Menu

środa, 25 listopada 2015

Samotność cz.28 - Od Leona/Marcelli

- Leo - poczułem jak ktoś mnie budzi: - Leo wstawaj...
- Czego chcesz? - spytałem niezbyt zadowolony, słysząc głos Prakerezy. Przysunąłem się bardziej do Marcelli, ale jej nie poczułem. Otworzyłem szybko oczy.
- Marcella? - rozejrzałem się po jaskini, nie było jej.
- Słyszałam jak cię wołała... - powiedziała Prakereza.
- Zjedź mi z drogi - odsunąłem ją, wybiegając z jaskini: - Marce... - przerwałem, zamierzałem ją wołać, ale nie potrzebnie, bo była przede mną.
- Leo... - szepnęła, leżała na ziemi. Zauważyłem krew, po czym przykucnąłem przy Marcy na przednich nogach oglądając ranne na brzuchu, trzeba było przyjrzeć się znacznie bliżej, bo przecież było ciemno.
- Nie daruje! Komukolwiek kto ci to zrobił! - wrzasnąłem podnosząc się z ziemi: - Pewnie znów Emil - zacząłem chodzić w tę i we wte, byłem wściekły. Zauważyłem że Marcella płacze, w mroku ciężko było to dostrzec, a gdyby nie lekki blask księżyca, pewnie w ogóle bym nie wiedział.
- Zaniosę cię do jaskini, tam będziesz bezpieczna... - zabrałem ukochaną na grzbiet.
- Ostrożnie Leo... - powiedziała, byłem delikatny, ale dla niej mogłem uważać jeszcze bardziej. Położyłem ją w jaskini. Moja siostra tymczasem wszystkiemu się przyglądała. Że też musi wtykać nosa w nie swoje sprawy.
- Wracaj do rodziców, powinnaś już dawno spać - spojrzałem na nią krzywo, przestraszona wróciła do rodziców i o to chodziło. Miałem szczęście że Marcella tego nie zauważyła.
- Pójdę po opatrunki, będę tu w mgnieniu oka - wybiegłem szybko. Miałem ochotę spotkać Emila i na prawdę go zabić. Ale nie mogłem zostawić Marcelli rannej, jak wrócę to mogę zapomnieć o Emilu, raczej nie dam mu popalić, będąc przy Marcelli. Ale przecież nie odstąpię jej na krok gdy jest ranna.

Szukanie opatrunku po ciemku, trochę zbyt długo trwało, na szczęście zaczęło się rozjaśniać. W końcu zauważyłem coś co się nada, był to miękki materiał, trochę zabrudzony, więc poszedłem go przemyć. Spieszyłem się żeby jak najszybciej zjawić się przy Marcelli, trzeba będzie nazrywać jeszcze jakiś ziół. Całą drogę do wodospadu biegłem. Na miejscu miałem niemiłą niespodziankę. Jak gdyby nic przy brzegu stał sobie Emil, spojrzał na mnie, uśmiechając się głupio:
- Jak tam Marcellka?
- Uważasz że to śmieszne?! - zaszarżowałem na niego, tak gwałtownie że stracił równowagę i wpadł do wody. Uderzałem ze wściekłości kopytem o ziemie, ryjąc w niej nieco. Po czym stanąłem dęba i po wyjściu Emila z wody, od razu uderzyłem go w głowę, znów upadł, rzuciłem się na niego. Szarpaniny nie było końca, marzyłem tylko o jednym, żeby go zabić. W jednej chwili dostrzegłem kontem oka ten materiał co wcześniej znalazłem. No tak, miałem opatrzyć ranę Marcelli. Wyszedłem z wody, powalając wcześniej Emila uderzeniem tylnych nóg.
- Dorwę cię jeszcze, ale nie teraz - zmierzyłem go wzrokiem, stanął gwałtownie.
- Tchórzysz?
- Nie, po prostu mam ważniejsze rzeczy na głowie niż taki drań jak ty! I spróbuj jeszcze raz tknąć Marcelle, a pożałujesz! - przemyłem szybko materiał, zanurzając go w wodzie i pobiegłem w stronę gór. Nazrywałem prędko ziół, od razu ruszając w stronę jaskini. Miałem ochotę załatwić tego drania, ale Marcella była ważniejsza niż jakieś pojedynki.

Gdy wszedłem do środka już była opatrzona.
- Jak to? - spytałem zdezorientowany.
- Twoi rodzice mi pomogli.
- No tak...
- Z resztą rana szybko zniknie.
- Więc dlaczego jesteś tak przygnębiona? - spytałem, zauważywszy jej smutny wzrok, miała wręcz łzy w oczach.
- Bo... bo...
- Zrobił ci coś jeszcze?! - zdenerwowałem się na samą myśl, miałem nadzieje że nie powtórzył tego co kiedyś.
- Nie, ale... - Marcella spojrzała na brzuch. Nie wiedziałem co o tym myśleć. Coś mi świtało, ale co? Może tylko myślała o ranie?
- A zioła też przynieśli? - położyłem te rośliny co zerwałem przy niej.
- Tak, ale pewnie te też się przydadzą... Gdzie byłeś tyle czasu?
- Natknąłem się na Emila. Załatwiłbym drania, ale ty byłaś ważniejsza, po za tym nie mogłem na początku niczego znaleźć.


Marcella (loveklaudia) dokończ


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz