Menu

poniedziałek, 2 listopada 2015

Ucieczka cz.1 - Od Eirene/Ronan'a

Miałam nadzieje że mi się uda, wciąż przyspieszałam, nogi drętwiały mi już z bólu i ze zmęczenia. Upadłam, a on szybko znalazł się przy mnie. W końcu biegł cały czas za mną, a ja łudziłam się że mu ucieknę. Złapał mnie od razu za grzywę, podniósł brutalnie, a potem uderzył z całej siły w brzuch. Zacisnęłam zęby, a z pyska spłynęła mi strużka krwi. Nie poprzestał na tym, rzucił mną o ziemie, złapał za skrzydła, przytrzymał przednimi nogami grzbiet, zaczynając za nie ciągnąć, krzyczałam rozpaczliwie. Aż w końcu puścił.
- Przepraszam... - wymamrotałam, patrząc na niego błagalnie.
- Myślałaś że to ci ujdzie na sucho?! Że pozwolę ci uciec?! - wrzasnął, bez cienia litości.
- Wybacz mi, proszę... - zalałam się łzami, po Varonil'u, zawsze można się było spodziewać czegoś gorszego, zwłaszcza kiedy był tak wściekły.
- Tym razem polecisz, albo się zabijesz! - szarpnął mnie nagle, ciągnąc w stronę przepaści. Zapierałam się nogami, mimo moich starań, zrzucił mnie na dół. Nie mogłam rozprostować skrzydeł, żeby chociaż poszybować, spadałam coraz szybciej ze świadomością że za chwilę umrę, przed oczami miałam czarną otchłań.

Obudziłam się nagle z krzykiem, cała aż się trzęsłam. Przez chwilę nie wiedziałam gdzie jestem, miałam wrażenie że nadal spadam, choć ten koszmarny sen już minął. Nim doszłam do siebie zauważyłam że rozbudziłam całe stado swoimi wrzaskami. Wyszłam szybko z jaskini, zastanawiając się co tu robię. Po chwili przypomniałam sobie że przecież dziś z samego rana dołączyłam do tego stada, mając nadzieje że będę tu bezpieczna. Przywódcy wydawali się mili, liczyłam że na prawdę tacy są, ale pewności nie miałam. Już od dawna straciłam zaufanie do kogokolwiek. Nikt z tutejszych koni tak za bardzo nie zwracał uwagi na moje niewielkie skrzydła, to była rodzinna cecha. Należałam do rasy pegazów, które nie latają. Inni jednak nie akcentowali mnie z tego powodu, wyśmiewali i poniżali. Tutaj nikt tak jeszcze nie zareagował, pewnie dlatego postanowiłam dołączyć. Miałam nową szanse, nowe życie, z nowym imieniem. Od kilku dni nosiłam imię Kisasi, sama sobie je nadałam, tylko dlatego żeby Varonil nie mógł mnie znaleźć. Jak zapyta o Eirene, bo tak właśnie brzmiało moje prawdziwe imię, nikt mu nie powie że tu byłam, bo nikt nie wie że Kisasi to Eirene. Zamierzałam pobyć tu przez jakiś czas, nie na zawsze, bałam się zaryzykować, jak będę w jedynym miejscu to Varonil w końcu mnie znajdzie. Cała aż drżałam na tą myśl, moje obawy już nie raz spełniały się w moich snach, śniłam też o córce, wyobrażałam sobie jak wygląda, bo tak na prawdę nie wiedziałam jak, nie znałam nawet jej imienia. Varonil nie pozwolił mi uczestniczyć w jej życiu. Popłakałam się żałośnie właśnie z tego powodu. Wciąż płakałam, gdy nikogo nie było w pobliżu. Nie mogłam uporać się z przeszłością, gnębiła mnie w każdej minucie, w każdej myśli... Minęło za ledwie parę tygodni od mojej ucieczki, może to nic dziwnego że wciąż cierpiałam przez wspomnienia. Na szczęście byłam teraz bezpieczna, z dala od tego piekła, które fundował mi każdego dnia Varonil. 


Kilka godzin później


Otworzyłam oczy, zmarznięta podniosłam się z ziemi. Nawet nie wiem kiedy, ale musiałam przysnąć przed tą jaskinią. Aż dziwne że zdołałam tak długo spać, zwykle budziłam się kilka razy w ciągu nocy. Wykończona poszłam nad wodospad, chciałam tylko się napić i za chwilę wrócić do jaskini, żeby tam się ogrzać. Szybko doszłam na miejsce. Pochyliłam głowę nad wodą, zamykając oczy, nie chciałam na siebie nawet patrzeć. Żałowałam swoich decyzji, które kiedyś podjęłam, to przez nie znalazłam się poza domem i zostałam partnerką Varonil'a. Niby go kochałam, ale teraz ta miłość przerodziła się w nienawiść i strach. Napiłam się szybko, zawracając, musiałam jakoś źle skręcić, bo niespodziewanie znalazłam się na plaży. Byłam tu nowa i zamiast pójść drogą którą przyszłam, zrobiłam inaczej. Obróciłam się wokół własnej osi wypatrując, która z dróg może prowadzić na łąkę, a później do jaskini, zgubiłam się jeszcze bardziej. Nie wiedząc gdzie pójść podeszłam do morza, bez jakiegokolwiek powodu, tak po prostu. Wpatrywałam się we wodę, w jej odpływ i przepływ, to był wspaniały widok. Nagle zauważyłam że w oddali coś z niej wystaje. Zbliżyłam się, weszłam aż do wody, czułam się jakby nagle wróciła moja źrebięca ciekawość. To coś wynurzające się z wody, wyglądało na głowę konia. Zdezorientowana patrzyłam na niego, jak po prostu podpływa w moją stronę. Wyglądał niecodziennie, gdy był już blisko przestraszyłam się na jego widok. Odbiegłam spanikowana. Po paru krokach potknęłam się o coś, lądując na ziemi, piasek zamortyzował upadek. Mimo to nie wstałam, obejrzałam się tylko za siebie, patrząc na tajemniczego konia, wychodzącego już z wody. 
- Jestem Kisasi, a ty... Kim jesteś? - szepnęłam, nie wiedząc co w tym momencie czuje, ale nagle przestałam się go bać i byłam w stanie mu zaufać, a serce waliło mi jak oszalałe, czy to przez emocje czy przez strach, czy może przez co innego, trudno mi było to określić.
- Jestem Ronan - powiedział, a wtedy dostrzegłam jego kły i przeszły mnie aż ciarki po grzbiecie, cofnęłam się gwałtownie do tyłu...


Ronan (Wrenegade) dokończ


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz