-Leon?- otworzyłam oczy i podniosłam łeb- Leon!- wstałam gwałtownie
-Co się dzieje?- spytała klacz, przez przypadek ją obudziłam
-Nie ma Leona
-Może wyszedł na chwilę...- po tych słowach wyszłam pośpiesznie z jaskini, zaczęłam się rozglądać i krzyczeć za Leonem, ale nikt mi nie odpowiadał, weszłam z powrotem
-Nie ma go...a jeśli Emil go wywabił z jaskini i coś mu zrobił?
-Chyba byśmy usłyszały...albo by nas obudził
-Znam Leona, nie chciał mnie pewnie martwić a i stwierdził że sam sobie da doskonale radę- zaczęłam chodzić po jaskini, tak strasznie się o niego martwię, ale coś mnie zaniepokoiło, wyszłam znów z jaskini i moim oczom ukazało się źrebię...martwę źrebię, krzyknęłam na cały głos
-Co się...- klacz wybiegła za mną z jaskini, przerwała na widok zwłok źrebięcie- moja maleńka- podbiegła do zwłok z płaczem
-To twoja córeczka...
-Tak...wiedział że tu jestem, zrobił to specjalnie- serce mi się kraja jak na to patrzę, ja jakbym straciła źrebaka to bym się załamała, chyba nawet gorzej niż ona
-Tak mi przykro- podeszłam bliżej niej
-Wiesz jak to jest stracić źrebię?...nie, bo jesteś za młoda na nie
-Nie wiem jak to jest stracić źrebię, ale wiem jak to jest tracić rodzinę...jako źrebak widziałam śmierć mojej mamy którą zabił mój ojciec...
-Przepraszam...nie wiedziałam
-Nic nie szkodzi
-Nie...nie powinnam tak mówić
-Wiesz co...tak w ogóle to się nie przedstawiłam, mam na imię Marcella
-A ja Bonaventura, w skrócie Bona albo Bovie [ czyt. Bołi ], ale lubię jak ktoś mówi do mnie moim pełnym imieniem
-Miło mi...wiesz co, może chodźmy stąd- Bona spojrzała na ciało swojej córeczki, kilka łez spadło jej na ziemię, w końcu odwróciła się i poszła za mną
-Zaprowadzę cię do stada, tam zostaniesz, ja poszukam Leo
-Nie przyjmą mnie
-Przyjmą
-Spójrz jak ja wyglądam, nigdy już nawet ogiera nie znajdę...kto mnie zechce, taką oszpeconą
-Przestań, nie każdy patrzy na wygląd, najważniejsze jest przecież to co ma się w środku, jeśli pokocha się taką jaka jesteś, jest ciebie wart, a jeśli nie to jego strata, nie masz co się przejmować
-Ale kto chce kogoś takiego w stadzie...
-Nie przesadzaj, przywódcy są bardzo mili i tolerancyjni, możesz do nich przyjść z każdym problemem, stado też nie stanowi problemu
-Wszyscy będą się na mnie patrzyć i się śmiać
-Jak będą się śmiać to są frajerami, jak można śmiać się z kogoś kto jest ranny? To szczyt prostactwa i niewychowania
-Obyś miała rację i nie będą się śmiać i mnie obgadywać
-Na pewno tak nie będzie- przez drogę jeszczę ją pocieszałam, nie dziwię się że jest jej trudno, w końcu została oszpecona na całe życie.
***
Przed samym stadem, Bonaventura się zatrzymała
-Co jest?
-Nie mogę...
-Dlaczego?
-Boję się...
-Och przestań, przecież ci mówiłam...chodź
-A jeśli mnie nie przyjmą?
-Przyjmą, na pewno
-Skąd wiesz?
-Bo wiem, jestem w tym stadzie od źrebaka
-No...no dobrze- jakoś się przełamała, wzrokiem szukałam przywódców, jak tylko ich zobaczyłam pociągnęłam Bone w ich stronę.
-Przepraszam- podeszłam do nich od tyłu
-Tak?- pierwsza odwróciła się Zima, kątem oka patrzyłam na Bone, schowała swoją zmasakrowaną połowę łba, ale niezbyt jej to wyszło bo grzywka nie była na tyle długa
-Bo moja koleżanka chciałaby dołączyć
-A jak koleżanka ma na imię?- Danny podszedł bliżej niej i opuścił łeb tak że patrzy jej prosto w pysk
-Bonaventura- powiedziała cicho- w skrócie Bona albo Bovie
-Co ci się stało?- Zima zauważyła jej rany, teraz i ona podeszła bliżej
-Długa historia
-Mamy czas
-Nie chcę do tego wracać...
-Marcella ty coś wiesz?- Zima spojrzała na mnie
-Załatwił ją tak ten sam ogier co mnie...
-On się tutaj kręci?
-Teraz nie wiem, Leon mi zniknął, a tego ogiera nie widziałam...
-Po Leona kogoś wyślemy, ty zostań w stadzie
-Nie, nie wysyłajcie nikogo, ja sama go znajdę
-To niebezpiecznie Mercy- przywódcy spojrzeli na mnie
-Dam sobie radę, już mniej więcej znam jego ruchy i zamiary
-Ale robisz to na własną odpowiedzialność
-Wiem...- spojrzałam na przywódcę- to ja zostawiam tutaj Bone, pa- spojrzałam na nią, zostawiłam ja samą z przywódcami i odleciałam.
***
Zapadła już prawie noc, a ja leciałam i leciałam, w końcu na coś natrafiłam, na dwa konie w kanionie, zniżyłam lot i dostrzegłam że to Leon z...ze swoją starszą siostrą?! ale jak?
-Leon!- ucieszyłam się jednak na jego widok, odrazu do niego podleciałam i przytuliłam
-Marcella...całe szczęście nic ci nie jest- wtulił się we mnie
-Bardziej jednak martwiłam się o ciebie, tak naglę mi zniknąłeś
-Wiem, przepraszam słońce
-A ona?- spojrzałam na jego siostrę- co ona tu robi?
Leon [ zima999 ] ^^Dokończ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz