ze sobą?
-Ja idę nad wodospad- poinformowałam Jone
-Może pójdę z tobą?
-Nie trzeba- uśmiechnęłam się- nie czuję się już źle
-No dobrze...ale uważaj na siebie
-Będę- odeszłam od niej, dosyć szybko odeszłam od stada, ale zamiast nad wodospad, poszłam do lasu, i nie pomyliłam się co do swoich przypuszczeń, znalazłam Leona
-A co ty robisz sam?- podeszłam do niego
-Mercy stój!- krzyknął naglę, aż się przestraszyłam
-Co?
-Uciekaj stąd- ściszył głos
-Leon co się dzieje?
-Uważaj!- krzyknęłam kiedy on zrobił krok, odskoczył do tyłu kiedy przed jego nosem przeleciała strzała, podleciałam do góry, schowałam się w koronach drzew, mój wzrost w tym pomagał, bo jestem niska, tylko te skrzydła trochę za duże...

                                                               Leon [ zima999 ] ^^Dokończ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz