Menu

sobota, 14 listopada 2015

Samotność cz.26 - Od Leona/Marcelli

- Byłaś najpiękniejsza ze wszystkich klaczek, strasznie chciałem się z tobą bawić, na dodatek podobały mi się twoje skrzydła, to w sumie od nich się zaczęło, jak byłem gówniarzem to strasznie się nimi zachwycałem, nie mówiłem ci tego co? - uśmiechnąłem się, na samo wspomnienie o tym.
- Nie - przyznała Marcella: - Pamiętam jak spytałeś co to takiego na moim grzbiecie...
- Ale ja byłem głupi, dobrze że teraz taki nie jestem - wtuliłem się w Marcelle.
- Ty mój głuptasku - zażartowała.
- Pomyślałaś życzenie? Tyle gwiazd nam już spadło.
- A ty?
- Nie mogę powiedzieć, bo się nie spełni - przyznałem, pomyślałem żebyśmy już na zawsze byli razem. I żebym nigdy, przenigdy jej nie skrzywdził. Znałem trochę swój charakter i wiedziałem że mimo wszystko mam wiele wad, wiedziałem to teraz, ale później pewnie będę zaprzeczał, nie znoszę na siebie samego narzekać i wytykać sobie błędy.

Nad ranem wróciliśmy do jaskini zaspani, całą noc oglądaliśmy spadające gwiazdy, żadne z nas nie chciało tego przegapić. Położyłem się od razu jak tylko byłem w środku, Marcella również. Słońce po woli wschodziło, przez promienie byłem zmuszony otworzyć oczy. Konie już wychodziły na zewnątrz, w tym klacz, którą znaleźliśmy w górach.
- To ty... - zatrzymałem ją, szybko wstając: - Chyba jeszcze nie mieliśmy okazji się poznasz, jestem Leon, ale wole jak zwą mnie Leo.
- Bonaventura, w skrócie Bona lub Bovie.
- Mam nadzieje że Emil was tam więcej nie nękał - byłem dla niej miły, bo najwidoczniej Marcella ją polubiła, skoro przyprowadziła ją do stada.
- Nie widziałyśmy go więcej...
- I dobrze, jak się tylko pojawi to będzie miał ze mną do czynienia - wróciłem do Marcelli, tak słodko spała.
- Wszystko dobrze? Baliśmy się o ciebie i o Marcelle - zaczepił mnie tata, jak już prawie oddałem się zmęczeniu.
- Nic nam nie jest.
- Co się właściwie stało?
- To długo historia - ziewnąłem: - Gdzie mama? Z resztą po co pytam, pewnie jest teraz z Nikitą.
- Z Nikitą? - powtórzył tata zdziwiony.
- Nie ma tu jej?
- Nigdzie jej nie widziałem...
- A więc to był tylko koszmar... Uff... - ulżyło mi, pewnie uciekła, jak ja się z tego cieszyłem. Tata już wyszedł, miałem nadzieje że uwierzył mi że niby mi się to przyśniło i nie zechcą jej szukać. Położyłem delikatnie głowę na ziemi, przytulając ją do skrzydła Marcelli, tak żeby jej nie obudzić i sam usnąłem.

Marcella (loveklaudia) dokończ




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz