- Elliot? Co... Co się stało? - spojrzałam na niego zdezorientowana, kompletnie nie pamiętałam co się przed chwilą wydarzyło, po prostu leżałam na ziemi. Było mi tak duszno, sapałam przez to, chwilami nie mogłam w ogóle oddychać, a kiedy się dusiłam, okropnie kasłałam.
- Zemdlałaś, jakieś kilka minut temu - wyjaśnił Elliot: - Nie pamiętasz?
Rozejrzałam się w koło, no tak miałam poszukać ziół, musiałam je znaleźć, po prostu musiałam. Na pewno były tutaj, w górach. Podniosłam się szybko, zachwiałam się na nogach i zanim Elliot zdołał mnie złapać czy coś powiedzieć, znów upadłam. Wprost na brzuch, przez co zaczęłam wykaszliwać krew. Czułam jak serce momentalnie mi przyspiesza, a potem drastycznie zwalnia, nie mogłam złapać tchu, wraz z wdychanym z trudem powietrzem czułam kłucie w płucach. Poderwałam się z ziemi, na tyle słabo że nawet nie wstałam.
- Wiesz co, lepiej się nie ruszaj. Zabiorę cię do stada.
- Elliot ja nie chcę... - spojrzałam na niego nieprzytomnie: - Pomóż mi dojść... Dojść do... Do... Do takiej groty w górach - wymyśliłam na poczekaniu, jakoś musiałam się tam głębiej dostać, żeby kontynuować poszukiwania.
- Po co chcesz tam iść? Rodzice będę się martwili i jeszcze mi też się oberwie...
- Błagam... Ja muszę... Muszę tam pójść... - znów starałam się wstać.
- Nie teraz - wziął mnie na grzbiet, protestowałam wywijając nogami, zbyt słabo żeby dać sobie radę z Elliot'em. Chyba nawet młodsze ode mnie źrebie, poradziłoby sobie ze mną w tym momencie.
- Zostaw mnie! - krzyknęłam, starałam się spaść z jego grzbietu, ale nie pozwolił mi na to. Zawrócił ze mną do stada. Po jakimś czasie znów straciłam przytomność. Ob drogę budziłam się po kilka razy, po to żeby wykasłać trochę krwi i znów zemdleć.
Od Zimy
Rozmawiałam wraz z Danny'm, zrobiliśmy sobie krótką przerwę. Niespodziewanie zobaczyłam w oddali Elliot'a, niósł Tori na swoim grzbiecie.
- Tori... - pobiegłam szybko w stronę syna. Do głowy przychodziły mi same czarne myśli, że to Elliot ją skrzywdził, nie łatwo było mi im zaprzeczyć. Nagle na moich oczach zrzucił ją z grzbietu i zaczął przyciskać jej klatkę piersiową, co chwilę odrywając od niej kopyta i ponawiając uderzenie.
- Zostaw ją! - skoczyłam w stronę syna, Danny pojawił się tak nagle przede mną, osłaniając Elliot'a. Tori zaczęła momentalnie kaszleć. Spojrzałam na córkę, wykasłała sporą ilość krwi, gęstej krwi.
- Przestała oddychać, musiałem coś zrobić - wyjaśnił Elliot: - Zakrztusiła się krwią.
- Tori, co się stało? - ominęłam szybko Danny'ego, dostając się do córki, położyłam się przy niej: - Czemu jest cała blada? - mimowolnie spojrzałam na Elliot'a, nie chciałam go obwiniać, choć moje podejrzenia ponownie spadły właśnie na niego.
- Pewnie znów się pochorowała, spokojnie kochanie, nic jej nie będzie - uspokajał mnie Danny, ale Tori nie była nawet w stanie mówić, chyba nawet miała gorączkę, bo cała była mokra.
- Nie widzisz w jakim jest stanie?! Nic jej przecież nie było! - krzyknęłam, biorąc Tori na swój grzbiet, wzdrygnęła się nieco.
- Coś cię boli skarbie? - spytałam.
- Mamo... - Elliot odwrócił moją uwagę: - Nic jej nie zrobiłem.
- Wierzę ci - przyznałam, choć nie byłam pewna swoich słów: - Nie strasz mnie tak więcej, rzuciłeś się tak nagle na Tori, pomyślałam że chcesz jej coś zrobić - powiedziałam szybko.
- Skąd wracacie? - zapytał Danny.
- Z gór, tam znalazłem Tori.
- Jak to znalazłeś? - zdziwiłam się.
- Zniknęła nagle, jak się bawiliśmy, więc poszedłem jej szukać, a Maji kazałem zostać w stadzie żeby nic jej się nie stało, nie chciałem wam niepotrzebnie zawracać głowy. Myślałem że Tori nic nie jest i po prostu wróci ze mną do stada, bo wcześniej przecież dobrze się czuła.
- To prawda, weźmy ją lepiej do jaskini - powiedział Danny.
- Najpierw musi się czegoś napić, strasznie się odwodniła - zaniosłam córkę nad wodospad. Nie mogła jednak niczego popić, bo wciąż leciała z jej pyska krew. Bałam się o nią panicznie, bałam się że tego nie przeżyje, musiała przestać krwawić.
- Tori proszę... - szepnęłam, widząc że krwi jest coraz więcej i jest coraz bardziej gęściejsza.
- Nie przestała jeszcze krwawić? - ukochany podszedł do mnie, patrząc na córkę.
- Jest gorzej niż myślałam...
- Elliot, pomożesz mi znaleźć jakie zioła - zwrócił się Danny do syna, obaj pobiegli gdzieś szybko.
Od Felizy
Zdążyłam poznać nową wybrankę serca mojego brata, o wiele bardziej mi przypasowała niż ta, którą miał poprzednio. W ogóle jak mógł być z kimś takim jak Mitiganda? Ona nie była nic warta, słabe to i boi się wszystkiego, może miała tam jakąś urodę, ale po za tym była nikim.
Obmyślałam już w swojej głowie pewien plan, który zrealizuje dzięki Lunie. Z zamyśleń wyrwał mnie Elliot, wbiegł tak nagle do jaskini, jakby się paliło.
- Mów co jej zrobiłaś! - wrzasnął na mnie.
- Niby komu?
- Już nie udawaj że nie wiesz!
- Bo nie wiem! Zostaw mnie samą, nie wystarczyło ci to co już zrobiłeś?!
- Mogę ci zrobić coś o wiele gorszego!
- Ach tak?! To proszę bardzo, zrób mi coś, a pożałujesz! - poderwałam się z ziemi, zezłoszczona.
- Jak Tori umrze to cię zabije, rozumiesz?!
- Zobaczymy, kto kogo zabije! - zmierzyłam go wzrokiem, a on mnie.
- Jakbyś chciał wiedzieć ona już mnie nie obchodzi! - "na razie", dodałam w myślach. Elliot wybiegł z jaskini, kazałam demonom dowiedzieć się co się stało. W krótkim czasie pojawił się jeden, który śledził przez cały czas Tori. Myślałam że po prostu choroba jej tylko wróciła, ale ta idiotka nażarła się innych ziół, w poszukiwaniu tych które jej dostarczałam. No i teraz były skutki.
Od Zimy
Tori znów była nieprzytomna, próbowałam ją obudzić, żeby nie zakrztusiła się krwią. Danny w przybiegł niosąc zioła w pysku.
- To na krzepnięcie krwi, powinno pomóc - położył je przed Tori.
- A gdzie Elliot?
- Rozdzieliliśmy się, powinien za chwilę wrócić.
- A co jeśli ona umrze? Nie mogę jej stracić... - powiedziałam półgłosem. Danny przytulił mnie do siebie.
- Musimy jej jakoś je podać...
- A jeśli jej zaszkodzą?
- Nie są zbyt mocne.
- Tylko jak?
- Zmiele je i zmieszam z wodą, tak łatwiej będzie jej to połknąć, a ty spróbuj ją obudzić - Danny zabrał zioła. Po drodze natrafił na Elliot'a, on także miał jakieś zioła, poszedł gdzieś wraz z Danny'm. Pewnie poszukać jakiegoś kamienia, na którym ukochany będzie mógł zetrzeć zioła. Miałam nadzieje że wrócą szybko. Podeszłam do wody, opryskując nią lekko córkę, żeby się obudziła. Nic to nie dało. Nagle skoczyła na mnie z boku puma, przewróciła mnie, wbijając we mnie pazury. Obróciłam się gwałtownie, od razu się podnosząc i zrzucając przy tym drapieżnika.
- Wynoś się stąd! - zaszarżowałam na pumę, odskoczyła, drasnęła mnie w nogę, stanęłam dęba, myślałam że odbiegnie jak znów się na nią rzucę, a ona uczepiła się mojej szyi, odrzuciłam ją od siebie. Zamroziłam ziemie, lód dobiegł aż do niej, ale zdołała go uniknąć odskakując. Ponowiłam atak, zawsze jakoś udało jej się uciec, była nadzwyczaj szybka. Z doświadczenia wiedziałam że pumy nie mogą osiągać takich prędkości, jak ona, coś było nie tak. Nagle puma znalazła się z tyłu za mną, obróciłam się błyskawicznie, obroniłam się ścianą z lodu, przed kolejnym jej atakiem. Szybko go cofnęłam, pędząc już na ogłuszoną pumę, zdążyła się otrząsnąć, w ostatnim momencie unikając mojego ciosu. Rzuciła się do ucieczki, a ja za nią, musiałam ją przegonić żeby nie przyszło jej do głowy tu wracać.
Od Tori
Ocknęłam się nagle, przed nosem miałam jakiś listek, był nie wyraźny, zamazany, bo znów słabo widziałam. Momentalnie zaczęło mnie mdlić, zwymiotowałam niemal od razu. Podniosłam wzrok, obraz lekko się poprawił, ale tylko na tyle żebym mogła poznać kto przede mną stoi.
- Na prawdę jesteś tak głupia? Czy tylko udajesz? - odezwała się do mnie Feliza. Zakasłałam, znów wymiotując, odsunęła się ode mnie.
- Nie ważne z resztą, nie było mnie tu, rozumiesz?! - złapała mnie za grzywę, pociągnęła do góry w taki sposób że mnie zabolało.
- Daj... Daj mi te... te zioła... - zapłakałam, byłam zdesperowana. Feliza puściła mnie, głowa opadła mi bezwładnie, uderzając o ziemie.
- Jak komuś wygadasz że ci pomogłam to gorzko tego pożałujesz. A ziół raczej się nie doczekasz... I nie znajdziesz ich, a wiesz dlaczego? Bo nigdzie ich nie ma. Tylko ja mam do nich dostęp.
- Błagam... Zrobię dla ciebie wszystko...
- Może za parę dni, teraz tylko tak mówisz - odeszła ode mnie, próbowałam wstać, ale nawet nie poruszyłam nogami.
- Feliza! - zawołałam słabo.
- Zamknij się! Jeszcze ktoś cię usłyszy, a wtedy już na pewno nie dostaniesz tych ziół - zniknęła mi w zasięgu wzroku. Nie był to zbyt duży zasięg, ale słyszeć też już jej nie słyszałam.
Od Felizy
Wróciłam na łąkę, zmuszając demony do wyjścia z pumy, która miała za zadanie odciągnąć Zimę od Tori żeby nikt się o niczym nie dowiedział. Zwłaszcza Elliot, nie chciałam żeby miał świadomość że pomogłam jego głupiej siostrze, jeszcze by pomyślał że zmiękłam. A tak na prawdę Tori była mi potrzebna. Inaczej jej życie byłoby mi obojętne, nawet cieszyłabym się że w końcu zdechła. Nie znosiłam takich słabeuszy jak ona.
Elliot, Danny, Maja (loveklaudia) dokończ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz